Humanizm
Z jednostki GROM do cywila. Życie wojskowych po zakończeniu służby
26 grudnia 2024
Tylko część polskich władców spoczęła w kryptach pod Wawelem. Miejsca spoczynku niektórych królów i książąt, jak i same pogrzeby, były ściśle związane z wydarzeniami politycznymi i religijnymi – także poza granicami Polski
Im odleglejsza historia, tym więcej pytań w sprawie pośmiertnych losów książąt i królów Polski. O pierwszym historycznym władcy, Mieszku (zm. 992), niepewnie mówi się, że spoczął w katedrze w Poznaniu. Taką wersję przekazał Jan Długosz. Kronikarz wybitny, ale także człowiek tworzący przeszło cztery stulecia po fakcie.
Być może, omawiając pochówek twórcy państwa, dziejopis opierał się na wciąż żywej tradycji. A może raczej tylko udawał eksperta, a o rzeczy wiedział tyle, co dzisiejsi Polacy o potopie szwedzkim z XVII stulecia.
Niemal równie mało wiadomo o grobie pierwszego króla – Bolesława Chrobrego (zm. 1025). O nim Długosz też twierdził, że od razu spoczął w rzeczonej katedrze. Najstarszy namacalny ślad pochodzi jednak z XIV stulecia. Dopiero po tym jak rozbicie dzielnicowe ustąpiło nowej epoce zjednoczenia, król Kazimierz Wielki kazał wykonać w Poznaniu gotycki sarkofag dla wybitnego poprzednika. Nie znaczy to jednak wcale, że odtąd (domniemane) szczątki Chrobrego spoczywały w spokoju.
W 1772 r. grobowiec został poważnie uszkodzony na skutek pożaru katedry. Z kolei już paręnaście lat później zupełnie obrócił się w gruzy, gdy runęła na niego zdezelowana, południowa wieża świątyni. Kości zebrano, ale nawet nie podjęto próby zachowania ich w komplecie.
Na przełomie XVIII i XIX w. część szczątków podarowano znanemu kolekcjonerowi Tadeuszowi Czackiemu. Argument? Prosił o to, a nie wypadało odmawiać człowiekowi zasłużonemu dla polskiej kultury…
Jedną z kości Chrobrego Czacki umieścił on w swoim domu, w Porycku na obecnej Ukrainie. Inne podarował zaprzyjaźnionej arystokratce Izabeli Czartoryskiej. Odtąd więc pierwszy polski król spoczywał w trzech różnych, odległych od siebie o setki kilometrów miejscach.
Wiadomo przynajmniej w jakich dokładnie. Podobnej pewności brakuje w odniesieniu do którejkolwiek z pierwszych władczyń Polski. O pochówkach księżnych kronikarze nie pisali. A następczynie nie dokładały starań, by fundować im nowe nagrobki.
Dopiero przed dekadą wyłoniła się pierwsza mocna teoria na temat pośmiertnych losów Dobrawy – kobiety, za sprawą której polska dynastia została ochrzczona, a kraj włączono w ramy łacińskiej cywilizacji. W pierwszych latach XXI w. w Poznaniu dokonano sensacyjnego przełomu. Archeolodzy namierzyli skryte pod ziemią pozostałości kamiennego pałacu Mieszka I. Monumentalnej budowli, którą być może zaczęto wznosić jeszcze przed tym, jak książę zdecydował się przyjąć nową wiarę. I która była bodaj pierwszą taką konstrukcją na wschód od Odry.
Przy siedzibie zbudowano też pałacową kaplicę – zapewne jedną z najstarszych świątyń w państwie Piastów. Archeolodzy znaleźli pośrodku tej przybudówki pusty grób. Nie ma wątpliwości, że należał on do pierwszoplanowej postaci. Kogoś stojącego na szczycie – czy to kościelnej, czy zwłaszcza świeckiej drabiny społecznej. Najmocniejszy domysł? Było to być może miejsce ostatniego spoczynku Dobrawy. A jej ciało porwali czescy najeźdźcy, którzy złupili Poznań podczas iście apokaliptycznego najazdu z 1038 r.
W ten sposób chcieli nie tylko dogryźć znienawidzonym Piastom, lecz także odzyskać szczątki kobiety pochodzącej z czeskiego rodu panującego. Przede wszystkim zaś – jak się przypuszcza – uniemożliwić Polakom wyniesienie Dobrawy na ołtarze i uczynienie z niej pierwszej polskiej świętej. Wzory władczyń z innych krajów każą sądzić, że i w Polsce przymierzano się do takiego, niezwykle prestiżowego kroku. Tyle że bez relikwii nie mogło być mowy od wyniesieniu zmarłej na ołtarze.
O drugiej żonie Mieszka I nie wiadomo nawet tyle. Na skutek konfliktu z pasierbem, Bolesławem Chrobrym, Oda Dytrykówna była zmuszona uchodzić z kraju. Zmarła w rodzinnych Niemczech, zapewne w jednym z klasztorów, w 1023 r.
Podobnie mogły wyglądać losy pierwszej, przepędzonej żony samego Bolesława. O drugiej trudno powiedzieć nawet tyle. Trzecia, Emnilda, przez przeszło dekadę sterowała mężem i popychała go do wojen zaspokajających jej własne ambicje, a mimo to nikt nie wysilił się, by zapisać, gdzie ją pochowano (zm. 1017). Także pośmiertne losy czwartej partnerki Chrobrego, Ody Miśnieńskiej, osnute są tajemnicą. Ogółem wszystkie wiadomości o tej kobiecie urywają się zaraz po jej ślubie z Piastem.
Konkret da się podać dopiero na temat żony Mieszka II – Rychezy (zm. 1063), pierwszej koronowanej władczyni Polski. Ale też pierwszej, której zwłoki tak publicznie i ostentacyjnie sponiewierano.
Królowa o wiele lat przeżyła męża, a także… własny upadek. Jeszcze w latach 30. XI w. zmuszono ją do rejterady z kraju. Wyrzekła się mężowskiej korony (ale nie własnej!), a następnie osiadła w rodzinnych majątkach w Rzeszy, choć z daleka wspierała poczynania syna Kazimierza, pragnącego „odnowić” Polskę. Zawczasu dołożyła jednak starań, by w najdrobniejszych szczegółach zaplanować własny pochówek.
Królowa pragnęła spocząć w klasztorze w Brauweiller w Nadrenii. Pobożnej fundacji, którą zapoczątkowali jej rodzice, a którą dopiero ona sama doprowadziła do finału. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Ledwie jednak Rycheza zmarła, a potężny (i od dawna skłócony z jej rodziną) arcybiskup Kolonii Annon II kazał przekierować jej orszak pogrzebowy i porwać wiezione zwłoki.
Władczynię pochował przy własnej siedzibie. Jej doczesne szczątki miały uświetnić tworzoną przez niego… kolekcję grobów wielkich ludzi. Przede wszystkim jednak fakt pogwałcenia ostatniej woli Rychezy pokazywał, kto zwyciężył w politycznym sporze i do kogo należało ostatnie słowo w Niemczech.
Przez ponad pół tysiąclecia trumna władczyni była rokrocznie otwierana, a jej ozdobioną czaszkę prezentowano gawiedzi. Podobno działo się tak z uwagi na nieoficjalny kult, jakim otoczono władczynię. W rzeczywistości jednak chodziło raczej o ściągnięcie do kościoła większego grona wiernych, skuszonych osobliwym widowiskiem. Szczątki Rychezy nie zaznały spokoju także później. W XIX w. przeniesiono je do katedry w Kolonii, ale i tak ponownie zakłócano jej pochówek.
Sarkofag królowej był otwierany w latach 1852, 1913, 1959 i 1975. Jedną z kości Rychezy wysłano do Brauweiller. Inną – do klasztoru w Tyńcu. Ostatnio jeszcze w roku 2001 grób został otwarty, a żebro królowej przekazano do związanej z nią za życia miejscowości Klotten.
W przypadku Rychezy zachowano chociaż pozory pewnej atencji i szacunku. Bolesław Śmiały-Szczodry nie mógł liczyć na to, że po śmierci ktokolwiek będzie darzyć jego zwłoki respektem. Był trzecim polskim królem, ale ośmielił się wysłać na tortury i stracić krakowskiego biskupa (oraz przyszłego świętego) Stanisława. Wkrótce strącono go z tronu i przegnano z kraju. Kronikarz podał, że monarcha znalazł schronienie na Węgrzech. Tam też rychło padł ofiarą zamachu.
Do dzisiaj nie jest znana dokładna data jego śmierci (1081 r.? 1082 r.?). Nie wiadomo, kto dokładnie zlecił zamordowanie króla i kto dokonał zbrodni. Nawet miejsce pochówku Bolesława pozostaje sekretem.
Już w średniowieczu zaczęła krążyć legenda, wedle której króla pogrzebano w benedyktyńskim klasztorze w Ossiach w Karyntii. Miał zaszyć się tam u schyłku życia i odbywać potajemną pokutę, a dopiero zaraz przed śmiercią przyznać się do swego królewskiego statusu. Nagrobek władcy w XVI w. namierzył podróżujący do Rzymu kardynał Hozjusz; odprawił przy nim nawet nabożeństwo. To była istna sensacja. Rychło jednak pojawiły się wątpliwości. Płyta z napisem wspominająca króla wyglądała na o wiele młodszą od samego grobu, nie zgadzały się różne szczegóły, a powtarzana relacja brzmiała zupełnie niewiarygodnie.
W XIX w. już otwarcie twierdzono, że opowieść o pobycie króla w opactwie to tylko bajeczka, którą mnisi ułożyli „na użytek naiwnych”. Wreszcie potwierdzono to w 1955 r. Historyczka Karolina Lanckorońska przeprowadziła badania miejsca pochówku i odkryła pierwotną inskrypcję nagrobną. Okazało się, że kości w grobie nie należały do Bolesława Śmiałego-Szczodrego, ale do żony bawarskiego arystokraty z początku XI w., niejakiej Irinburgi.
Z kolei Zofia Kozłowska-Budkowa w drugiej połowie XX w. stwierdziła, że zwłoki Szczodrego mogły zostać sprowadzone do Polski i pochowane w Tyńcu. Dla tej wersji tak samo nie ma jednak absolutnie żadnych przekonujących dowodów. A zdaniem większości badaczy jest nawet bardziej nieprawdopodobna od karynckiej legendy.
Z pochówku kolejnego władcy, Władysława Hermana (zm. 1102), żadnej tajemnicy nie robiono. Książę ten nieszczęśliwie podjął decyzję o utworzeniu nowej dynastycznej nekropolii. Tym razem nie w Poznaniu i jeszcze nie na Wawelu, lecz w prowincjonalnym Płocku, który na krótko zyskał rangę nieoficjalnej stolicy Polski.
Decyzja okazała się ze wszech miar pechowa, bo Płock leżał blisko ówczesnej północnej rubieży i stale był narażony na najazdy wciąż pogańskich Prusów i Pomorzan. Jakieś dwie dekady po pogrzebie księcia ci drudzy wtargnęli do grodu, splądrowali katedrę, rozbili płyty nagrobne i wyciągnęli na wierzch kości Władysława Hermana oraz jego pierwszej żony, Judyty Czeskiej, a następnie rozsypali je na publicznym trakcie. I można wprost stwierdzić, że szczątek żadnego polskiego monarchy i żadnej monarchini w dziejach nie potraktowano gorzej.