Kultura
Mikołaj, Gwiazdor, a może Dzieciątko. Ten spór wciąż rozpala emocje
21 grudnia 2024
W erze postindustrialnej zapomnieliśmy o naszej społecznej naturze. Dziś cyfrowa rewolucja może pomóc nam na nowo odkryć to, co straciliśmy Niełatwo dziś wymienić zawód, który na sto procent będzie na rynku, gdy nasze dzieci dorosną i zaczną szukać pracy. Nic więc dziwnego, że spanikowani rodzice rozpaczliwie próbują przewidywać kolejne wielkie zmiany, by zapewnić dzieciom przewagę nad tymi, których w pracy zastąpią kiedyś automaty. Bo chociaż księgowi czy technicy od rentgena są na straconej pozycji, to przecież […]
Niełatwo dziś wymienić zawód, który na sto procent będzie na rynku, gdy nasze dzieci dorosną i zaczną szukać pracy. Nic więc dziwnego, że spanikowani rodzice rozpaczliwie próbują przewidywać kolejne wielkie zmiany, by zapewnić dzieciom przewagę nad tymi, których w pracy zastąpią kiedyś automaty. Bo chociaż księgowi czy technicy od rentgena są na straconej pozycji, to przecież konstruktorzy autonomicznych samochodów czy programiści dodający do Facebooka nowe bajery, nie mają się czym martwić, prawda?
Zamiast kombinować w ten sposób wyobraźmy sobie, że te wszystkie superwydajne cyfrowe cuda to szansa, żeby wymyślić nowe zawody. Takie, które nie tylko pasują do naszej społecznej natury, lecz także pozwolą skończyć z wieszczeniem „schyłku ery pracy człowieka”, a przy okazji pomogą rozprawić się z samotnością. Ludzie społecznie wyizolowani, których jest dziś coraz więcej, są smutniejsi i chorują częściej niż ci, których łączą wartościowe relacje z innymi. Tymczasem, wg „New York Timesa” odsetek dorosłych Amerykanów, którzy przyznają, że są samotni, od lat 80. podwoił się i wynosi dziś aż 40 proc.!
Właśnie dlatego społeczno-cyfrowa gospodarka mogłaby być lekarstwem, z jednej strony na automatyzację, z drugiej – na samotność. Jasne, że maszyny i algorytmy już dziś rządzą cyfrową gospodarką i nie mamy szans ścigać się z nimi na wydajność czy moc obliczeniową. Wiemy, że niedługo to one będą pilotować pasażerskie samoloty i operować nam serca. I dobrze, bo po co znosić ślamazarnych, roztrzepanych pilotów czy chirurgów, skoro mamy lepszą opcję?
Owszem, ludzie będą potrzebni, bo ktoś musi nadzorować tę całą cyfrową gospodarkę. Tyle że nie na tylu poziomach, co kiedyś. Za to każdy, kto dawniej zostałby pilotem, chirurgiem czy księgowym, dziś może wziąć się do roboty, w której maszyny z natury są beznadziejne.
Zdaniem Sherry Turkle z Massachusetts Institute of Technology są doświadczenia, które maszyny tylko psują. Weźmy media społecznościowe. Facebook i Twitter nigdy nie sprawią, że poczujesz się mniej samotny, bo z założenia obsługują tylko jeden wycinek kontaktów międzyludzkich. Są jak „cyfrowy cukier” – sprawią, że społeczna interakcja da ci chwilową przyjemność, ale kiedy minie, za każdym razem poczujesz pustkę. Dlaczego? Bo dając ci namiastkę kontaktu z drugim człowiekiem, sprawiają, że czujesz się coraz bardziej samotny.
Kiedyś pracownikiem socjalnym nazywano speca od opieki nad ludźmi, którzy sami nie mogą o siebie zadbać. W gospodarce społeczno-cyfrowej to określenie jest o wiele szersze. Nawet barista, który robiąc ci latte, pyta, jak ci mija dzień, świadczy ci socjalną usługę. Co z tego, że zagadnął cię, bo tak kazał mu szef? Ale to proste pytanie zadane przez maszynę zwyczajnie nie miałoby sensu.
Potrzebujemy kontaktów z ludźmi – to produkt ewolucji. Neurobiolog John Cacioppo tłumaczy, że ludzie są „stadni z natury”. „Kiedy właściciel zoo ma zbudować odpowiednią zagrodę dla gatunku homo sapiens, na pewno nie umieści przedstawiciela ludzkiej rodziny w izolacji, tak jak nie wsadziłby pingwina cesarskiego w gorący, pustynny piach. Za to gdyby ktoś chciał potorturować zwierzę, które z natury jest towarzyskie, najtańszym sposobem byłaby właśnie izolacja” – przekonuje naukowiec.
Rewolucja przemysłowa i era postindustrialna tak uzależniły nas od wydajności, że zapomnieliśmy o naszej społecznej naturze. Dziś cyfrowa rewolucja może nam pomóc na nowo odkryć to, co straciliśmy.
Cyfrowe technologie najczęściej wprowadza się w celu zwiększenia produktywności. A przecież, gdyby podejść do sprawy bardziej społecznie, moglibyśmy spożytkować je inaczej, dając ludziom więcej okazji do wyrażania siebie. Owszem, w takiej socjalnej gospodarce efektywność też byłaby ważna. Ale jednocześnie bralibyśmy poprawkę na omylność człowieka. Skoro nie oczekujemy superwydajności od kochanka, nie oczekujmy jej też od nauczyciela, pielęgniarki czy baristy.
Zamiast ciągle myśleć o wydajności, kombinujmy raczej, jak społecznie podkręcić niektóre zawody, nawet takie, które nie wydają się nam szczególnie towarzyskie. Weźmy choćby takich astronautów. Jeśli uznamy, że najważniejsza jest efektywność, od razu dajmy sobie spokój z ludźmi. Przecież maszyny lepiej przypilnują kursu, sprawniej zbiorą dane, a do tego nie potrzebują udogodnień niezbędnych ludziom w kosmosie, żeby mogli się najeść i nie zwariować.
A przecież o odkrywaniu kosmosu można też myśleć inaczej – w ten sposób, że ludzie jednak okazują się niezbędni. Wszyscy lubimy dobre opowieści. A taki łazik może i pozbiera informacje z najwyższej góry na Marsie, ale na pewno nie opowie nam, jak to jest się na nią wspiąć. Zresztą, jeśli odkrywanie kosmosu nie ma być częścią historii ludzkości, to po co w ogóle go odkrywać? Ze społecznego punktu widzenia, zastąpić astronautów maszynami to tak, jak zastąpić Meryl Streep komputerową animacją.
Rada dla niespokojnych rodziców: Chcecie przewidywać przyszłość na rynku pracy? Zamiast śledzić technologiczne nowinki, zerknijcie w przeszłość. Przecież zanim homo sapiens wziął się za rolnictwo, był myśliwym i zbieraczem, a społeczność, w jakiej żył, zaspokajała potrzeby, których dzisiaj nie zaspokaja nic. Rynek pracy w gospodarce socjalnej mógłby ponownie im sprostać.
Oczywiście pod warunkiem, że politycy i biznesmeni zmienią sposób myślenia. Bo dziś, paradoksalnie, ludzie, którzy w pracy mają najbardziej bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, są najczęściej zastępowani przez maszyny. Powiedzmy sobie szczerze – to wybór, a nie żadna ekonomiczna konieczność. W cyfrowej rewolucji nie ma nic, co kazałoby nam przestać cenić ludzi i relacje między nimi.
Zamiast posyłać zyski z automatyzacji do kieszeni paru miliarderów, wykorzystajmy je do przywrócenia lepszych relacji między stworzeniami, które nadal pozostają stadne z natury. Jeśli nam się uda, będziemy mieli kolejną ludzką historię, którą warto opowiedzieć.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org