Humanizm
Nie czas umierać. Machina medycyny i zarządzanie życiem
23 listopada 2024
Współcześnie modelem wychowania, który uważany jest za najkorzystniejszy zarówno dla związku jak i potomstwa jest model partnerski. Jest to nie tylko dzielenie się obowiązkami domowymi „po równo”. Kryje się za tym zdecydowanie więcej. Nastąpiła zmiana ilościowa i jakościowa w kontekście wychowania dzieci, a ewolucja obrazu ojca to naturalna konsekwencja zmiany wymagań kulturowych w stosunku do mężczyzn.
Ciężkie czasy naznaczone wojną, totalitaryzmem czy kryzysami ekonomicznymi sprawiły, że od mężczyzn wymagano powrotu to pierwotnej roli obrońcy i zdobywcy pożywienia. Musieli być silni i odważni, a okazywanie emocji dla wielu było oznaką słabości, na którą nie można było sobie pozwolić.
Trzy pierwsze lata życia dziecka to bardzo istotny okres, w którym dzieją się procesy psychiczne determinujące późniejszy rozwój emocjonalny i społeczny. Jedynie w tym czasie, jak twierdził brytyjski lekarz i psychoanalityk John Bowlby () możliwe jest wykształcenie przywiązania, rozumianego jako więź emocjonalna pomiędzy rodzicem a dzieckiem. Kobiety, które z oczywistych względów fizjologicznych są najbliżej swojego nowo narodzonego dziecka, szybciej osiągają afektywny stan, który można nazwać miłością. Dzieje się to za sprawą skomplikowanych mechanizmów psychicznych, na które wpływa również biochemia organizmu (chociażby wytwarzanie oksytocyny zwanej potocznie „hormonem przywiązania”).
Wielu mężczyzn uważało, że za pierwsze lata życia dziecka odpowiada głównie matka. Rolę tę nadano jej ze względu na czynniki kulturowe. Kobiety, od których, jeszcze całkiem niedawno, wymagano tego, aby całkowicie poświęciły się utrzymaniu domu i wychowaniu dzieci były tymi, które karmiły, przewijały, zabawiały i układały do snu. Taki obraz nie jest zakotwiczony w obrębie realiów jednej kultury, a można go raczej potraktować jako standard społeczeństw lat sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych, poczynając od amerykańskich przedmieść, na polskiej wsi kończąc.
Trauma transgeneracyjna związana z dwiema wojnami światowymi oraz totalitaryzmem w Europie Wschodniej odcisnęła piętno na modelu wychowania wśród wielu pokoleń. Z każdym kolejnym jednak zaczęła słabnąć, a poprawa warunków ekonomicznych i wykształcenie się świata dobrobytu na półkuli północnej stworzyły warunki do zapewnienia dzieciom większej uwagi w dbałości nie tylko o ich ciało, ale również i duszę. Można powiedzieć, że ta ewolucja społeczna sprawiła, że ojcowie zostali niejako włączeni do świata dziecka już od pierwszych dni ich narodzin, od uczestniczenia w porodzie począwszy, po równy podział opieki nad dzieckiem kończąc. Dzięki temu, ojcowie, podobnie jak wcześniej matki, mieli okazję nawiązać ze swoim dzieckiem więź i dać im szansę na wykształcenie bezpiecznego przywiązania nie z jednym, a z dwoma „obiektami”: mamą i tatą.
Polecamy:
Zwykło się uważać, że każdy mężczyzna pragnie syna. Nie jest tajemnicą, że każdy z rodziców, szczególnie tych, którym ma niebawem urodzić się pierwsze dziecko, mają swoje upodobania w kontekście płci. Deklaracje ojców nie potwierdzają jednak obiegowego mitu, który zdaje się mieć zakotwiczenie w realiach historycznych: mężczyzna jako dziedzic i przedłużenie rodu, ten, który nosi nazwisko i przejmuje tron. Dzisiaj, niezależnie od płci dziecka, najbardziej istotna wydaje się po prostu obecność dwojga rodziców.
W pierwszych miesiącach życia, kiedy to wychowanie sprowadza się głównie do czynności pielęgnacyjnych, różnice płciowe pomiędzy rodzicami zdają się nie być tak istotne. Jednak to nie rodzice mają być źródłem przyjęcia perspektywy, a dzieci. Twierdzenie o tym, że inaczej wychowuje się dziewczynkę, a inaczej chłopca, jest w dzisiejszych czasach narażone na ostry sprzeciw, jednak przyglądając się rozwojowi swojego dziecka, nie sposób jest zauważyć, że pewne zainteresowania czy zachowania stanowią swoiste stereotypie, które można bezwarunkowo przypisać chłopcom czy dziewczynkom.
Najprostsza odpowiedź brzmi: dlatego, że jego tatuś używa młotka. Doświadczony rodzic wie, że do kosza można wyrzucić wszystkie zabawki, a dziecko najbardziej interesuje to, czego sami najczęściej używamy. Dzieci są genialnymi obserwatorami. To chodzące „radary”, które wszystko widzą i słyszą. Ich umysł w taki sposób został przystosowany do ciągłej nauki życia w świecie.
Częstym sposobem nabywania umiejętności jest naśladownictwo. Tylko dlaczego chłopiec chętnie naśladuje tatę, a dziewczynka mamę? W okresie wczesnego dzieciństwa dziecko dostrzega, że jest „takie samo” lub „inne” od matki. Kluczowy element psychoanalizy Freuda, czyli rozwój psychoseksualny dziecka mówi o tym, że chłopcy w tzw. okresie fallicznym trwającym od 3 do 6 roku życia rozwijają poczucie własnej tożsamości płciowej. To właśnie wtedy dochodzi do dwóch kluczowych „konfliktów”. Dziewczynkom towarzyszy kompleks Elektry, a chłopcom kompleks Edypa.
W skrócie oba procesy zamykają się w procesie rywalizacji o rodzica płci przeciwnej (ojciec obiektem dla dziewczynki, matka dla chłopca). W idealnych warunkach, gdy kompleks ulega rozwiązaniu, następuje identyfikacja z rodzicem tej samej płci. Identyfikacja, a więc świadome przeświadczenie, że „jestem taki sam jak tatuś” lub „taka sama jak mamusia”. Oczywiście współczesna psychologia dostrzega, że proces ten jest wielokrotnie bardziej złożony, niż mówił Freud, badania jednak potwierdzają, że kontrowersyjny lekarz miał bardzo dobrą intuicję.
Gdy nastąpi już identyfikacja, dzieci rozpoczynają naukę poprzez naśladownictwo. To dlatego chłopcy bardzo interesują się tym, co robią ich tatusiowie i chętnie powtarzają ich zachowania czy sięgają po ich przedmioty takie jak młotek, gitara czy pilot od telewizora (!).
Praca w domu poza codziennym utrzymaniem czystości jest pasmem niekończących się poprawek, montaży i instalacji. Wyzwania czekają na każdym kroku, a odpowiedzialność za działanie spada na tego partnera, który umie posługiwać się specjalistycznymi narzędziami. Jest to nieco prześmiewczy obraz, w intencji jednak daleki od stereotypizacji, wszak wiele kobiet chętniej sięga po wiertarkę niż ich mężczyźni. A pośrodku akcji: syn. Chwyta za wszystko, co przed chwilą miał w swoim ręku jego tatuś. Nie da się go wyprosić czy zabawić, on musi być tam, gdzie dzieją się rzeczy najciekawsze. Niemal natychmiast tam, gdzie przed chwilą leżał śrubokręt, już go nie ma, a poziomica wesoło pomyka w rączkach kogoś, kto po prostu chce robić to, co tatuś.
Uczestnictwo we wspólnym majsterkowaniu to jednak coś więcej niż tylko seria śmiesznych zdjęć gotowych do opublikowania w serwisie społecznościowym. Naśladowanie ojca, który jest dla chłopca figurą przywiązania, a jednocześnie wzorem kimś, kto „jest taki jak on” to prawdziwa nauka podejmowania ról społecznych, przyjęcie tożsamości zgodnej z postrzeganiem samego siebie, ukształtowanie i stabilizacja własnego „ja”. Pozwolenie dziecku na uczestnictwo w życiu dorosłych, życzliwe przyjęcie i potwierdzenie kompetencji do bycia sobą to bezcenne potwierdzenie tego, że jest się wystarczającym, aby „być taki jak tatuś”.
Nie trzeba wiele wysiłku, a jednak trochę cierpliwości koniecznej w wielu drobnych, ale powtarzających się sytuacjach, aby rozwój psychofizyczny miał szanse wejść na właściwe tory. Nie ma większej rany zadanej synowi, niż danie mu do zrozumienia, że nie ma dla niego miejsca przy boku ojca w sytuacjach, w których testowana jest jego męskość. Pojawiające się w ten sposób poczucie bycia „niewystarczającym” lub niekompetentnym powoduje, że poza poczuciem odrzucenia przez ojca, dziecko wymazuje również obraz siebie jako tego, który jest podobny do swojego taty.
Osłabia się wówczas identyfikacja z własną płcią lub też znacząco spada poczucie własnej wartości i wiara we własną sprawczość. Poczucie winy, które pojawia się, to bardzo bolesne zranienie. Idzie bowiem za nią kara, która jest niesprawiedliwa, a często wymierzona samemu sobie i wyrażająca się silnym poczuciem niższości, kompensowanym przeróżnymi, często autodestrukcyjnymi sposobami.
Mężczyźni są zadaniowi. Myślą prosto i konkretnie. Robią dobrze tylko jedną rzecz na raz. To oczywiście stereotypy i zbytnie uogólnienie. Rzecz jednak w tym, żeby w swoim ciężkim i zapracowanym życiu odnaleźć złoty środek pomiędzy obowiązkami a byciem przy dziecku tu i teraz. Zdarzyć się może, że codzienne, nic nieznaczące z naszego punktu widzenia sytuacje, mogą być przez naszego dorastającego syna, postrzegane jako kluczowe. Nikt nas nie zrani tak, jak nasi najbliżsi. Umiemy jednak wybaczać i z cierpienia również wyciągać naukę. Oby tylko rana nie była na tyle głęboka, że nie zechce się zagoić. Uchronienie przed takowymi to nasze zadanie. Ojców i matek.
Dowiedz się więcej:
Może Cię zainteresować:
Źródła:
R. Grando, B. G. Ginsberg, Communication in the father-son relationship: The parent-adolescent relationship development program, [w:] Family Coordinator, 1976.
E. D. Miller, Why the father wound matters: Consequences for male mental health and the father‐son relationship, [w:] Child Abuse Review, 2013.
P. Mussen, L. Distler, Masculinity, identification, and father-son relationships, [w:] The Journal of Abnormal and Social Psychology, 1959.