Sami sobie wychowujemy ekstremistów

„Demokracja zawiodła ludzi, tak jak wolny rynek, który generuje kryzysy i nie jest w stanie zapobiec ubóstwu ani uporać się z patologiami władzy”

Były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair zaproponował międzynarodowe porozumienie na rzecz reformy edukacji przeciw ekstremizmowi. Miałoby wyglądać podobnie jak umowy dotyczące globalnego ocieplenia, ale w tym przypadku rządy miałyby się zająć „duchowym i mentalnym zanieczyszczeniem”. „Niewiedza sprawia, że ludzie boją się tego, co nowe i inne. Szkoła w pierwszej kolejności powinna uczyć krytycznego myślenia. Młodzi ludzie mieliby większą samoświadomość i nie pozwalaliby sobą manipulować przez prymitywną propagandę” – mówi w rozmowie z Holistic.news prof. dr hab. Urszula Jakubowska z Instytutu Psychologii PAN

KAROLINA ANNA KUTA: Czy dzisiaj w polskiej szkole wychowujemy ekstremistów?

*PROF. DR HAB. URSZULA JAKUBOWSKA: Kształtujemy. Wystarczy wymienić programy nauczania, politykę historyczną, zasady finansowania sztuki, próby jej cenzurowania. Przez zmianę programów czy dobór kanonu lektur, co ostatnio niestety ma miejsce, formujemy jednostronne postawy. Totalitaryzmy charakteryzują się tym, że narzucają pewne ramy programowe i kanony oraz dofinansowują określonych artystów czy publikacje. Dziś na moich oczach oficjalna propaganda zmienia historię – pamiętam przecież lata 80. Władza rości sobie prawo do kształtowania umysłów.

Myśli pani, że międzynarodowa umowa na miarę np. porozumienia paryskiego albo wcześniejszego Protokołu z Kioto, ale w sprawie edukacji przeciwko ekstremizmowi, ma sens?

Wolałabym sformułowanie „edukacja ku demokracji” niż edukacja przeciwko czemukolwiek. Inicjatywa jest dobra, aby podkreślić znaczenie problemu. Jednak dążenie do likwidacji ekstremizmu wydaje się utopijne i samo trąci ekstremizmem.

Ekstremizmem nazywa się często to, co dzieje się na uboczu życia politycznego. Obecnie problem polega na tym, że marginalne zjawiska, jak populizmy, stały się dominującą siłą polityczną w państwach całego świata. Niesamowicie rozpowszechniły się np. ruchy nacjonalistyczne w Ameryce, Polsce, na Węgrzech czy Słowacji. Pozostając przy kryterium statystycznym, należałoby więc stwierdzić, że skoro ekstremizm obecnie stał się domeną większości, przestaje wpisywać się w swoją definicję. To samo można byłoby odnieść np. do nazizmu w okresie międzywojennym.

W takim razie jak mamy dzisiaj rozumieć ekstremizm?

W moim odczuciu za ekstremistyczne można uznać postawy sprzeciwiające się demokratycznym wartościom, gdzie przemoc jest stosowana w rozwiązywaniu konfliktów społeczno-politycznych. Taki rodzaj ekstremizmu obserwujemy teraz w Polsce ze strony rządzących. Parlamentarna większość nie liczy się z przegranymi, opozycją, w pośpiesznie uchwalanych nocą ustawach nie uwzględnia interesów różnych grup społecznych. Rozpowszechniony język nienawiści jest wyrazem przemocy symbolicznej.

Nie jestem więc przekonana, czy potrzebujemy ekstremistów.

W demokracji powinno być miejsce dla wszystkich. Potrzebujemy przestrzeni też dla ludzi mających radykalne poglądy. Jej istotą jest zapewnienie każdemu prawa do samorealizacji pod warunkiem, że nie będzie krzywdził innych ludzi. Co innego, kiedy w grę wchodzi przemoc – stąd pomysł Tony’ego Blaira.

Jaki ekstremizm jest więc nam potrzebny?

Feminizm np. nie tak dawno był traktowany jako ideologia ekstremistyczna, jeśli przyjmiemy rozumienie w kategoriach statystycznych. Ale aktywistki walczyły przecież na rzecz równości praw kobiet i mężczyzn, więc ideologicznie to ruch prodemokratyczny. Ekoterroryzm również jest ekstremistyczną metodą, bo działacze stosują przemoc, aktywnie przeszkadzając w niszczeniu przyrody czy zabijaniu zwierząt, np. przykuwając się do drzew, które miałyby być ścięte. Nikogo nie atakują, nie są agresywni. Działają na rzecz ochrony przyrody, czyli dla dobra wszystkich. Ale w pewnym sensie ograniczają prawa pewnych grup, np. do robienia interesów.

Jak zostaje się ekstremistą?

Na przykład członkowie ekstremistycznych partii politycznych – zarówno prawicowych, jak i lewicowych – mają jasno określoną wizję państwa i nie akceptują tego, co się teraz dzieje. Uważają, że trzeba ten ład radykalnie zmienić, więc podejmują działania w kierunku stworzenia „państwa idealnego”.

Badania nad ekstremizmem i terroryzmem pokazują już, że korzenie postaw wrogich i przemocowych leżą w poczuciu osamotnienia, frustracji czy nieszczęścia. Przyłączenie się do grupy ekstremistycznej, która np. szerzy hasła ksenofobiczne i wskazuje wroga, pełni dla tych ludzi ważną funkcję. Obserwujemy w Polsce, jak organizuje się publiczne, symboliczne wieszanie zdjęć europosłów czy nagonkę antysemicką, nierzadko przy udziale duchownych. Dla uczestniczących takie zdarzenia pełnią ważną funkcję psychologiczną: mogą uwolnić wrogość wobec świata, zyskując przy tym poczucie przynależności do swojej grupy. W ten sposób radzą sobie z osamotnieniem, niezadowoleniem i ogólną frustracją. W końcu są z kimś blisko.

Upowszechnienie ekstremizmów musimy też wiązać z procesami makrospołecznymi. Demokracja zawiodła ludzi, stracili zaufanie do wolnego rynku, który generuje co jakiś czas głębokie kryzysy, powoduje wzrost nierówności społecznych i nie jest w stanie zapobiec ubóstwu ani uporać się z patologiami władzy.

Kiedy powiem „ekstremista”, duża część społeczeństwa pewnie dopowie „islamski” – czy stereotypizujemy?

Po ataku na World Trade Center oraz kolejnych zamachach terrorystycznych, z którymi powiązani byli wyznawcy islamu, pojawiło się proste skojarzenie: islam równa się terroryzm. Badania, które przeprowadziliśmy w Instytucie Psychologii PAN, pokazują jednak, że radykalizacja nie ma z islamem nic wspólnego, podobnie jak z religijnością samą w sobie.

Głównym czynnikiem ryzyka jest izolacja społeczna. Nie dotyczy tylko tych muzułmanów, którzy przebywają w zamkniętych ośrodkach, ale ludzi nawet w drugim czy trzecim pokoleniu, żyjących chociażby we Francji, którzy ciągle funkcjonują w swoich enklawach. Wiążą się z tym poczucie osamotnienia, brak bliskich związków emocjonalnych, postrzeganie świata jako wrogiego i fundamentalizm religijny.

Statystyki pokazują, że przeznaczamy zdecydowaną większość funduszy na zwalczanie skutków ekstremizmu, a nie na przeciwdziałanie mu. Dlaczego nie skupiamy się na edukacji?

Cel znowu szczytny, ale utopijny. Po pierwsze, ideologie ekstremistyczne, takie jak nazizm czy komunizm, miały zwolenników wśród ludzi bardzo wykształconych i światłych. Popierali je artyści i naukowcy. Badania dotyczące radykalizacji, o których wspominałam, pokazały, że poziom wykształcenia nie ma istotnego znaczenia. Czynnikiem ryzyka staje się dopiero połączony z izolacją społeczną. W zamkniętej społeczności ludzie mniej wykształceni są prawdopodobnie bardziej podatni na wpływy autorytetów i podporządkowani obowiązującym w grupie normom. Jeśli cenione są ideologie ekstremistyczne, te osoby przyjmą je szybciej.

Z wprowadzeniem odpowiedniej edukacji, która miałaby przeciwdziałać takim postawom, też mamy problem – ludzie są już przecież edukowani ku demokracji. Trudno powiedzieć, czy kolejne, zamierzone działania byłyby skuteczne. Demokracji najlepiej uczyć się w życiu codziennym. Jeśli mówimy o zapobieganiu ekstremizmowi, zacznijmy od tolerancji i szacunku dla innych.

Antysemickie graffiti na ul. Królewskiej w Krakowie, listopad 2015 r.(BEATA ZAWRZEŁ / REPORTER)

Przed paroma laty prowadziłam zajęcia z psychologii społecznej na jednej z wyższych uczelni w Warszawie i ze zdumieniem odkryłam, że kiedy omawialiśmy uprzedzenia, studenci nie ukrywali w ogóle swojego antysemityzmu. Wypowiadając różne sądy, powoływali się głównie na przekazy rodzinne. Zupełnie się nie wstydzili, co oznacza, że czuli społeczne przyzwolenie na swoją postawę. Co z tego, że nauczyli się w szkole średniej, czym jest system demokratyczny czy Holokaust, skoro jako młodzi dorośli chętnie wykluczyliby z życia społecznego określoną grupę ludzi?

Czy możemy coś zrobić na forum międzynarodowym? Czy też może rosnący ekstremizm to raczej sprawa poszczególnych państw?

Z określonymi umowami wiąże się konkretna polityka i ukierunkowanie funduszy na działania edukacyjne, co może stworzyć warunki do pracy na tym polu. Ale nie sposób sformułować w tej kwestii jednolitych praw i narzucić ich wszystkim państwom. Realizacja takich zadań należy do  indywidualnych jednostek. To szkoły mogą organizować np. wymiany uczniów o różnym pochodzeniu etnicznym, by młodzi Polacy nie bali się „obcego”.

Spróbujmy sobie wyobrazić, od czego moglibyśmy rozpocząć taki program edukacji zapobiegający ekstremizmowi.

Najlepiej od mediów. Dziennikarze codziennie prowadzą wywiady z politykami ugrupowania rządzącego i opozycji. W ich trakcie, ludzie dowiadują się, jak należy rozmieć demokrację. Gdy słucham wypowiedzi czołowych polityków, zastanawiam się, czy oni rzeczywiście nie wiedzą, na czym polega ten system, czy udają, że nie mają pojęcia. Na przykład politycy z obozu rządzącego usprawiedliwiają swoje działania ekstremistyczne, tłumacząc: „Ludzie dali nam do tego prawo, bo wygraliśmy wybory. Na tym polega demokracja: większość tak chce, a my spełniamy swoje obietnice”. To głębokie nieporozumienie – istotą demokracji jest, by wygrani liczyli się z przegranymi. Interesy przegranych też powinny być uwzględniane w tworzeniu prawa.

Edukacja przeciwko ekstremizmowi, czyli uczenie demokracji, powinno odbywać się bardziej na poziomie interakcji, a nie zdobywania konkretnej wiedzy. Bo jeśli elity polityczne otwarcie mówią, że możemy nie szanować mniejszości, odmawiać im praw przyznawanych innym grupom – w ludziach wykształca się przekonanie, że narzucanie komuś swojej woli jest właściwym zachowaniem.

Ja widzę tutaj dużą rolę wiedzy – gdyby tłumaczyć uczniom np., czym jest islam, być może ograniczylibyśmy późniejszą agresywną narrację antymigracyjną i antymuzułmańską. Podczas obowiązkowej edukacji nie dowiedziałam się niczego na temat tej religii.

Racja, niewiedza sprawia, że ludzie boją się tego, co nowe i inne. Ale strach jest potęgowany przez propagandę polityczną. Szkoła w pierwszej kolejności powinna uczyć krytycznego myślenia, a nie wiedzy encyklopedycznej. Młodzi ludzie mieliby większą samoświadomość i nie pozwalaliby sobą manipulować przez prymitywną propagandę.

A gdzie w takiej szkole znaleźć miejsce na twórczość i kreatywność?

Warunkiem bycia osobą twórczą jest otwartość na doświadczenie, nowość i różnorodność. Ważną rolę w procesie twórczym odgrywa tolerancja na wieloznaczność. Osoby obdarzone tą cechą bez napięcia mogą przyjąć sprzeczne informacje na temat świata. Są też ludzie, którzy nie tolerują rozbieżności informacyjnej. Cechuje ich dogmatyczność, która skłania do przyjmowania preferencji ekstremistycznych, zwłaszcza – jak wynika z badań – typu prawicowego. Świat dla ludzi dogmatycznych jest czarno-biały, podzielony na wrogów i przyjaciół, dobro i zło. Brakuje odcieni szarości, złożoności zjawisk i ludzi, którzy ich otaczają.

* prof. dr hab. Urszula Jakubowska – psycholog kliniczny i polityczny. Autorka kilkudziesięciu prac w tym zakresie, m.in. podręczników. Profesor zwyczajny w Instytucie Psychologii Polskiej Akademii Nauk, członek International Society of Political Psychology.

Opublikowano przez

Karolina Anna Kuta


Reporterka i dokumentalistka. Współpracowała m.in. z Gazetą Wyborczą i Krytyką Polityczną. Pracuje nad debiutem dokumentalnym. Bałkany, polityka, mniejszości.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.