Humanizm
Pomoc niewidomym z echolokacją. Tak dźwięk wspiera orientację
13 listopada 2024
Poczucie samotności nie może być kojarzone wyłącznie z singlami” – mówi dr Dominika Ochnik, psycholożka, badająca konsekwencje życia w pojedynkę
KAROLINA KASZUB: Czego dotyczyły pani badania?
DR DOMINIKA OCHNIK*: Moje badania dotyczyły życia w pojedynkę, czyli tzw. singli. Zaczęłabym od tego, że mówiąc o poczuciu samotności nie możemy tego jednoznacznie równać z życiem w pojedynkę i singlami.
Kiedyś mówiono o osobach samotnych w odniesieniu do singli czy osób żyjących w pojedynkę, jednak to pojęcie z góry zakłada wysokie poczucie samotności – a to już jest pewna ocena psychologiczna – w związku z czym nie możemy teraz o tym mówić. Niemniej jednak, to temat ważny w kontekście singli, a przede wszystkim ważny nie tylko w Polsce, ale również na świecie.
W tej chwili przechodzimy czwartą rewolucję przemysłową i technologiczną, która jest rewolucją społeczną, ponieważ nie dotyczy samego przemysłu i sposobu produkcji, a przede wszystkim stylu życia i funkcjonowania. Nowy styl życia wiąże się z mniejszymi naciskami społecznymi, osłabieniem więzi interpersonalnych, co prowadzi do zwiększania się zakresu indywidualizmu. Nagle okazuje się, że gdy nie ma nacisków społecznych, wiele osób wybiera życie w pojedynkę.
Z czego to wynika?
Dokonać jednego wyboru lub zdecydować się na coś „na zawsze” jest bardzo trudno. Szczególnie, gdy mówimy o tej płynnej rzeczywistości, w której wszystko się zmienia i właściwie nie ma stałości. Ta zmienność odnosi się nie tylko do związków, ale również do pracy. W tym momencie praca nie jest już na całe życie, a tylko wyłącznie na jakiś okres i czasem podejmuje się ją tylko po to, by znaleźć lepszą, bardziej interesującą posadę w innej firmie. Dlatego to wszystko staje się mniej stabilne i nastawione na tu i teraz.
Z tym wiąże się zjawisko prokrastynacji, czyli niezamierzonego odkładania na później. Prokrastynacja z kolei wiąże się z podejmowaniem decyzji o wejściu w związek.
Jaka jest skala samotności w Polsce?
Jeśli chodzi o skalę samotności, to właściwie na całym świecie poczucie samotności jest dość duże. Badania w USA wskazują, że właściwie 25 proc. populacji deklaruje, że w ostatnim czasie czuła się samotna. I z jednej strony uznajemy, że poczucie samotności jest naturalne, wdrukowane w funkcjonowanie psychologiczne jednostki, a z drugiej – gdy się wydłuża i staje się bardzo nasilone, jest niebezpieczne.
Czy negatywne skutki samotności są uzasadnione ewolucyjnie?
Tak, jak najbardziej. Jednak musimy rozgraniczyć poczucie samotności jako konstrukt, który zakłada negatywny stan emocjonalny budzący dyskomfort, od pojęcia samotności, które w języku polskim nie ma swojego odpowiednika, mianowicie solitude. Solitude określa „dobrą samotność” czyli właściwie zdrową umiejętność człowieka do funkcjonowania w pojedynkę.
Poczucie samotności wywołujące dyskomfort jest ewolucyjnie uzasadnione i uwarunkowane genetycznie. Jesteśmy istotami społecznymi i mamy naturalną tendencję do przebywania z innymi, a obecność innych traktujemy jako nagrodę.
Przeprowadzono eksperyment na myszach, w którym osobniki poddane 24–godzinnej izolacji wystawiono na ekspozycję społeczną. Neuroobrazowanie ich mózgu w czasie spotkania z innymi członkami grupy pokazało ogromny strzał dopaminy. Dopamina jest tym medium, które powoduje uczucie szczęścia, ale jest też odpowiedzialna za uzależnienie. Można powiedzieć, że natura wyposażyła nas w mechanizm, który powoduje, że jesteśmy uzależnieni od innych. Uzależnieni od ludzi. Tak można to w skrócie podsumować.
Z drugiej strony, mamy też mechanizm poczucia samotności, które staje się dla nas dyskomfortem. Określamy je jako nieprzyjemne, bo uaktywnia obszar mózgu odpowiedzialny za ból fizyczny. A zatem samotność nas boli.
I to właśnie ma duże odzwierciedlenie w całej naszej biologii. Natura wyposażyła nas w te wszystkie mechanizmy, by w momencie izolacji próbować zbliżyć się do innych.
Wokół samotności kobiet i mężczyzn narosło wiele mitów. Powstała definicja współczesnego singla, który jest przebojowy, ma bogate życie towarzyskie i jest nastawiony na konsumpcję. Czy znajduje pani to odzwierciedlenie w swoich badaniach?
Z badań socjodemograficznych w Polsce wynika, że najwięcej mężczyzn żyjących w pojedynkę jest na terenach wiejskich, a kobiet – na terenach miejskich i wielkomiejskich. I to od razu daje nam wyjaśnienie problemu z dopasowaniem singielek do singli, chociażby przez możliwość spotkania się i znalezienia wspólnej płaszczyzny.
Więc ja bym powiedziała, że oczywiście tak, mamy tereny wielkomiejskie i tam rzeczywiście są single z tym charakterystycznym sposobem bycia, jednak kiedy spojrzymy na całą Polskę, to nie jest już takie jednoznaczne.
A jakie są różnice w odczuwaniu samotności wśród kobiet i mężczyzn?
Przede wszystkim, single mężczyźni są średnio mniej zadowoleni z życia w pojedynkę. Mają też niższą satysfakcję z życia w porównaniu do kobiet. Myślę, że poczucie samotności rodzi się u nich z innych powodów.
Okazuje się, że jeśli kobiety zaspokoją potrzebę popularności, czyli mają wysoką samoocenę swojej pozycji w grupie, to mogą spokojnie funkcjonować i poczucie samotności nie jest dla nich tak dotkliwe. Natomiast mężczyźni potrzebują elementów związanych z bliskim związkiem, z poczuciem bycia kochanym, które odnosi się do głębokich relacji.
Z tego wynika, że kobiety są w stanie zaspokoić potrzeby emocjonalne w związkach nie tylko romantycznych. Czyli wszystkie pozostałe więzi są bardziej satysfakcjonujące dla kobiet. Jeśli funkcjonują w świecie, w którym cieszą się autorytetem i popularnością oraz mają wiele kontaktów z innymi, nie czują się osamotnione. Mężczyźni natomiast potrzebują bliskiej relacji i ten wynik właściwie przeczy temu stereotypowi singla, który „skacze z kwiatka na kwiatek”, i na pewno nie jest to model charakterystyczny dla większości singli w Polsce.
Co jeszcze może być przyczyną tej zaskakującej różnicy między płciami?
Rozpoczynając badania miałam silne przekonanie, że mężczyźni będą lepiej funkcjonować jako single. Po pierwsze, przez setki lat mieli większe przyzwolenie na życie seksualne poza stałym związkiem, a po drugie cieszyli się niezależnością finansową, która umożliwiała funkcjonowanie w pojedynkę. Teraz to zadanie małżeństwa jako stabilizacji finansowej prawie zanikło i nagle role się odwróciły.
W związku z tym, że mężczyźni mieli większe przyzwolenie społeczne na związki pozamałżeńskie, teraz mają poczucie, że oczekuje się od nich dużej aktywności seksualnej i częstych kontaktów z kobietami. Dlatego okazuje się, że w przypadku gdy mężczyzna ma na to przyzwolenie, a nie nawiązuje tych relacji, budzi się w nim potrzeba udowadniania swojej męskości. Dlatego mężczyźni single czują zagrożenie męskości, bo nie mają źródła jej ciągłego potwierdzenia, jakie daje stała partnerka.
Natomiast u kobiet to poczucie zagrożenia bierze się z obawy przed śmiercią społeczną. Kobiety, które nie miały nigdy dużego zezwolenia społecznego na aktywność seksualną poza stałym związkiem, radzą sobie lepiej, ponieważ nie ma wobec nich tych oczekiwań. To jest mniej stereotypowy tryb życia i kobiety lepiej się w nim odnajdują. Ale jeśli relacje z innymi znacząco się rozluźnią, skutki samotności są znacznie bardziej dotkliwe.
Czy poczucie samotności jest problematyczne tylko dla singli?
Nie. Zwróciłabym uwagę na to, że bardzo osamotnionym można się czuć w małżeństwie i w związku, a nawet tym bardziej, bo wtedy bliskość jest pozorna, a brakuje jakości relacji. Dlatego poczucie samotności nie może być kojarzone tylko z singlami.
Jak bardzo negatywne skutki może powodować długotrwałe poczucie samotności?
Metanalizy badań poczucia samotności wykazują, że właściwie każdy rodzaj osamotnienia, subiektywny, czyli poczucie samotności, i obiektywny, czyli izolacja fizyczna, wiążą się negatywnie z konsekwencjami zdrowotnymi.
Okazuje się, że poczucie samotności jest silniejszym predyktorem kłopotów zdrowotnych, a nawet przyczynia się do śmiertelności w większym stopniu niż otyłość. Badacze porównują ryzyka związane z poczuciem samotności do wypalania 15 paczek papierosów dziennie.
To jest ogromny wpływ na zdrowie.
Tak, dlatego upowszechnianie tych danych ma na celu ukazanie, jak niewielką wagę przywiązujemy do naszego zdrowia psychicznego, bo udane relacje z innymi są jednym z najważniejszych czynników w tej kwestii.
Jak możemy dbać o obniżenie poczucia samotności?
Powinniśmy walczyć o obniżenie poczucia samotności, tak samo jak dbamy o nasz dobrostan i jakość życia w innych dziedzinach. Oczywiście, aktywność fizyczna, intelektualna, to wszystko jest bardzo ważne, ale najlepiej byłoby, gdyby wiązało się z aktywnością społeczną i dbaniem o relacje.
Bestsellerowa książka Village Effect (pol. Efekt wioski) autorstwa Susan Pinkerzwraca uwagę na bardzo ważną rzecz. Mianowicie, poczucie osamotnienia możemy obniżyć nie tylko przez te wartościowe, znaczące relacje, ale również te mniej istotne, ale pozytywne. Dlatego warto zacząć od mówienia „dzień dobry” sąsiadom.
To daje poczucie przynależności. Żyjemy w dużo bardziej wysublimowanym w świecie, niż ten, do którego jesteśmy ewolucyjnie przystosowani. Cały czas dążymy do życia w grupach, by zapewnić sobie wrażenie uporządkowania i przynależności właśnie.
Dlatego drugim antidotum poza nawiązywaniem kontaktów z otoczeniem jest uczestnictwo w aktywnościach wiążących się z działaniem społecznym. Z ideą, która daje poczucie, że „my to robimy”. To daje poczucie wsparcia i obniża poczucie samotności.
Jakie byłyby pierwsze kroki pomocy osobom dotkniętym poczuciem samotności?
To jest zarazem proste i trudne pytanie. O ile objawy depresji są lekkie, to znaczy mamy po prostu „obniżony nastrój”, to możemy zadziałać świadomie. Na przykład umawiać się na spotkania z przyjaciółmi, zakładając, że ich mamy i próbować uczynić je cotygodniowym rytuałem. Pilnowanie tego, by regularne spotkania stały się trwałym elementem naszego życia, jest bardzo ważne. Natomiast jeśli przyjaciół brakuje, trzeba podjąć ryzyko, próbę nawiązania kontaktów albo przynajmniej ocenić, które relacje są najbardziej wartościowe i właśnie je pielęgnować.
Trudno powiedzieć, na ile takie działania z rządowego poziomu byłyby skuteczne.
Myślę, że możemy pomyśleć o jakichś działaniach systemowych, które zachęcałyby ludzi do spędzania razem czasu. Częściowo już są wprowadzane – wracamy do starych pomysłów, które dotyczą m. in. architektury. Podczas budowy nowych osiedli czy bloków, od razu tworzymy wspólne przestrzenie, które sprawiają, że znamy swoich sąsiadów, mijamy się z nimi, mówimy sobie dzień dobry.
Możemy również zadbać o to na poziomie pracy. Na jednym z europejskich uniwersytetów organizuje się sesje mindfulness i one pełnią funkcję integracyjną. Oczywiście również relaksują oraz obniżają napięcie i poczucie stresu. To jest metoda „nie wprost” i jest niezwykle skuteczna, bo spotkania integracyjne dla części osób są stresujące, a tutaj integracja odbywa się w nieoczywisty sposób.
Uważam, że o relacje w pracy również należy dbać, bo spędzamy tam bardzo dużo czasu.
Ponadto, jednym z priorytetów walki z samotnością powinno być zadbanie o przyjaźnie wśród dzieci, by miały towarzystwo nie tylko online, a również w rzeczywistości i żeby te kontakty wymagały rozmowy i interakcji.
W swojej pracy zauważyła pani, że długotrwała samotność prowadzi do poszukiwania kontaktów zastępczych – oglądania filmów, seriali i nawiązywania znajomości online.
Napisałam o social snacking, które w Polsce jest rzadko badane. To są właśnie zastępcze relacje społeczne w sytuacji izolacji społecznej.
Jak działa ten mechanizm?
Można to porównać do podjadania chipsów. Chipsy smakują nam najbardziej, gdy jesteśmy bardzo głodni, a organizm domaga się czegoś chrupkiego i tłustego. To jest dobre na krótkoterminowe zaspokojenie tej potrzeby, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak kończy się długotrwałe podjadanie.
Podobnie jest z kontaktami z innymi. Gdy czujemy naturalny dyskomfort w momencie izolacji społecznej, czyli kiedy znajdujemy się sami i wokół nas nie ma innych osób, to formą social snacking może być podśpiewywanie, mówienie do siebie, słuchanie muzyki, oglądanie seriali itd. W przypadku nadużywania tego ostatniego, bardzo przywiązujemy się do fikcyjnych postaci i często nawet bardziej, niż do osób w rzeczywistości.
Podobnie jest z antropomorfizacją zwierząt. Zwierzę staje się najukochańszym członkiem rodziny i wszystkie emocje są ulokowane w zwierzęciu, a nie w ludziach i to też wiąże się z wyższym poczuciem samotności. Korzystanie z social mediów to również jest forma social snacking, dlatego że dzięki temu automatycznie zyskujemy poczucie połączenia. Nie jesteśmy już sami – jesteśmy z innymi.
Wiąże się z tym jednak zagrożenie, że im dłużej przeglądamy, co słychać u innych, jak dobrze im się wiedzie i wszystko udaje, nieustannie się porównujemy i nagle wychodzi, że my mamy gorzej. W związku z tym nasza samoocena się obniża, a regularne porównywanie się może prowadzić do depresji.
Czy uważa pani, że problem samotności może mieć wpływ na funkcjonowanie całego państwa?
Myślę, że tak. Po pierwsze, mamy systemowe wsparcie 500+. Kiedy wiele osób decyduje się na życie w pojedynkę i nie chce mieć dzieci, to okazuje się, że społeczeństwo wymiera. Warto wspomnieć, że jest to naturalna tendencja państw żyjących w dobrobycie – im wyższy dobrostan, tym mniejsza liczba dzieci na osobę.
W latach 70. przeprowadzono eksperyment, zwany „mysią utopią” i zaobserwowano bardzo ciekawe zjawisko. Myszy żyjące w środowisku z wieloma niedoborami, m. in. pożywienia i budulca gniazd, rozmnażały się masowo, natomiast gdy w warunkach eksperymentalnych jedzenia było w bród a warunki można było uznać za idealne, siła rozmnażania po pewnym czasie znacząco się obniżyła, a wśród męskich osobników wyłoniła się kasta w ogóle niezainteresowana posiadaniem potomstwa, ale np. głaskaniem futerka czy wzajemnym czyszczeniem. I tak rośli w siłę, nie będąc zainteresowanymi rozrodem, a coraz większym spożywaniem dóbr, aż w końcu ta populacja zupełnie wymarła.
Oczywiście, odnoszenie tego do dużo bardziej skomplikowanych ssaków jakimi są ludzie jest trochę kontrowersyjne, ale to może obrazować ogólny kierunek zmian społecznych.
A wracając do pytania, cała psychologia mówi o tym, że zdrowiej jest mieć silne relacje, bo to przekłada się na zdrowie psychiczne i fizyczne, co jest ważne na poziomie państwa, ponieważ gdy społeczeństwo jest zdrowe i zadowolone, jest również bardziej aktywne.
Od czego państwo powinno zacząć kultywowanie zawierania i utrzymywania relacji?
Można zacząć od szkoły. Przede wszystkim oceniać za grupowe działania, za współpracę, nagradzać nie tylko za wyniki, ale również za działania prospołeczne, koleżeńskie. Uczyć dzieci, jak bardzo te kontakty są ważne i że to po prostu się opłaca.
A co możemy zrobić już teraz, by pomóc osobom cierpiącym z powodu chronicznego osamotnienia?
Myślę, że powinniśmy zrobić to, co zrobiliśmy ze sposobem odżywiania i stylem życia – nagłaśniać. W Polsce mamy bardzo wysoką świadomość tego, jakie zachowania i produkty są dla nas najzdrowsze i generalnie wszyscy wiedzą, co jest dobre a co nie, nawet, jeśli nie zawsze stosują się do tych zasad.
Po pierwsze, należy rozpowszechniać informację, że poczucie samotności nie dotyczy tylko osób żyjących w pojedynkę, ale również osób w związkach. Po drugie, nie alarmowałabym jedynie jak niezdrowa jest samotność, bo takie negatywne informacje mogą budzić lęk, ale zwróciłabym społeczną uwagę na pozytywne skutki zdrowych relacji. Trzeba zachęcać do działań promujących kontakty międzyludzkie i wszystkie zajęcia, które są związane z aktywnością z innymi.
Ważne, by oprócz czasu dla siebie znajdować czas, który można spędzać z innymi i świadomie nawiązywać relacje społeczne.
*DR DOMINIKA OCHNIK – psycholog, naukowiec, autorka książki Selflessness in Business (Bezinteresowność w biznesie – przyp. red.). Prowadziła badania na temat psychospołecznego funkcjonowania singli w Polsce i w Niemczech oraz konsekwencji życia w pojedynkę.
]]>