Prawda i Dobro
9 niezwykłych tradycji świątecznych. Nie zobaczysz tego nigdzie w Europie
24 grudnia 2024
„Po raz pierwszy w historii nauczycielskich protestów nie udało się osiągnąć porozumienia. To, co dzieje się obecnie, jest zupełnie niezrozumiałe” - mówi prezes małopolskiego ZNP
KATARZYNA DOMAGAŁA: W ubiegłą sobotę, po 17 dniach strajku nauczycieli, władze ZNP postanowiły go zawiesić. Sławomir Broniarz w oficjalnym komunikacie poinformował, że zawieszenie to „wejście w nowy etap protestu”. Jakie działania planowane są w związku z „nowym etapem”?
GRAŻYNA RALSKA*: Niestety, po raz pierwszy w historii nauczycielskich strajków zdarzyło się, że nie osiągnęliśmy konsensusu, który z reguły – podczas wcześniejszych strajków – już po kilku dniach był wynegocjowany. Nawet pierwszy strajk nauczycieli, który odbywał się w 1919 r. – i trwał prawie tak samo długo, jak tegoroczny – zakończył się porozumieniem. Tym bardziej to, co dzieje się obecnie, jest zupełnie niezrozumiałe.
Dlaczego przez te 17 dni nie udało się dojść do porozumienia z rządem?
Pierwszy powód: w momencie strategicznym dialogu zostaliśmy osłabieni – Solidarność wyłamała się i podpisała warunki, które zaproponowała władza. Poczuliśmy się nie tylko zawiedzeni, ale przede wszystkim zdradzeni. Protest mógłby przebiegać zupełnie inaczej, gdyby Solidarność nie ustąpiła, choć de facto zrobiła to znacznie wcześniej – 10 stycznia podczas rozmów w Centrum „Dialog” z rządem.
Co się wówczas wydarzyło?
Mieliśmy wtedy doskonałe warunki, by rozmawiać o reformie oświaty z przedstawicielami większości związków zawodowych w Polsce. Jednak minister Zalewska nie wykorzystała tej okazji, a wręcz ją zmarnowała – postawiła warunek, że będzie rozmawiać tylko z czterema przedstawicielami każdego z komitetów.
„Forum” zostało wtedy z nami, nie zgadzając się na propozycję Zalewskiej, natomiast Solidarność nas zdradziła – wszyscy wyszli za minister edukacji. Na szczęście podczas strajku zyskaliśmy wsparcie wielu innych środowisk, m.in. lekarskich, prawniczych oraz ludzi kultury. Poparło nas również Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej, Związek Miast Polskich, Związek Gmin Wiejskich, Unia Metropolii Polskich, a także organizacje nauczycieli z krajów europejskich, które – co było dla nas szczególnie ważne – deklarowały chęć uczestnictwa w proteście.
Jak liczny był strajk według danych ZNP? Czy są one zgodne z tymi, które publikują kuratoria lub ministerstwo?
Według naszych danych ten strajk był najliczniejszy w historii. Jednak liczby, które podają kuratoria czy ministerstwo, są niezgodne z realiami – znacząco zaniżają frekwencję strajkujących szkół i nauczycieli.
W jaki sposób?
ZNP potraktował zespół szkół jako jedną placówkę, mimo że należy do niej kilka różnych typów szkół. Natomiast ministerstwo i kuratorium liczyły każdy typ szkoły jako odrębną placówkę. W efekcie takiego liczenia przez MEN i KO wychodzi na to, że strajkowało 20 proc. szkół, a rzeczywiście było ich ponad 80 proc. Mówimy oczywiście o szkołach prowadzonych przez samorządy. Mogę powiedzieć wprost: dane ministerialne są zatem zmanipulowane.
Jak przedstawiają się finalnie realne dane? Ile procent szkół i nauczycieli strajkowało?
Strajkowało 15,5 tys. placówek oraz 600 tys. nauczycieli i pracowników szkolnych.
Dlaczego każdy rząd na siłę stara się reformować system edukacji, nawet jeśli te zmiany przynoszą szkody?
Władza chce pokazać przez to, że to ona rozdaje karty w szkolnictwie. Nauczyciele i uczniowie są już tym zmęczeni. Przykład? Chociażby likwidacja gimnazjów, której efektem jest chaos w szkołach, a poza tym wysokie koszty reformy dla samorządów czy przystąpienie podwójnego rocznika do szkół.
Każdej ekipie rządzącej wydaje się, że ma złotą receptę na edukację. Natomiast to jest tak wrażliwy obszar, że jakiekolwiek zmiany powinny być przemyślane, rzetelnie opracowane i realizowane w dłuższej perspektywie. Mamy do czynienia z ludźmi młodymi, których nie można traktować przedmiotowo, nie może być żadnej amatorszczyzny.
A kto, pani zdaniem, powinien być odpowiedzialny za reformę edukacji i jak ją realizować, by przyniosła pozytywne efekty?
Z pewnością nie ludzie przypadkowi lub wskazani palcem przez ekipę rządzącą. Proponuję, aby byli to specjaliści w konkretnych dziedzinach, wyłaniani przez niezależne instytucje, np. Instytut Badań Edukacyjnych czy wyższe uczelnie pedagogiczne, i bezwzględnie – aktywni nauczyciele – zarówno szkolni, jak i akademiccy, którzy na co dzień mają kontakt ze szkołą i wiedzą, co należy w niej zmienić. A także rodzice i samorządy – bez nich nie mogą się odbyć żadne reformy.
Co powinno być podstawą do rozpoczęcia reformy?
Badania i analizy naukowe, które pokazałyby, co i w jaki sposób należy zmienić. Najważniejsze, by ludzie, którzy opracowują i planują reformę, byli jak najbliżej szkoły, a nie partii. Niestety, w Polsce bardzo tego brakuje.
Jaki pomysł ZNP ma na organizację reformy i jakie działania podjęliście w tej kwestii?
My nie jesteśmy od organizowania reformy, ale chcemy o tym poważnie rozmawiać. W czerwcu planujemy okrągły stół wraz z „podstolikami” eksperckimi.
Kto będzie przy nim zasiadał?
Nauczyciele praktycy, a także eksperci z różnych dziedzin, m.in. pedagogiki, socjologii, ekonomii czy psychologii oraz przedstawiciele rodziców i samorządów.
Wspomnę tylko, że niedawno została podjęta przez rząd pseudodebata dotycząca reformy edukacji, ale zakończyła się fiaskiem, ponieważ zorganizowano ją wyłącznie po to, aby odfajkować, że się odbyła.
Kiedy można spodziewać się kolejnej, tym razem nastawionej na realne zmiany, debaty z rządem?
Mam nadzieję, że w czerwcu usiądziemy do okrągłego stołu i zaczną działać już koła eksperckie powołane przez ZNP. Ponadto, niemożliwe jest, aby wypracować sensowne rozwiązanie, przykładowo, do września.
Ile zatem potrzeba czasu?
Na pewno co najmniej rok. To musi być dyskusja z namysłem, podparta dowodami i porządnym materiałem eksperckim, a w Polsce mamy ich pod dostatkiem. Trzeba tylko chcieć je wykorzystać. Obawiam się jednej kwestii w tym wszystkim…
Jakiej?
Aby nasze działania ponownie nie zostały upolitycznione przez rząd. Bo związkom oraz nauczycielom nie zależy na rozgrywkach politycznych, ale na stworzeniu nowego systemu dogodnego zarówno dla ucznia, jak i nauczycieli.
No właśnie: stworzyć nowy czy zmieniać stary? Jeden z dziennikarzy Holistic.news napisał kiedyś, że szkołę należy zburzyć i zbudować ją od nowa.
Jakby tego nie nazwać, potrzebne są solidne zmiany. Począwszy od naboru na studia pedagogiczne, zmiany praktyk, trzeba, by uczeń nauczył się myśleć, kojarzyć i działać.
Szkoła nie przygotowuje uczniów do dorosłego życia, wpaja wiedzę i wartości, z których część zupełnie odstaje od czasów współczesnych. Czy zgadza się pani z takimi opiniami?
To gorzka prawda, która wynika z obecnych uregulowań prawnych, podstaw programowych i ograniczonej swobody nauczyciela w doborze treści.
Co konkretnie należałoby zmienić?
Po pierwsze, zmniejszyć biurokrację, która utrudnia sprawną pracę nauczycielom. Po drugie, dostosować podstawę programową do potrzeb i możliwości ucznia – zrezygnować z egzaminów i testów, a także dać szansę uczniowi na własne zdanie, osąd i ocenę; zmniejszyć ilość podręczników, a przede wszystkim zwiększyć swobodę pracy nauczycieli.
W jaki sposób jest ona ograniczana?
Nauczyciele są nieustannie kontrolowani i nadzorowani. Rozlicza się ich z wykonanych obowiązków, wymaga sprawozdań, samoocen itd. W Polsce mamy supernauczycieli, a świadczą o tym m.in. badania OECD – obecnie jesteśmy w pierwszej dziesiątce. Problem w tym, że władza nie zdaje sobie z tego sprawy i nie potrafi o nich zadbać. Gdyby nauczycielom zapewniono odpowiednie środki, mogliby robić szalenie twórcze rzeczy, rozwijać kreatywność swoją i ucznia – po prostu normalnie pracować.
Według mnie stawianie dzieci w takiej sytuacji jest zwyczajnie zbrodnicze ze strony dorosłych. Przecież podstawą pedagogiki jest poznawanie zagadnień od podstaw. Uważam, że świat dorosłych przygotował uczniom edukoszmar, do którego realizacji zmuszani są nauczyciele.
Jaką rolę w tym wszystkim odgrywają dyrektorzy? Jak mogą interweniować, jeśli dzieje się źle?
To bardzo drażliwy temat. Prawda jest taka, że dyrektor zarządza szkołą, ale jednocześnie ma nad sobą zwierzchników i przepisy, które często nie pozwalają mu poprawić sytuacji nauczycieli. Na przykład, jeszcze do niedawna – bo teraz minister Zalewska wycofuje się z tych przepisów – nauczyciel dyplomowany musiał spełniać 141 kryteriów do oceny pracy! Przecież to jest niezwykle krzywdzące!
Tak naprawdę w reformie edukacji przeprowadzanej przez obecny rząd panuje ogromny chaos. Kolejny przykład: najpierw minister Zalewska zabrała nauczycielom dodatek na zagospodarowanie, później go oddała, ale już pomniejszony prawie o połowę. Podobnie jest w przypadku awansu zawodowego. Przy dobrym układzie nauczyciel mógł awansować od stażysty do nauczyciela dyplomowanego w ciągu 10 lat. Minister Zalewska przedłużyła go do 15 lat. Dlaczego? W uzasadnieniu do projektu zmian ustawowych w tym zakresie – m.in. wydłużenia awansu – można znaleźć kwoty, ile ministerstwo na tych zmianach zaoszczędzi do 2022 r. W skali kraju są to miliardy złotych.
Czy Związkowi z obecnym rządem trudniej się dogadać?
To prawda. Z poprzednimi władzami też mieliśmy różne przejścia, ale nigdy nie byliśmy tak bardzo poniżani. W konstruktywnym dialogu najbardziej przeszkadzają arogancja i buta obecnej ekipy rządzącej, a biorą się one z ciągle wysokich sondaży.
Kolejna kwestia to upolitycznieni kuratorzy. Kiedyś – niezależnie od opcji politycznej partii rządzącej – kuratorzy z nami współpracowali, traktowaliśmy się po partnersku i szanowaliśmy się. Dzisiaj nie ma nici porozumienia. Po raz pierwszy spotkałam się z sytuacją, że funkcję kuratora pełni osoba, która absolutnie nie dorasta do pięt swoim poprzednikom. Co więcej, uważam, że jej mocne upolitycznienie wpłynęło destrukcyjnie na cały system edukacji.
Polska oświata ma zatem maksymalnie upolitycznioną minister, a w dodatku upolitycznionych kuratorów. Pytam zatem: w jaki sposób system szkolnictwa ma działać sprawnie? Prawda jest smutna: aktualnie rząd ma pewność, że może przeprowadzić każdą możliwą reformę, jednak – moim zdaniem – to postawa krótkowzroczna.
Czy w związku z obecną sytuacją nauczyciele zamierzają zaostrzyć formę strajku?
Powiem tak: w temacie strajku nie ma zamkniętych scenariuszy. Nieustannie rozmawiamy z nauczycielami, którzy mają coraz ciekawsze propozycje dotyczące przebiegu strajku – we wrześniu mogą zaskoczyć władzę. Mam wrażenie, że są jeszcze bardziej zdeterminowani!
Jak będzie wyglądał strajk przez najbliższe kilka miesięcy? Sławomir Broniarz zachęca do strajku włoskiego.
To nauczyciele zachęcają związek do tego, by praktykować strajk włoski – dostaliśmy już w tej sprawie masę wiadomości. W jego ramach nauczyciele będą realizować tylko obowiązki dotyczące pensum, czyli jednocześnie rezygnować np. z wycieczek czy wykonywania wszelkich dodatkowych czynności. Część nauczycieli już zastosowała się do tej propozycji.
No i zbliża się też – głośno zapowiadany przez premiera – okrągły stół. Jak przygotowujecie się państwo do tego wydarzenia?
Zarówno ZNP, jak i premier, starają się uzyskać patronat prezydenta. Przede wszystkim zależy nam na tym, by dojść do porozumienia w kwestii jak największej ilości postulatów. Następnie wypracować wspólną koncepcję na przyszłość – wyznaczamy konkretny cel na kilka lat i żadna ekipa rządząca nie może tego zmienić. Powinniśmy zdążać do jakiegoś konkretnego modelu. Jednak na zaplanowanie i wprowadzenie takich zmian potrzeba sporo czasu.
Na jakich systemach edukacji – europejskich czy pozaeuropejskich – Polska może się wzorować?
O tym też będziemy dyskutować przy okrągłym stole. Na pewno należy wybrać model, który daje nauczycielom pełną swobodę oraz pozwala budować partnerską relację między nauczycielem i uczniem.
A co jeśli rząd do września nie ustąpi?
Proszę mi wierzyć, że nauczyciele są gotowi stanąć we wrześniu i dalej walczyć o swoje racje. Nie ma nic gorszego dla człowieka, który pracuje uczciwie, często ponad siły, jak być upokarzanym przez władzę. To ludzi boli. Są sfrustrowani i gotowi, by walczyć dalej.
Mówi się, że protest podzielił środowisko. Czy nie obawiają się państwo, że strajk podzieli też społeczeństwo?
Decyzja o przystąpieniu do strajku dla wielu nauczycieli była trudna. Myślę, że te różnice wynikały z tego, że po prostu jedni są mniej odważni, drudzy – bardziej. Jestem jednak daleka od mówienia, że tegoroczny strajk podzielił nauczycieli, wręcz przeciwnie – pokazał ich solidarność.
Zyskaliśmy ogromne poparcie społeczne i to przeróżnych grup. Oczywiście mam świadomość, że wobec tak licznych protestów, które odbijają się na funkcjonowaniu innych osób – głównie uczniów i ich rodziców – budzą się również skrajne odczucia. Wierzę jednak, że większość z nich rozumie, dlaczego to robimy, dlatego zależy nam, by regularnie z nimi dyskutować na temat przebiegu strajku oraz przyszłości polskiej edukacji.
Jakie są szanse na powodzenie strajku na obecną chwilę?
Na ten moment wolę myśleć, że do września uda się osiągnąć konsensus. Pytanie brzmi, czy rząd potraktuje poważnie grupę nauczycieli, czy nadal będzie trwał w uporze. Poprzednia władza nie poszła na kompromis i skończyło się to nieciekawie. Mam nadzieję, że w związku z tym pojawi się jakaś konstruktywna refleksja.
Proszę zauważyć, że początkowo mówiono o nas jako o niewielkiej grupie, zaledwie 700-tysięcznej, której rząd nie musi traktować jako potencjalny elektorat. Weźmy jednak pod uwagę, że nie chodzi tylko o samych nauczycieli – to przecież także ich rodziny, znajomi, środowisko – a to już znacznie większy elektorat.
Media informują, że niektóre samorządy zobligowały się wypłacać wynagrodzenie za okres strajku. Jaka jest podstawa prawna do podjęcia takich działań?
Samorządy mogą wypłacać nauczycielom wynagrodzenia na podstawie ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, ale w innej formie niż wykonywanie obowiązków zapisanych w umowie. Szczegółową wykładnię prawną na ten temat opracował Krzysztof Lisowski współpracujący z ZNP. Skorzystało z niej już wiele samorządów. Zaznaczam jednak, że decyzje są różne. Na ten moment niewiele władz lokalnych zdecydowało się wypłacać wynagrodzenia.
Co zatem udało się wywalczyć przez 17 dni strajku?
Pytała mnie pani o podziały, jednak według mnie bezcenną rzeczą, którą osiągnęliśmy w trakcie strajku, była solidarność nauczycieli. Wierzę, że jeśli ta więź już jest, to nie trzeba dużo, by ludzie znowu zawalczyli o swoje od września. Udało nam się pokazać, że potrafimy się wspierać i jesteśmy silną grupą zawodową.
Ponadto minister Zalewska wycofała się ze wszystkich dotychczasowych negatywnych decyzji, m.in. skróciła okres awansu zawodowego i wprowadziła dodatek wychowawczy w wysokości 300 zł.
W końcu zaczęło się mówić też o edukacji i jej problemach. Muszę przyznać, że w tej kwestii znaczącą rolę odegrały media – choć oczywiście nie wszystkie – regularnie przekazując informacje na temat protestu, ale też prowokując do dyskusji na temat reformy edukacji czy zarobków nauczycieli. To są największe plusy tegorocznego strajku. A jeśli ludzie wsłuchają się w nasze postulaty i je zrozumieją, to będzie nasz kolejny sukces.
Grażyna Ralska – pedagog przedszkolny i wczesnoszkolny. Przez kilkanaście lat pełniła funkcję dyrektora przedszkoli. Obecnie jest dyrektorem Ośrodka Usług Pedagogicznych i Socjalnych ZNP oraz prezesem Okręgu Małopolskiego ZNP, a także członkinią Prezydium Zarządu Głównego ZNP.
Prawda i Dobro
24 grudnia 2024
Zmień tryb na ciemny