Nauka
Ogromny przełom w walce z cukrzycą. Ale nowy lek ma swoje wady
14 lipca 2025
Już w 1987 roku, w swoim raporcie o stanie kościoła przyszły papież, kardynał Joseph Ratzinger wyrażał swoje zaniepokojenie faktem, że psychologia stanowi zagrożenie dla religii. Obwiniał ją nawet o pustoszenie zakonów i wypieranie teologii. Podobnego zdania był George Carey, arcybiskup Canterbury, który w wypowiedzi dla „Guardiana” w 2000 r. stwierdził, że psychoterapia powoli zastępuje religię, a Chrystusa Zbawiciela zastępuje Chrystus Doradca (ang. Christ the Counsellor). Czy mieli rację?
Psychologia jest dzisiaj jednym z najbardziej popularnych kierunków studiów na całym świecie. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (ang. APA – American Psychological Association) ogłosiło, że jeszcze nigdy w historii nie cieszyła się takim powodzeniem. Szacuje się, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych pomiędzy 1,2 a 1,6 milionów studentów rocznie wybiera kurs wprowadzenia do psychologii. Rocznie 120 tys. amerykańskich studentów otrzymuje tytuł licencjata z psychologii. U.S. Bureau of Labor Statistics szacuje, że ogólne zatrudnienie psychologów wzrośnie o 7 proc. w latach 2023–2033, znacznie szybciej niż średni wzrost dla wszystkich innych zawodów (3 proc.). Przewiduje się, że w tym okresie co roku będzie otwieranych średnio około 13 tys. miejsc pracy dla psychologów.
W Polsce w 2019 roku psychologię studiowało 34 178 osób, a w 2022 roku już 56 370, co oznacza wzrost o około 65 proc. Wcześniej, w 2018 roku dostępnych było 144 programów studiów psychologicznych, a z kolei w 2023 roku liczba ta wzrosła do 254. W 2022 roku psychologia wyprzedziła prawo, jako najbardziej oblegany kierunek w Polsce.
Rozkwit zainteresowania psychologią jest bezprecedensowy. Większość magazynów ilustrowanych posiada stałe rubryki wypełnione radami psychologów formułowanymi dla ich czytelników. Mnóstwo ludzi ma w swoich planach systematyczne spotkania ze swoimi psychologami lub psychoterapeutami i spędza kilka godzin tygodniowo w ich gabinetach. Z ekranów telewizyjnych przemawiają do nas psychologowie, którzy jako eksperci wyjaśniają nam, dlaczego ktoś zabił, zgwałcił, zdefraudował pieniądze lub popełnił samobójstwo.
Psychologowie pojawiają się zawsze w sytuacjach poważniejszych wydarzeń społecznych, aby przedstawić nam interpretację tego, czego byliśmy świadkami. W większości księgarń znajdziemy osobne półki, lub nawet całe regały, wypełnione książkami oferującymi rady i wsparcie psychologiczne. Celebryci publicznie opowiadają o swoich problemach psychologicznych i terapiach, w których biorą udział.
Podczas spotkań towarzyskich ludzie wymieniają się opiniami na temat swoich psychoterapeutów. Bardzo często psychologowie pojawiają się w miejscu wypadków lub katastrof. Pracują w szkołach, szpitalach, hospicjach, opiece społecznej i w działach zarządzania personelem większości korporacji. Odnajdziemy ich w policji i armii, w kościołach i więzieniach. Bez wątpienia psychologia jest wszechobecna.
Jednak sama popularność psychologii nie świadczy o nabieraniu przez tę dziedzinę wiedzy religijnego charakteru. Aby odpowiedzieć na pytanie, czy tak faktycznie jest, należałoby zastanowić się, czy psychologia i psychoterapia zaspokajają te same potrzeby co religia i czy przejmują jej funkcje.
Przeczytaj również: Psychologia to nie magia. Dr Witkowski rozbraja mity
Co najmniej dwóch autorów nie ma co do tego wątpliwości. Paul Vitz, amerykański psychology chrześcijański już w 1977 roku napisał książkę Psychology as Religion: The Cult of Self-Worship, w której pokazał, w jaki sposób psychologia humanistyczna zagospodarowała obszary zajmowane wcześniej przez religię przyczyniając się do powstania selfizmu ( od ang. self – ja) – ideologii zakładającej supremację ludzkiego „ja”, kult samouwielbienia stanowiący substytut religijności.
Selfizm ma, zdaniem Vitza, prowadzić do racjonalizacji konsumpcjonizmu oraz rozwoju w szerokim wymiarze społecznym narcystycznej patologii osobowości. Jego zdaniem kultura rozwijająca się w duchu selfizmu jest zaprzeczeniem chrześcijaństwa i stanowi jego zagrożenie.
Śladami Vitza podążył William Epstein, publikując blisko trzydzieści lat później, bo w 2006 roku książkę Psychotherapy as Religion: The Civil Divine in America, w której analizuje psychoterapię jako współczesny substytut religii w społeczeństwie amerykańskim, krytykując jej skuteczność i rolę kulturową. Epstein argumentuje, że psychoterapia w USA przejęła funkcje tradycyjnej religii, oferując ramy do poszukiwania sensu, radzenia sobie z cierpieniem i budowania tożsamości.
Podobnie jak religia, psychoterapia dostarcza narracji o samodoskonaleniu, moralności i wspólnocie, ale w świeckim kontekście. Autor nazywa psychoterapię „obywatelskim bóstwem” (ang. civil divine), wskazując, że stała się instytucją kulturową, która zastępuje tradycyjne wierzenia w społeczeństwie zsekularyzowanym. Podkreśla, że popularność psychoterapii wynika bardziej z jej atrakcyjności kulturowej niż z empirycznych sukcesów. Psychoterapia wzorem religijnych rytuałów oferuje nadzieję i poczucie kontroli. Epstein, podobnie, jak Vitz, porównuje terapeutyczne skupienie na „ja” do religijnych nauk o zbawieniu, które jednak tradycyjnie kładły większy nacisk na wspólnotę i odpowiedzialność społeczną.
Ciekawy temat: Jak nie być samotnym
Czy spostrzeżenia zawarte w obu pozycjach są aktualne dzisiaj, kiedy popularność zarówno psychologii jak i psychoterapii zwielokrotniły się od czasu publikacji wspomnianych książek?
Religia to relacja człowieka do świętości (sacrum), manifestującą się w trzech wymiarach: doktrynalnym; mistycznym; rytualnym i społecznym. We współczesnej pop–psychologii i psychoterapii bez trudu odnajdziemy wszystkie cztery wymiary. Obecna w psychologii humanistycznej i wywodzących się zeń psychoterapiach wiara w konieczność samorealizacji ma wymiar doktrynalny.
Pojęcie samorealizacji, samospełnienia zawiera w sobie założenie, że został w nas zdeponowany jakiś ukryty potencjał, który wymaga odkrycia i realizacji, a jeśli to nie nastąpi, nasze życie będzie niespełnione. Nie mamy jednak żadnych przesłanek do tego, aby określić kto lub co i jakiego rodzaju siła zdeponowała w nas ten potencjał. Ba, nie wiemy nawet, czy ten potencjał faktycznie istnieje.
Jak wynika z rozkładu normalnego, większość z nas jest doskonale przeciętna i nie nosi w sobie ukrytych zdolności. Nie ma też, poza indywidualnymi świadectwami, żadnych dowodów na to, że życie osoby odkrywającej w sobie ukryty potencjał i dążącej do jego realizacji jest w jakikolwiek sposób lepsze od życia kogoś, kto sobie w ogóle głowy nie zawraca podobnymi sprawami. Czy spostrzeżenia zawarte w obu pozycjach są aktualne dzisiaj, kiedy popularność zarówno psychologii jak i psychoterapii zwielokrotniły się od czasu publikacji wspomnianych książek?
Warto przeczytać: „Narcyz” to modny i nadużywany slogan. Objawy są bardziej złożone
Czy spostrzeżenia zawarte w obu pozycjach są aktualne dzisiaj, kiedy popularność zarówno psychologii jak i psychoterapii zwielokrotniły się od czasu publikacji wspomnianych książek?
Religia to relacja człowieka do świętości (sacrum), manifestującą się w trzech wymiarach: doktrynalnym; mistycznym; rytualnym i społecznym. We współczesnej pop–psychologii i psychoterapii bez trudu odnajdziemy wszystkie cztery wymiary. Obecna w psychologii humanistycznej i wywodzących się zeń psychoterapiach wiara w konieczność samorealizacji ma wymiar doktrynalny.
Pojęcie samorealizacji, samospełnienia zawiera w sobie założenie, że został w nas zdeponowany jakiś ukryty potencjał, który wymaga odkrycia i realizacji, a jeśli to nie nastąpi, nasze życie będzie niespełnione. Nie mamy jednak żadnych przesłanek do tego, aby określić kto lub co i jakiego rodzaju siła zdeponowała w nas ten potencjał.
Ba, nie wiemy nawet, czy ten potencjał faktycznie istnieje. Jak wynika z rozkładu normalnego, większość z nas jest doskonale przeciętna i nie nosi w sobie ukrytych zdolności. Nie ma też, poza indywidualnymi świadectwami, żadnych dowodów na to, że życie osoby odkrywającej w sobie ukryty potencjał i dążącej do jego realizacji jest w jakikolwiek sposób lepsze od życia kogoś, kto sobie w ogóle głowy nie zawraca podobnymi sprawami.
To oczywiście tylko jeden z wielu przykładów doktrynalnego charakteru pop–psychologii. Jednym tchem wymienić można tu poszukiwanie prawdziwego, autentycznego „ja”, autentycznych związków itp. Charakterystyczne, że dla dokonania tych wszystkich odkryć niezbędny jest współczesny kapłan–terapeuta, depozytariusz wiedzy tajemnej. Bez jego udziału, podobnie, jak bez udziału przewodnika duchowego w drodze do świętości lub oświecenia, nasze wysiłki są z góry skazane na niepowodzenie, o czym przekonują nas niezmiennie intensywne komunikaty perswazyjne mówiące o tym, że bez terapii, bez kursu samorozwoju pozostaniemy na zawsze gorszą wersją siebie.
Oglądaj nas także na kanale YouTube. Kliknij na ten LINK i wybierz – subskrybcja
Dla osoby wierzącej wymiar mistyczny religii oznacza dążenie do poznania i zjednoczenia z bogiem lub jakimś innym rodzajem absolutu. W świeckiej odmianie religii, jaką stała się pop–psychologia nie ma co prawda boga osobowego (choć niewątpliwie jest wielu guru), ale dążeniom do samospełnienia, do samoaktualizacji, jedności z samym sobą, autonomii osobowościowej, czy też dążeniu do mocy, jak ma to miejsce w psychologii Alfreda Adlera, nadaje się wymiar mistyczny.
W narracjach tradycyjnych religii człowiek najczęściej przychodzi na świat z piętnem grzechu, ciężarem karmy poprzedniego wcielenia, jest niedoskonały, a życie ma być dążeniem do świętości, stanu łaski lub oświecenia. Z kolei w pop–psychologii podobnego ciężaru nabiera dążenie do odkrycia ja autentycznego, samospełnienia – do doskonałego stanu, absolutu. Analogiczne jak w religii jest odrzucenie intelektu i rozumu, jako kryterium prawdy i zastąpienie ich doświadczeniem własnym – własną terapią. Z ust większości psychoterapeutów usłyszymy, że o terapii nie może wypowiadać się ktoś, kto nie przeszedł własnej terapii. Rozum jest narzędziem zbyt niedoskonałym, aby pojąć jej istotę, podobnie jak istotę objawienia, łaski bożej itp.
Realizacja mistycznego charakteru psychoterapii odbywa się poprzez rytuały. Terapie, warsztaty samodoskonalenia, mindfulness i inne praktyki mają przeprowadzić na od stanu niedoskonałego do tego pożądanego. Swoistym rytuałem pozwalającym na zbliżenie się do absolutu, czyli autentycznego „ja”, jest przepracowywanie problemów z dzieciństwa i wszelkich rzeczywistych i wyimaginowanych traum z przeszłości. Neutralne pierwotnie działania, takie jak uczestnictwo w warsztatach, czy terapii stają się rytuałami poprzez nacechowanie moralne. Coś jest więc dla nas „dobre” lub „złe”, „rozwojowe” lub „nierozwojowe”. Zaniedbywanie działań „dobrych”, kiedy już nabrały znaczenia moralnego, budzi w nas niepokój, a nawet wyrzuty sumienia.
Również w społecznym wymiarze – wspólnotowym, psychoterapia i pop–psychologia oferują bardzo wiele. Grupy wsparcia, warsztaty samorozwoju, grupy superwizyjne, spotkaniowe, treningi interpersonalne, to okoliczności, w których formułuje się poczucie przynależności do wspólnoty. Cementuje je przekonanie o „życiu w prawdzie”, tak charakterystyczne dla religii. Wspólnota terapeutyczna kierowana przez swoich „kapłanów” decyduje, czy jej członek dojrzał do „prawdy”.
Szczególnego charakteru nabierają akty zwątpienia. „Zwątpienie urasta do rangi zalety – mówi były terapeuta Konrad Gorzelak. – Wątpisz, znaczy jesteś świadomy. Poszerzasz swoją samoświadomość, zatem możesz być lepszym terapeutą. Zwątpienie jako test. Mechanizm identyczny jak w religii: zwątpienie jako dowód twojej wiary”.
Tak długo, jak długo religia pozostaje prywatną sprawą każdego człowieka, nie stanowi zagrożenia dla innych. W końcu każdy dorosły człowiek może sam decydować o tym, w co będzie wierzył i jakim rytuałom się oddawał. Problem tkwi jednak w tym, że większość religii wraz ze wzrostem liczby wyznawców nabiera charakteru misjonarskiego.
Z psychologicznego punktu widzenia to dość zrozumiały mechanizm. Każdy odstępca od wiary podważa jej zasady, powoduje pewien dysonans. Najprostszym sposobem redukcji tego dysonansu jest próba nawrócenia odmieńców. Zrazu, kiedy religia zdobywa coraz więcej wyznawców, działa presja konformizmu społecznego. Kiedy jednak ich liczba osiąga w społeczności pewien punkt krytyczny, wspólnota religijna narzuca swoje zwyczaje pozostałym. Dni wolne od pracy, to najczęściej dni „święte” w religii, która dominuje w danym kraju. Symbole religijne wypełniają przestrzeń społeczną, a religijne przekonania o życiu i śmierci kształtują prawo, któremu muszą podlegać wszyscy bez wyjątku.
Szukasz treści, które naprawdę dają do myślenia? Sięgnij po kwartalnik Holistic News
Dzisiaj wypada mieć swojego terapeutę. Konfesjonał już dawno zastąpiła kozetka, a przyjaźń – relacja z profesjonalistą. Otoczenie aprobuje udział w rytuałach samorozwojowych i nagradza je. Kiedy ktoś odbiega swoimi zachowaniami od tych akceptowanych przez kulturę terapeutyczną wywiera presję na odmieńca, aby ów wziął udział w rytuałach (terapiach), które do tej kultury mają go przywieść. Krytycy nowej religii skazani są na ostracyzm i canceling.
Rodzice chroniący swoje dzieci przed nadmierną ingerencją kultury terapeutycznej spostrzegani są jako „źli” rodzice, a w razie konfliktu sądowego o przyznanie opieki nad córką lub synem, nie mają szans w konfrontacji z partnerami, którzy bez wahania powierzają swoje potomstwo kapłanom nowej religii.
Czy jutro otrzymanie lepszej pracy będzie się wiązało z koniecznością wykazania w CV udziału w rytuałach samouwielbienia? Czy zasłuży na awans pracownik, który postanowił pozostać poza nurtem selfizmu? A może kościelne nauki przedślubne zastąpi psychoterapia, a na miejsce zaświadczenia od księdza o ich ukończeniu będziemy przedstawiać dowód uczestnictwa w terapii? Czy liczba członków wspólnoty nowej religii już osiągnęła punkt krytyczny, od którego bez problemu narzuci swoje zwyczaje i rytuały ogółowi społeczności? Odpowiedzi na te pytania bez trudu odnajdziemy rozglądając się nieco uważniej wokół siebie.
Przeczytaj również: Tam, gdzie nie ma psychiatry. Także w Polsce