Sytuacja w Chile. Państwo, które próbuje „wymyślić się na nowo”

Stan ducha społeczeństwa Chile można opisać jako „tożsamość w procesie”. Sytuacja w tym kraju jest arcyciekawa. To jedyne państwo, które próbowało niejako „wymyślić się na nowo”, sformułować umowę społeczną bazując na odmiennych niż dotychczas wartościach, zawrzeć ją w ustawie zasadniczej – mówi w rozmowie z Wojciechem Harpulą Magdalena Bartczak, dziennikarka i reporterka, autorka książki „Chile południowe. Tysiąc niespokojnych wysp”.

Sytuacja w Chile. Mieszkańcy wyszli na ulicę prostestować

Wojciech Harpula: W październiku 2019 roku podwyżka cen biletów metra w Santiago doprowadziła do antyrządowych protestów. Największych w najnowszej historii Chile. Czy już wtedy pojawił się postulat uchwalenia nowej konstytucji, zmieniającej model funkcjonowania kraju?

Magdalena Bartczak*: Chilijczycy w 2019 roku wyszli na ulice z wielu powodów. Protestowali przeciwko nierównościom społecznym, rosnącym kosztom życia, korupcji władz, dyskryminacji różnych grup społecznych. W gruncie rzeczy był to bunt podważający cały system, stworzony w czasach dyktatury gen. Augusto Pinocheta, który zdobył władzę w wyniku wojskowego zamachu stanu w 1973 roku i rządził do 1990 roku. Bardzo istotnym elementem tego systemu była konstytucja z 1980 roku. Pomimo tego, że w ciągu ostatnich 30 lat była ona wielokrotnie zmieniana, to dla dużej części społeczeństwa stanowi przede wszystkim symboliczne, ale też w pewnym zakresie namacalne dziedzictwo reżimu. Dlatego zmiana konstytucji była jednym z głównych postulatów protestujących. Ten akt miał domknąć trzydziestoletni proces transformacji. Ostatecznie pożegnać czasy dyktatury.

Obywatele Chile chcą zmiany konstytucji

Do konstytucji Chile od 1990 roku wprowadzono aż 58 poprawek. Te zmiany nie były wystarczające?

Usunęły najważniejsze relikty dyktatury w sensie ustrojowym, ale nie zmieniły jej ducha. Konstytucja nadal opisuje państwo i społeczeństwo za pomocą kategorii i pojęć, które na sztandary wzięła junta. Jej charakter jest jaskrawo neoliberalny, akcentuje indywidualne potrzeby jednostek, pomijając w zasadzie elementy wspólnotowe. Zabezpiecza funkcjonowanie wolnorynkowego modelu gospodarczego także w sferze publicznej.

W czasach dyktatury udział sektora prywatnego w zakresie świadczenia usług publicznych, takich jak opieka zdrowotna, ubezpieczenia społeczne czy oświata, stał się zdecydowanie dominujący. W Chile w zasadzie każda sfera życia – z wyjątkiem obszarów związanych z bezpieczeństwem i obronnością – została sprywatyzowana. Za usługi publiczne trzeba płacić, nierzadko posiłkując się kredytami. W minionym trzydziestoleciu w tym wolnorynkowym murze pojawiały się kolejne furtki w postaci na przykład stypendiów dla zdolnych uczniów umożliwiających podjęcie studiów czy rozwiązań umożliwiających korzystanie z opieki zdrowotnej przez osoby gorzej sytuowane, ale system nie został zmieniony.

Elity polityczno-ekonomiczne Chile nadal myślą o państwie i społeczeństwie w duchu konstytucji z 1980 roku. Indywidualizm, konkurencja, niezwykle silna ochrona własności prywatnej, państwo-minimum – te zasady promowała junta. Kolejne rządy po 1990 roku nie chciały bądź nie miały tyle siły, by zasadniczo zmienić podstawy funkcjonowania Chile w wymiarze społeczno-gospodarczym. W wielu grupach społecznych narastała frustracja, co doprowadziło do wybuchu w 2019 roku. Jeżeli motywy protestujących sprowadzić do wspólnego mianownika, to można powiedzieć, że domagali się redefinicji roli państwa. Chcieli „nowego” Chile – bardziej równościowego, wspólnotowego, mniej skostniałego, aktywnego w sferze socjalnej, ostatecznie zrywającego z dziedzictwem dyktatury. Dlatego postulat przyjęcia nowej konstytucji był tak istotny.

Polecamy: Odrębność Rumunii. Od Drakuli do Ceaușescu i współczesności

Sytuacja polityczna w Chile. Mężczyzna jedzie na rowerze na tle kolorowego budynku. Pod budynkiem siedzi kilka osób.
Fot. Ignacio Amenábar / Unsplash

Wybuch społecznego gniewu

Zatem dlaczego nowa konstytucja nie została do dziś uchwalona, a Chilijczycy odrzucili w referendach jej dwa kolejne projekty?

To długa historia, która nawet dla mnie – i zapewne też dla wielu Chilijczyków – w pewnym momencie przestała być zajmująca i zrozumiała. Protesty, które wybuchły w Santiago i rozlały się na całe Chile, w pierwszych miesiącach były masowo popierane przez całe społeczeństwo. To był moment zjednoczenia. Nierzadko na ulicach można było zobaczyć ludzi z różnych klas i grup społecznych idących ramię w ramię. Wkrótce potem, w listopadzie 2019 roku, ówczesny rząd Sebastiana Piñery podpisał porozumienie z partiami opozycyjnymi, które przewidywało przeprowadzenie referendum, w którym Chilijczycy wypowiedzieliby się, czy chcą zmiany konstytucji.

Nadejście pandemii w marcu 2020 r. zastopowało manifestacje, a w październiku tego samego roku mieszkańcy Chile masowo poszli do urn. Aż 78 proc. głosujących opowiedziało się za tym, że należy napisać nową konstytucję. Opracowanie projektu ustawy zasadniczej powierzono Zgromadzeniu Konstytucyjnemu. W maju 2021 roku odbyły się wybory do tego ciała, w których partie prawicowe musiały uznać wyższość lewicowych i niezależnych kandydatów, często niezwiązanych z żadną z sił politycznych. Prace zgromadzenia były bacznie obserwowane. Z czasem zaczęła wybrzmiewać krytyka dotycząca między innymi nierzetelności głosowań czy mniejszych lub większych afer związanych z poszczególnymi członkami konstytuanty. Po ponad rocznej pracy złożono projekt konstytucji. 6 września 2022 roku 62 proc. głosujących w referendum opowiedziało się przeciwko zaproponowanym zmianom. Projekt został odrzucony.

Dlaczego?

Powodów było kilka. Przede wszystkim Chilijczycy jako społeczeństwo nie są radykalni w poglądach. Owszem, wybuch społecznego gniewu przed pięciu laty był radykalny, ale czym innym jest protest przeciwko temu „jak jest”, a czym innym formułowanie prawa, które ma wskazać „jak będzie”. Dla większości społeczeństwa projekt konstytucji okazał się zbyt lewicowy, zbyt progresywny.

Polecamy: HOLISTIC NEWS: Czy podróże mogą zapobiegać wojnom? | Elżbieta i Andrzej Lisowscy | #PoLudzku

Sytuacja polityczna Chile wciąż się zmienia. Do akcji wkracza prawica

A faktycznie taki był?

Nie był radykalny, ale zawierał kilka kontrowersyjnych artykułów. Największe zastrzeżenia budził zapis, zgodnie z którym Chile miało przyjąć status państwa wielonarodowego, co gwarantowało specjalne prawa zamieszkującym je grupom etnicznym. Autonomia miała dotyczyć na przykład sądownictwa, nadania ich językom lokalnego statusu urzędowego czy prawa własności do surowców naturalnych znajdujących się na ich ziemiach. Z kolei Kościoły katolicki i ewangelicki gwałtownie zareagowały na zapisy dotyczące równości płci, poszanowania praw mniejszości seksualnych i legalizację aborcji. Przeciwko projektowi konstytucji środowiska związane z prawicą rozkręciły bardzo intensywną kampanię. Pojawiały się hasła o powrocie komunizmu i nowej Wenezueli. Oskarżenia o chęć odbierania prywatnych domów czy ziemi i przekazywania ich imigrantom. Proaborcyjne hasła i postulaty edukacji seksualnej utożsamiano z zamachem na wiarę w Boga i tradycyjny model rodziny.

Inna sprawa, że projekt miał obiektywne słabości. Liczył prawie 200 stron, niektóre artykuły były niezwykle szczegółowe, inne – bardzo ogólne, niejasne interpretacyjnie. Na to wszystko nałożył się trudny czas pandemii i pojawiających się oznak kryzysu gospodarczego. Atmosfera niepewności nie sprzyjała odważnym krokom. Stąd taki, a nie inny wynik referendum. Jednak niedługo później znów przystąpiono do pracy. Ponownie wybrano zgromadzenie konstytucyjne. Tym razem zostało zdominowane przez polityków prawicowych, czy wręcz skrajnie prawicowych. Wahadło wychyliło się w drugą stronę.

Może Cię także zainteresować: Kryzys w Sudanie. Nikt nie przyjdzie Sudańczykom z pomocą

Błędne koło i zaprzepaszczona nadzieja

Dlaczego w ciągu nieco ponad roku zaszła taka zmiana?

Wielu chilijskich analityków nie jest w stanie tego wytłumaczyć. Zadziałało zapewne kilka czynników: rozczarowanie poprzednim projektem, obawy związane z rosnącą liczbą emigrantów, zwłaszcza z Wenezueli, rosnąca przestępczość. Prawica potrafiła wykorzystać te wątki i zdominować zgromadzenie. Powstał projekt zdecydowanie krótszy niż poprzedni, liczący ok. 60 stron, ale dla bardzo wielu osób był on absolutnie nie do przyjęcia, gdyż nie tylko utrwalał neoliberalny, konserwatywny system, ale w niektórych elementach nawet go zaostrzał. W referendum, które odbyło się 17 grudnia 2023 roku, 55 proc. społeczeństwa zagłosowało przeciwko niemu. Oznaczało to porażkę zarówno lewicy, jak i prawicy, bo projekty przygotowane przez te obozy polityczne nie zyskały akceptacji społecznej.

Kolejnego otwarcia procesu konstytucyjnego na razie nie będzie. Wkrótce po tym, jak podano oficjalne wyniki plebiscytu, prezydent Gabriel Boric ogłosił, że Chile zachowa obecną konstytucję, bo obie próby przygotowania i przyjęcia nowej ustawy zasadniczej nie zdołały przekonać i zjednoczyć obywateli. Podkreślił, że kolejne głosowania doprowadziły do polaryzacji społeczeństwa, a referenda miały przynieść nadzieję, ale zamiast tego wywołały frustrację. Miał bardzo dużo racji. W Chile dominuje nastrój rozczarowania i zmęczenia oraz poczucie zmarnowanych lat i pieniędzy. Z entuzjazmu, który towarzyszył protestom z 2019 roku i był też wyczuwalny na początku procesu konstytucyjnego, nie zostało w zasadzie nic.

Czytaj również: Problemy Belgii. Kraj Flamandów i Walonów na rozdrożu

Sytuacja polityczna w Chile. Na zdjęciu ludzie na ulicach miasta w Chile. Być może jest to demonstracja, niektórzy trzymają flagi
Fot. Ignacio Amenábar / Unsplash

Sytuacja polityczna i społeczna w Chile. Głębokie podziały

Czy podczas prób uchwalenia nowej konstytucji zawiodła klasa polityczna, czy też społeczeństwo jest tak zróżnicowane i podzielone, że niemożliwe było zaproponowanie akceptowalnego dla większości projektu?

Na fiasko procesu konstytucyjnego złożyły się oba te czynniki. Socjologowie chilijscy podkreślają, że nie udało się dokonać transformacji energii rewolucyjnej w język prawa kształtującego instytucje i sposób ich funkcjonowania. A za to odpowiedzialne powinny być przede wszystkim partie polityczne, bo to one w systemach demokratycznych mają za zadanie odczytywać i realizować postulaty społeczne, przekuwać je w konkretne rozwiązania legislacyjne. W tym aspekcie zawiodły. Duża część społeczeństwa nie czuła się odpowiednio reprezentowana w procesie konstytucyjnym lub uznała, że finalne projekty nie odpowiadają ich poglądom.

Politykom zadania z pewnością nie ułatwiał fakt, że społeczeństwo chilijskie jest mocno podzielone, choćby w ocenie okresu rządów junty. Dobitnie dało to o sobie znać podczas ubiegłorocznych obchodów 50. rocznicy zamachu gen. Pinocheta. Bardzo wielu Chilijczyków do tych wydarzeń nadal przywiązuję dużą wagę. Są tacy, dla których to najbardziej mroczny okres w historii Chile. Jednak rośnie też grupa osób, które uznają, że reżim miał liczne wady, ale i niezaprzeczalne sukcesy na koncie.

Odsetek osób, które oceniają zamach stanu i jego następstwa pozytywnie, jest większy niż 20 lat temu. A ocena przeszłości i systemu wprowadzonego przez juntę mniej lub bardziej wprost przekłada się na bieżące diagnozy i oceny oraz na wybór kierunku, w jakim powinien podążać kraj. Chile jest dziś krajem dwóch osobnych pamięci i tożsamości. Obiektywnie trudno zatem było opracować dokument, który będzie akceptowalny dla zdecydowanej większości obywateli.

Może Cię także zainteresować: Stare, skrajne idee wracają do życia? Jak zmienia się kraj za Odrą

Sytuacja polityczna w Chile. Na zdjęciu Magdalena Bartczak
Magdalena Bartczak Fot. arch. prywatne

„Tożsamość w procesie”. Kraj, który chce „wymyślić się na nowo”

Sądzi pani, że stanie się to możliwe w przyszłości?

Stan ducha społeczeństwa Chile można opisać jako „tożsamość w procesie”. Sytuacja w tym kraju jest arcyciekawa. To jedyne państwo, które próbowało niejako „wymyślić się na nowo”. Sformułować umowę społeczną bazując na odmiennych niż dotychczas wartościach, zawrzeć ją w ustawie zasadniczej. Pierwsze podejście okazało się nieudane. Można zastanawiać się, czy powiodłoby się w jakimkolwiek innym kraju na świecie. Debata publiczna w czasach mediów społecznościowych jest obecnie bardzo trudna. Rządzą nią emocje i uproszczone, często zmanipulowane przekazy. W takich warunkach niezwykle trudno o rzeczową dyskusję, kompromisy i cierpliwe uzgadnianie stanowisk. Często niemożliwy jest nawet zwykły dialog obu stron politycznego czy światopoglądowego sporu. To nie jest tylko chilijska przypadłość. Czas pokaże, czy w przyszłości stanie się możliwy.


*Magdalena Bartczak – dziennikarka i reporterka, z wykształcenia polonistka i filmoznawczyni. Korespondentka z Ameryki Południowej, głównie z Chile, gdzie przez sześć lat mieszkała. Autorka książki reporterskiej Chile południowe. Tysiąc niespokojnych wysp.

Polecamy: Kryzys gospodarczy na Kubie. Rewolucja zjada własny ogon

Opublikowano przez

Wojciech Harpula

Autor


Dziennikarz, redaktor, menedżer mediów. Były redaktor naczelny „Gazety Krakowskiej” i „Kuriera Lubelskiego”, laureat Nagrody im. Macieja Szumowskiego za reportaż prasowy. Współautor i autor książek reporterskich i popularnonaukowych.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.