Nauka
Homo sapiens i tajemniczy gatunek człowieka. Mamy jego geny
01 grudnia 2024
Steve Yarbrough, amerykański pisarz i naukowiec napisał kiedyś, że „ludzie pojawiają się, kiedy ich potrzebujesz”. Te słowa wydają się najlepiej wyrażać to, co intuicyjnie rozumiemy przez pojęcie „solidarności”. Jest w tym słowie ukryta wzajemność, współodpowiedzialność, ale także wspieranie się – szczególnie w trudnych momentach życiowych. Działamy razem, bo zawsze tworzymy jakąś wspólnotę. Mniejszą lub większą. Nikt z nas nie jest samotną wyspą na środku oceanu. Czy człowiek w XXI w. w takim właśnie kontekście rozumie pojęcie solidarności?
Gdyby sięgnąć do korzeni definicji „solidarności” dotarlibyśmy do łacińskiego solidum, które w prawie rzymskim oznaczało zobowiązanie, zazwyczaj dotyczące dłużników. Nowożytność przyniosła inne znaczenie tego terminu: solidum zaczęto odnosić do człowieka, na którym można polegać – człowiek solidny, a więc godny zaufania, na którego można liczyć. W dzisiejszych czasach pod pojęciem solidarności najczęściej rozumiemy określoną więź, która łączy ludzi zazwyczaj w gotowości do realizacji wspólnych celów. Co ciekawe obserwujemy ruchy solidarności międzyludzkiej głównie w sytuacjach zagrożenia i niebezpieczeństwa (wojny, kryzysy, klęski żywiołowe), ponieważ właśnie wtedy rodzi się w nas chęć zaangażowania, niesienia pomocy, przeciwstawienia się złu lub nieszczęściu, które się wydarza.
Tak rozumianą solidarność w duchu społecznym, międzypaństwowym, wspólnotowym podkreślał w swojej filozofii już Auguste Comte (1798–1857 r.) pisząc o „łączności każdego ze wszystkimi pod najrozmaitszymi względami. W ten sposób ludzie mimo woli będą głębokiego poczucia solidarności społecznej”. Tym samym francuski myśliciel włączył w kontekst swoich rozważań pojęcie braterstwa, które także odwołuje się do całej ludzkości rozumianej jako gatunek. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!” – brzmiała solidarnościowa dewiza trzech muszkieterów ze słynnej powieści Aleksandra Dumasa.
Inny kontekst pojęciu solidarności nadał niemiecki współczesny filozof Max Scheler (1874–1928 r.) zdecydowanie przenosząc ciężar z płaszczyzny społeczno-wspólnotowej, na wymiar humanistyczny, czysto etyczny. Solidarność wspólnotowa opiera się bowiem na solidarności jednostkowej: Ja-Ty. Nie powstałyby rozbudowane struktury społeczne, rodzinne, zawodowe, gdyby nie bazowały one na zaufaniu, zaangażowaniu i odpowiedzialności w relacji face to face. Formułując swoją maksymę solidarności Max Scheler pisał: „Głosi ona, że zasadniczo każdy za wszystkich i wszyscy za każdego współodpowiadają za to, ile są moralnie warci […] zatem każdy jest «współwinny» za «winę» drugiego i każdy pierwotnie uczestniczy w pozytywnych wartościach moralnych wszystkich ludzi”. Tymi słowami Scheler wyraził nie mniej i nie więcej jak to, że nasze poczucie solidarności z drugim człowiekiem, szczególnie w sytuacjach kryzysowych, jest wyznacznikiem naszej moralności.
Pytanie zasadnicze: czy każdy człowiek jest zdolny do budowania solidarności? Być może są i tacy, którzy takiej potrzeby nie widzą i nie czują. Socjologowie i psycholodzy wskazują na coraz bardziej zatomizowane społeczeństwa europejskie, w których człowiek częściej woli pozostać sam ze sobą niż budować relacje z innymi. Dlaczego tak się dzieje? Może z czysto ludzkiej wygody? Łatwiej zamknąć się w swojej jaskini, nikogo nie dopuszczać do siebie, a na zewnątrz budować tylko powierzchowne i pozorne relacje? A być może z lęku przed zaangażowaniem się w drugiego człowieka.
Samotność w pewnym sensie jest bezpieczna. Nikt mnie nie zrani. Nikt nie zobaczy moich wad i słabości, bo nie pozwolę nikomu zbliżyć się do mnie. Nie budujemy bliskości, bo ona zawsze oznacza gotowość otwarcia się przed kimś innym, zaufania, odpowiedzialności. A to jest ryzykowne. Kondycję współczesnego człowieka trafnie ujął w słowach polski filozof, eseista i pedagog Zbigniew Mikołejko (ur. 1951 r.), który w wywiadzie powiedział: „Solidarność i samotność. Trzeba cały czas między tymi dwoma biegunami miotać się i błądzić, niestety. Cała sztuka polega jednak na tym, aby błądzić w miarę rozumnie i jako tako uczciwie”. Tylko trzeba mieć świadomość, że tak czy owak, stan ten cały czas pozostaje błądzeniem…
Zobacz też: