Kultura
Kto płaci za sztukę dla elit? Jacek Piekara stawia trudne pytania
15 czerwca 2025
Chiny starają się udowodnić światu, że całe Morze Południowochińskie należy do nich. Pekin przejmuje tam kolejne wysepki i rafy, ale w pewnym momencie Ameryka może zostać zmuszona do interwencji.
Pierwsi byli czterej Chińczycy. Zdjęcie, na którym funkcjonariusze Chińskiej Straży Przybrzeżnej trzymają swoją narodową flagę, rozwścieczyło Filipińczyków. Dwa tygodnie później (pod koniec kwietnia tego roku) Manila wysłała na miejsce pięciu żołnierzy, którzy również zrobili sobie zdjęcie, trzymając dumnie flagę Filipin. Gdyby nie to, że chodzi tu o mocarstwo atomowe liczące niemal 1,5 mld ludzi oraz Filipiny, traktatowego sojusznika drugiego pacyficznego mocarstwa atomowego – USA, sprawa wyglądałaby wręcz komicznie.
Oto dwa wielkie narody (Filipiny liczą sobie 115 mln ludzi) kruszą kopie o kawałek niezamieszkanej, piaszczystej łachy, którą trudno nawet nazwać wyspą. Sandy Cay ma niecałe 1 000 m2, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi przeciętna wielkość działki, na której stawia się w Polsce dom jednorodzinny.
Jednak na tym akwenie nie tyle liczy się wielkość wysepki, co jej położenie. Sandy Cay jest częścią archipelagu Spratly, leżącego niemal na samym środku Morza Południowochińskiego. Chiny roszczą sobie prawa do niemal całego tego morza, uważając je właściwie za swoje wody terytorialne. Sęk w tym, że sąsiedzi, których brzegi obmywają wody Morza Południowochińskiego, widzą to zagrożenie i nie chcą pozwolić Chińczykom na faktyczne przejęcie tego akwenu. Filipińczycy co roku organizują w tym rejonie ćwiczenia morskie, w których udział biorą też Amerykanie. Demonstracyjna „sesja zdjęciowa” z chińską flagą na Sandy Cay związana była najpewniej właśnie z faktem, że w okolicy wysp Spratly zaczęły się akurat manewry marynarek wojennych USA i Filipin.
Nie tylko zresztą Filipińczycy mają tu problem z Chinami. Dwa lata temu okręty Chińskiej Straży Przybrzeżnej przemierzały wody u wybrzeży Wietnamu w zastanawiający sposób. Ślad, jaki ta armada pozostawiła w systemach monitorujących ruch na morzu, był jednak wyjątkowo czytelny. Otóż chińskie jednostki „narysowały” wówczas na Morzu Południowochińskim długi na niemal 600 kilometrów znak „中”, który jest pierwszym znakiem w słowie „Chiny„.
Ciekawy temat: Pacyfik w ogniu. Starcie między USA i Chinami jest nieuniknione
A wydawałoby się, że ta sprawa została już dawno zamknięta. W 2016 r. Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze uznał przecież, że pretensje Pekinu i spór o Morze Południowochińskie są bezzasadne. Filipiny, które wniosły tę sprawę przed trybunał, teoretycznie mogły ogłosić zwycięstwo. A praktycznie? Wyrok wyrokiem, ale kto miałby go wyegzekwować? Chiny od razu ogłosiły, że decyzja trybunały jest nieistotna. Liczy się przecież to, kto faktycznie kontroluje ruch na Morzu Południowochińskim. A Pekin od lat buduje instalacje wojskowe na kolejnych wysepkach i atolach, pokazując sąsiadom, że chińska obecność na tym akwenie to rzecz stała.
Niedaleko od wspomnianej Sandy Cay leży przecież rafa Subi. To druga pod względem wielkości chińska sztuczna wyspa na Morzu Południowochińskim; Chińczycy zbudowali na niej dużą bazę wojskową. Po sąsiedzku od Subi dosłownie kilka kilometrów dalej leży z kolei wyspa Thitu, gdzie mieści się filipińska baza wojskowa. W takim sąsiedztwie nietrudno o incydent, który może doprowadzić do niekontrolowanej eskalacji. Tym bardziej że od lat amerykańskie i chińskie myśliwce latają nad tym akwenem niebezpiecznie blisko siebie.
Kolejnym punktem zapalnym sporu o Morze Południowochińskie jest tzw. Płycizna Scarborough, którą w 2012 r. Chińczycy siłą przejęli od Filipińczyków.
– Pekin sięga tu po dość żenujące tłumaczenie, że skoro morze nazywa się „Południowochińskim”, to w całości powinno należeć do Chin – powiedział w rozmowie ze mną prof. Jakub Polit, znawca Chin z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Mam wątpliwości, czy jest to sensowna metoda prowadzenia polityki zagranicznej. Ktoś mógłby przecież przypomnieć przewodniczącemu Xi, że w jego sąsiedztwie znajduje się też Morze Japońskie. Wydawałoby się, że Xi Jinping powinien rozumieć prostą rzecz. Morze Południowochińskie oblewa wiele krajów i chińska ekspansja na tym akwenie może je wszystkie wystraszyć i zjednoczyć przeciw kandydatowi na hegemona.
Chiny od lat bardzo agresywnie odpędzają konkurentów od tego archipelagu wysepek, raf i zwykłych skał wystających z morza. Ostatnie działania Pekinu pokazują, że Chińczycy gotowi są używać przemocy, by udowodnić, że wyspy Spratly to ich terytorium. Co istotne – niczego takiego nie obserwujemy w kontekście Tajwanu. Owszem, Chińczycy organizują wokół tej wyspy wielkie ćwiczenia. Dalej, naruszają przestrzeń powietrzną Tajwanu, ale jednak nie zdarza się, by chińskie okręty taranowały tajwańskie jednostki i blokowały im drogę. A dokładnie z czymś takim mamy do czynienia w przypadku tarć chińsko-filipińskich.
Warto także przeczytać: W razie wojny nie opuścisz Polski. Mobilizacja będzie błyskawiczna
Dotychczas najbardziej spektakularnym przykładem agresywnego zachowania ze strony Chińskiej Straży Przybrzeżnej była sytuacja z sierpnia 2024 r., gdy duży chiński okręt patrolowy staranował jednostkę Filipińskiej Straży Przybrzeżnej klasy „Teresa Magbanua”. Niemal stumetrowy filipiński okręt został uderzony przez rywala w rufę, co skończyło się wybiciem sporej dziury. Chińczycy często używają też potężnych działek wodnych, by „ostrzeliwać” jednostki rywali. Starają się wypchnąć je w ten sposób ze spornych wód.
Pekin wykorzystuje do tego celu nie tylko okręty oficjalnej Straży Przybrzeżnej, ale również całą, liczącą setki jednostek, flotyllę „łodzi rybackich”. Te duże kutry mają działka (nie tylko wodne), wzmocnione kadłuby i stanowią coś w rodzaju chińskiej „milicji morskiej”. Z jej pomocą Pekin chce przejąć bogate zasoby Morza Południowochińskiego – nie tylko łowiska, ale również pokłady ropy naftowej i gazu.
„Te kutry rybackie, z których większość nie zajmuje się połowami, są istną milicją morską, która zmienia zasady na morzu – podkreśla dziennik The New York Times. – Jednostki te wspierają Chińską Straż Przybrzeżną i utrzymują ciągłą obecność w odległych rejonach, często przebywając przy spornych rafach całymi tygodniami. Pokazują tym samym chińskie ambicji w kwestii Morza Południowochińskiego (…). Taka taktyka rodem z szarej strefy pomaga Chinom po cichu przejmować kontrolę nad spornymi rejonami”.
Wiele na ten temat mogą powiedzieć rybacy nie tylko z Filipin, ale również z Wietnamu, Malezji oraz Indonezji. Proszą oni o pomoc swoje rządy, ponieważ chińska blokada Morza Południowochińskiego uniemożliwia im docieranie na łowiska.
O tym się mówi: Nie tylko joga i Bollywood. Indie stają się potęgą
– ChRL co najmniej od początku lat 90. pokazuje, że zależy jej na zdominowaniu Morza Południowochińskiego. Ale mniej więcej w okolicach 2013 r. Chiny zyskały zdolność, by utwierdzać swoje zdobycze – mówi w rozmowie ze mną płk Grant Newsham, ekspert ds. bezpieczeństwa z Center for Security Policy, autor książki When China Attacks. A Warning to America (Gdy Chiny atakują. Ostrzeżenie dla Ameryki). – Ameryka nie wsparła Filipin, gdy Chińczycy postanowili przejąć płyciznę Scarborough. Pekin odebrał to jako zielone światło dla takich działań. I to wtedy właśnie wystartowała chińska operacja budowy wysepek i w ciągu trzech-czterech lat Chińczycy objęli de facto kontrolę nad Morzem Południowochińskim. Chińczycy nie przestaną naciskać na tym akwenie, o ile nie napotkają na jakiś realny opór.
Płk Newsham podkreśla, że również ten rejon Azji stanowi potencjalne zarzewie konfliktu między mocarstwami. A więc duża wojna między USA a Chinami wcale nie musi wybuchnąć akurat o Tajwan.
– W pewnym momencie USA, jako sojusznik Filipin, będą musiały się znaleźć w sytuacji, gdy pojawi się prawdziwe zagrożenie wejścia w „kontakt” z ChRL, czyli użycia siły – mówi płk Newsham. – W końcu Chiny rozkażą Amerykanom i ich sojusznikom, by trzymali się z dala od Morza Południowochińskiego. A wtedy Amerykanie będą mieli do wyboru: albo zaryzykują walkę, albo będą musieli podwinąć ogon i odejść.
Przeczytaj inny tekst Autora: Chiny mają bat na USA: metale ziem rzadkich