Nauka
Emisja metanu gwałtownie rośnie. Efekt uboczny walki o czyste powietrze
17 lutego 2025
Przedsiębiorcy z branży spożywczej doskonale wiedzą, że obietnica smukłej sylwetki i idealnej wagi to skuteczny sposób na przyciągnięcie klientów – zarówno emocjonalnie, jak i finansowo. Nic więc dziwnego, że niemal każda kategoria produktów – od jogurtów i batoników po kabanosy, promuje się dziś jako „high-protein”, czyli wzbogacona o dodatkową porcję białka. Ale czy rzeczywiście wszyscy potrzebujemy tej suplementacji? Skąd bierze się rosnąca popularność białka w diecie. Czy to chwilowy trend, sprytnie napędzany przez marketing, czy może rzeczywisty element zdrowego stylu życia? Przyjrzyjmy się faktom.
Jeszcze kilka lat temu wysokie spożycie białka kojarzyło się przede wszystkim z zawodowymi sportowcami i stałymi bywalcami siłowni. To właśnie do tej grupy kierowano reklamy. Twarzą jednej z popularnych marek suplementów był Mariusz Pudzianowski, a przekaz towarzyszący jego wizerunkowi był jasny: jedz dużo białka, a będziesz silny i potężny. Jak Pudzian.
Dziś jednak białko przestało być domeną wyłącznie kulturystów i zawodowych sportowców. Wystarczy spojrzeć na półki supermarketów. Produkty wysokobiałkowe nie są już ukryte w specjalistycznych sklepach dla entuzjastów fitnessu, lecz dumnie prezentują się obok zwykłych jogurtów, batonów i przekąsek. Stały się częścią codziennej diety przeciętnego konsumenta, który niekoniecznie dąży do sylwetki strongmana, ale chce „jeść zdrowiej”.
Zmienił się też przekaz reklamowy. Zamiast muskularnych siłaczy w kampaniach promujących białkowe produkty coraz częściej widzimy zapracowanych trzydziestolatków, młode mamy, a nawet seniorów. Współczesne slogany nie obiecują już gigantycznej masy mięśniowej, lecz „sytość na dłużej”, „więcej energii” czy „wsparcie organizmu w codziennych wyzwaniach”. Białko stało się marketingowym synonimem zdrowego stylu życia – czymś, co każdy powinien mieć na talerzu, niezależnie od poziomu aktywności fizycznej.
Przez lata białko miało dość jednoznaczny wizerunek, często wspierany nieprawdziwymi przekonaniami. Jednym z najpopularniejszych mitów było to, że nadmiar protein sprawia, iż człowiek automatycznie przybiera na wadze i rośnie do rozmiarów atlety z Lokomotywy Jana Brzechwy, pochłaniającego tysiące kotletów. To bzdura.
Owszem, białko wspiera przyrost tkanki mięśniowej, ale tylko w połączeniu z odpowiednim treningiem i nadwyżką kaloryczną. Samo zwiększenie podaży protein nie spowoduje nagłego przyrostu masy – to nie magiczny składnik, lecz podstawowy budulec naszego organizmu.
Wystarczyło inaczej przedstawić zalety białka, by przestało być domeną siłowni i trafiło do mainstreamu. Dla osób aktywnych fizycznie kluczowe są budowa mięśni i poprawa zdolności regeneracyjnych organizmu. Dla przeciętnego klienta liczy się jednak coś innego – niska kaloryczność (na przykład jogurtu typu skyr zjedzonego z owocami zamiast czekoladowego batona przy biurku w pracy) w połączeniu z długotrwałym uczuciem sytości.
Według danych opublikowanych przez serwis Statista wartość rynku żywności wysokobiałkowej rośnie w błyskawicznym tempie. Z 26 mld dolarów w 2021 roku do prognozowanych 47,4 mld dolarów w 2032 roku. Sklepowe półki uginają się od towarów high-protein, bo to się markom zwyczajnie opłaca.
Tak jak wcześniej opłacała się inwestycja w reklamę produktów light (o obniżonej zawartości tłuszczu), żywności skierowanej do wegan czy tej pozbawionej glutenu lub cukru (ale za to nierzadko z całą listą innych substancji słodzących). Jasne, dla pewnej grupy odbiorców, chociażby z powodów zdrowotnych, towary te były niezbędne, ale spora część konsumentów zwyczajnie podążyła za podsycanym przez branżę trendem.
Polecamy: AI w biologii przegania ewolucję. Nowe białka powstają w sekundy
Proteiny to znacznie więcej niż moda. To niezbędny składnik zdrowej diety.
Jak czytamy na stronach amerykańskiej National Library of Medicine, białko odgrywa kluczową rolę w procesach metabolicznych. Wspomaga wzrost, regenerację uszkodzonych komórek i tkanek, uczestniczy w syntezie hormonów i wielu innych funkcjach biologicznych. Krótko mówiąc, odżywia organizm, ale nie zamienia nas w kulturystów z dnia na dzień.
Białko to jeden z makroskładników diety, który – w odpowiednich ilościach – może pozytywnie wpłynąć na zdrowie. Jego nadmiar w diecie może jednak prowadzić do nieprzyjemnych konsekwencji zdrowotnych.
Ile białka dziennie powinniśmy zatem jeść?
– Standardowe zalecenie to 1 gram białka na każdy kilogram masy ciała, czyli na przykład 90 gramów dla osoby ważącej 90 kilogramów. Jednak w wielu przypadkach to niewystarczająca ilość. Optymalna podaż dla osób na diecie redukcyjnej, które chcą chronić mięśnie, wynosi 1,2–1,5 grama na kilogram masy ciała. Większe zapotrzebowanie mają także kobiety w ciąży i karmiące piersią, a także osoby po 65. roku życia – u nich zaleca się spożycie na poziomie ok. 1,2 grama. W przypadku niektórych dyscyplin sportowych, zwłaszcza wymagających intensywnej budowy masy mięśniowej, stosuje się nawet 2 gramy białka na kilogram masy ciała – tłumaczy dla Holistic News Joanna Rutka, trenerka i dietetyczka związana z branżą fitness.
W przypadku większości osób odpowiednią ilość białka można dostarczyć w ramach regularnej i zróżnicowanej diety. Filet z kurczaka lub indyka, łosoś, tuńczyk, nabiał, jogurt grecki, jajka, rośliny strączkowe czy pieczywo wieloziarniste – wszystkie te produkty zapewniają optymalną podaż białka, bez konieczności sięgania po produkty wysokobiałkowe.
Wzbogacając dietę o dodatkowe porcje białka, warto pamiętać, by nie przesadzić. Odpowiednio zbilansowane posiłki nie muszą opierać się na nadmiarze protein. Spożywajmy je z umiarem. A jeśli nie wiemy, jak utrzymać właściwe proporcje, pomocne mogą okazać się aplikacje do monitorowania bilansu kalorycznego. W przypadku białka, jak i każdego innego składnika odżywczego, obowiązuje prosta zasada: co za dużo, to niezdrowo.
– Dieta bogatobiałkowa stosowana jest w stanach wyniszczenia organizmu, w chorobach nowotworowych czy rozległych oparzeniach. Jeśli nie mamy konkretnych zaleceń dotyczących zwiększonego spożycia białka, musimy liczyć się z tym, że jego nadmiar zwiększa filtrację kłębuszkową i wydalanie mocznika, co może prowadzić do przeciążenia nerek. Nadmiar protein może również powodować zakwaszenie organizmu, zaparcia lub biegunki, a także wywoływać dyskomfort żołądkowo-jelitowy oraz wzdęcia – wylicza Rutka.
Nie ma wątpliwości, że białko jest kluczowym elementem diety. Jego rola w regeneracji organizmu i zapewnianiu uczucia sytości sprawiają, że wiele osób świadomie włącza je do codziennego jadłospisu. Jednak dzisiejsza moda na high-protein nie zawsze wiąże się rzeczywistymi potrzebami organizmu. Często to efekt marketingowej gry, w której konsumenci są zachęcani do wydawania więcej na produkty, które naturalnie zawierają ten składnik.
– Produkty typu high-protein to zwykle wysokoprzetworzone artykuły spożywcze, bogate w cukier ukryty pod różnymi nazwami, konserwanty i barwniki. Czytajmy etykiety i sprawdzajmy skład, a białko starajmy się pozyskiwać z naturalnych źródeł o wysokiej biodostępności, czyli mięsa, nabiału, jaj – dodaje Rutka.
Kupując żywność wysokobiałkową, warto zadać sobie jedno pytanie: czy rzeczywiście tego potrzebuję, czy raczej ulegam dobrze skonstruowanej reklamie? W świecie, gdzie etykieta „high-protein” działa jak magnes na portfele klientów, nie zawsze to my budujemy mięśnie – częściej rosną zyski koncernów spożywczych.
Może Cię także zainteresować: Bojkot sklepów w Chorwacji słabnie. Czy w Polsce byłby skuteczny?