Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
„Stop nienawiści” – te słowa powtarzane są na niemalże każdym kroku. W obliczu gdańskiej tragedii poszukujemy przyczyn tego, co się stało. Patrzymy w stronę polityków, mediów, służb, oczekując zaangażowania w walce z hejtem i agresją. Przykład idzie z góry. Ale często zaczyna się w zaciszu domowym Skala zjawiska przemocy domowej jest ogromna. „Z krzyżowego zestawienia różnych badań wynika, że w Polsce nawet milion kobiet rocznie doznaje przemocy” – tłumaczy […]
Skala zjawiska przemocy domowej jest ogromna. „Z krzyżowego zestawienia różnych badań wynika, że w Polsce nawet milion kobiet rocznie doznaje przemocy” – tłumaczy Konrad Wojterkowski z Fundacji Krajowe Centrum Kompetencji. „Jeżeli zestawimy te informacje z przemocą wobec dzieci, z których wynika, że aż 43 proc. polskiego społeczeństwa akceptuje kary cielesne, możemy domniemywać, że w co najmniej połowie polskich rodzin dochodzi do przemocy. Jeżeli natomiast włączymy również kwestie przemocy psychicznej, ekonomicznej czy instytucjonalnej, to obawiam się, iż można użyć stwierdzenia, że większość polskich rodzin doznaje przemocy” – dodaje.
O potrzebie nowelizacji ustawy z 2005 r. o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie mówiono od dawna. Pierwsza nowelizacja miała miejsce w 2010 r., ale i ona, jak pokazała praktyka, wymagała pewnych poprawek. Z ramienia ustawy powołano Zespół Monitorujący, w skład którego weszli członkowie poszczególnych resortów oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych, takich jak Komitet Ochrony Praw Dziecka, Krajowe Centrum Kompetencji czy Centrum Praw Kobiet.
„Trzon całej ustawy był dobry, ale należało dodać i usprawnić pewne procedury, które jeszcze lepiej mogłyby chronić osoby doznające przemocy” – wyznaje Wojterkowski. „Pracowaliśmy nad tymi zmianami dwa lata. Wnioskowaliśmy o takie zapisy, jak chociażby nadanie policji specjalnych uprawnień, które pozwoliłyby na wyprowadzenie sprawcy z domu i natychmiastowego wydania zakazu zbliżania się do poszkodowanych. Takich propozycji było wiele. Niestety, w pewnym momencie zmieniła się władza i prace nad nowelizacją zostały zastopowane. Od pani minister otrzymaliśmy informacje, że część tych zmian nie jest możliwa do wprowadzenia i należy wprowadzić do ustawy zupełnie inne poprawki. Nie zostaliśmy zaproszeni już do współpracy” – podkreśla.
Propozycja nowelizacji, która ujrzała światło dzienne w grudniu 2018 r., nie była konsultowana ani z organizacjami pozarządowymi, ani z ówczesnym rzecznikiem praw dziecka Markiem Michalakiem, mimo że resort ma w tym przypadku obowiązek prowadzenia konsultacji zewnętrznych. Do rozmów zaproszono natomiast Instytut Ordo Iuris, twórców skrajnie aborcyjnej ustawy, która przewidywała więzienie dla kobiet przerywających ciążę, a także radnych z Zakopanego, którzy pomimo obowiązującego prawa nie uchwalili samorządowego programu przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Zgodnie z nowelizacją ustawy z 2010 r. każdy samorząd miał obowiązek utworzyć taki program, a także powołać zespoły interdyscyplinarne pracujące z osobami doświadczającymi przemocy.
W efekcie, w grudniu mieliśmy okazję wczytać się w nowe propozycje zmian ustawy, które wywołały falę sprzeciwu. Nowelizację ostatecznie wycofano, tłumacząc, iż owa „wersja projektu nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego i wyjść poza mury resortu” – czytamy na stronie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Jak podkreślono, „takie zapisy nie powinny nawet trafić do wersji roboczej projektowanej ustawy. Zawsze naszym celem była troska o rodzinę i ochronę najsłabszych jej członków”.
Odpowiedzialność wzięła na siebie wiceminister Elżbieta Bojanowska, podając się do dymisji. W uzasadnieniu resort podał, że „w projektowanej ustawie znalazły się kontrowersyjne zapisy, na które nigdy nie było zgody minister Elżbiety Rafalskiej”. Zgody nie było, ale podpis pani minister znalazł się jednak pod pismem kierującym projekt do konsultacji.
Czego konkretnie dotyczyły kontrowersyjne poprawki? Jedną z kwestii był zapis, że osoba, która doznałaby nawet dotkliwego, ale jednorazowego pobicia, nie byłaby uważana za osobę doznającą przemocy domowej. „Jest to niebezpieczny tok myślenia” – tłumaczy Tomasz Majewski ze stowarzyszenia Niebieska Linia.
„Jedna z ważniejszych kwestii przeciwdziałania przemocy polega właśnie na tym, aby tę przemoc jak najszybciej powstrzymać. Praktyka pokazuje, że przemoc, która pozostawiona jest bez żadnych konsekwencji dla sprawcy i bez reakcji, zazwyczaj eskaluje. Każdy kolejny akt przemocy będzie prawdopodobnie bardziej brutalny od poprzedniego. Dlatego właśnie tak ważne jest, aby tego pierwszego aktu przemocy, jak i każdego kolejnego, nie pozostawiać bez reakcji. Przemoc w rodzinie jest jednym z najbardziej niebezpiecznych problemów społecznych naszego kraju” – zaznacza.
Kolejny zapis dotyczył procedury zakładania Niebieskiej Karty. Jest to jedno z ważniejszych narzędzi, które umożliwia policji i pomocy społecznej dokumentowanie faktów związanych z przemocą w rodzinie. Na mocy karty policja ma obowiązek regularnie kontaktować się z ofiarą. Stanowić może ona następnie dowód w sprawach sądowych. W propozycji nowelizacji ustawy Niebieską Kartę można byłoby założyć jedynie za zgodą ofiary, której przemoc dotyczy. Skutkować to może zastraszaniem osób doznających przemocy przez sprawców, a co za tym idzie – niemożnością rozpoczęcia procedury.
Resort postanowił usunąć również paragraf dotyczący wspomnianego powyżej programu dotyczącego przeciwdziałania przemocy w rodzinie, który na mocy ustawy obowiązywał wszystkie samorządy. Zamiast artykułu dopuszczono możliwość, aby dana gmina czy powiat mogły, ale nie musiały pracować w oparciu o ten program. Czyżby ukłon w stronę Zakopanego?
Dyskusyjną kwestią była również zmiana definicji przemocy w rodzinie na przemoc domową. Wiele organizacji podnosiło głos, że otwierało to furtkę do dowolnej interpretacji przepisów. Bo czy przemoc wśród członków rodziny, która miała miejsce poza domem, dalej będzie mogła być uważana za akt przemocy domowej? Inną sprawą jest, że strona rządząca nieraz podnosiła kwestie „świętej polskiej rodziny”, przekonując, że do przemocy dochodzi najczęściej w związkach niesformalizowanych, nie w rodzinie. Statystyki jednak zaprzeczają tym twierdzeniom, choć są to nieznaczne różnice procentowe.
Powinniśmy skupić się przede wszystkim na takich rozwiązaniach, które będą chronić osoby doznające przemocy” – postuluje Konrad Wojterkowski z KCK. „Nie da się skutecznie rozwiązać tego problemu, jeżeli państwo nie będzie chroniło ofiar i nie zacznie skutecznie penalizować sprawców. Już dziś samo dochodzenie swoich praw w sprawach dotyczących przemocy nie jest łatwe. Z badań przeprowadzonych w 2013 r. wynikało, że jedynie 20 proc. zgłoszonych sprawców przemocy zostało skazanych” – dodaje.
„Niestety, ale na dzień dzisiejszy ochrona ofiar przemocy jest fikcją. Winy szuka się w ofierze, nie w sprawcy. Nie stosuje się metod zabezpieczających osoby doznające przemocy. Wypuszcza się agresorów. Policjant poucza sprawcę, zamiast wyrzucić go z mieszkania. Zabiera się dotacje organizacjom, które czynnie działają na rzecz przeciwdziałania przemocy. Tak było przecież w przypadku Centrum Praw Kobiet, Feminoteki czy nawet Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Współczesny system ochrony nie istnieje. Wspiera się sprawców, nie ofiary. A ostatnia nowelizacja ustawy pokazuje, że zmierza to wszystko w bardzo złym kierunku” – podkreśla.
W Polsce mamy kilka ścieżek prawnych, które mogą być użyte w sytuacji przemocy w rodzinie. Podstawowa to wniesienie sprawy do sądu z art. 207 kodeksu karnego, który mówi o przestępstwie znęcania się nad rodziną. Można iść także innym torem, wnosząc sprawę o pobicie. „Jeszcze kilka lat temu była taka tendencja w Polsce, że łatwiej było wygrać sprawę w sądzie o pobicie niż z art. 207. Doradzaliśmy tak nawet wtedy ofiarom przemocy, aby w pierwszej kolejności właśnie zgłaszały sprawy o pobicie. Miały wtedy dużo większe szanse na ich rozpatrzenie” – wspomina Tomasz Majewski ze stowarzyszenia Niebieska Linia.
Kary sądowe dla sprawców przemocy to w większości przypadków wyroki w zawieszeniu, nadzór kuratorski i przymusowe programy terapeutyczne dla sprawców. Chociaż dostępność terapii dotyczy raczej większych miast, to jednak praktyka pokazuje, że praca psychologiczna ze sprawcami jest jednym z ważniejszych elementów pomocy ofiarom.
„Mąż przez lata znęcał się nade mną. Nie chcę nawet tego opisywać, bo to wciąż świeże rany” – opowiada pani Maria z Krakowa. „Dlaczego tak długo na to pozwalałam? Bo zawsze słyszałam, że to moja wina. Nawet jak policja przyjeżdżała na interwencje, to sugerowała, że nie powinnam pana prowokować. Ale w końcu wylądowałam w szpitalu. Ledwo przeżyłam. Pani psycholog przekonała mnie, żebym wniosła sprawę do sądu. To była okrutna batalia. Psychicznie do dziś się nie podniosłam. Sprawę wygrałam. Dostał wyrok w zawieszeniu” – wyznaje.
„Od tego czasu nie było już przemocy fizycznej. Fakt. Ale pojawiła się przemoc psychiczna, ekonomiczna, a ja nie miałam dokąd pójść. Wniosłam sprawę o rozwód, chciałam wywalczyć rozdzielność majątkową, wyprowadzić się i zacząć wszystko od początku. Sąd nie udzielił nam rozwodu. Mieszkam u przyjaciół, bo nie stać mnie na wynajem. Wciąż muszę spłacać kredyt za mieszkanie, bo mąż oficjalnie nie pracuje, a wyprowadzić się nie chce. Tak właśnie, w moim mniemaniu, wygląda pomoc ofiarom przemocy w Polsce” – dodaje.
Jest to jedna z tych historii, która pokazuje, że mimo podjęcia działań prawnych sytuacja osoby doznającej przemocy wciąż jest niekorzystna. Prawo to jedna sprawa, ale po drugiej mamy czynnik ludzki, czyli to, jak przepisy są rozumiane i stosowane, aby móc realnie chronić ofiarę. W tak skomplikowanej sytuacji jak przemoc w rodzinie prawo nigdy nie będzie w 100 proc. odpowiedzią na wszystkie problemy i sytuacje.
Należy je oczywiście rozwijać, by było ono coraz skuteczniejsze. Ale zawsze ten czynnik ludzki będzie się pojawiał, dlatego my sami musimy wywierać nacisk, jak kwestia przemocy będzie w naszym kraju postrzegana. Statystyki pokazują, że radykalizowanie poszczególnych sankcji nie wpływa na poziom zachowań przestępczych. Z jednej strony, potrzebne są mądre rozwiązania systemowo-prawne, a z drugiej – ta szeroko rozumiana profilaktyka.
„Dlaczego przemoc jest tak powszechna? Bo wiele osób ma w sobie takie przekonanie, że tak można, że w pewnych sytuacjach jest dopuszczalna” – tłumaczy Tomasz Majewski. „Jeżeli chcemy to zmienić, to musimy już od najwcześniejszych lat uczyć dzieci postaw asertywnych, a nie agresywnych. Ta rola należy oczywiście do rodziców i opiekunów, placówek szkolno-wychowawczych, ale też właśnie szczebli resortowych” – zaznacza.
„Jeżeli Zakopane jako jedyne miasto w Polsce nie zakłada Niebieskich Kart i do dziś nie powołało zespołu interdyscyplinarnego, a państwo daje na to niejako przyzwolenie, to przeciwdziałanie przemocy staje się w pewnym stopniu fikcją. Jeśli z poziomu tak wysokiego jak władze państwowe płynie postawa, która bagatelizuje przemoc w rodzinie, a politycy podejmują decyzje, które uderzają w system antyprzemocowy? Mam takie wrażenie, że Polska jest obecnie na takim etapie, w którym nie tyle walczymy o lepsze rozwiązania, ile o to, żeby nie zostały one zmienione w sposób niekorzystny” – ocenia Majewski.