Nauka
Obserwacja galaktyk zmienia naukę. Webb bada początki kosmosu
05 grudnia 2024
30 lat po 1989 r. można zasugerować, że zamiast wzmocnić liberalizm w Europie Środkowo-Wschodniej, ówczesne wydarzenia go osłabiły i sprawiły, że społeczeństwa w tej części kontynentu stały się bardziej podatne na populistyczną agitację
Stwierdzenie, że niewielu ekspertów zarówno w regionie, jak i poza nim przewidziało upadek komunizmu przed 1989 r., jest dzisiaj frazesem. Dziś możemy sparafrazować tę tezę i stwierdzić, że niewielu ekspertów przewidziało, iż koniec reżimów komunistycznych w Europie Wschodniej ostatecznie przyczyni się do globalnego odwrotu od demokracji.
Już na początku lat 90. XX w. bułgarski intelektualista Iwajło Diczew ostrzegał przed uleganiem mitowi postideologicznej harmonii, która według niego oznaczała wypieranie rzeczywistości. W Post-Theory, Games, and Discursive Resistance napisał: „To, co wyparte, nigdy nie znika i prędzej czy później pojawia się ponownie w irracjonalnej formie; na podobnej zasadzie niedola i cierpienie z pewnością kiedyś powrócą, pozostaje tylko kwestia, w jakim monstrualnym kształcie się przejawią”.
Obserwowany w ostatnich latach wzrost prawicowego populizmu autorytarnego w Europie Środkowo-Wschodniej i na całym świecie wymaga krytycznej rewizji dominującej narracji o triumfie kapitalizmu oraz nieuchronności „demokratyzacji” po upadku komunizmu.
Jakim uczuciem było przeżycie „końca historii”? Naukowcy i dziennikarze napisali o upadku komunizmu całe tomy, często szukając jego przyczyn na skomplikowanym terytorium polityki zagranicznej, w potędze amerykańskiej armii, wewnętrznym niezadowoleniu, kryzysie gospodarczym oraz czynniku Gorbaczowa.
Stephen Kotkin i Jan Tomasz Gross na kartach Uncivil Society doszli nawet do wniosku, że do upadku komunizmu w największym stopniu przyczyniły się wschodnioeuropejskie elity rządzące – „społeczeństwo nieobywatelskie”. Elite te utraciły bowiem poparcie Kremla i nie potrafiły rozwiązać najbardziej palących problemów gospodarczych i politycznych, przed którymi stały ich społeczeństwa.
Poglądy te stanowią cenny przyczynek do dyskusji, lecz umieszczają wydarzenia polityczne w sferze bezosobowych procesów lub rzekomo wszechpotężnych elit. Aby zrozumieć, co się wydarzyło w 1989 r., musimy najpierw przywrócić podmiotowość rozmaitym aktorom społecznym.
Padraic Kenney pod koniec lat 90. słusznie zakwestionował totalitarny paradygmat, sugerując, że system komunistyczny w Europie Środkowo-Wschodniej lepiej zrozumieć jako proces negocjacji między państwem a społeczeństwem. W Rebuilding Poland pisał: „W ostatecznym rozrachunku upadek samego komunizmu był skutkiem załamania się relacji między państwem a społeczeństwem”.
Spojrzenie oddolne demaskuje mit triumfu kapitalizmu jako systemu rzekomo bardziej współmiernego z naturą ludzką niż socjalizm. Niewielu mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej walczyło w erze komunistycznej o wolny rynek. Żaden z buntów, takich jak rewolucja węgierska w 1956 r., Praska Wiosna w 1968 r. czy ruch Solidarności w latach 1980–1981, nie obejmował żądań powrotu do kapitalizmu.
Wręcz przeciwnie: walka koncentrowała się przede wszystkim na demokratyzacji politycznej, poprawie sytuacji materialnej i skuteczniejszej ochronie państwa dla pracowników. W Europie Środkowo-Wschodniej niewielu ludzi dogłębnie znało funkcjonowanie wolnego rynku. Wiedza większości mieściła się raczej w wyidealizowanej sferze wyobrażonego Zachodu. Nawet wśród elit politycznych zwrot ku pełnej gospodarce rynkowej nie był punktem wyjścia, lecz późną decyzją opartą na kalkulacjach ekonomicznych i presji międzynarodowej.
Alicja Kusiak-Brownstein, która przeprowadziła wywiady z grupą przedstawicieli polskiego pokolenia X, uchwyciła nastroje ówczesnych młodych ludzi. Doświadczenie 1989 r. opisała jako strumień życia – wydarzenia polityczne były w ich tle.
„Rok 1989 był czasem euforii” – napisała w Gen X and 1989 in Poland. „Poziom aktywizmu wśród młodzieży był bardzo wysoki. Wydawało się, że wszyscy są w coś zaangażowani – amatorski teatr, amatorską prasę, muzykę, politykę, grupy religijne i samokształceniowe, swobodne podróżowanie bez pieniędzy, fraternizację, »pierwszego jointa i bycie na haju«”.
Był to również ponadnarodowy moment humanistycznych inspiracji i nadziei. Byłam wtedy nastolatką mieszkającą w Polsce i pamiętam uśmiechy na ulicy oraz poczucie solidarności między ludźmi z różnych krajów wschodnioeuropejskich i Związku Radzieckiego, którzy swobodnie i częściej przekraczali granice, często w celu włączenia się w kwitnącą turystykę konsumencką.
Dopiero później, po roku 1989, skutki upadku komunizmu zaczęły być odczuwalne w życiu codziennym wielu ludzi, często w formie, która miała niewiele wspólnego z upajającą atmosferą roku prawdy. Reformy Balcerowicza rzeczywiście zlikwidowały kontrolę państwa nad gospodarką i uwolniły aktywność rynkową, jednak poskutkowały również szybkim upadkiem zakładów przemysłowych i PGR. To z kolei doprowadziło do wysokiego bezrobocia i pogłębiającego się ubóstwa.
Dla wielu osób punktem zwrotnym do zapamiętania i zinterpretowania 1989 r. było właśnie zetknięcie się z deindustrializacją na początku lat 90. Dla milionów ludzi, którzy stracili pracę, rok 1989 nabrał sprzecznej wymowy. Cóż warta jest demokracja, kiedy ktoś traci źródło utrzymania?
Przeprowadzenie reform rynkowych i demontaż opartej na produkcji przemysłowej gospodarki komunistycznej wstrząsnął również mieszkańcami innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, których dotknęły bezrobocie i brak mechanizmów bezpieczeństwa socjalnego – czegoś, co w czasach komunizmu należało do normy. Jednocześnie korupcja wśród nowych klas politycznych i oszukańcze oferty inwestycyjne przyczyniły się do powstania coraz głębszej przepaści między nowymi elitami politycznymi a zwykłymi obywatelami. Rok 1989 położył się długim cieniem na życiu ludzi.
Często odczuwali oni bezsilność wobec nowych warunków ekonomicznych, które wydawały się poza ich kontrolą. Jednocześnie doceniali swobody polityczne, takie jak wolność słowa. Nie ulega jednak wątpliwości, że nie podzielali wiary w nieuchronność demokratyzacji, o której pisali eksperci. Nastroje te widziałam również, przeprowadzając wywiady do pracy doktorskiej w 2002 r. – zaledwie dwa lata przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Jednak osoby, z którymi rozmawiałam, ani bezpieczeństwa ekonomicznego, ani swobód politycznych nie uważały za dane na zawsze. Doświadczenie nauczyło jedną z wywiadowanych, włókniarkę Teresę, że w każdej chwili mogą zostać zabrane.
Znaczenie roku 1989 ukształtowały również bitwy o kontrolę nad retoryką i pragnienie pozyskania wyborców obywateli.
Bitwy te obejmowały sporne i sprzeczne wspomnienia o komunizmie i jego upadku. Autorzy, którzy napisali teksty do zredagowanego w 2014 r. przez Michaela Bernharda i Jana Kubika tomu opracowań Twenty Years After Communism: The Politics of Memory and Commemoration, wykazali, że rok 1989 interpretowano na rozmaite i często przeciwstawne sposoby – od momentu wyzwolenia po momenty „zdrady” i zmowy elit. Zwrócili też uwagę na polityczne wykorzystywanie roku 1989 przez wschodnioeuropejskie elity do wzbudzania emocji i pozyskiwania poparcia dla programów politycznych.
W omawianych bitwach nie tylko manipulowano pamięcią o 1989 r., ale również wypaczano tradycje intelektualne niezbędne dla rozwoju demokracji. Upadek komunizmu otworzył politykom pole do wypaczania takich fundamentalnych dla niej pojęć, jak liberalizm, feminizm, socjalizm i prawa człowieka.
Podczas gdy liberalizm sprowadzano w publicznych dyskusjach i praktykach do ideologii wolnorynkowej, wszelkie idee progresywne, takie jak państwo opiekuńcze czy równość płci (paradoksalnie wywodzą się one z XX-wiecznej myśli liberalnej), uznano za komunistyczne, a tym samym nieuprawnione. W tym sensie jeszcze jedna zmarginalizowana historia roku 1989 mówi nam, że nadmiernie uproszczona interpretacja triumfu kapitalizmu ograniczyła demokratyczne swobody i upodmiotowienie jednostki przez tak wielu odczuwane w 1989 r. Wolność słowa sprawiła, że do głosu doszło wiele różnych perspektyw, lecz granicę dyskursu wyznaczał dominujący paradygmat antykomunistyczny.
30 lat po 1989 r. można zasugerować, że zamiast wzmocnić liberalizm w Europie Środkowo-Wschodniej, ówczesne wydarzenia go osłabiły i sprawiły, że społeczeństwa w tym regionie stały się bardziej podatne na populistyczną agitację.
Na niebezpieczeństwo wypaczenia tradycji intelektualnych dla korzyści politycznych zwrócił na początku XXI w. uwagę historyk Andrzej Walicki. Skrytykował charakterystyczne używanie słowa „komunizm” w polskiej kulturze publicznej po 1989 r. jako terminu związanego wyłącznie z kontrolą Związku Radzieckiego, a nie z bogatą i złożoną tradycją intelektualną.
Antykomunistycznej retoryce towarzyszyły też bezpardonowe odrzucenie wszelkich polskich tradycji lewicowych jako nieprawomocnych i „niepolskich”. Według Walickiego była to świadoma strategia elit rządzących, obliczona na wzbudzenie negatywnych uczuć wobec państwa opiekuńczego i praw pracowników, które nie pasowały do neoliberalnego modelu transformacji postkomunistycznej. Walicki ostrzegał również przed niebezpieczeństwem oddzielenia liberalizmu od swobód jednostki spoza sfery gospodarczej, które stanowią fundament praw człowieka.
Stwierdzenia te szczególnie prawdziwie brzmią dzisiaj. Stygmatyzowanie wszelkich koncepcji sprawiedliwości społecznej jako „komunizmu” sparaliżowało debatę publiczną o realnych nierównościach i w końcu otworzyło pole działania dla populistów, takich jak Prawo i Sprawiedliwość, do propagowania państwa opiekuńczego nie jako uniwersalnego prawa człowieka, lecz jako elementu wzmocnienia „narodu” rozumianego w sensie wykluczającym.
Rok 1989 nie ograniczał się jednak do delegitymizacji lewicowej polityki i tłumienia oddolnych głosów. Upadek komunizmu dał nam również nowe języki, którymi możemy mówić o granicach demokracji w postkomunistycznej Europie Wschodniej. Do wczesnych krytyków nowego krajobrazu należały działaczki feministyczne. W odróżnieniu od innych naukowców czy dziennikarzy, którzy skupiali się na przyklaskiwaniu demokracji parlamentarnej, reformom rynkowym i społeczeństwu obywatelskiemu, feministki zwracały uwagę na regres w dziedzinie praw kobiet, obejmujący powrót konserwatywnej ideologii płci, dyskryminację w miejscu pracy oraz atak na prawa reprodukcyjne.
Po upływie trzech dekad od 1989 r. feministyczne walki nabrały nowego znaczenia i stały się skuteczną strategią oporu przeciwko globalnej fali populistycznej, jednocześnie będąc inspiracją do pogłębienia demokracji. Feministki z Europy Środkowo-Wschodniej, które zauważyły odchodzenie od wartości demokratycznych i zaprotestowały przeciwko odmawianiu kobietom po 1989 r. pełnych praw obywatelskich, dziś w pewnym sensie są lepiej przygotowane od innych do walki o demokrację.
Na rok 1989 można spojrzeć jako na początek zmiany języka inkluzji i demokratyzacji, przejścia od marksistowskiej krytyki skupionej na stosunkach pracy i tematyce klasowej do feministycznej walki o to, by prawa kobiet stały się prawami człowieka. Dobitnym przykładem tego nurtu są czarne protesty w Polsce w latach 2016–2018 przeciwko próbom wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji. Demonstracje te zmobilizowały kobiety ze wszystkich środowisk społecznych i orientacji politycznych, z dużych i małych miast. Zaowocowały również siostrzanymi demonstracjami na całym świecie.
Istnieją niemałe szanse, że język feministyczny nadal będzie wywierał wpływ na rzeczywistość, ponieważ oferuje ramy pojęciowe dla „ludu” odmienne od propagowanych przez autorytarnych nacjonalistów. Badając współczesne protesty kobiet w Ameryce Łacińskiej i Polsce, Jenny Gunnarson Payne napisała w książce Bunt kobiet. Czarne protest i strajki kobiet: „Czarne Protesty stanowią jeden z najpotężniejszych ruchów sprzeciwu wobec nieliberalnego populizmu – nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Sukces Czarnych Protestów polega przede wszystkim na tym, że ich uczestniczki i uczestnicy najpierw bardzo wyraźnie sprzeciwili się wykluczającej definicji »ludu«, proponowanej przez reżim nieliberalny i konserwatywne ruchy chrześcijańskie, a potem pokazali alternatywny rodzaj tożsamości zbiorowej – innej, feministycznej i ponadnarodowej wersji »ludu« – który zaczął się skutecznie organizować na poziomie krajowym i transnarodowym w sprawie szeroko pojętych kwestii demokratycznych, daleko wykraczających poza zakres praw dotyczących płci i reprodukcji”.
***
Przyszedł czas, by zbadać rok 1989 nie tylko jako koniec czegoś – komunizmu, marksistowskich iluzji czy „historii” – ale również jako nowy początek.
Rok 1989 był głęboko humanistycznym momentem, którego nie da się sprowadzić do uproszczonych kategorii ideologicznych zwycięstwa kapitalizmu nad socjalizmem. Odejście od narracji neoliberalnej pozwala nam odzyskać indywidualne i emocjonalne doświadczenia 1989 r. i jego długiego cienia. Wymaga to uczciwej i krytycznej oceny upadku komunizmu przez pryzmat kosztów ludzkich.
Rok ów umożliwił upolitycznienie dyskursu i wypaczenie tradycji intelektualnych w celu wyeliminowania koncepcji lewicowych, ale dostarczył również budulca dla nowych narzędzi do walki z reżimami populistycznymi, które zagrażają demokracji. Otworzył nowy rozdział w historii świata, który nadal się pisze. Jego treść zależy od tego, czy uda się wydobyć na wierzch „wyparte” historie oraz od lekcji, które z nich wyciągniemy.