Nauka
Roboty wielkości pyłu ratują życie. To już nie science-fiction
05 czerwca 2025
W trakcie pobytu polarników z RPA na stacji polarnej na Anarktydzie w 2025 roku jeden z nich zaatakowal lidera grupy. Pozostali członkowie wyprawy wysyłali maile z prośbą o pomoc i przyznawali, że boją się o swoje życie. Niesamowita przygoda szybko może zamienić się w najgorszy koszmar. O psychice ludzkiej w warunkach skrajnej izolacji, zmaganiach z rutyną oraz przygotowniach polarników i astronautów z dr Agnieszką Skorupą z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach rozmowia Katarzyna Sankowska-Nazarewicz.
Katarzyna Sankowska-Nazarewicz: Czym jest sytuacja ekstremalna?
dr Agnieszka Skorupa: Wiele osób, słysząc to hasło, od razu myśli o wypadkach czy atakach terrorystycznych. Czyli o tym, co może się wydarzyć nagle, bez naszej kontroli, i zagrażać naszemu życiu. Ale jest też drugi rodzaj extreme. To aktywność człowieka w środowiskach, które same, ze względu na swoją specyfikę, stawiają wyzwania dla naszej fizyczności i psychiki. Przykładem są wyprawy wysokogórskie, loty w kosmos czy praca na stacji polarnej.
Pobyt w stacji na Spitsbergenie brzmi jak fantastyczna przygoda, ale wyobrażam sobie, że nie wszyscy daliby radę psychicznie udźwignąć takie wyzwanie.
To prawda. Wyprawy na stacje polarne można podzielić na dwa rodzaje: krótkie letnie pobyty i niemal roczne ekspedycje, które połączone są z zimowaniem. Te drugie, ze względu na długość izolacji, wielomiesięczny brak światła podczas nocy polarnej czy bardzo niskie temperatury, zdecydowanie można zaliczyć do extreme. Jak odnajdujemy się w takich sytuacjach? Tutaj będzie potrzebny złożony zestaw mechanizmów adaptacyjnych, które mają wspierać człowieka długoterminowo. Dużo będzie też zależało od grupy, z którą zimujemy. Trochę inaczej jest w przypadku adaptacji do nagłego extreme, na przykład wypadku.
Są badania, które pokazują, że kiedy znajdziemy się w takiej sytuacji, 10 proc. osób zachowa zimną krew, będzie potrafiło fizycznie i psychicznie się przystosować i efektywnie działać nawet w bardzo stresujących warunkach. Z tej grupy byłoby fantastycznie rekrutować astronautów, ratowników czy uczestników wypraw.
Kolejne 80 proc. już tak dobrze sobie nie poradzi – będzie starać się odnaleźć w pamięci podobną sytuację, żeby wiedzieć, jak interpretować to, co się dzieje. Ale ponieważ takiego odniesienia nie znajdą, uruchomią automatyczne zachowania albo popadną w niemoc decyzyjną czy ruchową. Te osoby potrzebują wsparcia ratowników, ktoś musi nimi pokierować, podjąć decyzję za nich. I jest jeszcze ostatnie 10 proc., które zachowa się skrajnie nielogicznie, kontrintuicyjnie. W sytuacji stresującej te osoby będą tak mocno odcięte od swoich emocji, tak silnie nie będą wierzyły, że to, co się dzieje, jest realne, że dosłownie pójdą w płomienie.
Wspomniała pani o umiejętności adaptacji. Ostatnio głośno było o dwojgu amerykańskich astronautów, których misja niespodziewanie wydłużyła się z ośmiu dni do dziewięciu miesięcy.
Nie wiem, ilu z nas jest w stanie w ogóle wyobrazić sobie, że nagle musi pozostać w izolacji przez tyle czasu. Jak poukładać to sobie w głowie? Z kim porozmawiać? Jak wytrzymać wydłużoną rozłąkę z bliskimi? Potrzeba ogromnej elastyczności psychicznej, aby poradzić sobie z tak drastyczną zmianą.
Polecamy: Życie na ISS jest zbyt sterylne. To ryzyko dla przyszłych misji
W jaki sposób badania mogą pomóc w zdobyciu wiedzy o tym, jak człowiek może zachować się w kosmosie czy na stacji polarnej?
W przypadku astronautów takie badania trudno przeprowadzić, bo grupa referencyjna nie jest duża. Jest też trudno dostępna. W takich sytuacjach szukamy środowisk analogowych, które dzielą pewne cechy wspólne. Na przykład środowiskiem analogowym dla astronautów są polarnicy albo marynarze, którzy biorą udział w misjach w łodziach podwodnych. W tych środowiskach też brakuje światła słonecznego, są zaburzone rytmy dobowe i konieczna jest długa izolacja. Trzeba funkcjonować w małej przestrzeni i pracować w systemie zmianowym. Na podstawie badań nad polarnikami czy wspomnianymi marynarzami wnioskujemy, z jakimi wyzwaniami psychologicznymi mogą mierzyć się astronauci i jaka będzie dynamika procesów psychicznych w czasie wyprawy.
Od lat współpracuję też z Habitatem Lunares w Pile. Jest to zaadaptowany hangar wojskowy, w którym symulowane są warunki panujące poza naszą planetą. Oczywiście nie odtworzymy tam mikrograwitacji i nie stworzymy w stu procentach warunków realnej misji, ale badania przeprowadzane na osobach, które izolują się tam na kilka tygodni, są bardzo cenne. Wykorzystujemy je, żeby zrozumieć, ale też przewidywać różne mechanizmy zachowań podczas realnych misji.
Warto przeczytać: Tam rzeki płyną pod górę. Antarktyda skrywa niepokojący sekret
Jak wygląda proces wyboru i szkolenie osób, które będą uczestniczyć w misjach kosmicznych i wyprawach polarnych?
Można powiedzieć, że kandydaci aplikujący na stanowisko astronauty od razu wpadają w etat astronauty projektowego. Biorą udział w bardzo złożonym wielomiesięcznym procesie selekcyjnym, potem poświęcają miesiące albo lata na szkolenie, żeby móc polecieć na czasami zaledwie dwutygodniową misję. To jest grupa niezwykle zmotywowana i ma bardzo wysoką potrzebę osiągnięć.
Proces rekrutacji i przygotowania polarników przebiega inaczej. W Polsce, co roku, przed rozpoczęciem kolejnego sezonu przygotowań do misji polarnej na Spitsbergenie albo w Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego, można znaleźć w internecie ogłoszenia dotyczące rekrutacji. Te dotyczą zazwyczaj bardzo wyspecjalizowanych stanowisk, na przykład geomagnetyka.
Podejrzewam, że nie mamy wielu tego typu specjalistów w Polsce, którzy marzą o wyprawie polarnej.
I do tego mają sytuację rodzinną i finansową, która pozwala im na zrobienie kilkumiesięcznej przerwy w dotychczasowej pracy i wyjazd na stację polarną. Dlatego pula kandydatów, z której możemy wybierać, jest dużo mniejsza niż w przypadku astronautów. Szkolenie polarników zajmuje około pół roku i uwzględnia konkretne sytuacje, które mogą się wydarzyć w bazie. Od udzielania pierwszej pomocy, poprzez trenowanie, jak się zachować w przypadku wypadnięcia z pontonu, aż po używanie broni, bo akurat uczestnicy wypraw na Spitsbergenie muszą liczyć się z atakiem niedźwiedzia polarnego.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Podczas gdy astronauci mają zbliżony profil psychologiczny, osoby, spośród których rekrutujemy polarników, często bardzo się od siebie różnią. Stąd ważne, żeby dobrać te osoby tak, żeby tworzyły efektywną grupę złożoną z różnorodnych jednostek, bo będą „skazane na siebie” przez wiele miesięcy.
Polecamy: Niepełnosprawny astronauta poleci na Stację Kosmiczną. „Czuję dumę”
Na wyprawach lepiej radzą sobie introwertycy czy ekstrawertycy?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Ekstrawertyk ma potrzebę poszukiwania wrażeń, aktywności fizycznej, społecznej, jego układ nerwowy potrzebuje więcej bodźców, żeby czuć się optymalnie. To ma zalety, bo prawdopodobnie lepiej niż introwertyk poradzi sobie z traumą, stresem czy jakimś nagłym wydarzeniem. Ale jeśli zamkniemy taką osobę w małej przestrzeni, z małą grupą, i to będzie długotrwała izolacja, może być to dla tej osoby frustrujące.
Dla wielu osób praca na stacji polarnej czy w kosmosie wydaje się czymś egzotycznym i niesamowitym. I to jest wyjątkowe życiowe doświadczenie. Sama, będąc na Spitsbergenie, byłam zachwycona pięknem tego miejsca i życiem w stacji. Ale prawda jest też taka, że z czasem pobyt zawsze będzie wypełniony rutyną. Monotonia zadań, powtarzalne zajęcia w czasie wolnym, ograniczona liczba osób, z którymi można porozmawiać. W takim modelu z kolei lepiej odnajdują się introwertycy, bo ich układ nerwowy nie potrzebuje tak zróżnicowanej zewnętrznej stymulacji.
Wydaje mi się więc, że w dobieraniu składu wyprawy ważniejsze jest kierowanie się dynamiką całego zespołu. Oczywiście jest to możliwe wtedy, gdy na poziomie rekrutacji mamy taką liczbę osób, która pozwala na komfort wyboru.
Wracając do wspomnianej rutyny, dr Dariusz Ignaciuk z UŚ w jednym z wywiadów powiedział, że jeśli akurat nie ma pilnych zajęć, lider grupy musi wymyślić jakąś pracę, na przykład malowanie sufitu, żeby czymś zająć ludzi w okresach stagnacji.
Rutyna jest czynnikiem ochronnym podczas nocy polarnej, kiedy brak światła słonecznego zaburza działanie naszego zegara biologicznego. Na szkoleniach przedwyprawowych zawsze podkreślam, że trzeba nauczyć się samodzielnie regulować cykl dobowy: wstawać na śniadanie, opracować swój własny schemat regularnej aktywności w pracy. Wtedy wieczorem nie powinno być problemu z zaśnięciem.
Ale rutyna jest też papierkiem lakmusowym. Pokazuje, jak funkcjonują członkowie grupy. Jeśli ktoś przestaje przychodzić na posiłki, nie chce brać udziału we wspólnych wieczorach filmowych czy obchodzeniu świąt, jest to jeden z pierwszych sygnałów, że może dziać się coś niepokojącego.
Niedawno głośno było w mediach o polarnikach z RPA w stacji na Antarktydzie. Jeden z uczestników wyprawy zaatakował lidera grupy. Pozostali wysyłali maile, w których pisali, że boją się o swoje życie. Jak pomaga się wtedy takiej osobie i całej grupie?
Sytuacje kryzysowe na stacji polarnej są trudne, bo też kontekst jest specyficzny. Nie ma możliwości wyjechania, kiedy się chce, zmiany pracy czy współpracowników. SANAE IV – stacja na Antarktydzie, na której zdarzyła się ta sytuacja – jest też ekstremalnie ulokowana. Tam zimą się po prostu nie dotrze. Nie dopłynie tam żaden psycholog, który mógłby interweniować na miejscu. Pozostaje zdalne radzenie sobie z kryzysem. I tak też było w tym przypadku.
To nie była jedyna sytuacja kryzysowa na stacji polarnej, która wydarzyła się w ostatnich latach. W 2019 roku na Spitsbergenie zginęło dwoje uczestników polskiej wyprawy. Był to nieszczęśliwy wypadek, zmarli w wyniku upadku z kilkuset metrów z nawisu śnieżnego. Proszę sobie wyobrazić, jak trudne były to okoliczności dla pozostałych członków wyprawy. Te osoby dobrze się znały, przez kilka miesięcy spędzały ze sobą prawie każdy dzień. Ten wypadek wydarzył się w czasie, kiedy na Spitsbergen można było dotrzeć. Na stację wysłano interwenta kryzysowego, który mógł wesprzeć grupę w tym trudnym momencie. Takie sytuacje utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto mówić o psychologii i szkolić ludzi nie tylko z tego, jak poradzić sobie na wzburzonym morzu czy podczas przemieszczania się na lodowcu.
Uczestnicy wypraw polarnych podkreślają, że człowiek w czasie zimowania i życia w małej grupie może znacząco się zmienić, a skutki takiego wyjazdu mogą być zarówno krótko-, jak i długoterminowe. Czasem mogą to być zmiany negatywne, ale bardzo często z takiego doświadczenia wychodzimy też silniejsi.
Zdecydowanie. W psychologii nazywa się to efektem salutogenicznym, czyli fizycznie i psychicznie prozdrowotnym. Świadomość, że poradziliśmy sobie w tak ekstremalnym środowisku, znaleźliśmy pokłady kreatywności, lepiej poznaliśmy siebie, wywołuje w nas tak zwany efekt wzrostu pozytywnego. Zaczynamy mocniej wierzyć w siebie.
Czy umiejętność radzenia sobie w sytuacji ekstremalnej może też pomagać w naszej nieekstremalnej codzienności?
Przychodzi mi na myśl Japonia, gdzie jest duże zagrożenie trzęsieniem ziemi i tsunami. Japońskie społeczeństwo już od etapu szkolnego uczy się schematów różnych zachowań, na przykład ćwiczy zbiórki do punktów ewakuacyjnych. Oczywiście te szkolenia wiążą się z ogromnym stresem. Ale dzięki nim – wracając do przytaczanej już koncepcji 10/80/10 – w sytuacji realnego zagrożenia te osoby nie popadną w stupor, nie będą zdezorientowane, bo ich umysł będzie już umiał znaleźć konkretną sytuację odniesienia. Oswojenie tego pierwszego wyrzutu kortyzolu i adrenaliny oraz zmobilizowanie organizmu do ucieczki może okazać się bezcenne.
Dr Agnieszka Skorupa – psycholog, badacz, wykładowca, szkoleniowiec, adiunkt na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Specjalizuje się w analizie zachowania człowieka w sytuacjach ekstremalnych i adaptacji do skrajnych środowisk. Rozwija badania z zakresu adaptacji do warunków polarnych, współpracuje z Polską Stacją Polarną Hornsund im. Stanisława Siedleckiego na Spitsbergenie oraz Polską Stacją Antarktyczną im. Henryka Arctowskiego. Wraz z Habitatem Lunares opracowuje program badań psychologicznych dla analogowych misji kosmicznych. Kieruje projektem badawczym AstroMentalHealth, który ma być realizowany na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej podczas pierwszej polskiej misji technologiczno-naukowej na ISS-IGNIS.
Może Cię także zainteresować: Psychiczna kuloodporność. Jak nie zwariować w dzisiejszym świecie