Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Rosja stara się wrócić do globalnej czołówki mocarstw, dlatego wzmacnia swoją obecność na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Rosjanie szukają kolejnych okazji, by pokazać, że nadal należy się z nimi liczyć, nawet jeśli potencjał gospodarczy i militarny ich kraju jest mniejszy niż potencjał USA
Na początku stycznia Władimir Putin przyleciał do Syrii po raz drugi w ciągu ostatnich trzech lat. Prezydent Rosji nie musiał się już krygować. Tym razem jego samolot wylądował na lotnisku w Damaszku, a nie w bazie lotniczej Hmejmim jak poprzednio. Putin w rozmowie z prezydentem Syrii Baszarem al-Asadem stwierdził, że dzięki wspólnym działaniom trwa odbudowa syryjskiej państwowości, a kraj, w którym od 2011 r. toczy się wojna, znowu się jednoczy.
Wizyty rosyjskiego prezydenta nie trzymano w tajemnicy. Wiedziały o niej media i relacjonowały ją na bieżąco. Przekaz miał być jasny – dzięki rosyjskiemu wsparciu sytuacja w Syrii stała się na tyle bezpieczna, że nawet zagraniczna głowa państwa może się tam obejść bez szczególnych środków bezpieczeństwa.
Syria to pierwszy kraj poza obszarem poradzieckim, w którym po 1991 r. Rosja zaangażowała się zbrojnie, rzucając skutecznie wyzwanie najbardziej zaciekłemu przeciwnikowi – Stanom Zjednoczonym. Zachęcony tym sukcesem Kreml przystąpił także do zwiększania swoich wpływów w Afryce. A wszystko po to – jak twierdzi analityk Dmitrij Trenin w książce What is Russia up to in the Middle East? – by znowu grać w pierwszej lidze światowych mocarstw.
Rosja jest jednym z kluczowych państw zaangażowanych w wojnę w Syrii, obok USA, Iranu i Turcji. Rosjanie jednoznacznie opowiedzieli się po stronie reżimu al-Asada. Rozpoczęli działania zbrojne pod koniec 2015 r., początkowo opierając swoją interwencję na operacjach sił powietrznych. Choć nigdy oficjalnie nie podano liczby rosyjskich żołnierzy znajdujących się w Syrii, to wiadomo jednak, że jest to największe zaangażowanie zbrojne od czasu wojny w Afganistanie w latach 1979-1989. Głównymi powodami interwencji były walka z dżihadystami i wsparcie Baszara al-Asada, któremu groziła utraty władzy.
Rosyjska kampania zbrojna przeciwko Państwu Islamskiemu szybko okazała się drugorzędnym celem, bo ważniejsze było wyeliminowanie antyrządowej opozycji, niezależenie od politycznej afiliacji poszczególnych jej ugrupowań. Dzięki wsparciu rosyjskiego lotnictwa po czterech latach oblężenia udało się odzyskać kontrolę nad Aleppo, drugim największym miastem w kraju. Podobnie było także w przypadku Ghuty w 2018 r. W obu bitwach armie rosyjska i syryjska pokazały, jak niewiele dla nich znaczy życie mieszkańców, a także los obiektów cywilnych, takich jak szpitale. Przemocą, bombami i głodem łamano opór kolejnych zbuntowanych miast. Rosjanie osiągnęli swój cel – Baszar al-Asad pozostał u władzy, a żaden z zachodnich przywódców nie stawia mu już warunku, by zrezygnował z piastowanego urzędu.
Problemem pozostaje zjednoczenie kraju pod syryjską flagą. Syria została podzielona na trzy strefy wpływów. Blisko dwie trzecie powierzchni kraju znajdowało się pod kontrolą Asada, wspieranego przez Rosję i Iran, jedną czwartą terytorium kontrolowały Syryjskie Siły Demokratyczne, czyli koalicja kurdyjskich i arabskich bojówek wspierana przez Stany Zjednoczone i inne państwa zachodnie. Najmniejsza część przypadła antyrządowym ugrupowaniom wspieranym przez Turcję. Oprócz tego pod kontrolą różnych grup walczących z rządem, w tym powiązanej z Al-Kaidą Hajat Tahrir asz-Szam, znalazła się prowincja Idlib w zachodniej części kraju.
Znalezienie rozwiązania w sprawie przyszłości Syrii będzie niezwykle trudne ze względu na zaangażowanie mocarstw, co pokazują m.in. działania USA. Amerykanie w październiku 2019 r. dali Turcji zielone światło do ataku na północną Syrię. Następnie ogłosili, że chcą wycofać swoje siły z tego kraju, opuścili nawet część baz, ale – jak się okazało – tylko przejściowo. Kurdowie, którzy nie byli w stanie militarnie odpowiedzieć na operację sił tureckich, musieli porozumieć się z syryjską armią i wpuścić żołnierzy na część kontrolowanych przez siebie terytoriów. Polityczna kontrola nad tymi miejscowościami wciąż należy do Kurdów, ale można się spodziewać, że Damaszek, od zawsze nieprzychylnie nastawiony do kurdyjskich dążeń do samostanowienia, ponownie narzuci im swoje zwierzchnictwo, gdy tylko nadarzy się odpowiednia okazja.
Amerykańscy żołnierze, choć w mniejszej liczbie, pozostali w Syrii, na obszarze, do którego trafiła także część rosyjskiego kontyngentu wojskowego. Rosyjskie i amerykańskie konwoje regularnie mijają się na drogach, raz doszło nawet do zatrzymania przejazdu amerykańskich pojazdów. Rosjanie mogą pozwolić sobie na więcej, bo wiedzą, kto teraz kontroluje sytuację w Syrii.
Zachętą dla zaangażowania w Syrii były wydarzenia na Ukrainie, w wyniku których Rosja najpierw zaanektowała Krym, a następnie wsparła separatystów w Donbasie. Sukces w Syrii daje Kremlowi wiarę w to, że można zaangażować się także w innych częściach świata.
W ramach tej polityki Rosja wsparła rząd w pogrążonej w wojnie domowej Republice Środkowoafrykańskiej. Moskwa wysłała najemników z grupy Wagnera, trenuje tamtejszych żołnierzy, doradza władzom, organizuje rozmowy pokojowe między stronami konfliktu. Rosjanie pilnują także, by wydobycie diamentów i handel nimi przebiegały bez zakłóceń, bo eksploatacją złóż zajmują się także rosyjskie przedsiębiorstwa.
W Libii, gdzie także od lat toczy się wojna domowa, Kreml wsparł natomiast Libijską Armię Narodową gen. Chalify Haftara, którego siły kontrolują większość terytorium kraju. Rosja jest jednym z jego kluczowych sojuszników. Od kwietnia 2019 r. siły gen. Haftara – jak na razie bezskutecznie – starają się zająć stołeczny Trypolis, kontrolowany przez uznawany na arenie międzynarodowej Rząd Zgody Narodowej, wspierany przez Turcję. W ostatnich tygodniach Libijska Armia Narodowa zdobyła trzecie największe libijskie miasto, Syrtę, wzmacniając w ten sposób swoją pozycję.
Dmitrij Trenin twierdzi, że Rosja – najpierw na Ukrainie, potem w Syrii – rzuciła wyzwanie światowemu porządkowi zdominowanemu przez Stany Zjednoczone. Dwukrotnie jej się to udało. Dlatego teraz szuka kolejnych okazji, by pokazać, że mimo mniejszego potencjału gospodarczego i militarnego nadal należy się z nią liczyć.