(Prawie) wszyscy jesteśmy chłopami

Przedwojenny „Mały rocznik statystyczny” podaje, że jeszcze w 1921 r. 20 z 27 mln Polaków zamieszkiwało wieś. Tymczasem, zdaniem sporej części obywateli, naszym przodkiem był raczej wąsaty sarmata niż uciskany przez niego chłop.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Przekonanie, że Polska narodziła się wraz z chrztem Mieszka I, czyli w 966 r., jest dość powszechne. Fundamenty polskości, jaką znamy, tkwiłyby w takim ujęciu wyłącznie w tradycji chrześcijańskiej, ewentualnie greckiej czy rzymskiej. Maria Janion zajmująca się badaniem polskiej kultury i literatury w jednej ze swoich książek stwierdza, że radykalne odcięcie się od słowiańskich korzeni, mitologii i podążającej za nią wizji świata, które dokonywało się na początku drugiego stulecia, nie pozostało bez wpływu na późniejszą – chrześcijańską już – kulturę.

Niesamowite!

Prześwity owej dzikiej słowiańskości Janion nazywa czymś „niesamowitym”. Słowo to użyte zostaje jednak w nieco innym niż popularne znaczeniu. We freudowskiej wersji psychoanalizy oznacza ono coś, co znajduje się pomiędzy swoim a nie swoim, jest jednocześnie własne i obce. Freud podaje konkretne przykłady w postaci odciętych członków, odrąbanej głowy, dłoni oddzielonej od ręki, niczym w bajce Hauffa, czy stóp, które same tańczą. Wszystkie te elementy mają w sobie coś niesamowitego, zwłaszcza jeśli – tak, jak we wspomnianym tu ostatnim przykładzie – przypisuje się im cechę samodzielnej aktywności.

Z chłopa powstałeś!

W tym właśnie ujęciu za coś niesamowitego można uznać także wypartą z polskiej tożsamości chłopskość, która również nie jest ani swoja, ani obca. Jest odciętą, ale własną dłonią czy może lepiej niczyimi – bo przecież nie „naszymi szlacheckimi” – stopami, które same tańczą. Tradycje chłopskie są jednak bardziej nasze, niż nam się wydaje. I to z bardzo prostych powodów.

Chłopstwo przez całe wieki było klasą dominującą pod względem liczebności. Mowa tu nie tylko o zamierzchłej przeszłości. „Mały rocznik statystyczny” z 1939 r. podaje, że jeszcze w 1921 r. 20 z 27 mln Polaków zamieszkiwało wieś. Chłopi stanowili oczywiście wśród owych mieszkańców klasę dominującą – szacuje się, że było ich ponad 14 mln, do czego należy dodać po 3 mln nieposiadających ziemi robotników rolnych. Jeśli do liczb tych dołożymy fakt, że istotną część mieszkańców miast stanowiła ludność żydowska, a liczebność szlachty szacowano na 0,1–03 mln, to okazuje się, że korzenie – i to niezbyt głębokie – większości z nas tkwią w chłopskiej wsi.

Gdzie ci chłopi?

Reprezentacja owych korzeni wśród budujących u Polaków tożsamość klasową lektur szkolnych czy innych tekstów kultury poznawanych w trakcie edukacji jest znikoma. Jeden tylko Boryna ginie w tłumie Sopliców, Horeszków, Wokulskich, Zagłobów, Bohatyrowiczów i Pasków. Wieś Kochanowskiego jest wsią wypoczywającego intelektualisty, wieś Gombrowicza to parodia – zresztą raczej dworskiej niż chłopskiej rzeczywistości. W efekcie chłopskiej kultury uczymy się najczęściej w wersji sympatycznych, acz niezbyt mocno zachęcających do refleksji tożsamościowej „Samych swoich”.

Polski filozof Andrzej Leder w artykule „Nienapisana epopeja. Kilka uwag o zapomnianym wyzwoleniu” stwierdza, że tradycji chłopskiej brakuje m.in. i opowieści o emancypacji – zerwaniem z pozycją półniewolnika, którą regulowały stosunki feudalne, pańszczyzna itd. To właśnie ta tytułowa  „nienapisana epopeja”, która uporczywie domaga się wypowiedzenia, a która zostaje skutecznie przesłoniona przez inne opowieści, szczególnie te sięgające do tradycji szlacheckiej.

Kadr z filmu „Pan Wołodyjowski” w reżyserii Jerzego Hoffmana,
Kadr z filmu „Pan Wołodyjowski w reżyserii Jerzego Hoffmana, 1969 r. (EAST NEWS)

„Oczywiście, że w Polsce istnieje narracja organizująca samoreprezentację podmiotu. To epopeja ludu szlacheckiego, opowiadająca jego dzieje” – podkreśla Leder. „Od dominacji na ogromnych przestrzeniach międzymorza w I Rzeczypospolitej przez utratę tej pozycji wraz z rozbiorami, szarpaninę tłumionych przez wojska rosyjskie i tonących w obojętności ludu chłopskiego powstańczych zrywów, odzyskaną II Rzeczpospolitą z hegemonią inteligencko-wojskowo-urzędniczej kasty po okupację niemiecką i rosyjską z zamordowanym powstaniem warszawskim jako ukoronowaniem owej epopei. I wreszcie ambiwalentną epokę PRL” – tłumaczy.

Chłopski Tarantino?

„To jednak epopeja martyrologiczna” – mówi filozof, a nie emancypacyjna w wersji chłopskiej czy mieszczańskiej. W imaginarium przeciętnego Polaka tkwi więc opowieść szlachecka, być może opowieść o II RP z punktu widzenia mniejszości, czyli międzywojennej inteligencji, czy wreszcie o peerelowskiej opozycji. Przykryta jest natomiast ta część tożsamości, która – jak wynika z przytoczonych wcześniej danych – powinna stanowić jej istotny komponent.

„Czy ktoś w Polsce myśli dziś o tym, co to właściwie znaczyło, że wcześniej właściciele ziemscy mieli prawo »dysponować chłopami«, karać ich czy przesiedlać? Że jeszcze zupełnie niedawno jeden człowiek mógł w majestacie prawa pobić drugiego? Bo go »karał«. Albo że człowiek mógł się dowiedzieć o utracie domu, dobytku, rodzinnego miejsca, bo został przesiedlony, dobrze jeśli z rodziną? Czy doczekamy się Quentina Tarantino, który opowie we współczesny sposób zwyczajną brutalność, wypędzanie, głód?” – pyta Leder.

Monice Strzępce i Pawłowi Demirskiemu daleko pewnie – z wielu względów – do autora „Django”. To jednak ta para reżyserów teatralnych zwróciła uwagę na wyparcie chłopskiej części polskiej tożsamości. W zrealizowanym pod koniec 2011 r. spektaklu „W imię Jakuba S.” Strzępka i Demirski przywołują postać Jakuba Szeli – najbardziej znanego z przywódców rabacji galicyjskiej. Zdaniem reżyserów historia Szeli i całej rabacji została opowiedziana tylko z oficjalnej, „szlacheckiej” strony. W wersji szkolnej Szela jest więc przedstawiany tylko jako sponsorowany przez zaborców morderca, w dodatku morderca dość prymitywny, obcy zamachowiec na szlachtę, czyli na Polskę.

Demirski i Strzępka próbują przesunąć akcenty dyskusji. „Czy chłopskie państwo Szeli miało jakiś sens? Czy jesteśmy w stanie przyjąć i rozpoznać inne tropy tożsamości niż te uczone w szkołach, gdzie Szela był mściwym prymitywem i zdrajcą, a jego rabacja jedynie inspirowanym przez austriacką administrację mordem na najlepszych synach narodu polskiego?” – pyta jeden z recenzentów.

Teatralna para zadaje też pytanie, które koresponduje z rozważaniami Ledera. „Dlaczego (…) w kalendarzu polskich świąt nie ma święta zniesienia pańszczyzny? Czy wolimy myśleć o sobie jako o potomkach tej »lepszej«, szlacheckiej części narodu? Przecież dzisiejsza klasa średnia i ci, którzy do niej aspirują, to potomkowie Jakuba Szeli” – czytamy w zapowiedzi spektaklu opublikowanej przez warszawski Teatr Dramatyczny.

Słowo, pamięć i wyobraźnia

Chłopska epopeja domaga się „wysłowienia”. Tym bardziej że kultura chłopska zaczyna powoli odchodzić w zapomnienie. Już kilkanaście lat temu Wiesław Myśliwski – jeden z najbardziej znanych pisarzy poruszających „wiejskie” tematy – wieszczył „kres kultury chłopskiej”. Rozkładowi stopniowo ulegają jej fundamenty. Myśliwski wspomina przede wszystkim o trzech: słowie, pamięci i wyobraźni.

Zdaniem autora Traktatu o łuskaniu fasoli chłopskie słowo było przyczółkiem wolności dla uciskanej klasy. „Chłop przez wieki niewolny, w jednym był zawsze wolny: w słowie. Wolny także od wszelkich kompendiów językowych, słowników, poradników i kanonów, zwłaszcza tzw. poprawnej polszczyzny. Jeśli pojawił się nowy fakt, rzecz czy zjawisko, nazywał to sam z siebie, jak chciał, jak mu dyktowała własna intencja, jak ów fakt, rzecz czy zjawisko przystawało do jego doświadczenia” – stwierdza pisarz w artykule „Kres kultury chłopskiej”.

Ekranizacja powieści Gombrowicza „Ferdydurke” w reżyserii Jerzego Skolimowskiego,
Ekranizacja powieści Gombrowicza „Ferdydurke” w reżyserii Jerzego Skolimowskiego, 1991 r. (EAST NEWS)

Owa wolność jest oczywiście obecnie tłumiona – przez polszczyznę oficjalną, urbanizację, globalizację itd. Podobnie jest z pamięcią, która wśród chłopów przyjmowała szczególną formę. Wobec niepiśmienności ogromnej części przedstawicieli tej klasy społecznej musiała być ona szczególnie wyczulona. Z czasem uległa konieczności uznania wyższości pisma.

Ostatni komponent chłopskiej tożsamości – wyobraźnia – zdaniem Myśliwskiego przekraczał opozycję realne–wyobrażone. Dla chłopa różnica ta nie tyle nie istniała, co była zdecydowanie mniej ostra niż w naszym dzisiejszym rozumieniu. To wszystko jednak musiało ustąpić pod naciskiem rozumu.

Tradycja, która nas ukształtowała

Chłopskiej kultury – przynajmniej w jej tradycyjnej wersji – pewnie już nie uratujemy. Nie chodzi o to, by odtwarzać ją w jakiejś muzealnej, skansenowej formie. Być może dla naszego codziennego życia i spójnej tożsamości zdrowym będzie oddanie sprawiedliwości tej części tradycji, która jest wypierana, a która miała ogromny wpływ na to, że jesteśmy tym, kim jesteśmy.

Opublikowano przez

Adam Woźniak


Absolwent filologii polskiej i filozofii na Uniwersytecie Jagielońskim. Obecnie pracuje nad doktoratem dotyczącym relacji filozofii, literatury i kultu wojny.

Nasze filmy na YouTube:

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.