Nauka
Planeta z ogonem jak kometa. Wyparowuje z każdym okrążeniem gwiazd
08 maja 2025
A jeśli jednak, z jakiegoś powodu, nie uda Ci się wyjechać do Stanów? – zapytałem. Odpowiedział, wyjawiając, co wówczas planuje. Z taką pewnością w głosie, że wystraszyłem się, że naprawdę mógłby to zrobić. Jednak szacowanie ryzyka realnego podjęcia takiego kroku przez pacjenta to bardziej skomplikowany proces. Wtedy dopiero odkrywał przede mną karty.
Trudno wyobrazić sobie presję, którą czuł młody, dwudziestojednoletni mężczyzna, siedząc skulony w fotelu, próbując otrząsnąć się po świątecznej wizycie w rodzinnym domu. Jeszcze dwa tygodnie wcześniej funkcjonował całkiem nieźle, spotykał się z dziewczyną, przyjaciółmi. W zgodzie ze sobą podjął decyzję, że przyjmie ofertę płatnego stażu w jednej z korporacji, tu na miejscu, w Polsce. Jednak teraz zachowuje się, jakby nie miał już prawa decydować sam o sobie. Całkowite przeciwieństwo stanu, który był tak pożądany i o który tak usilnie walczył przez kilka miesięcy spotkań.
– Temat zaczął się już w progu domu. Zdążyłem się tylko przywitać. Na dzień dobry powiedział mi, że liczy na to, że przemyślałem swoją decyzję i wykorzystam życiową szansę. Odechciało mi się wszystkiego. I świątecznego jedzenia i czasu spędzanego z nimi. Tak jak przez całe życie – poza osiągnięciami nie liczyło się nic – opowiada Tomek*.
Życie dziecka w pierwszych latach dosłownie „kręci się” wokół świata rodzinnego. To rodzice są najwcześniejszymi dorosłymi „obiektami”, które – po pierwsze – zdefiniują przyszłe wzorce relacyjne, a po drugie – ukształtują tożsamość dziecka. Kilkulatkowie to uważni obserwatorzy. Dosłownie kopiują zachowania mamy i taty, zauważają podobieństwa i różnice, identyfikując się z danym rodzicem w zależności od płci. Synowie wchodzą w role podczas zabawy, uczą się bycia „takim jak tatuś”. Ich wzorzec tożsamości można uznać za przylegający, a więc jeszcze nietrwały, bo zależny od obecności obiektu wzorcowego, czyli „oryginału”.
Z czasem, w procesie adolescencji, następuje separacja i indywiduacja, kiedy to myślenie dziecka się zmienia. „Jestem inny niż tatuś, ale nie różny”, co w skrócie oznacza, że jestem wystarczająco kompetentny do bycia mężczyzną (analogicznie u dziewczynek następuje proces identyfikacji z matką), ale chcę znaleźć coś, co będzie „moje”. Następuje faza eksperymentowania, szukania własnej tożsamości, częstej zmiany zainteresowań, stylu ubierania się itd. Z czasem ta niespokojna młoda dusza nasyca się doświadczeniami i osadza w zwartej i stałej strukturze, którą może bez wątpliwości nazywać własnym „ja”.
Polecamy na naszym kanale wystąpienie Patricka Neya z konferencji HOLISTIC TALK EDU K‘IDS
Wszystkie problemy osobowościowe wiążą się z mechanizmem zatrzymania pewnego naturalnego biegu rzeczy. Konsekwencją jest fiksacja na „nieprzerobionej” fazie. Obrazowo można to porównać do zaliczania kolejnych przedmiotów podczas studiów. Oblewając jeden czy dwa egzaminy, można warunkowo awansować na kolejny rok. Jednak aby uzyskać absolutorium, prędzej czy później trzeba będzie te przedmioty zaliczyć. Tak więc młody dorosły, który nie miał na tyle szczęścia, aby w dzieciństwie trafić na sprzyjające rozwojowi warunki, wchodzi w dorosłość w pewien sposób warunkowo. Metryka mówi jedno, funkcjonowanie w relacjach i pracy drugie.
Wspomniany wcześniej pacjent na początku procesu terapeutycznego zarzekał się, że Harvard to spełnienie jego marzeń. Że chce, tak jak ojciec, być prawnikiem, ale osiągnąć jeszcze więcej i zrobić prawniczą karierę w Stanach. Uczył się zawsze wybitnie, czego efektem były stypendia, międzynarodowa matura, stypendium na pokrycie czesnego. Poza nauką nigdy nie miał nic. Wielka pustka, której doświadczał, pojawiała się w momentach, gdy większość nastolatków korzysta z życia – w wakacje. Urządzał on wówczas pijacko-narkotykowe eskapady po rodzinnym mieście, sponsorował kolegów, uprawiał przygodny seks. Nie wyklucza, że gdzieś w Polsce być może urodziło się jego dziecko.
Podczas świątecznych spotkań z dalszą rodziną czy cocktail party ze znajomymi schemat był zawsze ten sam. Gdy pojawiał się Tomek, dumny ojciec obejmował go ramieniem i „prezentował” kolejnym gościom. Czasami wyróżniał chłopaka przy stole, mówiąc: „No a Tomeczek to w tym roku znowu przeszedł sam siebie…”. Dalej padały słowa o kolejnych sukcesach. Ojciec prężył się dumnie jak paw, a sam syn z każdym rokiem karlał i czuł mdłości i zażenowanie.
Polecamy: Rodzice nastolatków na krawędzi. Jak sobie radzą (i nie radzą)
W rodzinie Tomka nigdy nie było przemocy fizycznej. Rodzina uznawana była za „wysoko funkcjonującą”, zasobną, wzorcową. Liczył się kult wiedzy. Inni ludzie zaliczani byli do kast zależnie od ich statusu. Zresztą wszelkie relacje nie były istotne, wszak najważniejsza była nauka. Na hulanki czas miał przyjść później. Poza tym Tomek przecież nikogo nie potrzebował, to tylko zbytnio go „przebodźcowywało”, a przebywanie w przeciętnie inteligentnym towarzystwie uważał za uwłaczające jego godności. Trudno było mu znaleźć stały związek. Żadna dziewczyna nie wytrzymała jego braku czasu i ciągłych sprawdzianów z wiedzy ogólnej, bo przecież „w pewnych sprawach trzeba po prostu się orientować. Trzeba wiedzieć, jak działa świat”.
Po miesiącach bolesnych konfrontacji Tomek spojrzał w swoją otchłań. Jego slogan „dobrze sobie radzę” stracił na aktualności, a on zobaczył obraz siebie, stojącego tuż obok ogromnego leju po bombie, który musi zasypać, mając do dyspozycji jedynie dziecięcą łopatkę do piaskownicy.
W Stanach przerażała go izolacja, tym większa, bo również fizyczna. Przebywanie tysiące kilometrów od domu, nawet „takiego”, samo w sobie nie było może aż tak wielkim problemem. Tomek jednak doskonale zdaje sobie sprawę, że wyzwolony spod kontroli ojca i matki może sobie po prostu odpuścić i „pójść w tango”.
– Śniłem kiedyś, że moi rodzice odbierają trumnę z moimi zwłokami, która przyleciała samolotem. Oczywiście z honorami, tak jak kogoś bardzo ważnego. Wszyscy oglądają ich wielkie wzruszenie, że stracili jedynego syna, tak wybitnego prawnika. Ja jednak w tym śnie wiedziałem, że gdy tylko inni znikną z pola widzenia, cisną moje zwłoki do bezimiennego grobu i na zawsze o mnie zapomną. Dla nich wartość mam [dopóty], dopóki mam osiągnięcia – przyznaje gorzko.
Przeczytaj: Wpływ rodziców na dzieci. Nadgorliwość nie pomaga
W psychoterapii można czasami odnieść wrażenie, że przenosimy się do świata, w którym całość odpowiedzialności przerzucamy na rodziców i zaczynamy serię pięćdziesięciominutowych narzekań, jak to bardzo nas skrzywdzili. Nie. To nie tak. Dorosły pacjent obraz swojego pierwotnego obiektu, czyli rodziców, ma już wewnątrz siebie. Jest to wyobrażenie o nich, ukształtowane i tym, jacy byli, ale i tym, w jaki sposób przeżywaliśmy ich w wyniku działania własnych mechanizmów psychicznych oraz ograniczeń poznawczych. Ten obraz nie musi być i nie będzie obiektywny ani całkowicie prawdziwy. Rozmowa z pacjentem pokazuje, że zadanie dwóch pierwszych dekad życia, czyli zdobycie odpowiedzi na pytania „kim jestem” i „jaki jestem” jest ważniejsze, niż nam się wydaje.
* Imię zmienione.
Może Cię zainteresować: Dzieci Polaków w UK to mali Brytyjczycy. Tracimy je