Przyszłość Europy. „Nadmiar integracji to niedobór demokracji”

Najważniejszym dylematem, przed jakim stoi Unia Europejska, jest odpowiedź na pytanie, czy można bez końca dążyć do coraz głębszej integracji, nie zagrażając jednocześnie demokratycznym uprawnieniom obywateli.

W cyklu Quo Vadis Europo publikujemy felieton dr. Dariusza Lipińskiego (byłego wiceprzewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w latach 2009-2011) oraz wywiad Piotra Włoczyka z Hermanem Quarlesem van Uffordem (pracownikiem naukowym European Power w Europejskiej Radzie Spraw Zagranicznych). Zachęcamy do lektury i zagłębienia się w różnych opiniach dotyczących sposobów budowania i funkcjonowania UE.

Zasada Heisenberga i UE

Nie chodzi przy tym wyłącznie o ów słynny, od dziesięcioleci opisywany, deficyt demokratyczny Unii, polegający na przekazywaniu coraz większej liczby decyzji dotyczących mieszkańców Europy, w ręce niewybieranych przez nich unijnych urzędników. To jeszcze można by próbować poprawić, jakoś ów deficyt zmniejszyć, do czego zresztą kolejne zmiany traktatowe usiłowały – bezskutecznie – doprowadzić.

Jednak problem jest głębszy i dotyczy zasadniczej sprzeczności między integracją a demokracją. Jej przyczyną nie jest nawet ewolucja, jakiej w ciągu dziesięcioleci uległa integracja europejska: od wielkiej idei i realnego procesu politycznego do dominującej ideologii integracyjnej, którą próbuje się dziś narzucić. Problem jest bardziej fundamentalny. Dotyczy czegoś nieusuwalnie wbudowanego w strukturę Wspólnoty, która u swego zarania była przecież projektowana nie dla scentralizowanego superpaństwa, a dla związku państw.

Nie istnieje i jeszcze długo nie będzie istniało (jeśli pojawi się kiedykolwiek) coś takiego jak „naród europejski”. Nic nie wskazuje na to, by mieszkańcy Europy odczuwali potrzebę takiej samoidentyfikacji. Francuz, Polak czy Hiszpan czuje się Francuzem, Polakiem bądź Hiszpanem, a nie „osobą narodowości europejskiej”. „Narodu europejskiego” nie da się zadekretować aktami prawa unijnego czy orzeczeniami TSUE. W dającej się przewidzieć przyszłości nie znikną więc ani interesy narodowe, często rozbieżne pomiędzy różnymi nacjami. Nie znikną też znaczne różnice w sile przebicia poszczególnych państw członkowskich w unijnych gremiach decyzyjnych.

Przyszłość Europy. Co nam o niej mówi mechanika kwantowa

Relację między stopniem integracji Unii a demokratycznymi prawami obywateli dobrze ukazuje analogia z dziedziny tak różnej od problematyki europejskiej, jak mechanika kwantowa. Jedną z prawd tej ostatniej jest sformułowana w 1927 roku przez Wernera Heisenberga zasada nieoznaczoności.

W najprostszym ujęciu mówi ona, że niemożliwa jest jednoczesna dokładna znajomość pewnych par wielkości (np. położenia i pędu cząstki). Im lepiej znamy jedną z nich, tym mniej wiemy o drugiej, czyli, tym większa jest jej nieoznaczoność; obu naraz dokładnie znać nie możemy. Przyczyna nie tkwi w niedoskonałości przyrządów pomiarowych.

Z tą w przyszłości można by sobie poradzić dzięki nowym osiągnięciom technicznym i technologicznym – tak, jak wyobrażano sobie, że nowe „udoskonalone” traktaty usuną lub choćby zmniejszą deficyt demokratyczny Unii. Jest to immanentna cecha rzeczywistości fizycznej. Świat po prostu taki jest. Jednoczesne uzyskanie dokładnych wartości obu komplementarnych (jak nazwie je fizyk) wielkości jest, i zawsze będzie, niemożliwe.

Nieco publicystycznie można by powiedzieć, że po przekroczeniu pewnej granicy (wielkości, a właściwie „małości” obiektu), „im więcej położenia, tym mniej pędu” i na odwrót.

Nietrudno wykazać, że podobnie „komplementarne” są takie pojęcia jak integracja europejska i demokratyczne prawa obywateli. Po przekroczeniu pewnej granicy integracji pojawia się między nimi zależność analogiczna do tej, którą wykazują cząstki kwantowe, w tym przypadku: im więcej integracji, tym mniej demokracji i vice versa. Aby lepiej to unaocznić, wykonajmy pewien eksperyment myślowy dotyczący demokratycznych wyborów w Unii Europejskiej.

Warto przeczytać: Integracja europejska. „Europa potrzebuje silniejszej Unii”

Przyszłość Europy. Fot. Dimitris Vetsikas/Pixabay
Fot. Dimitris Vetsikas/Pixabay

Dlaczego Maltańczycy nigdy nie wygrają z Niemcami?

Dla większej jasności przeprowadźmy go na najbardziej i najmniej ludnym z państw członkowskich Unii. Jeszcze bardzo długo (a możliwe, że nigdy) Niemcy i Malta nie będą miały w Parlamencie Europejskim łącznie po prostu 102 posłów „europejskich”, tylko będzie tam zasiadało sześciu posłów maltańskich oraz 96 niemieckich. Żadne demokratyczne wybory tego nie zmienią.

Pod względem najważniejszego kryterium różnicującego mieszkańców naszego kontynentu – czyli narodowości lub przynależności państwowej (jak zwał, tak zwał) – wybory do Parlamentu Europejskiego zawsze są rozstrzygnięte, zanim jeszcze się odbędą, przy zachowaniu wszelkich demokratycznych zasad i rygorów. Jak by nie głosowano, w Parlamencie zasiądzie 96 Niemców i 6 Maltańczyków.

W państwach członkowskich, regionach i gminach władzę sprawują ci, którzy wygrywają wybory. Liczba mandatów przypadająca danemu ugrupowaniu w parlamencie narodowym zależy od zdobytych przez nie głosów. Szczegóły – ordynacje wyborcze – są w różnych krajach różne, ale zawsze prawdziwa jest zasada ogólna, że aby rządzić, trzeba zdobyć więcej foteli (samodzielnie lub wespół z koalicjantami) od konkurentów.

Natomiast liczba mandatów w Parlamencie Europejskim, podobnie jak siła głosu państwa członkowskiego w Radzie Unii Europejskiej, zależy od populacji danego kraju i tylko od niej. Niezależnie od tego, na kogo oddadzą głos wyborcy, w Parlamencie Europejskim – powtórzmy – zasiądzie 96 Niemców i 6 obywateli Malty. A w części demograficznej zasady podwójnej większości głos Niemiec w Radzie będzie liczył się mniej więcej 150 razy bardziej od głosu Malty.

Ciekawy temat: Król, piwo i polityka. Belgia na rozdrożu

Przyszłość Europy. Fot. FB Dariusza Lipińskiego
Dr Dariusz Lipiński, fizyk, wykładowca akademicki, były wiceprzewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy

Nierozwiązywalny problem superpaństwa

Już ten jeden niepodważalny fakt powinien być gromkim ostrzeżeniem przed pomysłami przekształcania Unii ze związku suwerennych państw w scentralizowane superpaństwo. To, że Niemcy głosują na Niemców, zaś obywatele Malty na obywateli Malty (a ściślej mówiąc fakt, że Niemców jest 150 razy więcej niż Maltańczyków), jest okolicznością głęboko niedemokratyczną, której nie da się żadną ordynacją wyborczą zmienić.

Nie zlikwiduje problemu, na przykład, głosowanie Niemców na Malcie, a obywateli Malty w Niemczech (co akurat w wyborach europejskich jest możliwe). To tylko pogłębiłoby ową niedemokratyczność i w jeszcze większym stopniu narzuciłoby mniejszym (Maltańczykom) dominację większych (Niemców).

Malta liczy niewiele ponad pół miliona mieszkańców. Przyjmując, że dorośli (czyli posiadający czynne prawa wyborcze) stanowią połowę tej liczby i że frekwencja wynosiłaby (jak w ostatnich wyborach) 73 procent, „do oddania” w tym kraju jest około dwustu tysięcy głosów. To tyle, ilu mieszkańców liczy sobie średniej wielkości (w niemieckiej skali) miasto w Niemczech.

Kilkanaście miast w tym kraju jest bardziej ludnych od całej Malty. Arytmetyczny eksperyment myślowy pokazuje natychmiast, że mieszkańcy każdego z nich, nawet w pojedynkę, czyli bez udziału mieszkańców innych miast w cuglach wygrywaliby wszystkie wybory na Malcie. Natomiast wszyscy mieszkańcy Malty razem wzięci, choćby się nawet umówili, nie byliby w stanie wygrać wyborów w Monachium, Bremie czy Lipsku.

Przyszłość Europy. Zdecyduje demografia, a nie demokracja

Być może w tym miejscu powie ktoś, że są to sytuacje nierzeczywiste. Przecież niemożliwy jest przyjazd wszystkich głosujących Maltańczyków na wybory do Monachium albo wszystkich mieszkańców Bremy na wybory na Maltę. Oczywiście, że jest niemożliwy. Lecz niniejszy tekst nie jest o tym, jak wygrać wybory w Monachium czy na Malcie, a o tym, że na najważniejszy – demograficzny – czynnik rozstrzygający o tym, kto ile władzy będzie miał w przekształconej w superpaństwo Unii Europejskiej – żadne wybory nie będą miały wpływu. Decydująca będzie demografia, a nie demokracja.

W strukturze superpaństwowej rozstrzygający będzie niepodlegający głosowaniu, obiektywny fakt bycia Niemcem, Maltańczykiem lub przedstawicielem jakiejkolwiek innej narodowości. Nie można jednocześnie integrować się w takiej strukturze i zachować równość siły głosu. Albo położenie cząstki, albo pęd; albo integracja w superpaństwie, albo demokracja. To będzie immanentna cecha przemienionej w superpaństwo Unii.

Jak nieoznaczoność położenie/pęd nie wynika z niedoskonałości urządzeń pomiarowych, tylko z samej struktury rzeczywistości fizycznej, tak nieoznaczoność integracja/demokracja nie będzie rezultatem niedoskonałości procedur, tylko konsekwencją struktury rzeczywistości politycznej. Nadmiar integracji musi oznaczać niedobór demokracji. W strukturze „Unia = związek państw” deficyt demokratyczny równoważony jest ciągle jeszcze, lepiej lub gorzej, takimi uprawnieniami państw członkowskich, jak prawo weta. W strukturze „Unia = superpaństwo” żadnych państwowych czy narodowych bezpieczników już nie będzie.

Patronite

Nie komplikować tego, co już funkcjonuje

„Unijna zasada Heisenberga” przypomina oryginalną, fizyczną, jeszcze pod jednym względem. Tej kwantowomechanicznej, mimo że jest uniwersalnie prawdziwa, nie ma potrzeby (ani zresztą sensu) stosować tam, gdzie cząstek jest wystarczająco wiele na to, by tworzyły obiekt makroskopowy: piłkę, kulę bilardową, ziarnko piasku. Innymi słowy, nie stosujemy jej tam, gdzie można się bez niej obejść.

Nie korzystamy z niej przy budowie mostów ani aparatów ortopedycznych, produkcji książek czy żywności, podczas gry w tenisa lub prowadzenia samochodu. Wszystkie te akcesoria i aktywności są na tyle odległe od świata kwantów (w którym zasadę Heisenberga stosować musimy), że na co dzień wystarczają uproszczone procedury mechaniki Newtona i inne prawa klasycznej fizyki. To uczy nas, że nie należy komplikować czegoś, co funkcjonuje bez tych komplikacji.

Tak samo unijna zasada Heisenberga mówi nam, by w Unii Europejskiej nie komplikować tego, co funkcjonuje (lepiej lub gorzej) bez dodatkowych komplikacji.

Jeśli struktura Unii będzie wystarczająco różniła się od wymyślanego przez integracyjną ideologię sztucznego superpaństwa (tak, jak kula bilardowa różni się od cząstki kwantowej), wynikająca z unijnej zasady Heisenberga sprzeczność między integracją a demokracją nie będzie przekładała się na codzienną praktykę.

Doświadczenie – pojęcie istotne nie tylko w naukach przyrodniczych, ale także w polityce – wskazuje na to, że europejska wspólnota funkcjonowała dobrze wtedy, gdy nie była przeciążona regulacjami dotyczącymi niemal każdej sfery życia. Funkcjonuje źle, gdy zajmuje się zarządzaniem wszystkim, czym tylko się da.

Przeczytaj również: Operacje psychologiczne. Tak można uderzyć w państwo i w ludzi



Opublikowano przez

Dariusz Lipiński

autor


Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.