Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Trwają wojny na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie. Chiny szykują się na potencjalną inwazję Tajwanu, Japonia się zbroi, a Korea Północna buduje bliski sojusz z Rosją. To nie jest czas na to, żeby zastanawiać się nad słusznością służby wojskowej. Zamiast tego warto zastanowić się, jak obowiązek służby wojskowej lub cywilnej może pomóc w stworzeniu sprawnie działającego społeczeństwa w czasach pokoju.
W rzece Cisa na granicy Ukrainy z Rumunią codziennie giną młodzi mężczyźni uciekający przed poborem. Na Tajwanie władze wydłużyły obowiązkową służbę wojskową z czterech miesięcy do roku. W Izraelu uchwalono niedawno kontrowersyjną ustawę, w związku z którą zwolnieni do tej pory z większości obywatelskich obowiązków ultraortodoksyjni Żydzi haredi będą również podlegać obowiązkowej służbie wojskowej.
W odpowiedzi haredim zaczęli protestować, argumentując swoją niezgodę tym, że Izrael jest państwem świeckim, które nie ma nad nimi władzy. Nie mają jednak poparcia opinii publicznej. Haredim otrzymują dotacje od rządu, które pozwalają im na życie poświęcone studiowaniu Tory, bez obowiązku pracy. Korzystają więc z ochrony, którą gwarantuje państwo Izrael, oraz z pieniędzy jego podatników, ale odmawiają służby w jego imieniu.
Przykład haredim wydaje się dość wyjątkowy – niewiele krajów posiada specjalne prawa wyłączające część obywateli z obowiązku podatkowego czy przyznające im dodatkowe przywileje. Kiedy jednak spojrzymy na problem pod kątem inwestycji, które państwo wkłada w wykształcenie, wychowanie i utrzymanie swoich obywateli, to dostrzeżemy nierówności. Czy to w czasach wojny, czy to w czasach pokoju, państwo nie może sobie pozwolić na marnowanie najcenniejszego zasobu, czyli ludzi.
Polecamy: Izrael: państwo rozmytych granic i niedokończonej konstytucji
Do tej pory założenie było dość proste: oferując opiekę i edukację, państwo inwestuje w młodego człowieka. W zamian za to już jako dorosły zostaje on pożytecznym członkiem społeczeństwa. Wyposażonym w przydatne kompetencje podatnikiem, a w przyszłości również rodzicem. Obecnie to założenie nie działa. Młodzi ludzie nie tylko nie zostają rodzicami, mają również problem ze znalezieniem pracy związanej z ukończonym kierunkiem studiów. A dzięki otwartym granicom często znajdują ją daleko od miejsca, w którym otrzymali wykształcenie.
Odkąd Polska dołączyła do Unii Europejskiej, staliśmy się częścią rynku pracy Starego Kontynentu. Wiele zachodnich krajów, takich jak Stany Zjednoczone czy Kanada, zniosło obowiązki wizowe i obecnie stoją otworem dla młodych Polaków. Polskie stawki godzinowe nie nadążają za zachodnimi, w przeciwieństwie do rosnących kosztów życia. Absolwenci prestiżowych kierunków studiów, takich jak medycyna czy prawo, szukają pracy za granicą.
Mamy do czynienia z tak zwanym drenażem mózgów (brain drain). To zjawisko migracji wysokiej klasy specjalistów do krajów, które oferują lepsze warunki ekonomiczne, bardziej dogodną organizację pracy i zapewniają wyższy poziom życia. Szczególnie kraje Europy Wschodniej – mimo że zyskały bardzo wiele dzięki wstąpieniu do Unii Europejskiej – cierpią na odpływ wykształconych młodych ludzi.
Polecamy wystąpienie Rafała Aleksandrowicza na naszym kanale: HOLISTIC TALK: Krok do / od Wolności (Rafał Aleksandrowicz)
Rządy zastanawiają się, jak zatrzymać młodych ludzi na miejscu. Pojawiają się koncepcje wprowadzenia opłat za niektóre kierunki. Eksperymentowano również z pomysłem, aby absolwenci kluczowych kierunków musieli „odpracować” swoje studia, pozostając do dyspozycji do pracy w Polsce przez kilka lat po zakończeniu nauki. Dodatkowym problemem są obcokrajowcy przyjeżdżający do krajów, w których dużo łatwiej dostać się na uczelnie, i którzy nie planują pozostać w owych krajach po zdobyciu dyplomu.
Rozwiązaniem mogłaby być państwowa służba cywilna. Chętni do studiowania na określonych kierunkach młodzi ludzie musieliby najpierw odbyć paruletni „staż” w instytucjach państwowych. To sposób na zapewnienie państwu pracowników w sektorach, które dla młodych często nie są atrakcyjne, a które mogłyby zyskać na ich – nawet tymczasowej – obecności. Pomijając administrację, mogliby pomagać w instytucjach opiekuńczych, zajmować się opieką nad zwierzętami czy pielęgnowaniem przyrody – możliwości są nieskończone.
Dzięki takim rozwiązaniom młodzi wygenerowaliby dochód dla kraju, nauczyli się nowych umiejętności i poznali, czym jest służba dla innych. W odróżnieniu od propozycji wprowadzenia opłat za studia praca na rzecz kraju pozwoliłaby ominąć instytucje szkolnictwa wyższego jako potencjalnych pośredników opłat. To rozwiązanie jest również równościowe – rodzice mogą pomóc opłacić studia, ale nie wykonają pracy za młodego człowieka.
Dowiedz się więcej: Upadek Secret Service. Jak stawianie na „różnorodność” zabija profesjonalizm służb
W Stanach Zjednoczonych wyższe wykształcenie jest płatne i w dodatku bardzo drogie. Państwo to od lat oferuje młodym karierę militarną jako początek ścieżki rozwoju. Służba wojskowa to przystanek na drodze do osiągnięcia sukcesu w przyszłości. Wystarczy parę lat w wojsku, a armia opłaci drogie studia i pozwoli nawet zaoszczędzić trochę na dalsze życie. To dobra alternatywa dla wysoko oprocentowanych długów studenckich, które mogą ciążyć przez wiele lat. Dobra, ale nie idealna.
Służba cywilna, jako trzecia droga, mogłaby pozwolić młodym Amerykanom, którzy z różnych względów nie odnajdują się w armii, do przysłużenia się społeczeństwu w inny sposób. Pozwoliłaby osobom mniej sprawnym fizycznie albo nastawionym pacyfistycznie na skorzystanie z przywilejów, które daje amerykańskie wojsko. W podobny sposób umożliwiłaby nauczenie się dyscypliny, zdobycie podstawowych życiowych umiejętności i wykształcenie w sobie zdrowych nawyków.
Służba cywilna czy wojskowa to nie tylko szansa dla państwa na rekompensatę za poniesione koszty związane z kształceniem młodej osoby. Również z jej perspektywy może być to ważne doświadczenie. Pozwoli jej ono spojrzeć na siebie nie tylko jako na indywidualną jednostkę, ale również przez pryzmat społeczności, której jest częścią, a której mogłaby się przysłużyć. I to nie tylko dzięki pieniądzom i kontaktom przekazanym przez rodziców.
Skoro służba cywilna lub wojskowa mogą być wykorzystane do wyrównania kosztów drenażu mózgów i cenną alternatywą dla potencjalnej prywatyzacji edukacji wyższej, możemy pomyśleć nad kolejnym krokiem. Młodzi ludzie odbywający służbę cywilną udowadniają, że są dobrym celem dla państwowych inwestycji. Osoby w średnim wieku mogłyby wykonać podobny ruch – służba cywilna mogłaby być dla nich sposobem na zdobycie środków na samorealizację.
Poza torowaniem drogi do wykształcenia służba cywilna mogłaby umożliwiać zdobycie dofinansowania działalności gospodarczej. To rozwiązanie dużo mniej ryzykowne niż postawienie własnych oszczędności na niepewną przyszłość. Osoby, które są odpowiedzialne za rodzinę czy dzieci, często nie mogą sobie pozwolić na taki ruch. A przecież mogą być wśród nich jednostki niezwykle kreatywne, obdarzone talentem i wyjątkowymi umiejętnościami. Wykorzystanie ich byłoby tylko korzyścią dla kraju.
Państwo musi zapewnić obywatelom możliwość wzrastania i korzystania ze swoich możliwości – czy to przez wykształcenie, czy przez wsparcie biznesu. Nie tylko z prostych ekonomicznych pobudek, ale również dlatego, że każdy z nas niesie z sobą wyjątkowe wartości. Kraj, który stawia na prywatyzację, odmawia utalentowanym ludziom możliwości wykorzystywania swojego potencjału. To ogromna strata dla dywersyfikacji i rozwoju państwa, dla ekonomii, a przede wszystkim – dla każdego z nas.
Może Cię także zainteresować: Kobiety a obowiązkowa służba wojskowa. Oczekiwania i rzeczywistość