Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Odkrycia neurobiologów potwierdzają znaczenie emocji w kontekście skuteczności uczenia się. Małe dzieci korzystają z tego w sposób naturalny, dzięki czemu potrafią „same” przyswoić podstawy czytania, języka obcego czy matematyki. W przypadku uczniów, zwłaszcza nastolatków, warto dbać o umiejętne zarządzanie emocjami poprzez właściwe stymulowanie i dostarczanie bodźców. W rezultacie można stworzyć radosną szkołę, której kluczowym elementem będzie nie tyle śmiech, ile przyjemność doświadczania procesu uczenia się oraz rozwoju.
Przeciętna szkoła w życiu uczęszczających do niej wychowanków funkcjonuje na ogół jako przestrzeń dostarczania, utrwalania i weryfikowania wyznaczonych odgórnie porcji wiedzy oraz doświadczeń. Uczniowie rzadko znajdują w tej instytucji odpowiedź na pytanie, dlaczego muszą robić to, co robią, a tym bardziej nie postrzegają swoich obowiązków jako atrakcyjnych i wartych zachodu. Szkoda, bo uczenie się dla wielu z nich jest naprawdę fascynujące. Pod warunkiem, że pracują nad tym, czym się rzeczywiście interesują.
Kiedy widzisz dziecko rozentuzjazmowane, szczęśliwe, zachwycone sobą i tym, co aktualnie robi, myślisz sobie – nic nie rozumie, zdziwi się, kiedy dorośnie i zobaczy, że wszystko w zasadzie jest do niczego. To fakt, że dziecko na ogół nie zna wielu realiów życia. Albo przynajmniej ucieka od świadomości tego rodzaju. W zamian potrafi cieszyć się bez powodu, ciągle czymś się zajmować i domagać ze wszystkich sił tego, czego w danym momencie najbardziej pragnie.
Dorośli z kolei szukają z reguły tego, co już znają. Rzeczy nowe wielu z nas wręcz niepokoją. Chyba że chodzi o coś, czego akurat szukamy – nową sukienkę, dom, w którym chcielibyśmy zamieszkać, czy zabytek, który zdecydowaliśmy się odwiedzić podczas wycieczki. Z reguły jednak skupiamy się na tym, co już znamy, co potrafimy sobie wyobrazić lub tym, co odpowiednio się nam kojarzy. Dziecko dostrzega rzeczy, które mogą je zafascynować, bo są zupełnie inne niż te, z którymi spotyka się na co dzień. Niezwykle kolorowe, w nietypowym kształcie, śmiesznie za duże albo przeciwnie – niedorzecznie małe.
Gerald Hüther, niemiecki neurobiolog, autor napisanej wspólnie z Uli Hauser książki zatytułowanej Wszystkie dzieci są zdolne, zwraca uwagę na to, że małe dzieci osiągają stan maksymalnego zachwycenia od 20 do 50 razy dziennie. W ich mózgu dochodzi wówczas do aktywacji ośrodków odpowiedzialnych za emocje. Komórki nerwowe uwalniają całą mieszankę neuroplastycznych substancji semiochemicznych, które prowadzą do wzmożonej produkcji białek wykorzystywanych do tworzenia nowych połączeń międzyneuronowych. To właśnie mózg sprawia, że dziecko nie tylko bardzo ekscytuje się tym, co robi, ale też szybko się uczy. Każdy mały przypływ zachwytu prowadzi do stymulacji, swego rodzaju autodopingu.
Mózg jest naszym najlepszym nauczycielem – zwłaszcza w przypadku małych dzieci. Decydujący jest tutaj układ motywacji, który sprawia, że w momencie osiągnięcia sukcesu uwalnia się dopamina, a ta powoduje wytrysk endogennych opioidów wywołujących uczucie szczęścia. Co więcej, mózg rozwija się w zależności od tego, co i w jaki sposób stymuluje jego zachwyt. Zwłaszcza mózg pokoleń mozolnie wkraczających w dorosłość.
Manfred Spitzer, w książce Jak uczy się mózg, opisuje podstawy tego procesu:
Przyrost wielkości mózgu po narodzinach zachodzi przede wszystkim w związku z dojrzewaniem włókien nerwowych, których grubienie zapewnia lepszą izolację i związane z tym szybsze przewodzenie pobudzania. Dzięki temu wraz z rozwojem mózgu po narodzinach zwiększa się jego efektywność. To z kolei oznacza, że mózg równocześnie się uczy i rozwija, a z tego także wynikają znaczące konsekwencje. To, że większość dzieci mimo wszystko znosi dzieciństwo wraz z wychowaniem i szkołą, można przypisać ich niesamowitej wytrzymałości. Po prostu same sobie wyszukują to, czego akurat są w stanie się nauczyć. Ich rozwijający się mózg jest wbudowanym nauczycielem.
Dzieci, uczniowie, a nawet nastolatkowie muszą jednak mieć możliwość testowania, doświadczania, nabywania i udoskonalania nowych kompetencji. Dzielenia się nimi z innymi i wykorzystywania do rozwiązywania kolejnych zadań albo wyzwań.
Polecamy: Idole z ekranu smartfona. Tajemniczy fenomen, którego boją się dorośli
Dzieci lubią się uczyć. Doświadczać, próbować, eksperymentować. W przeciwieństwie do dorosłych skupiają się na poszukiwaniu rzeczy nowych, które inspirują do samodzielnego dociekania i interpretowania. Wolą zaufać, niż unikać nowego. Jednocześnie zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebują wsparcia od innych. W końcu w ten sposób przecież się uczą. Oczekiwanie rozwoju to również nieograniczona otwartość na testowanie rzeczy nowych. Bo przecież jeśli nie dotknę, nie poliżę, nie spróbuję, to skąd będę wiedzieć?
Dzieci czasami dziwią się, że ktoś ma inny kolor skóry niż one, że mówi w jakimś dziwnym języku, że brakuje mu ręki lub nogi. Ważne, że z reguły jest to zdziwienie powiązane nie z oceną, ale z zainteresowaniem. Myślą, że być może to jest rodzaj zabawy czy coś chwilowego. Tym bardziej – zdaniem dzieci – warto przekonać się, na czym ta niezwyczajność polega. Oczywiście wiele z nich boi się na przykład pająków czy dzikich zwierząt. Z reguły dlatego, że ktoś im powiedział, że to coś okropnego czy niebezpiecznego. Kiedy jednak spotykają po raz pierwszy skorpiona, nie kojarzy im się to z niczym niebezpiecznym czy podejrzanym. Chętnie wzięłyby go do ręki, żeby się mu przyjrzeć. Przecież to takie fascynujące!
Zaufanie również wiąże się z gotowością na doświadczanie rzeczy nowych, która w szczególny sposób wzrasta w momencie, kiedy dzieci czy nastolatki doświadczają czegoś w grupie rówieśniczej. Potwierdził to eksperyment, który w pierwszej dekadzie XXI wieku przeprowadził Laurence Steinberg – psycholog, profesor na Temple University w Filadelfii. Badanie zakładało testowanie specjalnie stworzonej gry samochodowej. Uczestnicy grali dwa razy: raz samotnie, a drugi raz z kolegami w tym samym wieku.
Okazało się, że grając samotnie, gracze podejmowali mniej więcej tyle samo ryzykownych decyzji, natomiast w obecności kolegów – trzy razy więcej. W grupie osób dorosłych obecność innych nie miała wpływu na podejmowanie ryzyka. Skłonność do angażowania się w niekiedy ekstremalne doświadczenia jest typowa dla dzieci oraz młodzieży. Co więcej, możliwość spełnienia się w tym ekstremum to kolejny powód do zadowolenia i szczęścia. Dorośli tego nie rozumieją. Nastolatki próbują rzeczy, które bywają dla nich nieciekawe w skutkach.
Dzięki zaangażowaniu emocjonalnemu uczeń potrafi całym sobą oddać się temu, co właśnie robi. Radość, jaka towarzyszy pracy, którą chce wykonać, wiąże się między innymi z wizualizacją zakładanego efektu. Widzi, czuje, niemal smakuje to, co zamierza osiągnąć. Przypomnijmy sobie malucha budującego zamek z piasku na plaży. W żaden sposób nie jesteśmy mu w stanie wytłumaczyć, że jego dzieło na pewno nie przetrwa nocy. Ba, że może zostać zniszczone, zanim zdecydujemy się wrócić do domu. Dla dziecka to nieistotne. Ono swój obiekt buduje na wieki. Co więcej, w proces tworzenia wkłada wszystkie wspomnienia, wiedzę, a nawet wyobrażenia dotyczące kształtu oraz historii związanych ze starożytnymi budowlami. To nie tylko kwestia konstrukcji. To gęsta od zdarzeń i emocji narracja o świecie rycerzy, zmagań wojsk na polu bitwy i czasów, w których każdy mógł zostać bohaterem – jakim po części czuje się zapewne w danym momencie również nasz mały budowniczy.
Z czasem wznoszenie zamku mogą zastąpić gry zespołowe. Wspólna rywalizacja bądź współpraca w sieci. Wiele emocji, choć wciąż nie jest to praktyka powszechna, wywołuje również grupowe działanie w ramach proponowanych przez szkołę projektów. Podobnie jak udział w akcjach organizowanych przez rozmaite organizacje pozarządowe. Niestety, emocje tego typu pojawiają się również na skutek sytuacji inspirowanych przez rozmaitych patosreamerów czy negatywnych celebrytów.
Mózgi każdego z nas chętnie reagują, a w konsekwencji budują, rozwijają oraz wzmacniają ślad pamięciowy w trakcie intensywnego pobudzenia emocjonalnego. Dzieje się tak dlatego, że nasz mózg dużo chętniej odtwarza to, czym jest bodźcowany, gdy stymulacji towarzyszy stan pobudzenia. Kiedy zdobywamy wiedzę z własnej nieprzymuszonej woli, a informacje, które trafiają do nas w trakcie lektury bądź odsłuchu, rzeczywiście nas interesują, przyswajamy je dużo szybciej i z nieporównywalnie większą skutecznością.
Manfred Spitzer zjawisko to wykazał, badając między innymi związki uczenia się oraz odczuwania przyjemności i zadowolenia. Zauważył, że w obu przypadkach kluczową rolę odgrywa ta sama część mózgu – jądro półleżące (łac. nucleus accumbens). Natura sama zadbała, żeby uczenie się było przyjemne. Gdy zapamiętujemy nowe informacje i uczymy się korzystać z nowych umiejętności, to poziom naszego szczęścia znacząco się zwiększa. Warto więc zadbać o to, aby nauka i przyswajanie wiedzy przez naszych podopiecznych od najmłodszych lat wiązały się z przyjemnością i nie kojarzyły negatywnie.
Dzieci lubią decydować o świecie, w którym żyją. Samodzielnie budować standardy własnego stylu. To, w jaki sposób będą się ubierać, jak będą mówić oraz to, czym będą się zajmować. Tworzą wszystko w zgodzie z samymi sobą. Dbają jedynie o to, by im to pasowało, było ich zdaniem ładne i sprzyjało ich dobremu samopoczuciu. Nie martwią się na zapas i nie szukają potwierdzenia u innych. Wystarczy, że według ich samych mają rację i to im wystarcza. Jeśli ktoś tego nie rozumie, chętnie próbują mu to wytłumaczyć. Gerald Hüther przytacza w tym kontekście postacie wielkich twórców:
Salvador Dali całymi dniami rysował, a Pablo Picasso za nic w świecie nie chciał się uczyć matematyki. Geniusze w dzieciństwie malowali, zgłębiali otaczający świat, marzyli. Zaskakiwali przy tym rodziców, wychowawców i nauczycieli wytrwałością, kompetencjami i efektami swoich działań. Wykazywali się silnym charakterem, byli konsekwentni, kreatywni i z uporem dążyli do celu, potrafili tak długo roztrząsać raz postawione pytanie, aż znaleźli odpowiedź. Byli po prostu sobą i starali się sprostać tylko tym wymaganiom, które sami sobie stawiali – i nigdy nie schodzili poniżej poziomu ustawionej przez siebie poprzeczki.
Byli po prostu szczęśliwi. I bez wątpienia uczyli się więcej i szybciej niż niejeden kujon skupiony na zapamiętywaniu tego, co kazał mu nauczyciel.
Dowiedz się więcej:
Źródła
InBrief: The Science of Early Childhood Development, 2007, Center of Develping Child [online].
G. Hüther, U. Hauser, Wszystkie dzieci są zdolne. Jak marnujemy wrodzone talenty, tłum. A. Lipiński, Gdańsk 2022.
E. Borgosz, Mózg a uczenie – poradnik dla rodzica, Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS [online].
M. Spitzer, Jak uczy się mózg, tłum. M. Guzowska-Dąbrowska, red. nauk. wyd. pol. M. Jagodzińska, Warszawa 2008.
Polecamy: W szkole nie chodzi o budowę pantofelka