Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
„Bądź miły dla ludzi, nie obżeraj się, czytaj książki, chadzaj na spacery i próbuj żyć w zgodzie z ludźmi innych wyznań i narodowości”. Tak brzmi sens życia według Monty Pythona. Finowie już od dwóch lat okupują najwyższe miejsce w światowym rankingu szczęśliwości. Czy o szczęściu nauczą nas więcej, niż słynni komicy?
Dania ma hygge, czyli „przytulność” – ciepły kocyk, miękkie poduszki, świeczki, gorącą czekoladę, dobre jedzenie. Szwecja ma lagom, czyli „złoty środek” – nie za dużo, nie za mało, akurat tyle, ile potrzeba. A Finowie mają sisu. Nowe modne nordyckie słówko, o którym możesz przeczytać w poradniku i umilić nim życie między jogą a medytacją. Z tym, że do sisu nie zapalisz świeczek ani nie włączysz relaksującej muzyki. Sisu najlepiej uprawiać na zewnątrz, w zimnie i przy lodowatym wietrze.
Finowie próbują zdefiniować sisu już od lat 40. XX w. Na razie jedyne, z czym się zgadzają, to to, że sisu ich definiuje. Dosłownie sisu oznacza wnętrzności. Flaki. W praktyce sisu to połączenie odwagi, wytrzymałości i cierpliwego, aktywnego trwania wtedy, kiedy inni już dawno się poddali. Nie dlatego, że spodziewamy się sukcesu, ale dlatego, że robimy to, co do nas należy.
Sisu jest pojęciem holistycznym, obecnym w każdej sferze codziennego życia. Towarzyszy Finom od setek lat, gdy byli jeszcze ubogimi zbieraczami i rolnikami, i stawiali czoła jednym z najtrudniejszych warunków klimatycznych w Europie. Fińska ziemia jest trudna do uprawy, co w przeszłości oznaczało powracające cyklicznie klęski głodu. Sisu była właśnie tą siłą, która pchała Finów do przodu, kiedy wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna.
Sisu pomogło Finom przetrwać lata okupacji szwedzkiej i rosyjskiej, a w trakcie II wojny światowej dawało siłę żołnierzom walczącym z przeważającymi liczebnie radzieckimi siłami. Wojna zimowa z 1940 r., czyli starcie
300-tysięcznej fińskiej armii z liczącymi pół miliona siłami radzieckimi wspomaganymi przez tysiące czołgów i samolotów, była jednym z przykładów starcia Dawida z Goliatem.
Ale sisu przydaje się też współcześnie. Zmienia się tylko jego forma. Dzisiaj rzadziej musimy ciągnąć ciężkie wozy pod uderzający w twarz lodowaty wiatr, ale za to składamy kolejne aplikacje mimo odmownych maili, a po nieudanej rozmowie o pracę przygotowujemy się do kolejnej. Kiedy mamy sisu, upadamy sto razy tylko po to, by za sto pierwszym znowu dać z siebie wszystko.
Sisu to jednak trochę za mało, by stać się najszczęśliwszym krajem na świecie. Potrzebne są jeszcze czyste powietrze, doskonała woda, a na wyciągnięcie ręki natura, która dla Finów jest bardzo ważna. A także nordycki system państwa opiekuńczego, który otacza obywateli od urodzenia do śmierci. Poza darmową edukacją przez całe życie, i pomocą finansową w przypadku dłuższych przerw od pracy, państwo opiekuńcze daje przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa i sprawczości. Dzięki petycjom i demonstracjom, które traktowane są z największą powagą przez polityków, Finowie mają realny wpływ na decyzje rządu. W Finlandii podatki, które płacimy, nie giną w czarnej dziurze państwowego budżetu, a wracają do nas w transparentny sposób.
Zresztą Finom niewiele jest potrzebne do szczęścia. Lata biedy i niedostatku nauczyły ich, że lepiej jest posiadać mniej przedmiotów, ale za to dobrej jakości. Takich na lata, o które można dbać. Stąd luksusowy minimalizm w wydaniu fińskiego designu. Firmy takie jak Marimekko czy Arabia tworzą jakość całkowicie poza modą i najnowszymi trendami, i szczycą się tym, że wykorzystują projekty obecne na rynku od dekad.
Fińskie szczęście buduje się gdzieś obok kapitalistycznego konsumpcjonizmu. W upodobaniu do długoterminowych rozwiązań widać też fińską konsekwencję. To cecha szczególnie ceniona, bo człowiek, który zachowuje się konsekwentnie i jest nieustępliwy w swoich poglądach, to ktoś, na kim można polegać. Przewidywalność jest szczególnie cenna w polityce. Przewidywalnym politykom można zaufać, a państwo, które budują, opiera się na solidnych fundamentach.
Kiedy Tatuś Muminka uciekł z domu dziecka, pierwszym, czego szukał, było miejsce, na którym mógłby wybudować dom. Kiedy znalazł idealną, spokojną polanę, od razu wziął się do roboty. Trzy pokoje na górze, salon na dole, weranda, składzik, miejsce na fotel bujany. Wymurował nawet piec kaflowy na cześć mieszkających tam przodków. Budował całą noc. Kiedy rano zawołał Jeża, by pokazać mu rezultat, zdziwiony odkrył, że nie zbudował nic. Oszołomiony pragnieniem zbudowania własnego domu, narysował tylko jego projekt kijem na piasku.
Własne miejsce na Ziemi i wynikające z niego poczucie wolności są dla Finów niezwykle ważne. Dzięki pomocy państwa mogą się wyprowadzić od rodziców już po ukończeniu liceum. Nabywają niezależności i uczą się podejmować samodzielne decyzje. Dzięki temu, że nie polegają na innych, mogą mówić „nie”, kiedy tego potrzebują. Łatwiej odmówić niedzielnego obiadku u rodziców, kiedy nie potrzebujemy od nich pieniędzy na życie. To sprawia, że stosunki rodzinne są czyste i oparte wyłącznie na wzajemnej sympatii. Poza obowiązkowymi świętami Finowie spędzają czas z rodziną wtedy, kiedy mają na to ochotę.
„Kiedy chcemy, możemy być sami w domu, w saunie, w ciszy. Nie musimy mieć zawsze ludzi dookoła. Możemy znaleźć przyjemność w byciu samemu, nawet w samotności, nawet ze swoimi ciężkimi myślami, z całym tym pesymizmem świata. Kiedy pojechałem na dwa dni święta do rodzinnego miasteczka, czułem, że to za dużo. Że potrzebuję własnej przestrzeni. Moja przestrzeń, moje łóżko po dniu pracy czynią mnie szczęśliwym” – tłumaczy F.
„Jestem szczęśliwy, że w Finlandii jest tyle ciszy. Nie ma niepotrzebnego gadania i na głos mówi się tylko o ważnych rzeczach. W Finlandii milczenie nadal jest złotem” – dodaje. Rzeczywiście, milczenie nie jest oznaką tego, że nie mamy wspólnych tematów. Wręcz przeciwnie – najbliższy przyjaciel to ktoś, z kim możemy wspólnie milczeć.
Fińska cisza nie ogranicza się do relacji międzyludzkich. Nawet 600-tysięczne Helsinki zadziwiają spokojem. Na ulicy nie ma głośnych, kolorowych reklam, mijani ludzie nie rozmawiają uniesionym głosem, a jeżeli to dla nas za mało, to nawet niedaleko centrum znajdziemy cichy park, w którym możemy się ukryć. Helsinki, mimo że międzynarodowe, potrafią być kameralnym miastem, w którym można żyć w niespiesznym tempie. Kiedy na ulicach jest pusto i ciemno, słychać tylko czasem krzyk zabłąkanej mewy i trąbienie statków wypływających do Tallinna. Nawet w sobotę znajdziemy miejsce, w którym możemy zamknąć oczy, posłuchać własnego oddechu i poczuć na ciele delikatną bryzę znad morza.
Drugą stroną medalu fińskiego umiłowania ciszy i własnej przestrzeni jest samotność. Nauczeni szacunku dla cudzej przestrzeni, Finowie często nie umieją nawiązywać nowych kontaktów i nie są skłonni do szybkiego angażowania się w nowe przyjaźnie. Problem jest szczególnie widoczny wśród seniorów. Starsi ludzie bardzo często są umieszczani w niedofinansowanych domach opieki, i nawet odwiedzani przez swoich najbliższych cierpią na poczucie opuszczenia i brak kontaktów towarzyskich.
Wskaźniki samobójstw w Finlandii są alarmujące i podają 15,9 przypadków na 100 tys. osób rocznie. To zaledwie jedno oczko niżej od Polski. A warto pamiętać, że są to wyniki dla najszczęśliwszego kraju świata i dlatego szokują.
Na świecie przyjęło się przypuszczać, że wszystkiemu winny jest ograniczony dostęp do słońca zimą. Ciemność sprzyja melancholii. Timo Partonen, psychiatra i badacz z Uniwersytetu Helsińskiego, udowadnia, że wbrew powszechnym opiniom zimowa ciemność nie jest w żaden sposób powiązana z występowaniem depresji w Finlandii. „Związki międzyludzkie i to, jak bardzo jesteś otwarty/otwarta na proszenie i otrzymywanie pomocy są najważniejsze” – podkreśla. „Obecnie, mówienie o swoich uczuciach jest bardziej akceptowalne społecznie, szczególnie wśród mężczyzn” – zaznacza.
Czy winna jest presja sisu, nakazująca pokonywanie przeciwności w milczeniu? To druga z popularnych teorii. Rzeczywiście do niedawna w Finlandii obowiązywało tabu związane z mówieniem o problemach psychicznych. Przyznanie się do kłopotów ze zdrowiem uznawane było za słabość. W kraju, w którym codzienne konwersacje na błahe tematy ograniczane są do minimum, nie jest łatwo otworzyć się i rozmawiać o rzeczach trudnych. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w latach 80., kiedy rząd zaimplementował narodowy program przeciwko epidemii samobójstw – pierwszy tego typu projekt na świecie. Do programu włączono nie tylko psychiatrów, lecz także lekarzy innych specjalności i pracowników społecznych.
Od początku XXI w. w Finlandii utrzymuje się trend medykalizacji depresji – Finowie coraz częściej leczą depresję środkami psychotropowymi. Jednocześnie, od światowego krachu w 2008 r. i upadku Nokii trzy lata później, sytuacja finansowa Finów uległa pogorszeniu. Coraz częściej widuje się długie kolejki po jedzenie i artykuły codziennej potrzeby. Państwo nie zostawia Finów samym sobie. Często zwracają się o pomoc właśnie do niego, a nie do własnej rodziny.
„Moi rodzice nigdy nie powiedzieli, że mnie kochają” – opowiada R.. „Moja mama raz próbowała, kiedy miałam 16 lat. Ale ojciec nigdy w żaden sposób nie dał po sobie znać, że jest zadowolony z tego, na jaką osobę wyrosłam. To chyba doświadczenie większości Finów. Czy Finowie są zimni? Tak. Nie rozmawiamy o swoich uczuciach. A jeżeli to robimy, to szybko przechodzimy z zera do 100 proc., najczęściej wtedy, kiedy jesteśmy pijani” – dodaje.
Fiński język miłości to nie język słów, a gestów. Jeżeli zależy nam na kimś – przynieśmy mu leki, kiedy jest chory, pożyczmy mu dobrą książkę albo umyjmy mu okno. Zamiast fizycznej bliskości, Finowie wolą się dzielić. Kiedy przyjaciele przychodzą z wizytą, przynoszą jedzenie albo sześciopak. W ten sposób pokazują, że im zależy.
Finowie na poważne tematy rozmawiają najchętniej w saunie albo w pubie. Fin pijany to Fin wylewny. I najczęściej nie ma nic pozytywnego do powiedzenia. Bo o ile narzekanie jest akceptowane, o tyle chwalenie się tym, że wszystko idzie pomyślnie nie jest już w dobrym stylu. Wyjątkiem jest ukochana ojczyzna.
„Zastanawiam się, jak to wyglądało, jak Finowie wypełniali tę ankietę o najszczęśliwszym kraju świata” – śmieje się R. „Myśleli: no tak, jest w porządku; mogło by być gorzej; to jest naprawdę spoko. A potem odwrócili się i narzekali, że to wszystko to g***. I potem wychodzi na to, że jesteśmy najszczęśliwszym narodem świata. A to chyba nie do końca tak jest” – dodaje.