Nauka
Niemowlę przeszło do historii medycyny. Wszystko przez jeden gen
06 czerwca 2025
Przez dekady historie o niezidentyfikowanych obiektach latających – popularnie zwanych UFO i UAP – były domeną entuzjastów, twórców science-fiction i tabloidów. Coś się jednak zmieniło. Amerykańskie państwo, od Kongresu po Pentagon, zaczęło traktować doniesienia pilotów i świadków z niespotykaną powagą. W czerwcu 2021 roku opublikowano raport, który miał rzucić światło na to, co od lat krąży w powietrzu – dosłownie i w przenośni. Czy to tylko naukowe zagadki, które wciąż czekają na wyjaśnienie?
Tajemnice nieba od dekad rozpalały wyobraźnię — fascynowały naukowców, miłośników fantastyki, wojskowych i rządy największych państw. Przez lata mówiło się o UFO, czyli niezidentyfikowanych obiektach latających, jednak termin ten zyskał zbyt sensacyjny wydźwięk. Dlatego dziś częściej używa się określenia UAP – niezidentyfikowane zjawiska powietrzne (Unidentified Aerial Phenomena). Lepiej oddaje naukowy dystans i szerszy kontekst obserwacji. Obecnie oficjalne stanowisko rządu Stanów Zjednoczonych w sprawie tajemnic UFO i UAP koncentruje się na systematycznym badaniu tych zjawisk z perspektywy bezpieczeństwa narodowego.
21 stycznia 1959 roku. Gdynia. Jest wczesny, zimowy ranek, około godziny piątej. Wciąż jeszcze nie świta. W porcie pracują dokerzy, uwijają się pracownicy magazynów, na statkach nie brakuje marynarzy. Na ciemnym niebie nagle pojawia się niewielki punkt. Zbliża się z każdą sekundą, mieniąc się kolorami. Na finiszu płonie czerwienią i wpada z impetem, oraz metalicznym hukiem do gdyńskiego basenu nr IV przy nabrzeżu. Zjawisko obserwują wszyscy w pobliżu. Wśród nich jest doker, Jan Blok pracujący na drobnicowcu PLO Jarosław Dąbrowski. „Miałem wrażenie, że leci prosto na nas” – opowie kilka godzin później.
Sprawą szybko interesują się media, naukowcy, wywiady obcych służb, SB, a także pasjonaci zjawisk paranormalnych. Rewelacje opisuje między innymi Dziennik Bałtycki przytaczając wspomnienia innego świadka, mieszkańca Orłowa: „Stwierdza on, że widział ognistą kulę większą niż Księżyc w pełni, która w świetlistej aureoli przesuwała się nisko nad ziemią w stronę Gdyni. Przelot zakończył się upadkiem przedmiotu do basenu portowego w odległości ok. 30 m od nabrzeża. Zetknięciu z powierzchnią basenu towarzyszyło zjawisko żarzenia przedmiotu i bulgot wrzącej wody”.
Finalnie, do dziś nie wyjaśniono tej sprawy. Namnożyło się za to koncepcji, poszlak i teorii spiskowych. Od upadającego meteorytu, przez amerykańskiego satelitę Score nadającego sygnał radiowy z orbity okołoziemskiej i chaotycznie wracającego na ziemię, aż po awarię statku kosmicznego.
Przeczytaj również: Nie ma już UFO, ale jest UAP. Skąd ta zmiana i co oznacza?
Najsławniejszą w Polsce historią z niezidentyfikowanym obiektem latającym w tle pozostaje jednak sprawa z Emilcina, wsi na Lubelszczyźnie leżącej w powiecie Opole Lubelskie. 10 maja 1978 roku tamtejszy rolnik, Jan Wolski, wracał do domu. Jechał wozem zaprzęgniętym w konia z sąsiedniej miejscowości, Dąbrowy Puścińskiej. Na polanie otoczonej ścianą drzew jego oczom ukazać miał się srebrzysty pojazd unoszący się 4-5 metrów nad powierzchnią ziemi. Z jego relacji wynika, że wyszły mu na spotkanie humanoidalne istoty. Niższe od niego, o oliwkowych twarzach, skośnych oczach i wystających kościach policzkowych. Po chwili wskoczyły na jego wóz; „Rozmawiali. Bardzo drobnym głosem, którego ja nie znam. Nic z tego nie rozumiałem, zauważyłem za to jakiś samochód w powietrzu” – relacjonował Wolski, którego wypowiedzi uwieczniono na nagraniach.
Sprawa z Emilcina do dziś rozgrzewa umysły pasjonatów zjawisk paranormalnych. Na temat zdarzenia napisano kilka książek, przeprowadzono badania, a o rewelacjach rolnika rozpisywała się prasa na całym świecie. W miejscu rzekomego spotkania trzeciego stopnia Fundacja Nautilus ufundowała pomnik. „Prawda nas jeszcze zadziwi” – głosi inskrypcja. Najwięcej poszukiwaczy tych prawd o tajemnicach UFO i UAP jest jednak nie w Polsce, a w USA.
W Stanach Zjednoczonych przez dekady dywagowano o istnieniu przybyszów z kosmosu i ich pojazdach, niezidentyfikowanych obiektach fruwających. Roswell dał początek wielu świadectwom i doniesieniom. Nie tylko ludzi mało wiarygodnych, wśród nich byli też szanowani mundurowi.
Amerykańska armia na poważnie wzięła się za badanie tych zjawisk w 1948 roku. Chodzi o tzw. incydent Chilesa-Whitteda. Clarence S. Chiles i John B. Whitted byli pilotami samolotu pasażerskiego lecącego z Houston do Alabamy. Około 2.45 w nocy obaj zauważyli matowo-czerwony obiekt, który wstępnie uznali za nowy odrzutowiec amerykańskiej armii. Potem zdali sobie sprawę, że to, co widzą, było „bezskrzydłym, około trzydziestometrowym obiektem o kształcie torpedy, lub cygara”, który „wzniósł się z potężnym wybuchem płomieni z tyłu i wleciał w chmury”. Zjawisko dostrzegł też pasażer, C.L. McKelvie, który opisał ją jako „smugę światła”.
Jeszcze kilkanaście lat temu zgłoszenie UFO przez pilota wojskowego mogło zakończyć jego karierę – w najlepszym razie narażając go na kpiny kolegów. Jednak w ostatnich latach coś pękło. W 2017 roku The New York Times ujawnił istnienie tajnego programu Pentagonu – Advanced Aerospace Threat Identification Program (AATIP) – który od 2007 roku badał spotkania z niezidentyfikowanymi obiektami. Program, zainicjowany przez senatora Harry’ego Reida, kosztował 22 miliony dolarów. Analizował relacje pilotów marynarki wojennej, którzy meldowali o obiektach poruszających się z prędkościami i manewrami wykraczającymi poza znane technologie.
Przykładem jest incydent z 2004 roku, gdy dowódca David Fravor, pilot F/A-18 Hornet z grupy uderzeniowej USS Nimitz, zauważył biały, owalny obiekt przypominający „Tic Tac” – popularną miętówkę. „Nie miał skrzydeł, wirników ani widocznego napędu, a poruszał się w sposób, którego nie potrafimy wyjaśnić” – wspominał później w rozmowie z CBS. Obiekt, śledzony przez radar i widziany przez czterech świadków, zszedł z 24 tysięcy metrów na poziom morza w ułamku sekundy, by potem zawisnąć nieruchomo. To nie jedyny przypadek. W latach 2014-2015 piloci z USS Theodore Roosevelt meldowali o podobnych spotkaniach, nagrywając filmy Gimbal i GoFast, które później Pentagon oficjalnie odtajnił.
Warto przeczytać: Nadciąga potężna burza słoneczna. NASA ostrzega przed blackoutem
Presja społeczna i kolejne relacje skłoniły Kongres do działania. W grudniu 2020 roku, w ramach pakietu pomocowego na COVID-19, senator Marco Rubio wymógł na służbach wywiadowczych przygotowanie raportu o tzw. niezidentyfikowanych zjawiskach powietrznych. ( termin, którym rząd zastąpił „UFO”, by uniknąć sensacyjnego wydźwięku).
Efekt? W czerwcu 2021 roku Biuro Dyrektora Wywiadu Narodowego opublikowało liczący dziewięć stron dokument, analizujący 144 incydenty zgłoszone przez wojsko od 2004 roku. Wynik był zaskakujący w swojej niejednoznaczności: tylko jeden przypadek wyjaśniono (spadający balon), pozostałe 143 pozostały zagadką. „Nie mamy dowodów na pozaziemskie pochodzenie, ale też tego nie wykluczamy” – stwierdzili autorzy.
Badając tajemnice UFO i UAP Pentagon nie poprzestał na raporcie. W 2022 roku powołano All-Domain Anomaly Resolution Office (AARO), które do listopada 2024 roku zebrało już 757 nowych zgłoszeń UAP. Jon Kosloski, szef AARO, podkreśla: „Nie znaleźliśmy dowodów na obcych, ale mamy przypadki, których nie rozumiem – i nikt inny też nie”.
Wśród nich jest relacja pilota komercyjnego z 2023 roku, który nad Atlantykiem niemal zderzył się z „cylindrycznym obiektem”. Sprawa wciąż jest badana, podobnie jak incydenty, w których wojskowi piloci meldowali o „śledzeniu” przez nieznane obiekty.
Amerykański senator Marco Rubio od lat aktywnie angażuje się w tematykę niezidentyfikowanych zjawisk powietrznych (UAP), znanych wcześniej jako UFO. Jako wiceprzewodniczący Senackiej Komisji Wywiadu, Rubio wielokrotnie podkreślał potrzebę poważnego traktowania tych zjawisk, zwłaszcza w kontekście bezpieczeństwa narodowego. Dzięki jego staraniom temat tajemnic UFO i UAP zyskał na znaczeniu w debatach publicznych i politycznych. Prowadząc tym samym do większej przejrzystości i zaangażowania rządu USA w badanie tych zjawisk.
Rubio, dziś Sekretarz Stanu w administracji Donalda Trumpa przekonuje, że „Wysocy rangą urzędnicy USA mają wiedzę z pierwszej ręki w temacie tajnego programu Pentagonu. W jego ramach poszukiwano i wydobywano rozbite niezidentyfikowane obiekty latające”. Naprzeciw tej narracji wyszła świeża relacja emerytowanego pilota, Jake’a Barbera, który przekazał w styczniu tego roku, że będąc na służbie miał za zadanie zbierać dane na temat technologii wykorzystywanych przez UFO. Wszystko w tajnym programie wojskowym. Wszystko po to, by nauczyć się tzw. technologii odwróconej, czyli pozyskania wiedzy kosmitów na bazie ich sprzętu.
Warto przeczytać: Na nocnym niebie pojawiły się zagadkowe kręgi. Nauka nie wie co je tworzy
Teorie mnożą się jak grzyby po deszczu. Jedni, jak Fravor, sugerują, że mamy do czynienia z technologią „daleko wykraczającą poza naszą”. Inni, jak sceptyczny badacz Mick West, wskazują na bardziej przyziemne wyjaśnienia tajemnicy UFO i UAP : efekty optyczne, drony czy błędy sensorów.
Raport Pentagonu z 2024 roku podkreśla, że większość rozwiązanych spraw to balony, ptaki czy satelity – jak w przypadku pilota, który pomylił start rakiety Starlink z UFO. Ale co z resztą?
Historyk UFO, David Jacobs, przypomina o sightingach z lat 40., jak ten Kennetha Arnolda z 1947 roku, gdy dziewięć „spodków” śmigało nad Mount Rainier z prędkością trzykrotnie przekraczającą dźwięk. Czy to możliwe, że Rosja lub Chiny wyprzedziły USA o dekady w technologicznym wyścigu?
Pentagon przyznaje, że brak danych uniemożliwia jednoznaczne wnioski. „Jeśli to obcy, nie mamy na to dowodów. Jeśli to wrogie państwo, też ich nie wykryliśmy” – mówi Kosloski. Jednak sama liczba zgłoszeń – od 144 do 2021 roku do ponad 1600 w 2024 – każe zadać pytanie: co naprawdę lata nad naszymi głowami?
Amerykańskie państwo przeszło długą drogę – od wyśmiewania UFO i UAP do traktowania ich jako potencjalnego zagrożenia dla bezpieczeństwa. Kongres naciska na przejrzystość, Pentagon analizuje nagrania, a piloci, jak Ryan Graves, apelują o zniesienie stygmatu i lepsze raportowanie.
Czy w historiach o kosmitach jest ziarenko prawdy? Na razie brak jest przełomu w jedną, bądź drugą stronę. Wydaje się nieuniknione, że do mediów wciąż docierać będą rozpalające relacje świadków. Naukowcy będą ważyć argumenty i toczyć akademickie spory, a ludzie – ze względu na poglądy i obrane postawy, będą „wiedzieć swoje”. Ale jedno jest pewne: tajemnica nieba wciąż czeka na swojego odkrywcę.
Przeczytaj inny tekst Autora: USA i Chiny lecą w przyszłość. Europa pisze regulacje