Humanizm
Groźne przestępstwo i bierność tłumu. Tak działa mroczny mechanizm
15 listopada 2024
Abu Bakr al-Baghdadi zginął w operacji przeprowadzonej przez amerykańskie siły zbrojne w Syrii. Ale Państwo Islamskie, nawet z przetrąconym kręgosłupem, pozostanie jedną z najgroźniejszych organizacji terrorystycznych
Pierwsze, nieoficjalne, informacje o śmierci Abu Bakra al-Baghdadiego pojawiły się w nocy. Najpierw prezydent USA Donald Trump enigmatycznie poinformował na Twitterze, że „stało się coś wielkiego”. W kolejnych godzinach amerykańskie media zaczęły podawać, że amerykańscy żołnierze zlikwidowali przywódcę Państwa Islamskiego (IS), choć – jak zastrzegano – doniesienia te nie zostały potwierdzone przez władze.
Podczas niedzielnej konferencji Donald Trump oświadczył, że al-Baghdadi zdetonował umieszczone na sobie ładunki wybuchowe, gdy amerykańscy żołnierze weszli do jego kryjówki w prowincji Idlib w północno-zachodniej Syrii. „To był najważniejszy priorytet mojej administracji” – podkreślił Trump. „Amerykańscy żołnierze byli niesamowici (…). Al-Baghdadi zginął po ucieczce do tunelu, wrzeszcząc i cały czas płacząc (…). Zginął jak tchórz” – dodał.
W operacji zginęło także kilkunastu bojowników IS. Amerykanie nie ponieśli żadnych strat.
Abu Bakr al-Bahgdadi na czele IS stał od 2010 r., choć początki organizacji sięgają jeszcze Al-Kaidy w Iraku utworzonej sześć lat wcześniej. Pod jego przywództwem Państwo Islamskie przejęło kontrolę nad wschodnią częścią pogrążonej w wojnie domowej Syrii oraz północnym Irakiem.
Pod koniec lipca 2014 r. al-Baghdadi ogłosił powstanie „kalifatu” o nazwie Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie (ISIS), zapowiadając ekspansję od Bliskiego Wschodu aż po Europę. Teokratyczna dyktatura, zagrażająca stabilności państw bliskowschodnich, ustanowiła swoje przyczółki w kolejnych kilkunastu krajach, takich jak Egipt, Libia, Nigeria czy Jemen.
W połowie 2014 roku ruszyła operacja zbrojna międzynarodowej koalicji pod przywództwem USA wymierzona w Państwo Islamskie. W rezultacie nalotów oraz działań prowadzonych na lądzie terytoria pozostające pod panowaniem „kalifatu” zaczęły się kurczyć. Symbolicznym punktem kampanii zbrojnej stała utrata w 2017 r. Ar-Rakki w Syrii, miasta pełniącego funkcję „stolicy” Państwa Islamskiego.
Jego upadek przypieczętowała bitwa o syryjskie Baghuz Fawqani (luty – marzec 2019 r.), w której odznaczyły się oddziały Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) pod przewodnictwem Kurdów. W ciągu czterech ostatnich lat to właśnie one wyrosły na jedną z najważniejszych sił militarnych walczących z bojownikami Państwa Islamskiego.
Śmierć Abu Bakra al-Baghdadiego nie oznacza jednak końca IS. Na terytorium Syrii i Iraku nadal pozostaje wielu członków Państwa Islamskiego, którzy jeszcze długo będą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa całego regionu. Co więcej, komórki IS nadal funkcjonują w Afganistanie czy Jemenie, a organizacje sprzymierzone z Państwem Islamskim – np. w Afryce Zachodniej.
Można przewidywać, że organizacja w najbliższych miesiącach zejdzie jeszcze głębiej do podziemia, by przynajmniej częściowo odbudować swoją siłę i czekać na warunki sprzyjające podjęciu kolejnych ataków.
Karmiące się destabilizacją Państwo Islamskie, nawet z przetrąconym kręgosłupem, pozostanie groźne zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, gdzie toczy się geopolityczna rozgrywka wokół Rożawy. Nagły proces wycofywania sił USA stworzył próżnię bezpieczeństwa, którą postanowiła wykorzystać Turcja rozpoczynając ofensywę zbrojną.
Do ryzykownej gry włączyły się także Rosja oraz reżim Baszira al-Asada, a sytuacji cały czas bacznie przygląda się Iran. W przypadku eskalacji napiętego sporu na plac boju mogą powrócić komórki IS, chcąc zamanifestować swoją obecność i pokazać wolę dalszej walki o wpływy w regionie. Co więcej, w Rożawie znajdują się obozy, w których przetrzymywanych jest wielu terrorystów wziętych do niewoli przez SDF w trakcie działań zbrojnych.
Śmierć Abu Bakra al-Baghdadiego będzie miała także implikacje dla wewnętrznej polityki w Stanach Zjednoczonych. Donald Trump wykorzysta ten fakt do obrony swojej prezydentury w obliczu działań związanych z impeachmentem zainicjowanych w Kongresie przez polityków Partii Demokratycznej.
Można spodziewać się także, że prezydent USA zechce w ten sposób przykryć falę krytyki związaną z decyzją o wycofaniu amerykańskich żołnierzy z Syrii, którą negatywnie oceniło także wielu członków Partii Republikańskiej. Dla Trumpa, któremu marzy się druga kadencja w Białym Domu, w obecnej skomplikowanej sytuacji politycznej jest to wręcz konieczność.