Humanizm
Byle nie do okopu. Wielu mężczyzn nie chce bronić kraju
19 lutego 2025
W przeszłości myśl o transplantacji ludzkich narządów straszyła w upiornych wizjach eksperymentów powieściowego dr. Frankensteina. Dziś jest szansą dla wielu na nowe życie. O transplantacjach jutra boimy się myśleć, bo nie wiadomo, gdzie nas zaprowadzą. Niektórzy chirurdzy są już gotowi do przeprowadzenia operacji przeszczepu głowy. Jednak ich koledzy po fachu studzą ten entuzjazm, używając nie tylko czysto medycznych argumentów.
W grudniu 1967 r. świat obiegła długo wyczekiwana wiadomość. W Kapsztadzie udała się pierwsza transplantacja żywego serca. Dawcą była 24-letnia kobieta po wypadku samochodowym. Wprawdzie pacjentka przeżyła po operacji tylko 18 dni, jednak był to rewolucyjny przełom w transplantologii.
Entuzjazm po tym wydarzeniu nieco opadł, gdy próby w kolejnych latach nie przynosiły spodziewanych wyników. Nie udawało się bowiem osiągnąć długotrwałych efektów przeszczepu. Pierwszy rok przeżywało nieco ponad 40 procent biorców, dwa lata niecałe 40 proc., a trzy – mniej niż 20 procent. Jednak wraz z postępem badań, ten czas wydłużał się znacząco, przy jednocześnie rosnącym komforcie życia. Najdłużej żyjący pacjent w Polsce po przeszczepie serca zmarł w wieku 91 lat, 30 lat po operacji przeprowadzonej w 1987 r. Na świecie legendą obrosły domniemane wielokrotne transplantacje serca i innych organów Davida Rockefellera. Miliarder dożył blisko 102 lat, a pracował niemal do końca życia.
Po odkryciu kolejnych generacji leków immunosupresyjnych transplantacje niezbędnych organów wewnętrznych, jak nerka, czy wątroba, stały się operacjami standardowymi. Rozwijała się również transplantologia narządów przywracających sprawność i poprawiających jakość życia. W 1998 r. we Francji udała się pierwsza wyjątkowo trudna operacja przeszczepu prawej dłoni wraz z przedramieniem.
Warto przeczytać: Przełomy w medycynie to także zasługa pacjentów
Wreszcie w 1999 r. świat zderzył się z brawurową deklaracją prof. Roberta J. White’a, amerykańskiego chirurga z Cleveland. Oświadczył on, że jest gotowy na przeszczep głowy człowieka. Dawcą głowy byłaby osoba nieuleczalnie chora i umierająca, a korpus pochodziłby od kogoś z martwym pniem mózgu.
Prof. White nie wziął się znikąd. Gdy ogłaszał swoją deklarację, miał już za sobą 25 lat eksperymentów dokonywanych na małpach. Mówił wprost, że proponowana przez niego transplantacja mogłaby być rozwiązaniem na przykład dla ludzi z nieuleczalnym rakiem. Jego zdaniem podobną opcję mogliby też rozważyć choćby sparaliżowany i schorowany aktor Christopher Reeves, znany z roli Supermana, czy cierpiący na stwardnienie zanikowe boczne, genialny fizyk Stephen Hawking.
Profesor z Cleveland nie roztaczał przy tym zbyt optymistycznych wizji przed swoimi ewentualnymi pacjentami. Przyznawał, że jego zabiegi mogą wydłużyć życie, ale nie dawał gwarancji, że je polepszą. Jednak jego zdaniem byłoby to jakieś wyjście dla śmiertelnie chorego na raka lub tetraplegika z niewydolnością wielonarządową. – Wybierając tę ekstremalną możliwość, nadal mógłby oglądać Oprah w telewizji lub słuchać Mozarta – tłumaczył prof. White.
Robert J. White nigdy nie dokonał operacji, do której przygotowywał się przez całe naukowe życie. Dodatkowo stał się niepopularny w kręgach obrońców zwierząt ze względu na wspomniane eksperymenty na żywych makakach. Były to jednak poważne operacje, opierające się na pracy 30-osobowego zespołu. Po przeszczepie głowy, sukces był widoczny niemal od razu po wybudzeniu, gdy małpa ugryzła chirurga.
Ciekawy temat: Przeszczep komórek macierzystych u małpy. Badania są obiecujące
Oczywiście, prof. White nie był jedynym, ani pierwszym tego typu eksperymentatorem. W Związku Radzieckim podobne idee nie należały do rzadkości. Już w 1928 r. radziecki uczony Siergiej Briuchonienko pokazał po raz pierwszy odciętą głowę psa wspomaganą urządzeniem zwanym autożektorem.
Eksperymenty naukowca były makabryczne, ale uznane przez naukę. Do dziś można obejrzeć w sieci film z 1940 r. z reagującym na różne bodźce psim łbem. Widać na nim, jak próbuje on złapać w zęby drażniące piórko, oblizuje się po podaniu do pyska smakowych substancji, reaguje też na dźwięki i światło. W dalszej części filmu można zaobserwować agonię innego psa, którego ze śmierci klinicznej wydobywa wspomniany autożektor. Urządzenie uznano później za pierwowzór płucoserca.
Po wojnie inny uczony w ZSRR, biolog, prof. Władimir Diemichow, zaszedł w swoich eksperymentach jeszcze dalej. W latach 50. przeszczepił głowę niewielkiego kundelka oraz jego łapy do owczarka niemieckiego. W ten sposób powstał słynny dwugłowy pies, przerażający stwór, składający się z dwóch niezależnych bytów. Było to zresztą zmorą eksperymentu, bo każda z głów żyła swoim życiem; nawet były one agresywne wobec siebie.
Radziecki uczony został głównie zapamiętany z owego dwugłowego stwora. Wytykano mu też poświęcenie życia kilkudziesięciu psów, by uzyskać taki efekt. Jego eksperymenty miały jednak swój wkład w naukę. Marzeniem Diemichowa był „magazyn części zamiennych” dla ludzi, w którym można by było przeszczepiać zniszczone narządy. Uczony był też jednym z pionierów zastosowania bypassów, jednak do końca życia ubolewał, że zapamiętano go głównie jako twórcę dwugłowego psa.
Wspomniane mniej lub bardziej kontrowersyjne eksperymenty pilnie analizował włoski chirurg, doktor Sergio Canavero. W 2015 r. ogłosił on światu, że zamierza dokonać transplantacji ludzkiej głowy. Dwa lata później obwieścił, że już to zrobił, zaznaczając jednocześnie, że przeprowadził operację z wykorzystaniem zwłok.
Docelowo podobna operacja poprzedzona schłodzeniem mózgu miałaby trwać ok. 72 godziny. Potem pacjent miałby być utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej przez minimum 30 dni. W tym czasie zespolone rdzenie kręgowe byłyby poddawane elektrostymulacji, wspomagającej odtworzenie połączeń nerwowych. Według włoskiego chirurga rehabilitacja pacjenta po wybudzeniu zajęłaby przynajmniej rok.
Jednak kłopoty w tym przypadku nie dotyczyłyby jedynie zdobytej dotąd wiedzy i sprawności zespołu chirurgów. Przeszczep głowy to coś więcej. Mimo zbornych wyjaśnień koncept doktora Canavero nie wzbudził entuzjazmu wśród innych neurochirurgów.
Koledzy po fachu przyznali, że wszystko mogło się udać, gdy w grę wchodziły zwłoki, jednak skutki operacji na żywym organizmie byłyby nieprzewidywalne. Ich zdaniem samo schłodzenie mózgu dawało ledwie 25 proc. szans na powodzenie. A to dopiero początek, bo połączenie rdzenia kręgowego na odcinku szyjnym jest o wiele mniej prawdopodobne. Dotychczasowe badania na małpach potwierdzały, że ciała w takich sytuacjach pozostawały sparaliżowane.
Poza tym, połączenie głowy z obcym ciałem zmobilizowałoby układ immunologiczny do odrzucenia przeszczepu. Zatem odporność organizmu musiałaby być obniżona niemal do zera. Ilu biorców przeżyłoby wówczas najmniejszą choćby infekcję?
Przyjmując jednak, że z technicznego punktu widzenia operacja by się udała, trzeba zapytać, co dalej. Jak przy tak diametralnej zmianie zachowałaby się świadomość biorcy, jak transplantacja odbiłaby się na jego psychice, czy górę wzięłaby głowa, czy ciało? Na te pytania nie da się jeszcze jednoznacznie odpowiedzieć.
Można by się zatem zastanowić, gdzie są granice badań nad transplantologią lub generalnie badań medycznych. Wskazaniem najbardziej oczywistej z nich może być cytat Maurice’a H. Pappwortha, brytyjskiego bioetyka i wykładowcy medycyny, autora bestselleru Ludzkie świnki morskie….
Książkę tę opublikowano w aurze skandalu, bo naukowiec po nazwisku wytknął w niej autorów eksperymentów na ludziach, przeprowadzanych w szpitalach bez wiedzy pacjentów. Podobne zabiegi miały głównie posłużyć nie tyle nauce, ile karierze niektórych medyków. Dr Pappworth uważał, że „żaden lekarz, bez względu na to, jak wielkie są jego zdolności i oryginalne pomysły, nie ma prawa wybierać męczenników dla nauki lub dla dobra ogólnego”.
Podobną, choć inaczej ujętą granicę wskazuje Kościół katolicki, według którego transplantację można uznać, gdy, jak pisze m.in. ks. Marek Kluz, „nie budzi wątpliwości etycznych od strony zarówno dawcy, jak i biorcy, gdy jest gwarantowane dobro proporcjonalne i szansa na powodzenie jest duża”.
Biorąc pod uwagę te granice, transplantacja głowy należy raczej do przyszłości. Chyba że wątpliwości z nią związane przestaną nagle ludziom przeszkadzać, a świat podzieli entuzjazm dla technicznych możliwości medycyny.
Przeczytaj inny tekst Autora: Empatia kontra strach. Psychologia władzy