Nauka
Homo sapiens i tajemniczy gatunek człowieka. Mamy jego geny
01 grudnia 2024
Pomimo górnolotnych deklaracji tortury są nadal stosowane, choć zmienił się ich cel. W przeszłości chodziło głównie o zdobycie informacji, ale teraz, w dobie społeczeństwa informacyjnego, tortury indagacyjne zeszły na dalszy plan Rozważając dopuszczalność tortur, Henry Shue nakreślił we wstępie do jednego ze swoich artykułów bardzo optymistyczną wizję. Amerykański filozof i etyk stwierdził mianowicie, że istnieje intuicyjny opór wobec zajmowania się torturami, ponieważ są one powszechnie potępiane. Samo […]
Rozważając dopuszczalność tortur, Henry Shue nakreślił we wstępie do jednego ze swoich artykułów bardzo optymistyczną wizję. Amerykański filozof i etyk stwierdził mianowicie, że istnieje intuicyjny opór wobec zajmowania się torturami, ponieważ są one powszechnie potępiane. Samo pisanie na ten temat może z kolei zostać odebrane jako prowokowanie do ponownego przemyślenia problemu tortur, a więc „ryzykowanie osłabienia zahamowań” wobec ich oczywistej okropności.
Przejawem optymizmu nie nazywam oczywiście przekonania o istnieniu oporu wobec zajmowania się torturami, lecz pogląd jakoby znajdowały one powszechne potępienie. Rzeczywistość, przynajmniej w Polsce, jest diametralnie inna. Z badania przeprowadzonego w 2018 r. przez Kantar Millward Brown dla rzecznika praw obywatelskich wynika, że aż 41 proc. Polaków dopuszcza stosowanie tortur w wypadku zajścia pewnych okoliczności. Jakie to okoliczności i czy na pewno powinniśmy się oburzać tak powszechnym przyzwoleniem na okrucieństwo – a jeśli tak, to dlaczego tortury należy traktować jako coś szczególnie niedopuszczalnego?
Tortury są powszechnie rozumiane jako „jakiekolwiek działanie, przez które osobie zadaje się umyślnie dotkliwy ból lub cierpienie, fizyczne bądź psychiczne, przez funkcjonariusza państwowego bądź za jego namową, w takich celach jak uzyskanie od niej lub od osoby trzeciej informacji bądź zeznania, ukaranie jej za czyn przez nią popełniony lub o popełnienie którego się ją podejrzewa, bądź też zastraszenie jej lub innych osób”.
Stworzona przez ONZ definicja wydaje się akceptowalna, a jednocześnie pozwala na podział tortur ze względu na ich cel. Wyróżnia się więc tortury indagacyjne (służące wydobyciu informacji), terrorystyczne (służące zastraszeniu) i karne. W badaniu uwzględniono wszystkie trzy rodzaje. Najwięcej respondentów dopuszczających stosowanie tortur uznało, że powinny być one dozwolone w przypadku, gdy służą wydobyciu wartościowych informacji, lecz także pozostałe powody (karanie i odstraszanie) zostały wskazane przez ponad połowę respondentów.
Słowem, jeśli Polacy dopuszczają stosowanie tortur, to w znacznej większości nie czynią rozróżnienia, co do ich celu. Do sprawy inaczej podchodzą etycy, którzy przypadków, w jakich tortury mogłyby być stosowane, poszukują zwykle w sytuacjach, w których ofiara posiada mogącą uratować wiele ludzkich istnień wiedzę, a torturowanie jej jest jedynym sposobem na zdobycie tej informacji. Jedną z wariacji na temat tego klasycznego przypadku jest przykład podawany przez Shue.
Filozof przedstawia hipotetyczną sytuację. Jej centralną postacią jest pewien fanatyk, który podłożył ładunek atomowy w centrum Paryża. Nie ma czasu na ewakuację niewinnych ludzi i dzieł sztuki, a jedynym sposobem na zapobieżenie tragedii jest poddanie zamachowca torturom, a następnie odnalezienie i rozbrojenie ładunku.
W takim przypadku jesteśmy zwykle skłonni zgodzić się, że fanatyka należy poddać torturom. Nawet sceptycznie nastawieni do tego aktu etycy przyzwalają na niego pod pewnymi warunkami. Za stosowaniem tortur w tym przypadku przemawiają zarówno ogromne zagrożenie dla społeczności, które może być zażegnane tylko w jeden sposób, jak i to, że ofiara może podjąć decyzję o podzieleniu się pożądanymi informacjami, która przerwie jej męki. Wydaje się więc, że los fanatyka – inaczej niż w przypadku tortur terrorystycznych i karnych – pozostaje w jego własnych rękach.
Problem jednak w tym, że warunki zaprezentowane w powyższym przykładzie są bardzo trudne do spełnienia. Zakłada on bowiem, że fanatyk został schwytany na tyle szybko, by można było zapobiec tragedii, że zechce cokolwiek powiedzieć, a wreszcie, że jeśli coś powie, to będzie to prawda. Jest to więc przykład raczej książkowy czy – lepiej – filmowy niż rzeczywisty. Trzeba przy tym dodać, że najczęściej akceptowany – zarówno przez filozofów, jak i respondentów – jest przy tym rodzajem współcześnie najrzadziej stosowanym.
Zgodnie z raportem Amnesty International ( „Report on Torture, Farrar, Straus and Giroux”, New York 1975 r.) zdecydowana większość odnotowanych przypadków ma charakter terrorystyczny, a nie indagacyjny. Jest to istotna zmiana w stosunku do przeszłości, gdy dominowały tortury zmierzające do wydobycia informacji. Dlaczego akurat w dobie społeczeństwa informacyjnego wydobywanie danych od torturowanego ustąpiło pola zastraszaniu?
Wydaje się, że nie decydują tu żadne względy moralne – istotna jest wiarygodność informacji wydobywanych od ofiar, a tę należy uznać za bardzo niską. Nieco przewrotnie – w dobie prymatu informacji przewagę zyskały tortury terrorystyczne i to być może właśnie dlatego, że rozsiewanie strachu za sprawą nowych mediów jest łatwiejsze niż kiedykolwiek.
Wiadomo więc, jakie są warunki, które musi spełniać sytuacja, w której dopuszczenie do tortur nie budzi wątpliwości. Dlaczego jednak niemal we wszystkich innych przypadkach – przynajmniej zdaniem większości filozofów – należy bezwzględnie zaniechać tortur? Odpowiedź na to pytanie jest o tyle ważna, że – jak wynika z raportu Amnesty International – tortury stosowane są dziś dość powszechnie, i to nie tylko w krajach niedemokratycznych.
Filozofowie do kwestii podchodzą przynajmniej z dwóch stron – utylitarnej i kantowskiej. W pierwszej z nich pod uwagę bierze się użyteczność, maksymalizację szczęścia i minimalizację cierpienia, podczas gdy druga związana jest z ideą obowiązku, bezwarunkowej powinności wobec drugiego człowieka. Utylitaryści podkreślają niską skuteczność tortur – informacje pozyskiwane od ofiar bywają mało wiarygodne, a tortury terrorystyczne przynoszą często efekt odwrotny od zamierzonego, tzn. zamiast odstraszać potencjalnych wrogów państwa, przyczyniają się do eskalacji przemocy.
Inny, często podnoszony argument o charakterze utylitarystycznym, jest związany z groźbą demoralizacji władz. Według Amnesty International stosowane w wyjątkowych okolicznościach tortury mają tendencję do przeradzania się w rutynową praktykę administracyjną, stając się z czasem kolejnym sposobem sprawowania kontroli nad obywatelami.
Z punktu widzenia etyki kantowskiej argumentacja przeciwko torturom jest zwykle związana z faktem, że są one klasycznym przykładem traktowania drugiego człowieka jako środka do uzyskania celu, nie zaś jako samego celu. Trudno ukryć, że torturowany podlega uprzedmiotowieniu, staje się źródłem informacji, które należy eksplorować bez względu na wszystko, lub narzędziem służącym do zastraszania.
Kolejny ciekawy argument typu kantowskiego przedstawił David Sussman z Uniwersytetu Illinois. Zdaniem filozofa tortury stawiają ofiarę w przymusowej sytuacji, w której za sprawą własnych emocji i afektów człowiek uczestniczy w zmowie przeciwko sobie, wobec czego jawi się sobie nie tylko jako bezsilna ofiara, lecz również jako czynny uczestnik gwałtu na sobie. Tak pojęte tortury okazują się nie tyle pewną krańcową formą przemocy, co uderzającym przypadkiem wymuszonej zdrady samego siebie.
Przeciw torturom świadczą nie tylko suche argumenty, lecz także świadectwa samych torturowanych. Jean Améry, który był torturowany przez gestapo w czasie II wojny światowej, w jednej z książek relacjonuje: „Przydarzyło mi się tylko to, o czym będę musiał napisać jeszcze później; było to stosunkowo niewinne i nie pozostawiło na moim ciele żadnych specjalnie rzucających się w oczy blizn. A jednak, 22 lata po tym, gdy się to wydarzyło, na podstawie własnego doświadczenia, które absolutnie nie wyczerpuje całej miary tego, co możliwe, ośmielam się stwierdzić jedno: tortury to najstraszniejsze wydarzenie, jakie nosić może w sobie człowiek”.
Tortury są jednak dalej stosowane – zwykle (lub nawet zawsze) nie w przypadkach, które dałoby się usprawiedliwić z punktu widzenia dominujących poglądów etycznych. Teoria swoje, a praktyka – zarówno mocarstw, jak i krajów trzeciego świata – swoje. I nic niestety nie wskazuje na to, by ten stan rzeczy miał się zmienić.