Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Sędzia Terry A. Doughty zdecydował, że amerykańscy urzędnicy nie mogą współpracować z właścicielami mediów społecznościowych, takich jak Facebook, Twitter i YouTube. To wstępne postanowienie w przełomowej sprawie dotyczącej wolności słowa w USA. Zakaz może zniweczyć wieloletnie wysiłki, które miały usprawnić kontakty między administracją federalną i firmami z branży technologicznej.
Pierwsza poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych gwarantuje wszystkim obywatelom wolność słowa i wyznania. Prokuratorzy generalni z Luizjany i Missouri stwierdzili, że rząd Joego Bidena ją narusza i wnieśli pozew. Ich zdaniem urzędnicy posunęli się za daleko, gdy po ogłoszeniu pandemii zmuszali media społecznościowe do blokowania wiadomości, które mogły zniechęcać do szczepień na COVID-19.
Od ponad dekady amerykańska administracja współpracuje z mediami społecznościowymi. Oficjalnie celem urzędników jest ujawnianie przestępstw, takich jak wykorzystywanie seksualne dzieci i terroryzm.
W ostatnich latach częstotliwość kontaktów rządu z firmami technologicznymi znacznie wzrosła. Miało to związek z domniemaną ingerencją Rosjan w amerykańskie wybory w 2016 roku oraz informacjami o koronawirusie, które można było znaleźć w internecie.
„Nakaz jest uderzająco szeroki i ma na celu zakończenie wszelkiego rodzaju rozmów między administracją a właścicielami mediów społecznościowych”
– komentuje Evelyn Douek z Uniwersytetu Stanforda.
Prokuratorzy oskarżyli administrację Bidena, że staje się „rozrastającym przedsiębiorstwem cenzorskim”, które zachęca gigantów technologicznych do usuwania nieprzychylnych politycznie, głównie konserwatywnych treści. Według wnioskodawców działania te stanowią „najbardziej rażące naruszenie pierwszej poprawki w historii Stanów Zjednoczonych”.
Mianowany przez Donalda Trumpa sędzia Doughty nie wydał jeszcze ostatecznego orzeczenia w sprawie. Jednak tymczasowy zakaz to sygnał, że opowie się za wnioskiem prokuratorów i stwierdzi, że administracja Bidena naruszyła pierwszą poprawkę. W uzasadnieniu decyzji czytamy, że wnioskodawcy „przedstawili dowody ogromnych wysiłków oskarżonych”, którzy chcieli ograniczenia wolności słowa w USA.
Orzeczenie może mieć poważne konsekwencje dla firm, które regularnie kontaktują się z urzędnikami, zwłaszcza w czasie wyborów i sytuacji kryzysowych.
W swoim postanowieniu sędzia wskazał wyjątki od zakazu. Właściciele portali społecznościowych będą mogli informować rząd o zagrożeniu dla bezpieczeństwa narodowego i o działalności przestępczej. Douek komentuje jednak, że w nakazie brakuje jasnych wytycznych dotyczących wyjątków.
Amerykański rząd analizuje zakaz. Google, Meta i Twitter nie chcą komentować decyzji.
Polecamy:
Nakaz sędziego nakłada ograniczenia na niektóre urzędy, w tym Departament Sprawiedliwości, Departament Stanu i Departament Zdrowia. Wymienia również z imienia kilkunastu ministrów, którzy nie mogą już kontaktować się z firmami technologicznymi.
Doughty zabrania również urzędnikom współpracy z ośrodkami, które zajmują się badaniami nad mediami społecznościowymi. Wcześniej padały oskarżenia, że naukowcy pomagali administracji w ograniczaniu swobody wypowiedzi konserwatywnych polityków.
Pozew to punkt zwrotny w wieloletniej bitwie o wolność słowa w mediach społecznościowych. Republikanie twierdzą, że firmy cenzurują ich słowa, a Biały Dom wywiera „niekonstytucyjną” presję, aby usuwać treści z internetu. Tymczasem Demokraci są zdania, że nadzór nad usługami w sieci jest konieczny, a jego brak może podważać działalność instytucji demokratycznych.
Pierwszy raz prokuratorzy oskarżają bezpośrednio rząd federalny, a nie właścicieli mediów społecznościowych. Powołując się na pierwszą poprawkę, firmy od lat twierdziły, że mają prawo do decydowania o tym, co pojawia się na ich stronach. Nowy pozew może jednak znacząco wpłynąć na moderację treści i świat, w którym żyjemy.
Zobacz też:
Więcej interesujących informacji znajdziesz na stronie holistic.news.
Źródło: The Washington Post