Nauka
Kolonizacja Marsa wymaga rolnictwa. Naukowcy mają ciekawy pomysł
06 listopada 2024
Twitter od lat znajduje się w ogniu krytyki za stosowanie antydemokratycznych i manipulacyjnych praktyk. Po niedawnych decyzjach Elona Muska debata nad przyszłością platformy rozgorzała na nowo. Czy plan wizjonera z Pretorii to kolejny bubel?
Komercjalizacja przekształciła media w biznes, w którym wynik finansowy stoi ponad ideami demokratycznego ładu. Nieusuwalna potrzeba utrzymania stałej bazy użytkowników leży w sprzeczności z ich funkcją, jaką powinny pełnić we współczesnych społeczeństwach, czyli stawać się narzędziami krytycznej i racjonalnej debaty publicznej.
Plan Muska dotyczący zakupu Twittera w celu przywrócenia misji i roli tej platformy jako publicznej, globalnej agory z początku wydawał się szlachetny, jednak dziś jego realizacja zdaje się mało prawdopodobna, a na wierzch wychodzi prawdziwy cel wizjonera urodzonego w RPA – kapitalizacja. Przez wiele niezrozumiałych decyzji, dziś pod znakiem zapytania stoi nawet sama przyszłość Twittera, który z każdym miesiącem ogranicza dostęp do funkcji i stara się pobierać coraz to nowsze opłaty od użytkowników.
Twitter został uruchomiony w 2006 roku jako usługa wysyłania i grupowego publikowania wiadomości tekstowych. Użytkownicy wysyłali SMS-y na bezpłatny numer, który następnie umieszczał wiadomość na publiczną tablicę platformy. Wiadomości miały ograniczoną do 160 znaków długość. Prosta strona internetowa rejestrowała aktualizacje i wyświetlała tekst obserwatorom.
Pierwszy raz w globalnej świadomości Twitter zaistniał podczas protestów społecznych w Iranie w 2009 roku. Kiedy obywatele wyszli na ulicę, aby zaprotestować przeciwko sfałszowanym wyborom, rządzący postanowili stłumić je za wszelką cenę. Protestujący używali Twittera do komunikowania się, natomiast świat, dzięki rosnącej liczbie informacji, zdjęć i filmów, zaczął z większą uwagą przyglądać się politycznym działaniom Teheranu. Kiedy protestujący zdali sobie sprawę, że świat patrzy – i że międzynarodowa kontrola może powstrzymać lub przynajmniej udokumentować nadużycia rządu – ich tweety nabrały większego celu. Media opisały to zdarzenie jako „twitterową rewolucję”; i choć została ona szybko stłumiona, to nazwa funkcjonuje do dziś.
Z biegiem czasu coraz więcej światowych wydarzeń rozgrywało się na żywo na Twitterze, a każdy, komu zależało na najnowszych wiadomościach lub był zaangażowany w ich publikowanie, dołączał do republiki Twittera. I tak z grupowej usługi tekstowej Twitter stał się platformą zawierającą krótkie, publiczne posty – mikroblogiem, na którym miliony osób wspólnie transmitowały, dyskutowały i debatowały nad politycznymi wydarzeniami lub komentowały nowe odcinki ulubionych seriali.
Siła Twittera nie wynikała nigdy z sukcesów finansowych, bowiem niemal od początku platforma wykazywała straty. Jeśli chodzi o zasięgi, tutaj również nigdy twórcom nie udało dobić do poziomu Facebooka lub YouTube’a – Twitter dysponuje ok. jedną szóstą bazy użytkowników tych platform.
Twitter służy jako globalny rynek miejski, miejsce wymiany myśli dla ludzi wpływu. Prawdziwy boom nastąpił wraz z początkiem kadencji Donalda Trumpa w 2017 roku, kiedy ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych zamienił swoje konto na Twitterze w live stream prosto z Gabinetu Owalnego. Oznaczało to, że każdy dziennikarz, pracownik rządowy lub zaniepokojony obywatel, aby uzyskać najlepszą informację na temat sytuacji w swoim kraju, został przekierowany do odwiedzania profilu Donalda Trumpa na Twitterze.
Współczesne platformy społecznościowe, działające w rzeczywistości zarządzanej przez międzynarodowy kapitał, napędzane są przez maksymalizację zysków. Być może nie chodzi w tym przypadku o pospolitą chciwość. Powodem nieustannej pogoni za zyskiem jest rozwój konkurencji. Firmy muszą stawać się większe i lepiej zaspokajać potrzeby użytkowników niż ich konkurenci, w przeciwnym razie ryzykują wypadnięcie z rynku. Platformy medialne budują przychody poprzez utowarowienie naszego uczestnictwa (czasu i zaangażowania) oraz gromadzenie prywatnych danych. Dlatego chwytają się wszelkich sposobów, aby utrzymać naszą uwagę. Do tego najlepiej sprawdzają się algorytmy, które zdaniem badaczy zachęcają do polaryzacji.
Analizy z 2020 roku prowadzone przez Steve’a Rathje, badacza z Cambridge, sugerują, że algorytmy Twittera lepiej pozycjonują wpisy poniżające inne osoby. Co ciekawe, nie występowała żadna korelacja z konkretną partią polityczną: efekt ten uprzywilejowuje wszelkie nastroje, a zatem każdą politykę, zbudowaną na dyskredytowaniu wszelkiego rodzaju grup społecznych
Ważnym pytaniem, które co jakiś czas pojawia się w debacie, jest kwestia faktycznego uspołecznienia i zmaterializowania wartości wolności i równości na platformach społecznych. Innymi słowy, być może problem z mediami platformowymi ma mniej wspólnego z technologią lub naturą samego medium, a więcej z faktem, że nasze społeczeństwo przedkłada interesy osób prywatnych nad dobro publiczne.
Efektem braku faktycznej polityki na platformach społecznościowych jest, chociażby popularność trollerskich kont, które zajmują się wyłącznie publikowaniem agresywnych i angażujących treści. Jedno z takich kont (Ricky_Vaughn99) w 2017 roku znalazło się na 107. miejscu w rankingu najbardziej wpływowych postaci politycznych na amerykańskim Twitterze. Właściciel konta kierował swój przekaz do białych i gniewnych mężczyzn, a rasistowskie memy i wulgarne ataki na demokratycznych polityków dały mu dużą rozpoznawalność w mainstreamie Partii Republikańskiej.
Po przejęciu Twittera Musk zdecydował się na tweetowanie teorii spiskowych i zrażenie do siebie reklamodawców. Następnie CEO Tesli zdecydował się zwolnić większość pracowników, w tym osoby odpowiedzialne za sprawy techniczne. Być może dlatego minione tygodnie dla Twittera nie należą do najlepszych. W odpowiedzi na serię awarii Elon Musk postanowił ograniczyć liczbę tweetów, które mogą zobaczyć użytkownicy portalu. Osoby bez specjalnej subskrypcji (Twitter Blue) mogą przeczytać do 600 postów na dobę. Posiadacze zweryfikowanych kont (czyli tych z niebieskim znaczkiem) mogą przeczytać do 6 tys. postów na dobę. Weryfikacja konta to koszt ok. 8 dolarów miesięcznie.
Z kolei notoryczne awarie TweetDecka (aplikacji służącej do zarządzania profilem) wymusiły ograniczenia dostępu również w tym zakresie. Zespół Twittera rozpoczął wdrażanie nowej wersji tej aplikacji, która zostanie udostępniona jedynie subskrybentom. Oznacza to, że tylko opłacający konta Twitter Blue, zweryfikowane organizacje, które otrzymały weryfikację od Twittera, będą mogły korzystać z TweetDecka.
W porównaniu z ubiegłym rokiem, przychody Twittera z reklam w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich pięciu tygodni spadły o 59 proc. Natomiast prawdopodobna strategia Muska polega na odwróceniu uwagi od sytuacji finansowej firmy, stąd coraz częstsze tweetowanie na temat teorii spiskowych oraz jawne przymilanie się do skrajnie prawicowych polityków. Najbliższe tygodnie pokażą, czy problemy techniczne i nowe opłaty nie odstraszą reklamodawców i samych użytkowników, którzy stanowią o sile Twittera. Być może jeszcze w tym miesiącu Elon Musk zyska nowego konkurenta, gdyż firma Meta, właściciel Facebooka, ogłosiła, że kończy pracę nad własną wersją platformy opartej na komunikacji tekstowej. Aplikacja ma nazywać się Threads, a jej największą zaletą ma być lepsze skomunikowane z innymi platformami ze stajni Meta, czyli Facebookiem i Instagramem.
Źródła: