Prawda i Dobro
Wybory w Rumunii. Bunt przeciw starym elitom i cień Moskwy
02 maja 2025
Polska przez lata patrzyła na Zachód jak na niedościgniony wzór, ale dziś mamy powody, by przestać się porównywać – oto siedem argumentów, dlaczego Polacy nie muszą mieć kompleksów względem UE i państw Zachodu. Coraz lepsze drogi, bezpieczne ulice, stabilna demokracja i rozwijająca się gospodarka – to nasza rzeczywistość. Czas docenić, jak daleko zaszliśmy.
Od najmłodszych lat pamiętam odwoływanie się do zachodnich krajów UE, jako niedoścignionych wzorców świetności. Polki i Polacy z pełnym zakompleksienia namaszczeniem porównywali Polskę do Niemiec, Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii, Holandii, Szwecji czy Hiszpanii. Pamiętam entuzjazm przy wstępowaniu Polski do Unii Europejskiej. Uczenie się Ody do Radości, festyny, popularny program Europa da się lubić itd. To uczucie, jakbyśmy stawali się częścią superpaństwa europejskiego, na które czeka świetlana przyszłość. Wtedy faktycznie nasz kraj wypadał blado niemal pod każdym względem. Nieważne, w czym byśmy się porównywali do sąsiadów i sojuszników znajdujących się na Zachód od nas.
Minęło dwadzieścia lat — i naprawdę wiele się zmieniło. Coraz więcej przemawia za tym, byśmy wreszcie zaczęli postrzegać siebie jako równych państwom „starej Unii”. Zamiast bezrefleksyjnie kopiować cudze błędy, uczmy się z dobrych wzorców i nie bójmy się wychodzić z własnymi inicjatywami. Bez kompleksów. Bez tego charakterystycznego dla polskich władz uniżenia.
Mamy dziś realne powody, by poczuć się pełnoprawnym, zachodnim państwem demokratycznym — takim, z którego można być dumnym. Co więcej, pod wieloma względami Polska już teraz wypada lepiej niż niejeden kraj starego Zachodu. Oto kilka zasadniczych powodów.
Wbrew obawom niektórych środowisk, podsycanym przed 2023 rokiem, władza po wyborach parlamentarnych została przekazana uczciwie i demokratycznie – z rąk Zjednoczonej Prawicy do Koalicji Obywatelskiej. Można się spierać co do pewnych szczegółów, zarówno na początku rządów PiS w 2015 roku, jak i KO w ciągu ostatniego roku – z pewnością da się wskazać działania stojące w sprzeczności z zasadami demokracji, pluralizmu i trójpodziału władzy. Niemniej jednak zasadnicze filary demokracji w Polsce pozostają silne i stabilne.
Nie doszło u nas ani do aktów agresji parlamentarnej – takich jak porywanie posłów, by uniemożliwić im udział w głosowaniu – ani do zawłaszczenia sceny politycznej na wzór Viktora Orbána na Węgrzech. Scenariusze walki o władzę z udziałem wojska, pucze i zamachy stanu, jak w Turcji pod rządami Recepa Tayyipa Erdogana, również pozostają w Polsce czymś nie do pomyślenia. Mamy nad czym pracować, ale zasadniczo bronimy się jako niezależne, demokratyczne państwo.
Warto przeczytać: Niepodległa Polska. Nieoczywiste wyzwania w XXI wieku
Polska może pochwalić się stałym wzrostem gospodarczym. Nie wynika to tylko z deklaracji i prognoz ekonomistów, lecz realnych wskaźników. Począwszy od PKB i PKB per capita, po faktyczny poziom życia polskich rodzin. Gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej nasza płaca minimalna wynosiła ledwo ponad 800 zł. Dziś Polacy zarabiają — na umowach o pracę — minimalnie 3,5 tysiąca złotych na rękę. To, nad czym należy popracować, to egzekwowanie tych stawek, co bywa problematyczne przez łatwe spychanie pracowników na umowę zlecenie lub samozatrudnienie.
O jakości życia w Polsce na tle państw zachodnich bardzo dobitnie świadczy także wygląd ulic, centrów miast i dworców. Podczas gdy w Berlinie, Paryżu czy Sztokholmie roi się od bezdomnych, w Polsce takie widoki należą raczej do rzadkości. Mimo że w czasie pandemii problem bezdomności się nasilił, nasze instytucje – a także samo społeczeństwo – radzą sobie z nim całkiem skutecznie. Zjawisko „sympatycznych kloszardów” przeszło wręcz do popkultury jako coś swoiście pozytywnego. Tymczasem w Europie Zachodniej, a także w USA i Kanadzie, tysiące bezdomnych, często zmagających się z uzależnieniem, mieszka na ulicach w kartonowych barakach. To zupełnie inna skala i jakość problemu.
Pamiętacie jeszcze memy i demotywatory drwiące z dziurawych jak sito polskich dróg? W pierwszej dekadzie XXI wieku były niemal symbolem narodowej frustracji. Dziś to już przeszłość. Stan infrastruktury drogowej w Polsce poprawił się diametralnie, a masowe narzekanie na asfaltowe wertepy straciło rację bytu.
Podobną metamorfozę przeszła kolej. Legendarne niegdyś opóźnienia, odwołane kursy i pociągi widmo dziś należą do rzadkości. Owszem, awarie się zdarzają, ale obecnie śmiało można założyć, że skład zaplanowany na 8:15 ruszy najpóźniej o 8:20. To, paradoksalnie, w takich krajach jak Niemcy czy Holandia wcale nie jest oczywiste. A skoro o Zachodzie mowa — tamtejsze ceny biletów potrafią skoczyć o 100 proc. niemal z dnia na dzień. Gdzie wtedy jest ich odpowiednik Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów?
Dodajmy do tego całkiem sprawnie działającą komunikację miejską. W wielu polskich miastach autobusy i tramwaje kursują punktualnie, bez większych opóźnień, czyste i technicznie sprawne. Problemy? Zdarzają się głównie w okolicach zatłoczonych węzłów, jak okolice warszawskiego Dworca Centralnego, gdzie transport publiczny przegrywa z natłokiem taksówek. Wyraźnym wyzwaniem pozostaje natomiast dostępność transportu zbiorowego w mniejszych miejscowościach – zwłaszcza w kontekście podupadających PKS-ów.
Warto przeczytać: Wybory w Rumunii. Bunt przeciw starym elitom i cień Moskwy
Polska coraz częściej robi furorę na YouTube, zwłaszcza na kanałach podróżniczych, gdzie przedstawiana jest jako jedno z najbezpieczniejszych państw świata. I nie chodzi tylko o statystyki przestępczości – choć i w nich wypadamy dobrze – lecz przede wszystkim o subiektywne odczucia podróżujących i imigrantów.
Na wielu kanałach pojawia się wyraźny trend: warto odwiedzić Polskę, bo tutaj można spokojnie wyjść wieczorem, po zmroku, i czuć się bezpiecznie. Nawet kobiety nie muszą się szczególnie obawiać. Na ulicach nie widać dilerów narkotyków, którzy próbują wcisnąć towar na każdym rogu.
W miastach takich jak Berlin, Haga, Sztokholm czy Paryż podpalenia, zamieszki czy drobne strzelaniny zdarzają się niemal co tydzień. Nadal w Polsce to wciąż wyjątek – rzadkie, incydentalne przypadki, niepowiązane z terroryzmem, muzułmanami czy przestępczością zorganizowaną o podłożu religijnym. W dodatku u nas wciąż można zostawić rower na ulicy – i jest spora szansa, że prawdopodobnie nikt go nie ukradnie, nawet jeśli nie jest przypięty. Coś zupełnie nie do pomyślenia w wielu zachodnioeuropejskich miastach.
Oczywiście obniżanie składki zdrowotnej, rosnące niedobory kadrowe i anarchistyczna prywatyzacja tego sektora systematycznie osłabiają jakość świadczonych usług z zakresu ochrony zdrowia. Niemniej na tle większości krajów na świecie system, w którym są darmowe szczepienia, refundację wielu leków, szybki dostęp do lekarza pierwszego kontaktu i części specjalistów, badań krwi, czy prześwietleń, a także niektórych operacji – jest wymarzonym. A my w Polsce go mamy.
I nie mówimy tu o systemie opieki zdrowotnej, który wypada dobrze jedynie na tle Ukrainy, Serbii czy Meksyku. Naszych rozwiązań zazdroszczą także Amerykanie, Kanadyjczycy, Holendrzy czy Włosi.
Oczywiście – do części specjalistów, na niektóre zabiegi czy metody leczenia czeka się absurdalnie długo. Ale mimo to mamy ogromny przywilej: możliwość leczenia się w ramach NFZ zarówno w przypadku powszechnych, jak i rzadszych schorzeń.
O tym się mówi: Pomagamy, ale chcemy zmian. Coraz gorszy stosunek do Ukraińców
Europa powoli wybudza się z antymilitarystycznego marazmu. Polska już się obudziła i mimo iż wiele jest do zrobienia, to mamy i tak jedną z największych armii w Europie: ponad 200 tys. żołnierzy. Według danych NATO z 2024 roku większą armią może pochwalić się jedynie Turcja i Rosja – o ile zaliczymy je jako państwa europejskie. Zaraz za Polską są Francja, Niemcy, Włochy i Wielka Brytania.
Dalsza mobilizacja nowych rekrutów, inwestycje w fabryki czołgów, pojazdów wojskowych, broni czy amunicji dodatkowo poprawią naszą sytuację. Bezpieczeństwo niewątpliwie wzmocniłyby też elektrownie jądrowe czy nowoczesne zbiorniki wodne, gromadzące wodę na wypadek konfliktów bądź suszy.
Po upadku komunizmu Polska szybko stała się krajem otwartym, tolerancyjnym i przyzwoitym. Nietolerancja i agresja wobec osób homoseksualnych, tak charakterystyczna dla lat 90. i początku XXI wieku, powoli odchodzą w niebyt. Kościół Katolicki w Polsce także się reformuje. Stopniowo widać zmiany na lepsze, w tym częściowe rozliczenia się ze skandalami pedofilskimi. Mamy zachowany pluralizm mediów i opinii. Nawet jeśli duża część mainstreamu należy do liberałów, to nie można odmówić wpływów medialnych także prawicy, konserwatystom czy środowiskom katolickim.
Polska odrobiła także lekcję ochrony przyrody i środowiska. Dysponujemy 23 parkami narodowymi oraz licznymi parkami krajobrazowymi, rezerwatami i innymi formami ochrony natury. Wdrożyliśmy szereg programów ekologicznych, które przynoszą efekty – liczba zagrożonych gatunków zwierząt rośnie, a nasza fauna jest coraz bogatsza. Mamy wyższy stopień zalesienia niż niejedno państwo na zachód od Odry, a populacje fok czy rysi się zwiększają.
Pamiętajmy o tym wszystkim, gdy narzekamy na swój kraj, aby zachować proporcje. Oczywiście, musimy walczyć z korupcją, kumoterstwem, nepotyzmem, rozwijać wojsko, system ochrony zdrowia oraz infrastrukturę. Naszym słabym punktem pozostaje edukacja (choć i tak wypada nieźle na tle reszty Europy i świata) oraz polityka profilaktyczna, zwłaszcza w kwestiach takich jak otyłość, uzależnienie od smartfonów, alkoholizm itp.
Jednak pod wieloma względami i w coraz szerszym kontekście rozwoju Polski stajemy się krajem pierwszego świata. Obyśmy tylko potrafili wyciągać wnioski z jego błędów ostatnich 40 lat.
Przeczytaj inny tekst Autora: Chrześcijaństwo znów staje się popularne. 7 kluczowych powodów