Spór o język. Jak przezwyciężyć dziedzictwo przeszłości?

Mieszkańcy anglojęzycznej części Kamerunu od ponad trzech lat nie wysyłają dzieci do szkół. W poniedziałki ulice miast w tej części kraju pustoszeją. Ale kryzys tak naprawdę rozpoczął się prawie 60 lat temu, kiedy żyjący w dwóch różnych systemach kolonialnych ludzie zostali zamknięci w granicach jednego państwa

Mieszkańcy anglojęzycznej części Kamerunu od ponad trzech lat nie wysyłają dzieci do szkół. W poniedziałki ulice miast w tej części kraju pustoszeją. Ale kryzys tak naprawdę rozpoczął się prawie 60 lat temu, kiedy żyjący w dwóch różnych systemach kolonialnych ludzie zostali zamknięci w granicach jednego państwa.

W Bamendzie w poniedziałek nie chodzi się na zakupy i nie umawia się spotkań biznesowych. W tym dniu zwykle zostaje się w domu, bo w mieście nie jeżdżą taksówki – jedyny środek transportu zbiorowego. Poniedziałek to dzień „miasta duchów” – formy cichego antyrządowego protestu trwającego od listopada 2016 r. Wtedy siły opozycji postanowiły, że w poniedziałki nie będzie funkcjonował żaden biznes, a szkoły zostaną zamknięte do odwołania.

Decyzja ta była pokłosiem demonstracji rozpoczętych przez nauczycieli i prawników, będących wyrazem zmęczenia presją używania w szkołach i sądach języka francuskiego w anglojęzycznej części kraju. Protest trafił na podatny grunt w miastach, gdzie anglojęzyczni Kameruńczycy od lat zmagają się z arogancją francuskojęzycznego rządu, dając dojść do głosu sentymentom separatystycznym co bardziej radykalnych mieszkańców Południowego Kamerunu.

Postkolonialna klisza

Południowy Kamerun – zwyczajowe określenie dwóch anglojęzycznych regionów państwa – stał się częścią frankofońskiego kraju, zachowując brytyjską spuściznę. Kraj od 1887 r. do końca I wojny światowej był niemiecką kolonią. Wraz z zakończeniem konfliktu, na mocy postanowień traktatu wersalskiego, został podzielony pomiędzy Francję i Wielką Brytanię. Ta pierwsza przejęła kontrolę nad prawie całym terytorium Kamerunu od południa aż po pas przy granicy z Nigerią, który przypadł Królestwu Brytyjskiemu. Brytyjczycy wprowadzili rządy pośrednie, pozostawiając wewnętrzne sprawy w rękach lokalnych władców.

W 1954 r. region uzyskał autonomię. Jego stolicą została Buéa, dawna siedziba niemieckiej administracji kolonialnej. W 1961 r. ONZ zorganizowała plebiscyt, który pozostawił obywatelom „brytyjskiej autonomii” tylko dwie opcje do wyboru – dołączyć do niepodległej już wtedy La Republique du Cameroun lub do Nigerii, która niepodległość uzyskała w 1960 r. Północna część regionu zdecydowała przyłączyć się do Nigerii, południowa, za sprawą politycznej kampanii obietnic, do dawnego francuskiego Kamerunu.

Spór o język

W październiku 2016 r. adwokaci ze związku zawodowego reprezentującego anglojęzycznych prawników i nauczycieli rozpoczęli protest przeciwko zaprzysiężeniu wyznaczonych przez władze francuskojęzycznych sędziów w Południowym Kamerunie. Prawo tutaj obowiązujące to odziedziczone po Brytyjczykach prawo precedensowe, podczas gdy w regionach frankofońskich mieszkańcy podlegają systemowi prawa kontynentalnego. Anglojęzyczni prawnicy mieli dosyć sędziów nieznających obowiązującego w ich regionie systemu prawnego. Dołączyli do nich nauczyciele, którzy sprzeciwiali się presji używania francuskiego języka w szkołach.

Protesty zaczęły się nasilać, gdy uwidoczniły się kolejne problemy, takie jak nierówna dystrybucja państwowych środków budżetowych i dyskryminacja na rynku pracy. W Bamendzie, stolicy Regionu Północno-Zachodniego, jednego z dwóch, w których większość mieszkańców posługuje się na co dzień językiem angielskim, trudno znaleźć posterunek policji, którego komendant mówiłby w języku innym niż francuski. Znalezienie pracy w administracji państwowej jest dla Kameruńczyków z południa właściwie niemożliwe.

Po kilku tygodniach protestów rząd wysłał do Bamendy siły bezpieczeństwa, które rozpędziły demonstracje, aresztowały ponad 100 osób, a wiele z nich brutalnie pobiły. Ulice miast opustoszały, zamknięto szkoły, a w poniedziałki przestano otwierać sklepy.

Projekt Ambazonia

Kiedy siły opozycji się zradykalizowały, zaczęły posuwać się do przemocy nie tylko wobec przeciwników, lecz także wobec „nieposłusznych” mieszkańców anglojęzycznych rejonów. W czasie mojego kilkumiesięcznego pobytu w Bamendzie w 2017 r. spłonęła szkoła i kilka sklepów. ONZ w czerwcu 2019 r. doliczyła się w południowym Kamerunie 74 zniszczonych szkół. To wszystko za nieprzestrzeganie zasady „miasta duchów” i prowadzenie zajęć lekcyjnych. W miarę trwania konfliktu i nasilającej się przemocy armii i opozycji niezadowolenie zostało podchwycone przez Radę Zarządczą Ambazonii – istniejącą od 2013 r. organizację separatystyczną, która chce oderwania od Kamerunu anglojęzycznej części kraju i przekształcenia jej w Ambazonię.

Punkt pomocy humanitarnej zorganizowany w budynku byłej szkoły w mieście Buea, maj 2019 r. W kolejce stoją Kameruńczycy, którzy uciekli z terenów objętych działaniami zbrojnymi armii rządowej (GILES CLARKE / UNOCHA / GETTY IMAGES)

Idea niepodległości nie była nowym postulatem w południowej części Kamerunu. Pierwszy prezydent państwa Ahmadou Ahidjo wraz z premierem dawnego brytyjskiego Kamerunu włączyli anglojęzyczne regiony do frankofońskiego kraju, tworząc Federacyjną Republikę Kamerunu, przy poszanowaniu kulturowej i językowej odrębności południa. W 1972 r. Ahidjo zniósł ją jednak na mocy dekretu tworzącego Republikę Zjednoczonego Kamerunu.

Jego następca i obecny prezydent – Paul Biya – to jeden z najdłużej rządzących na świecie dyktatorów. Aby utrzymać się przy władzy, wprowadził zmiany w konstytucji, które pozwalały mu startować w kolejnych wyborach. Energicznie zwalczał opozycję i ruchy secesjonistyczne. W południowej części kraju władze wprowadziły godzinę policyjną i aresztowały kilkuset działaczy separatystycznej organizacji – Narodowej Rady Kamerunu Południowego.

We wrześniu 2017 r. Rada Zarządcza Ambazonii oficjalnie powołała Siły Obrony Ambazonii. W odpowiedzi na ten ruch przy głównym targowisku w Bamendzie pojawiły się pojazdy wojskowe. Pierwsze strzały padły, gdy separatyści ogłosili wojnę przeciwko rządowi. Później eksplodowały bomby – celem pierwszej było kameruńskie wojsko, drugiej – policja. 22 września w mieście odbył się protest, w trakcie którego tłumy niosły gałązki nawiązujące do motywu z zaprojektowanej flagi Ambazonii. Armia Kamerunu otworzyła ogień do demonstrujących. Zginęło pięć osób, spłonęło także siedem szkół.

Protest wymierzony w prezydenta Kamerunu Paula Biyę, zorganizowany przez kameruńską diasporę w Paryżu, październik 2018 r. (JULIEN MATTIA / NURPHOTO / GETTY IMAGES)

Dialog czy „Biyalog”?

10 września 2019 r. prezydent ogłosił rozpoczęcie dialogu narodowego (proponowana wcześniej przez przywódców religijnych Generalna Konferencja Anglojęzycznego Kamerunu, którą zainteresowanie wyrazili również separatyści, została odrzucona przez rząd). W zapowiadającym ów proces przemówieniu Biya odniósł się do bezpośrednich przyczyn protestu z 2016 r., ale zbagatelizował kwestię marginalizacji zamieszkujących anglojęzyczną część kraju Kameruńczyków oraz stosowanie przemocy wobec separatystów, twierdząc, że są to „płytkie i fałszywe oskarżenia”.

Do udziału w dialogu prezydent zaprosił polityków, przedstawicieli związków zawodowych, lokalnych władców (tzw. fonów) i członków ruchu separatystycznego, ale tylko tych przebywających poza granicami Kamerunu. W rezultacie wielu z nich odrzuciło zaproszenie, nazywając próbę porozumienia „Biyalogiem”. Mark Bareta, przebywający na emigracji dziennikarz i aktywista z anglojęzycznej części Kamerunu opowiadający się za secesją, na swoim profilu na Facebooku określił inicjatywę „stratą czasu i pieniędzy podatników”.

Najważniejszym wynikiem wrześniowego dialogu było przyjęcie propozycji decentralizacji kraju z uwzględnieniem specjalnego statusu anglojęzycznych regionów. Możliwości secesji nie wzięto pod uwagę w trakcie tworzenia programu rozmów, w związku z czym Akere Muna, pochodzący z Południowego Kamerunu szef Międzynarodowej Konferencji Antykorupcyjnej, opuścił rozmowy przed ich zakończeniem. „Przepisany lek nie ma nic wspólnego z chorobą” – podkreślił.

Choć po zakończeniu dialogu prezydent uwolnił ponad 300 osób zatrzymanych w związku z konfliktem, jak pokazują badania przeprowadzone przez „Foreign Policy”, coraz mniej anglojęzycznych Kameruńczyków wierzy w umiarkowane rozwiązanie. Część opozycji zbojkotowała wybory parlamentarne i samorządowe, które odbyły się 9 lutego. W Południowym Kamerunie poczucie zagrożenia poskutkowało niską frekwencją. Od czasu ogłoszenia wyborów w listopadzie 2019 r. separatyści porwali ok. 100 osób i zagrozili tym, którzy chcieliby zagłosować. Władze unieważniły więc wyniki w 11 okręgach.

W przemówieniu z końca 2019 r. Biya oskarżył kameruńską diasporę  o sprowadzanie broni do kraju i zagroził „brakiem litości” dla tych Kameruńczyków, którzy wystąpią przeciwko armii. 14 lutego żołnierze zabili 23 mieszkańców anglojęzycznej wioski Ngarbuh, których większość stanowiły dzieci. Prezydent Macron potępił władze i armię Kamerunu za przemoc i naruszanie praw człowieka. Reakcja ta jednak wydaje się raczej spóźniona, a przede wszystkim niespójna w obliczu kontynuowanej przez Paryż współpracy militarnej z Kamerunem. Jednocześnie to właśnie Francja, jako najważniejszy partner handlowy, ma największą możliwość wywarcia presji na politykę kameruńskich władz wobec anglojęzycznych obywateli kraju.

Do tej pory kryzys pochłonął życie ponad 3 tys. osób, a prawie 500 tys. opuściło swoje domy, uciekając przed przemocą. Większość uczniów od ponad trzech lat nie wzięła udziału w lekcjach. Nastoletni chłopcy zasilają szeregi separatystycznych bojówek na kontrolowanych przez nie terenach. Hope Ndonyi, szefowa jednej z organizacji wspierających młodzież z ubogich środowisk w Bamendzie, mówi, że od czasu zamknięcia szkół przybyło nastoletnich ciąż.

Jej organizacja co tydzień prowadzi zajęcia promujące czytelnictwo. Od 2016 r. uczęszcza na nie coraz więcej uczniów, których rodzice starają się zminimalizować straty dla edukacji swoich dzieci. Te jednak rosną z każdym dniem. Ostatnia data, zapisana kredą na tablicach w szkołach Południowego Kamerunu, to 21 listopada 2016 r.

*Imię szefowej organizacji z Bamendy zostało na jej prośbę zmienione

Opublikowano przez

Sara Nowacka


Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.