Prawda i Dobro
Toksyczna przyjemność. Uzależniające substancje zagrażają młodym
11 października 2024
Irańczycy przeprowadzili ostrzał rakietowy amerykańskich baz w Iraku w akcie zemsty za zabicie generała Kasema Solejmaniego. W tym samym czasie szczątki jednego z najbardziej wpływowych Irańczyków składano do grobu w jego rodzinnym mieście Kerman
Większość z kilkunastu rakiet przenoszących po kilkaset kilogramów materiału wybuchowego dotarła do celów. W ostrzale najmocniej ucierpiały baza i lotnisko Ain al-Asad, gdzie oprócz Amerykanów stacjonują również żołnierze sił międzynarodowych, w tym Polacy. Drugim celem była amerykańska baza koło Irbilu.
Irańskie media prawie natychmiast ogłosiły sukces. W wygłoszonym rano orędziu ajatollah Ali Chamenei powiedział, że atak był policzkiem wymierzonym Stanom Zjednoczonym. Według telewizji w Teheranie w ataku zginęło 80 Amerykanów, pojawiły się także doniesienia o zniszczonych samolotach.
Z kolei przedstawiciele Pentagonu szybko oświadczyli, że strat nie było. Początkowo informowano o poszkodowanych wśród Irakijczyków służących w Ain al-Asad, ale kilka godzin później rząd w Bagdadzie zdementował te informacje.
Nawet prezydent Donald Trump, który w ostatnich dniach wielokrotnie groził Iranowi miażdżącą odpowiedzią militarną na każdy atak na obywateli lub bazy USA, nie wystąpił z orędziem, a jedynie napisał na Twitterze, że jego kraj jest największą potęgą militarną świata.
Sytuacja pod wieloma względami przypomina wydarzenia z maja 2018 r., gdy Izrael zaatakował cele irańskie w Syrii, a Teheran odpowiedział militarnie w celu „ratowania twarzy”. Irańczycy ostrzelali wtedy rakietami ufortyfikowane pozycje izraelskiej armii na Wzgórzach Golan, nie powodując ofiar. W odpowiedzi Izraelczycy przeprowadzili serię nalotów w Syrii, w których również liczba poszkodowanych była niewielka.
Obecna sytuacja wygląda podobnie. Iran nie mógł bez odpowiedzi pozostawić śmierci gen. Solejmaniego, człowieka odpowiedzialnego za militarną politykę na Bliskim Wschodzie, a zarazem najpopularniejszego członka władz, który zginął w amerykańskim ataku rakietowym niedaleko lotniska w Bagdadzie. Brak reakcji zostałby uznany za oznakę słabości i podważyłby zaufanie do reżimu ajatollahów wśród sojuszników w regonie. Na reakcję czekali nie tylko członkowie szyickich milicji w Iraku, którzy również stracili ważnych przywódców w amerykańskim nalocie, ale także wspierani przez Iran Huti w Jemenie, sojusznicy Teheranu w Syrii czy członkowie Hezbollahu w Libanie.
Również z powodów polityki wewnętrznej Teheran nie mógł przejść do porządku dziennego nad śmiercią Solejmaniego. Generał formalnie stał na czele Sił Al Kuds, czyli specjalnych jednostek Gwardii Strażników Rewolucji Islamskiej, uważanych za fundament potęgi Iranu w regonie. Solejmani nie angażował się w codzienną politykę, dzięki czemu nie obarczano go winą za złą sytuację gospodarki niszczonej amerykańskimi sankcjami czy śmierć ok. 1,5 tys. osób podczas krwawo stłumionych protestów na przełomie listopada i grudnia 2019 r.
Solejmani cieszył się poparciem większym niż sam teokratyczny reżim w Teheranie. Według uznawanego za wiarygodne badania z 2018 r. przeprowadzonego przez IranPress i Uniwersytet Maryland, ufało mu aż 83 proc. obywateli. Ceremonie pogrzebowe w kilku miastach zgromadziły wielomilionowe tłumy. Pożegnanie generała w Kerman trzeba było opóźnić, gdy kilkudziesięciu żałobników zostało stratowanych przez tłum. Ostatecznie Kasem Solejmani spoczął w grobie w czasie, gdy pociski rakietowe leciały już w stronę amerykańskich baz w Iraku.
Władze Iranu wiedzą, że nie mają szans w otwartej, konwencjonalnej konfrontacji z USA. Na przykład flota przestarzałych F-14 pamiętających czasy szacha obalonego w 1979 r. nie zatrzyma powietrznej ofensywy supermocarstwa. Stąd spekulacje, że Teheran zdecyduje się na uderzenie przez pośredników w innych częściach świata, a nawet na atak terrorystyczny. Donald Trump dał jasno do zrozumienia, że każdy taki atak spotka się ze stanowczą odpowiedzią wojskową.
W rezultacie Teheran zdecydował się na symboliczne wyrównanie rachunków, czyli na możliwie najgłośniejszy akt zemsty, który jednak miał jedynie ograniczone szanse zadania realnych strat. Spodziewający się odwetu Amerykanie byli przygotowani. Kilka godzin wcześniej pojawiły się informacje o ruchu irańskich wojsk rakietowych, co sugerowało zbliżające się uderzenie.
Wiele zależy teraz od reakcji Amerykanów. Brak ofiar pozwala Waszyngtonowi ograniczyć się do ostrej reakcji słownej czy wprowadzenia kolejnych sankcji gospodarczych. Z drugiej jednak strony Donald Trump może wykorzystać okazję do zniszczenia irańskiego programu nuklearnego, co wymagałoby przynajmniej kilkudniowej operacji wojskowej.
Eksperci oceniają, że w ciągu dwóch dni siły powietrzne mogą przełamać obronę przeciwlotniczą Iranu i zapanować nad przestrzenią powietrzną. Następnie kilka czy kilkanaście dni zajęłoby niszczenie ośrodków badawczych, wzbogacania uranu czy produkcji rakiet dalekiego zasięgu.
Sytuacja jeszcze długo pozostanie niestabilna. Ajatollah Chamenei, mówiąc o policzku wymierzonym Amerykanom, dodał, że działania militarne nie wystarczą. Oznacza to, że Teheran będzie kontynuował dyplomatyczną i polityczną walkę z Waszyngtonem, której stawką jest utrzymanie amerykańskiej obecności w Iraku.
Parlament w Bagdadzie przyjął już uchwalę wzywającą do wycofania sił międzynarodowej koalicji. Szyickie milicje zapowiadają budowę wspólnego frontu w celu wywarcia presji na Amerykanach i zmuszenie ich do opuszczenia Iraku. Pojawiają się także głosy, że Irańczycy stawiają sobie cel jeszcze ambitniejszy, którym jest zakończenie amerykańskiej obecności na Bliskim Wschodzie, co będzie trudne, biorąc pod uwagę sojusz USA i Izraela czy bliską współpracę między Amerykanami i Saudyjczykami.
W związku z napiętą sytuacją można się spodziewać, że potencjalną „próżnię”, która powstałaby w rezultacie osłabienia pozycji USA w regionie, postarają się zastąpić Rosjanie i Chińczycy. Wysłannik Pekinu w Bagdadzie zapewnił już irackie władze o możliwości poszerzenia współpracy. Chiny są przy tym bardzo ostrożne. Nie jest to gwałtowana zmiana polityki, a jedynie kontynuacja systematycznie budowanych relacji. Nie dziwi też szybka oferta rozwoju współpracy gospodarczej Rosji z Irakiem.