Rumunia po wyborach. Elity triumfują, gniew chwilowo stłumiony

18 maja odbyła się druga tura wyborów prezydenckich w Rumunii. Zakończył się polityczny dramat, który trwał od listopada 2024 r., kiedy to w pierwszej turze zwyciężył nieakceptowany przez elity Călin Georgescu. Wybory zostały odwołane, a potem Georgescu zakazano kandydowania. W roli nieakceptowanego kandydata zastąpił go George Simion, który wygrał co prawda pierwszą turę, lecz w drugiej pokonał go Nicușor Dan, burmistrz Bukaresztu. Oznacza to kontynuację dotychczasowej linii w polityce wewnętrznej i zagranicznej.

Polityka w Rumunii. Człowiek z układów przeciw elitom

Jak wygląda sytuacja w Rumunii po wyborach? Zacznijmy od początku. Călin Georgescu to pochodzący z rodziny komunistycznej wieloletni urzędnik państwowy wysokiego szczebla, kilkukrotny przedstawiciel Rumunii w organizacjach międzynarodowych. Jednym słowem – człowiek z układów, który postanowił kandydować na prezydenta kraju. Nie byłoby w tym nic dziwnego; w każdych wyborach do wyścigu zgłasza się kilka, czy nawet kilkanaście osób, które nie mają żadnych szans. Tak był też postrzegany. Sondaże dawały mu kilka procent poparcia.

24 listopada 2024 r. odbyła się pierwsza tura wyborów i okazało się, że wygrał ją Georgescu uzyskując prawie 23 proc. Klasa polityczna nie była w stanie zaakceptować tego wyniku, dlatego też postanowiono poszukać sposobów na zablokowanie Georgescu drogi do pałacu prezydenckiego. Kandydat został oskarżony o prorosyjskość, zaś Rosja – o ingerencję w wybory. Oskarżenia nie były całkowicie bezpodstawne.

Georgescu w swoich działaniach politycznych opierał się na grupie rumuńskich najemników, którzy walczyli w Demokratycznej Republice Konga. Mieli tam kontakty z rosyjskimi oddziałami Grupy Wagnera i Afrika Korps. Konta internetowe zarejestrowane w Federacji Rosyjskiej wspomagały kampanię Georgescu. W końcu znaleziono nawet u niego zakopany w ogródku bilet samolotowy do Moskwy (!). Były to jednak oskarżenia oparte na słabych dowodach; okazało się na przykład, że większą kampanię robiły mu konta obsługiwane przez jedną z partii rządzących.

Tym niemniej 6 grudnia Trybunał Konstytucyjny podjął decyzję o anulowaniu wyborów motywując ją zagraniczną ingerencją. Wywołało to falę oburzenia w kraju i na świecie, choć głównie w kręgach prawicowych i „antysystemowych”. Komisja Europejska nie wniosła zastrzeżeń wobec tego procesu.

Warto przeczytać: Chaos w Rumunii. „Zatrzymanie Georgescu nie było bezpodstawne”

Rumunia po wyborach. Fot. Instagram/calingeorgescuoficial
Fot. Instagram/calingeorgescuoficial

Georgescu wykluczony. Jego elektorat mówi- dość!

Rozpisano więc nowe wybory i od razu zadbano, żeby nie mógł w nich startować Călin Georgescu. Zyskał na tym George Simion, lider partii narodowców Sojusz na Rzecz Jedności Rumunów (Alianța pentru Unirea Românilor – skrót AUR, czyli po rumuńsku „złoto”), który również startował w wyborach w 2024 r. uzyskując wówczas prawie 14 proc. głosów. Simion stwierdził, że obecnie kandyduje w miejscu Georgescu i przejął jego elektorat.

Skąd wziął się elektorat Georgescu? Pytanie to wybrzmiało jeszcze wyraźniej, gdy pokazano szerokiej publiczności poglądy tego kandydata. Przed wyborami w 2024 r. mało kto o nim słyszał, natomiast później dziennikarze doszukali się jego wcześniejszych wypowiedzi. Okazało się, że Georgescu jest zwolennikiem teorii ezoterycznych, łączących prawosławie ze spirytualizmem typu new age. W pewnym wywiadzie stwierdził, że należy komunikować się z cywilizacjami pozaziemskimi, co jemu osobiście się udało, gdyż spotkał kiedyś kosmitę.

Strukturalne problemy w Rumunii. Bogate elity i nierówności społeczne

Oprócz tego typu teorii głosił tezy przeciwko Unii Europejskiej, antyukraińskie i częściowo prorosyjskie. W Rumunii prawie wszyscy są przeciwko Rosji, co nie znaczy, że pałają sympatią do Ukrainy – to temat na dłuższy wywód. Jednym słowem – nie było on zbyt poważnym kandydatem. Skąd więc jego popularność? Rumunia rozwija się szybko, jednakże wzrost gospodarczy rozkłada się wyjątkowo nierównomiernie i ten stan trwa od dziesięcioleci. Bogaci bogacą się szybko, natomiast biedniejsi dużo wolniej, jeżeli w ogóle. W Rumunii ciężko znaleźć pracę bez koneksji rodzinnych lub towarzyskich w klasie rządzącej.

Wszystkie partie już dawno zlały się w jedną elitę rozdzielającą między sobą wszystkie stanowiska, w dużej mierze również w firmach prywatnych. Spowodowało to emigrację na skalę porównywalną tylko z dwoma krajami – Syrią i Ukrainą, gdzie toczą się krwawe wojny. Na emigracji przebywa 3-4 miliony Rumunów. Dokładna liczba nie jest możliwa do ustalenia, gdyż osoby te emigrują najczęściej do Włoch, Hiszpanii, Francji lub Niemiec, czyli do krajów niezbyt odległych, z których można przyjeżdżać do rodziny na weekend lub raz na miesiąc; wiele osób nie zmienia więc meldunku.

O tym się mówi: Wybory w Rumunii. Bunt przeciw starym elitom i cień Moskwy

Rumunia po wyborach: kontrowersyjny sukces Simiona

Rumuńska klasa rządząca nie zdaje sobie sprawy z przyczyn ani skali odrzucenia jej przez społeczeństwo. Poziom samouwielbienia i przekonania tych ludzi o własnej genialności jest wyjątkowo wysoki. Dlatego też wynik Georgescu był takim szokiem dla elit władzy. Ludzie nie głosowali jednak na niego, a przeciw elitom. To bardzo ważne rozróżnienie.

W takich warunkach do gry wkroczył George Simion. Prezentował program skierowany przeciwko elitom, a także – a może przede wszystkim – przeciwko ich sojusznikom w Brukseli. Simion nie jest nowicjuszem na rumuńskiej scenie politycznej. Karierę zaczynał w 2004 r., kiedy jeszcze jako licealista domagał się rozliczeń komunistycznych przestępców. Potem zaangażował się w ruchy miejskie w Bukareszcie, a także w działania na rzecz zjednoczenia Rumunii i Republiki Mołdawii. W 2019 r. założył partię AUR, która zdobyła 9 proc. głosów w wyborach parlamentarnych. W kolejnych wyborach, w 2024 r., zdobyła już 18 proc. stając się drugą siłą w parlamencie.

Simion znany jest z retoryki narodowej, antyunijnej i antyukraińskiej. Z powodu swoich poglądów i działalności ma zakaz wjazdu na Ukrainę i do Republiki Mołdawii. Jest oskarżany o prorosyjskość, choć jest to raczej rozumowanie takie: „skoro jest przeciwko Unii Europejskiej, to automatycznie musi popierać Putina”. Nie jest to prawdą – Simion nazwał Putina zbrodniarzem wojennym. W rzeczywistości popiera on raczej Donalda Trumpa i stara się przedstawić jako „jego człowiek”.

O Rumunii inaczej: Od Drakuli do Ceaușescu i czasów współczesnych

Rumunia po wyborach. George Simion na spotkaniu z wyborcami. Fot. George Simion/Twitter
Fot. George Simion/Twitter

Polityka w Rumunii: bezprecedensowa mobilizacja

I tura wyborów w Rumunii odbyła się w niedzielę 4 maja. Simion zdobył prawie 41 proc. głosów i został faworytem przed II turą. Na drugim miejscu uplasował się Nicușor Dan z wynikiem prawie 21 proc., czyli dwukrotnie niższym niż jego rywal. Dan karierę polityczną zaczynał, podobnie jak Simion, od ruchów miejskich w Bukareszcie. Obaj protestowali razem przeciwko budowie wieżowca koło katedry katolickiej w centrum stolicy. Działalność ta zaprowadziła Dana w ramiona elit władzy, choć przez pewien czas pozował on na „kontestatora”.

W 2012 r. bez sukcesu kandydował na burmistrza Bukaresztu. Już w 2016 r. założył partię Związek Zbawienia Bukaresztu, przemianowany później na Związek Zbawienia Rumunii (Uniunea Salvați România – USR), która zdobywała po kilka-kilkanaście procent głosów. W 2020 r. został wybrany burmistrzem Bukaresztu, cztery lata później ponownie. Prezentuje typowe poglądy partii władzy – „żeby było lepiej” – w wersji delikatnie skręcającej w stronę zachodnioeuropejskiej lewicy. Najważniejszym i niezmiennym punktem programu jest podążanie Bukaresztu drogą mainstreamu UE i sojusz z administracją w Brukseli.

Dan wygrywa wybory. Ale nieznacznie

W drugiej turze wyborów Dan pokonał Simiona – uzyskał 53,21 proc. głosów. Dlaczego tak się stało? Doszło do bezprecedensowej mobilizacji elektoratu przeciwników Simiona. Frekwencja w drugiej turze wyniosła prawie 65 proc. w porównaniu do 53 proc. w pierwszej turze.

Ludzie ci zmobilizowali się nie dlatego, że porwała ich osobowość Dana (choć jest ona nietuzinkowa według niego samego), tylko dlatego, że bali się, że Simion może spowodować długotrwały chaos polityczny w Rumunii. Uznali, że AUR nie jest alternatywą dla istniejącego układu, może tylko dołożyć nowe problemy do już istniejących.

Rumunia po wyborach: sygnał ostrzegawczy dla elit

Co czeka Rumunię po wyborach? Kontynuacja polityki wewnętrznej i zagranicznej. Lecz jest to ostatni moment, w którym klasa rządząca może rozpocząć reformy prowadzące do bardziej równomiernego rozłożenia owoców wzrostu gospodarczego i do zmniejszenia nepotyzmu na rynku pracy.

Do tego jednak potrzeba refleksji i zrozumienia wyników wyborów oraz wszystkich wydarzeń od listopada 2024 roku. Jakie wnioski wyciągnie z nich rządząca elita? Czy uzna to za kolejne potwierdzenie swojej genialności, czy jednak spróbuje wdrożyć program reform? Jeżeli zdecyduje się na pierwszy wariant (a na to się zanosi), Simion i Georgescu powrócą szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał.

Polecam inny tekst Autora: Nie tylko joga i Bollywood. Indie stają się potęgą

Opublikowano przez

dr hab. Adam Burakowski

Autor


Ekspert w dziedzinie politologii i stosunków międzynarodowych. Ambasador RP w Indiach w latach 2017–2023 oraz w Południowej Afryce w latach 2023–2024. Profesor nadzwyczajny w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Jest autorem książek i artykułów naukowych, które zdobyły uznanie zarówno w Polsce, jak i za granicą.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.