Humanizm
Hulaj dusza, piekła nie ma. Zetki, influencerzy i pieniądze
16 listopada 2024
Pierwsze skojarzenie ze szkołą to obowiązek. Istnieją jednak także placówki demokratyczne oferujące uczniom znacznie większy poziom samodzielności niż tradycyjne szkoły. Przykładem jest założona w 2003 r. Brooklyn Free School Na przełomie lat 60. i 70. w Stanach Zjednoczonych powstał ruch wolnej szkoły (ang. free school movement) postulujący wprowadzenie alternatywnej formy edukacji. Jej kamieniem węgielnym była filozofia bezpośredniego zaangażowania demokratycznego i braku przymusu. W ten […]
Na przełomie lat 60. i 70. w Stanach Zjednoczonych powstał ruch wolnej szkoły (ang. free school movement) postulujący wprowadzenie alternatywnej formy edukacji. Jej kamieniem węgielnym była filozofia bezpośredniego zaangażowania demokratycznego i braku przymusu. W ten nurt wpisuje się Brooklyn Free School założona przez rodziców i nauczycieli wierzących, że uczniowie są w stanie sami pokierować swoim rozwojem.
Brooklyn Free School to instytucja prywatna. Nauka nie jest tania – roczne czesne wynosi 30 tys. dolarów, dlatego też w szkole uczą się dzieci wywodzące się głównie z klasy średniej. Placówka działa na zasadzie demokracji bezpośredniej, gdzie głos nauczycieli, rodziców i uczniów ma taką samą wagę. W każda środę odbywa się zebranie poświęcone sprawom bieżącym, istnieje także możliwość zwołania spotkania z udziałem całego szkolnego gremium.
W szkole nie ma sztywnego planu lekcji ani systemu ocen. Wyznacznikiem podziału na klasy nie są roczniki, ale kilkuletnie przedziały. Na jednego nauczyciela przypada 11 uczniów, a zajęcia odbywają się w formie konwersatoriów, praktyk, eksperymentów i badań. Nacisk jest kładziony raczej na rozumienie świata niż wiedzę o nim.
„Każde dziecko jest odpowiednio zmotywowane do nauki. Wierzymy, że jeśli pozwolimy dzieciom dążyć do rozwoju pasji i realizacji marzeń, nauczą się, jak się uczyć” – mówił Alan Berger, jeden z założycieli oraz pierwszy dyrektor szkoły.
Realia nauki w Brooklyn Free School to wizja edukacji całkowicie różna od systemu znanego choćby z Polski. Brak ocen, zadań domowych i testów, a nawet obowiązku pojawiania się na lekcjach wynika z przekonania założycieli placówki, że dzieci powinny poznawać świat samodzielnie, w swoim własnym tempie i według własnej wizji.
„W zasadzie możesz robić cokolwiek i kiedykolwiek. To jest fajne podejście, bo w zwykłej szkole zdarza się nieraz, że czasem nawet nie możesz iść na przerwę, gdy tego potrzebujesz” – podkreśla Sophia, uczennica BFS. „A tutaj, jeśli masz potrzebę poczytać albo przeznaczyć trochę czasu na zabawę, możesz to zrobić bez żadnego problemu” – dodaje.
Krytycy szkoły twierdzą jednak, że większość dzieci nie jest na tyle samodzielna bądź pewna swoich wyborów, by decydować, czego i jak się uczyć. Przy rekrutacji na poziomie 80 uczniów rocznie Brooklyn Free School pozostaje placówką dość elitarną, choć barierą dla wielu chętnych pozostaje wysokość czesnego.
Źródła: Brooklynfreeschool.org, CBS News, Voice of America