„A pani nie jest za młoda?” Terapeuci z pokolenia Z mają problem

W gabinecie terapeuty pacjent opowiada o swoim wielkim konflikcie wewnętrznym. Odszedł od żony, żyje w związku z inną kobietą. Rozeszli się w klimacie porozumienia i zgody. Po prostu się nie udało. Dzieci są już dorosłe, mają własne życie. A on ciągle żyje w poczuciu winy… Trudno zrozumieć dlaczego. Okazuje się, że przyczyna jego cierpienia to dylemat religijny. Światopogląd pacjenta nie pozwala na kolejny związek. Wychowany w innych realiach, z inną perspektywą, młody terapeuta z pokolenia Z postrzega wszystko inaczej. Musi jednak utrzymać neutralność. Pojawia się ważne pytanie: jeśli terapeuta tak bardzo różni się od starszego pacjenta w fotelu naprzeciwko, przede wszystkim pod względem życiowego doświadczenia, to jak bardzo może mu pomóc?

Nowe pokolenie terapeutów. Asymetria doświadczenia

Jak wygląda praca z pacjentem z perspektywy nowego pokolenia terapeutów? Szanuję życiowe doświadczenie i mądrość wyniesioną z przeżytych błędów i porażek. W tym nie mogę górować nad pacjentem. Ale jego styl życia mnie zadziwia. Ja pracuję regularnie, a po pracy zastanawiam się, dokąd pojechać na wakacje i komu zostawić wtedy psa. Z jego opowieści dowiaduje się, że przez całe życie pracował po dwanaście, czternaście godzin. Rozwijał własną firmę. Wybudował dom pod miastem, który teraz musi ogrzewać, dlatego wraz z żoną mieszkają tylko na jednej kondygnacji. Pozostała część stoi pusta. – To wszystko dla dzieci – mówi. Tyle że dzieci dorosły, wyprowadziły się do innego miasta lub za granicę i stawiają na równowagę życiowej przestrzeni. Kontakt z rodzicami – tylko od święta. 

Pacjent ostatnio usłyszał od syna, że przez niego przez kilka lat był na psychoterapii, bo nie potrafił zbudować bliskości ze swoim własnym dzieckiem. I że go nie wini, ale chce, żeby wiedział.

– Miał wszystko. Nie kiwnął palcem. Oryginalne ubrania, auto na osiemnastkę. Nigdy nie musiał pracować. Teraz mi mówi, że zrobiłem mu krzywdę. Mam ochotę wziąć go za fraki i wystawić za drzwi. Tyle że on i tak przyjeżdża raz do roku. Twierdzi, że wizyta w rodzinnym domu jest zbyt „przytłaczająca”. Nie wiem, czy wtedy chcę bardziej płakać, czy drzeć się ze złości – przyznaje mężczyzna.

Nowe pokolenie terapeutów: psychoterapeutka w okularach i czerwonej narzutce szerokimi rękawami
Fot. RDNE Stock project / Pexels

Starsze pokolenie okiem zetki. Inne priorytety, inne zasady

„Typowe roszczenie rodzica, który oczekuje wdzięczności za coś, co – jak mu się wydawało – jest najlepsze dla jego dziecka” – pomyślałem, podsuwając pacjentowi myśl do refleksji: – Czy myśli pan, że być może syn mówi panu o czymś, czego pan nie dostrzega? Zastanawiam się, czy tak intensywna praca pozwalała panu znaleźć dla niego czas?

Pacjent zamilkł i pogrążył się przez chwilę w swoich myślach. Sądząc po jego twarzy, raczej nie były wesołe. Dla tego pana priorytetem życiowym było zabezpieczenie rodziny. To finansowe. Ludzie, którzy doświadczyli marazmu komuny, kultury deficytu i poczucia życia w ciągłym niezaspokojeniu nawet podstawowych potrzeb, w czasie „dzikiego kapitalizmu” lat 90., kiedy w zasadzie możliwe były cuda, dążyli do społecznego awansu. Chcieli żyć „jak na Zachodzie”.

Niektórzy zbudowali prawdziwe małe imperia, przejmując państwowe przedsiębiorstwa i rozkręcając prężnie działające firmy. Dążenie do marzeń miało jednak swoją cenę. Gdy człowiekiem kieruje motywacja braku, trudno jest dostrzec potrzeby wyższego rzędu. A właśnie na te stawiają teraz młodsze pokolenia. Samorealizacja i równowaga psychiczna. To pojęcia mojemu pacjentowi zupełnie obce, a dla mnie stanowią wyznacznik zdrowego funkcjonowania.

Polecamy: Po dwóch stronach barykady. Aborcja dzieli młodych Polaków

Nowe pokolenie terapeutów. Obawy pacjentów

Opowieść z zaprzyjaźnionego gabinetu.

Wychodzę […] z socjalnego. Mam pierwszą konsultację z pacjentem. Wiem tylko, że to mężczyzna. Lat około sześćdziesięciu. Skierowanie od psychiatry. Zaburzenia lękowe z somatyzacją. Pojawiam się w poczekalni i pytam: – Pan Leszek? Zapraszam.

Widzę przerażenie w oczach i drylujące spojrzenie od góry do dołu. Wyglądam, jak wyglądam. Raczej młodziej niż starzej. Wymiana pierwszych słów skoncentrowana jest raczej na mnie niż na pacjencie.

– Przepraszam bardzo, ale ile pan ma lat? Pan wygląda bardzo młodo. Ja nie wiem, czy pan będzie w stanie mnie zrozumieć. Ma pan dzieci? A żonę?

Oczywiście pytania pozostają bez odpowiedzi, zastanawiamy się jednak z pacjentem, skąd jego lęk, który ewidentnie właśnie się tutaj pojawia. I można rzeczywiście zagłębiać się w psychodynamiczne rozważania, cóż takiego dzieje się w przeniesieniu pacjenta, tymczasem rzeczywistość może być zupełnie prozaiczna.

Warto przeczytać: Szukając pracy, popełniają jeden błąd. Zetki na rynku pracy

Kształtowanie się relacji. Pacjent jak ojciec, terapeuta jak syn

W powyżej opowieści bohaterem jest mój kolega, terapeuta, lat 27. Po studiach natychmiast rozpoczyna szkolenie psychoterapeutyczne. Żony brak, dzieci również. Dobrze wygląda, całe ramię w tatuażach. Wygląd raczej gwiazdy rocka niż kogoś, kto ma leczyć. Sam szczerze przyznaje:

– Mogę oczywiście mentalizować, empatyzować czy korzystać z wyobrażeniowych konstruktów, jednak – tak naprawdę – czy jestem w stanie zrozumieć, jak to jest być w kilkudziesięcioletnim związku? Czy mogę rozważać, co czuje człowiek, którego dzieci nie chcą z nim rozmawiać? Wejście w stan umysłu pacjenta, którego życiowa pozycja jest zupełnie różna od naszej, jest naprawdę trudne.

Relacja terapeutyczna jest naprawdę skomplikowanym konstruktem dwojga ludzi, którzy spotykają się w określonym celu, a ich role są z góry ustalone. Nie ma tutaj symetrii, a dobrze przygotowany terapeuta niemal cały czas monitoruje swoje przeciwprzeniesienia, czyli to, co odczuwa w stosunku do pacjenta. Tyle w teorii. Nie jesteśmy jednak władcami naszych uczuć. Podobnie jak pacjenci.

Gdy widzisz na fotelu swojego „ojca” lub swoją „matkę” w charakterze pacjenta lub pacjentki, zastanawiasz się, w jaki sposób możesz pomóc komuś, kto widzi w tobie syna lub kolegę swojego syna. A może właśnie w tej roli pozwolimy na rozwinięcie się przeniesienia, a to z kolei umożliwi dostrzeżenie w nas obiektu dawno temu porzuconego i zaniedbanego? Jeśli w tej diadzie staniemy się dzieckiem, może nikomu nie stanie się krzywda.

Polecamy wystąpienie dr. Tomasza Witkowskiego w trakcie Holistic Talk 2025:

Nowe pokolenie terapeutów. Trochę w pana wieku, nawet podobny

Jednym z najtrudniejszych doświadczeń terapeutów, szczególnie młodych i atrakcyjnych (terapeutek oczywiście również), jest erotyzacja relacji. Pacjentka lub pacjent, działając nieświadomie, w celu ochrony swojej intymności tworzy dystans, przeżywając terapeutę jako obiekt erotyczny. – Pacjentka co tydzień przychodziła coraz skąpiej ubrana. Koleżanki śmiały się, żebym ustawił klimatyzację na piętnaście stopni. Może wtedy się ubierze. Ubiór nie był jednak największym problemem. Najcięższe było to, kiedy z najdrobniejszymi szczegółami opowiadała o swoich seksualnych wybrykach, nieustannie pożerając mnie wzrokiem – opowiada znajomy terapeuta.

Jak sobie z tym radził?

– Konfrontacja z tą pacjentką nie była łatwa. Oczywiście zasłaniała się różnicą wieku, gdyż była już dojrzałą kobietą. Jednak jej pożądanie było realne, kiedy rozpoczynała opowieść o kolejnym seksualnym triumfie, rozpoczynając od słów: „Był gdzieś, no… w pana wieku. Trochę podobny…”. Jak zapanować wówczas nad rumieńcami, które ewidentnie pojawiały się na mojej twarzy? Ciało było napięte jak struna. Głos sparaliżowany, a ja miałem uświadomić dwa razy starszą ode mnie pacjentkę, że to, co się teraz między nami dzieje, to jej ukryte pragnienie posiadania mnie po to, żeby (paradoksalnie) zachować dystans. Erotyzacja bowiem wyklucza bliskość terapeutyczną. Czułem, jakbym miał wytłumaczyć swojej matce, „jak się robi dzieci”.

Nowe pokolenie terapeutów: zamyślony psychoterapeuta na fotelu w gabinecie
Fot. Brice Cooper / Pexels

Młodość to nie minus, ale wiek ma znaczenie

Solidne przygotowanie do zawodu to podstawa. Jeśli komuś wydaje się, że terapia to po prostu słuchanie, bardzo się myli. Czy doświadczenie życiowe jest ważne? Bardzo. Psychoterapia to nie dzielenie się radami z życia, jednak metrykalna dojrzałość często (choć nie zawsze) pozwala lepiej rozumieć egzystencjalne cierpienie. Równowaga emocjonalna też się przydaje. Czy młodość jest zatem minusem? Na pewno nie zawsze, warto jednak świadomie wybierać kogoś, komu powierza się swoją życiową historię.

Może Cię także zainteresować: Matka i córka jak przyjaciółki. Psycholodzy ostrzegają: to błąd

Opublikowano przez

Krzysztof Zaniewski

Autor


Uważny obserwator rzeczywistości, muzyk, hobbystycznie lubiący filozoficzne rozważania, a zawodowo pracujący terapeutycznie z dziećmi i młodzieżą, od których czerpie inspirację i pozytywną energię. Dumny właściciel psa Izoldy, która jest dla niego przykładem miłości bezwarunkowej. Gorący wielbiciel muzyki Ryszarda Wagnera.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.