Słońce, wiatr i fale należą do wszystkich. Rozmowa z twórcami filmu „Human Energy”

Małe firmy i spółdzielnie energetyczne w Wielkiej Brytanii w ostatnich latach zabrały 20 proc. rynku wielkim korporacjom. W swoim filmie Adam Dzienis i Weronika Bloch pokazują, jak dzięki oddolnym inicjatywom możemy zawalczyć o tańszą, czystszą energię. I jeszcze zrobić na tym biznes

Małe firmy i spółdzielnie energetyczne w Wielkiej Brytanii w ostatnich latach zabrały 20 proc. rynku wielkim korporacjom. W filmie Human Energy Adam Dzienis i Weronika Bloch pokazują, jak dzięki oddolnym inicjatywom możemy zawalczyć o tańszą, czystszą energię. I jeszcze zrobić na tym biznes

Wyobraźmy sobie system energetyczny, w którym większość energii nie jest dostarczana przez wielkie firmy, tylko  produkowana przez zwykłych ludzi, którzy razem ze swoimi sąsiadami mają np. na dachach swoich domów zainstalowane panele fotowoltaiczne albo są właścicielami farmy wiatrowej. Są w stanie nie tylko wytwarzać energię na swoje potrzeby, ale także sprzedają ją na rynku i czerpią z tego zyski. Takie organizacje mieszkańców, nazywane kooperatywami albo spółdzielniami energetycznymi, to już rzeczywistość wielu regionów Europy. Film Weroniki Bloch i Adama Dzienisa pt. Human Energy pokazuje, jak rozproszona energetyka obywatelska może przyczynić się do poprawy stanu środowiska i likwidacji ubóstwa energetycznego.

Ewa Dryjańska: Wasz film był wyświetlany na pięciu kontynentach i wielokrotnie nagradzany. Jak reagują widzowie na koncepcję spółdzielni energetycznych?

Adam Dzienis: Reakcje są różne w zależności od świadomości energetycznej społeczeństwa danego kraju.W Human Energy pokazujemy konkretne rozwiązania, z których zwykli ludzie mogliby skorzystać. Często, zwłaszcza w Polsce, dyskusję na filmowych pokazach zaczyna pytanie z widowni: „Tylko… czy u nas jest to możliwe?”.

Weronika Bloch:  Polskie media rzadko (o ile w ogóle) podejmują ten temat, więc nic dziwnego, że kooperatywy energetyczne to dla naszych widzów zupełnie nowy, inny pomysł. Chociaż Polacy mogli już słyszeć o tego typu „pospolitych ruszeniach” w Europie: na przykład grupa mieszkańców Kopenhagi uparła się na  budowę farmy wiatrowej u jej wybrzeży, a niemieccy aktywiści wymogli na politykach wycofanie się z energetyki jądrowej.

Ciekawi mnie wasza motywacja do stworzenia tego filmu. Weronika jest aktywistką. Ty, Adamie, pracowałeś chyba dla wszystkich mainstreamowych mediów, jesteś muzykiem i aktorem, twórcą filmów. Sam piszesz, reżyserujesz, montujesz i produkujesz. Jak Weronice udało się przekonać cię do tego pomysłu?

A.D.: Nie przekonywała długo. (śmiech) Kryzys końca poprzedniej dekady odbił się wyraźnym echem również na mediach.Czułem, jak dookoła wzbiera fala chciwości, hipokryzji i szaleństwa i chciałem zrobić coś, co by miało odczuwalny, pozytywny impakt. Cieszę się oczywiście ogromnie na wzrost niezależnych mediów i opinii w internecie. Niestety ze świecą szukać pozytywnej oceny ruchów ekologicznych przez media prawicowe i moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie utrwala się jakiś staroświecki przesąd, że troska o środowisko jest wyłącznie lewicowym postulatem. W Europie już ponad 2,5 tys. spółdzielni energetycznych robi po prostu biznes na OZE. Ludzie z różnych grup społecznych i o różnej orientacji politycznej biorą udział we wspólnym przedsięwzięciu. Jeśli w dzisiejszych czasach komuś jeszcze trudno dostrzec negatywny wpływ człowieka na zmiany klimatu, to może warto spojrzeć wyłącznie przez pryzmat pieniędzy? O tym również jest ten film.

Reżyser i producent Adam Dzienis (z kamerą) i Adriano Figueiredo z Brazylii, jeden z bohaterów filmu Human Energy. Oxford, Wielka Brytania (WERONIKA BLOCH)

W.B.: Obserwowaliśmy reakcje na zmiany klimatu w mediach. I odnieśliśmy wrażenie, że jest taka postawa dziennikarzy, że skoro jestem po tej stronie, a moja strona nie uznaje wpływu człowieka na zmiany klimatu, to ja też będę nie uznawał. Powiedzmy wyraźnie: nie ma już żadnej dużej czy poważnej organizacji naukowej na świecie, która by kwestionowała wpływ człowieka na zmiany klimatu. Im szybciej wspólnie weźmiemy za to odpowiedzialność, tym lepiej dla nas i dla naszych dzieci, to powinno być oczywiste.

A jak kooperatywy społeczne mogą wpłynąć na zmiany klimatu?

A.D.: Przede wszystkim tym, że angażują się w produkcję energii pochodzącą ze źródeł odnawialnych. Paliwa kopalne wymieniane są na energię pochodzącą ze słońca, wiatru, wody i energii Ziemi. Jako uzupełnienie i zabezpieczenie ciągłości produkcji energii wykorzystuje się biogaz. Są oczywiście różne warunki geopolityczne i różne tendencje. Nawet jeśli ktoś krytycznie oceni polskie warunki słoneczne czy wiatrowe, z pewnością nie powinien mieć problemu ze znalezieniem przestrzeni do zalesienia czy uprawy. Biogazownie, które wykorzystują odpady organiczne jako podstawę produkcji, wydają się więc sensownym rozwiązaniem także w Polsce. W dodatku ceny instalacji OZE z roku na rok spadają.

Mamy to do siebie, że nie lubimy być ograniczani. Nie lubimy, gdy ktoś nam mówi: „musisz zużywać teraz mniej, bo mamy efekt cieplarniany”. Jak przekonać ich do zamiany energii na czystszą?

A.D.: Bardzo urzekała mnie prosta filozofia naszych rozmówców: „Nie można człowiekowi ciągle mówić nie”, bo cię nie będzie lubił, a jeśli nie będzie cię lubił, to nie osiągniesz swojego celu. Ich postawa pokazuje, że z ludźmi trzeba rozmawiać, szanować odmienne stanowisko.

W.B.: I trzeba im pokazać, że mogą na tym zarobić. W zależności od obowiązującego prawa może być to od 4 proc. dywidendy od udziału w spółdzielni.

A.D.: Wnaszym filmie jest kilku „purystów”, którzy robili to dla idei. Większość zdecydowanie głosiła, że przekonały ich pieniądze. To, jak się okazuje, najlepszy argument na początek, ale nie jedyny. Zostaliśmy pewnego razu zaproszeni na grilla organizowanego przez jedną z kooperatyw w Wielkiej Brytanii. Ludzie nie rozmawiali tam o OZE. Spotkali się, żeby porozmawiać o sobie, o życiu, o drobiazgach. I to było przyjemne. Robiąc ten film, pomyślałem, że może OZE to tylko pretekst. Jesteśmy w życiu samotni, przytłoczeni tym, że nie mamy na nic wpływu. Myślę, że spotkanie kogoś, komu można zaufać i z kim w dodatku można zrobić w dobrej sprawie dobry biznes, musi przyjemnie relaksować. Zwłaszcza na wsiach czy w małych miasteczkach, gdzie wszyscy się znają. Widziałem już w Polsce zadowolonych producentów i konsumentów swojej czystej energii, którzy nie mogli oderwać wzroku od licznika w telefonie komórkowym, który im mówił ile właśnie oszczędzają pieniędzy.

Przypomina mi się scena z waszego filmu, w której przedstawiciel kooperatywy energetycznej z  Wielkiej Brytanii opowiadał o tym, że gdy na początku byli małą inicjatywą, byli wspierani przez państwo. Kiedy okazało się, że odnoszą sukces, coraz więcej osób się do nich przyłącza i że stają się znaczącym podmiotem, niemal równorzędnym z firmami energetycznymi, to nagle zaczęły mnożyć się różne trudności i formalności ze strony władz.

A.D.: Te małe podmioty, o których mówisz, małe firmy i spółdzielnie, trzy lata temu zabrały 20 proc. rynku w Wielkiej Brytanii tzw. Wielkiej Szóstce, czyli największym korporacjom energetycznym. W wielu przypadkach promocja tej działalności odbywa się wyłącznie drogą ustną. Niektórzy obawiają się, że zbyt „drapieżna” obywatelska energetyka będzie nie w smak interesom rządowym czy korporacyjnym.

Spotkanie kooperatywy TRESOC w Totnes, Wielka Brytania (WERONIKA BLOCH)
To może brzmieć dla niektórych jak oksymoron: „drapieżna energetyka społeczna”. Dotychczas używało się tego określenia raczej w stosunku do wielkich korporacji działających poza społeczną kontrolą.

A.D.: Likwidowane są ułatwienia i zachęty do zakładania spółdzielni energetycznych, takie jak np. taryfy gwarantowane. Niektórzy boją się mówić szerzej o swojej aktywności, bo obawiają się, że wydarzy się coś, co uderzy w ich działalność.

W.B.: Boją się również stracić pozytywny wizerunek. Pozyskanie sojuszników czy sympatyków bywa trudne. Niektórzy na początku swojej aktywności chodzą po domach, namawiając bliższych i dalszych sąsiadów do przyłączenia się.

Czy to jest największe wyzwanie dla kooperatyw – prawo, które łatwo może zostać zmienione na niekorzyść małych dostawców czystej energii?

A.D.: Dla jednej z kooperatyw w Hiszpanii Som Energia, którą odwiedziliśmy, wyzwaniem był wprowadzony przez władze podatek od słońca. Brzmi absurdalnie prawda? Zmusiło ją to do zmiany sposobu finansowania swojej działalności. Świadomość się powoli zmienia i rządy krajów europejskich coraz częściej dostrzegają interes w źródłach energii odnawialnej. Wielu prowadzi wyścig o pierwszeństwo w inwestycjach czy zasięgu.

Kooperatywy energetyczne to niewątpliwie coś pozytywnego. A jednak system energetyczny, który składałby się z samych kooperatyw, wydaje się utopią. Jak znaleźć balans?

A.D.: Na pewno w regulacjach prawnych, ale też w jawnej i uczciwej debacie. Zazwyczaj dowiadujemy się o podwyżkach cen albo o zmianie warunków umowy z operatorem, która będzie obowiązywała przez wiele lat i nie mamy specjalnie alternatywy. Tu nie ma świadomości społecznej.

W.B.: Gdy obserwujemy dyskusję w dziedzinie energetyki, widzimy tylko dwie dominujące strony. Często upraszcza się problem do wyboru między wolnym rynkiem z całkowitą deregulacją i liberalizacją rynku a silną ingerencją i uczestnictwem organów państwowych w gospodarce: tylko własność prywatna albo tylko państwowa. Jak się zagłębisz w teorię i przykłady z historii, to idee wolnego rynku też zakładają regulacje, a całkowita własność państwa to przecież pomysł totalitarny. Nie ma wspólnej debaty, ludzie są okopani w swoich przekonaniach.

Ale oba te podejścia łączy strategia centralizacji energetyki.

A.D.: Panuje przekonanie, że energetyka to tak poważna sprawa, że muszą nią zarządzać albo wielkie firmy, albo państwo. Członek greckiej kooperatywy, która chce zapewnić niezależność energetyczną na wyspie Sifnos, powiedział nam: „Bardzo ciężko mieszkańcom zrozumieć, że mała grupa ludzi może wytwarzać energię dla całej wyspy”. Z drugiej strony, ludzie mówią, że wielkie korporacje są bezduszne, nie rozumieją potrzeb lokalnej społeczności.

W.B.: W filmie pokazujemy, że jedna ze spółdzielni w Anglii też już wygląda jak korporacja, ale – jak twierdzą jej członkowie – siedem zasad spółdzielczości chroni humanizm tego przedsięwzięcia. To m.in. członkostwo dostępne dla wszystkich, ustrój demokratyczny (jeden członek ma jeden głos), ograniczone oprocentowanie udziałów, podział nadwyżki proporcjonalnie do obrotów ze spółdzielnią̨, neutralność́ religijna i polityczna, prowadzenie, obok działalności gospodarczej, także działalności edukacyjnej.

Human Energy pokazujecie kooperatywy z różnych części Europy, ale żadnej z Polski. Kooperatywy energetyczne nie cieszą się u nas popularnością?

W.B.: Pierwsza polska spółdzielnia tego typu, Nasza Energia, została założona w moich rodzinnych stronach w Zamościu już w 2014 r. Udało nam się spotkać z liderem. W filmie chcieliśmy przedstawić w formie animacji jego plany dotyczące zbudowania sieci biogazowni w kilku sąsiadujących gminach. Widać było, że człowiek ma wiedzę, ale kontakt nam się urwał. Potem poszliśmy na konferencję energetyki obywatelskiej w Polsce, gdzie go spotkaliśmy. Podczas jego wystąpienia Lutz Ribbe, niemiecki ekspert ds. zrównoważonego rozwoju, zarzucił mu, że jego inicjatywa nie jest społeczna, bo jej uczestnikami są firmy, a nie zwykli obywatele.

Zebranie Spółdzielni Zuidenwind w Neer, Holandia (kadr z filmu „Human Energy”)

A.D.: Lider tejże spółdzielni odpowiedział wtedy, że do inicjatywy przyjmowane są podmioty, które chcą wziąć udział i że trudno jest mu trafić z pomysłem do „zwykłego człowieka”. Chodzi o to, że ten „zwykły człowiek” po prostu nie ufa. Jesteśmy narodem postkomunistycznym, odartym z zaufania społecznego. Zapędzeni w kozi róg potrafimy długo i bezmyślnie warczeć na siebie. A biznesmeni potrafią takie inicjatywy dobrze wycenić. Ich kalkulacja i decyzja jest szybsza.

Pamiętam, jak jeden z założycieli duńskiej kooperatywy w waszym filmie wspominał rozmowę z jednym z polskich polityków.

A.D.: Erik Christiansen z Middelgrunden w Kopenhadze zapytał wysoko postawionego polskiego polityka: „Jak ci się podobają nasze instalacje wiatrowe? To, że my, mieszkańcy Kopenhagi zainwestowaliśmy dużo pieniędzy i turbiny wiatrowe są teraz pod naszą kontrolą?” Polski polityk odpowiedział: „W Polsce to się nigdy nie wydarzy, bo Polacy nie wiedzą, jak to robić”. Duńczyka zabolała taka prawdziwie lekceważąca postawa reprezentanta narodu. A przecież Polacy mają świetną tradycję spółdzielczą, w pewnym sensie pionierską.

Czy w tym kontekście spotykaliście się z jakimiś trudnościami przy tworzeniu filmu i jego dystrybucji?

W.B.: Przede wszystkim trudno było zainteresować i zdobyć środki na realizację filmu. Adam praktycznie sam go wyprodukował. Dużo osób odmawiało nam też udzielenia wywiadów, gdy chcieliśmy zdobyć opinie ekspertów. Teraz z kolei niezwykle trudno jest się przebić z przekazem. Pomaga zainteresowanie festiwali filmowych i zdobyte nagrody, jak Best Activism Film, Best Impact Doc Award czy Best Alternative Film Cinematography. Na polskiej premierze filmu ostatniego dnia COP24 w Katowicach po pokazie wstała z widowni kobieta z RPA i powiedziała, że był to dla niej najciekawszy panel na całej imprezie. Był tam również Radosław Wroński, który dwa miesiące później zorganizował seans naszego filmu w Krakowie. Po tym pokazie mieszkańcy na zebraniu Rady Miasta Krakowa opowiedzieli się za wsparciem idei spółdzielni i klastra energii. Chcielibyśmy i ciągle próbujemy dotrzeć do wszystkich ludzi.

A.D.: Energetyka rozproszona i odnawialna to piekielnie niewygodny temat. Kto powie, że wyłącznie do niego należy słońce, wiatr lub fala? I dlaczego zwykli ludzie z tych zasobów mają nie korzystać? Albert Jansen, specjalista od planowania energii wiatrowej w Holandii, powiedział, że są tylko dwa podejścia do OZE. Ludzie widzą w nich szansę dla przyszłych pokoleń, albo diabła. (śmiech) Rozumiem spory, jakie wynikają przy decyzji o wykorzystaniu czystej energii – że np. turbina ma stać bliżej lub dalej od domostwa czy od brzegu. Ale ogólnie rzecz biorąc, leży w naszym wspólnym interesie, żeby płacić mniejsze rachunki, zlikwidować ubóstwo energetyczne, które prowadzi do tego, że ktoś pali w piecu starymi krzesłami, zatruwając powietrze sobie i sąsiadom. Kooperatywy energetyczne są tu świetnym rozwiązaniem.

W.B.: W Polsce duże farmy wiatrowe są głównie własnością firm zagranicznych. Dlaczego my, Polacy, nie mamy z odnawialnej energii czerpać korzyści?

A.D.: Pozyskiwanie energii powinno odbywać się przede wszystkim w bezpieczny sposób i w miarę potrzeb, lokalnie. Poprzez nasz film zwracamy uwagę, że zaczyna się „od dołu”, od sąsiada, od klatki schodowej, od okolicznych domków.

Pojawia się też wymiar społeczny, ta „socjologiczna wartość dodana”, ponieważ – jak wynika z waszego filmu – ci ludzie z kooperatyw zaczynają tworzyć autentyczną społeczność.

A.D.: Tak, naprawdę wytwarza się wtedy „ludzka energia”. Możesz dostać więcej, niż ci się wydaje. Ale nie będę więcej zdradzał. Zapraszam do obejrzenia filmu.

Film Human Energy jest dostępny na stronie www.humanenergy.in

Opublikowano przez

Ewa Dryjańska


Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.