Prawda i Dobro
Psychologia zdrady stanu. Co siedzi w głowie zdrajcy?
18 lipca 2025
Scrollujesz media społecznościowe i nagle czujesz, jak rośnie w Tobie złość. Oburza cię nagłówek, frustruje czyjś post, a komentarze tylko podsycają ogień. Ale czytasz dalej. To nie przypadek. Prawdopodobnie odczuwasz na sobie skutki celowej manipulacji („rage bait”). To potężne narzędzie, które ma jeden cel: przykuć Twoją uwagę za wszelką cenę. Wyjaśniamy, jak je rozpoznać i jak się przed nim bronić.
Rage bait, tłumacząc dosłownie z angielskiego, oznacza „przynętę na wściekłość”. Fraza celnie trafia w istotę problemu. W praktyce bowiem rage bait to taki rodzaj komunikatu, który został celowo utworzony tak, aby wywołać silną reakcję u odbiorców. To doskonałe narzędzie, którego celem jest manipulacja emocjami w internecie. Im bardziej dana treść wzbudzi u czytelnika złość, frustrację, oburzenie, tym bardziej przykuje jego uwagę. Produkt sprzedany. Cel – osiągnięty. Zatem rage bait to także pewien rodzaj zabiegu retorycznego, który zwiększa zaangażowanie odbiorcy.
W jakich treściach jest dzisiaj stosowany? We wszystkich. Kilka przykładów dla lepszego zobrazowania sytuacji z różnych dziedzin: „Radni właśnie przegłosowali ustawę, która zniszczy Twoje zdrowie!” (polityka i społeczeństwo). „Boomerzy zrujnowali świat, a teraz nas pouczają, jak żyć!” (kultura). „Rodzice nie mają już nic do powiedzenia – system przejął kontrolę! (edukacja i wychowanie). „Musisz pracować do śmierci, a elity śmieją się z Twojej biedy” (ekonomia). Jak zatem działa ten mechanizm?
Spróbujmy odróżnić rage bait od neutralnego przekazu, dzięki temu określimy zasadniczą różnicę między nimi. Wykorzystamy w tym celu konkretny przykład, tym razem z domeny zdrowia. Można opublikować nagłówek/hasło brzmiące: „Lekarze wiedzieli, ale milczeli. Teraz rodzice płacą za ich kłamstwa zdrowiem swojego dziecka!”. Ale można tę samą informację przedstawić następująco: „Nowe badania wskazują, że wcześniejsze zalecenia lekarzy mogły wymagać aktualizacji. Eksperci komentują zmieniające się wytyczne”. Który komunikat jest bardziej atrakcyjny, a więc przyciągający uwagę czytelnika? Pierwszy. Który z nich jest bardziej obiektywny, a przy tym neutralny w tonie? Drugi. Jeśli chcemy pozyskać odbiorcę w szybki sposób, to zdecydujemy się na wariant numer 1.
Polecamy: W sieci od urodzenia. Rodzice dostają lajki, dzieci płacą cenę
Rozpoznanie tego zabiegu w tekście wymaga nie tylko konkretnej wiedzy redaktorsko-dziennikarskiej, ale także wysokiej czujności na konkretne sygnały ostrzegawcze. Przede wszystkim rage bait możemy rozpoznać po użyciu języka wyraźnie nacechowanego emocjonalnie. Doświadczenie codzienne pokazuje, że im większy negatywny ładunek niosą ze sobą słowa, tym bardziej przyciągają uwagę odbiorcy. Wyrazy takie jak hańba, zdrada, oburzające, kłamstwo, upadek, szok w naturalny sposób zatrzymują nasz wzrok. Przykład: „Wójt znowu zdradził swoich mieszkańców. Zobacz, co tym razem wymyślił!”. Inną ważną cechą rage baitu jest wprowadzanie różnic i podziałów wśród czytelników.
Obraz czarno-białej rzeczywistości, z jasnym podziałem na dobrych i złych, bohaterów oraz złoczyńców, zawsze łatwo i szybko przemawiał do ludzi, ułatwiając im zrozumienie świata. Dualizm my vs. oni, mądrzy vs. głupi, patrioci vs. zdrajcy to klasyczna forma polaryzacji, w której jedna ze stron/cech zawsze jest demonizowana. Przykład? „Pokolenie Z niszczy nasz kraj. Leniwe pokolenie wygodnych nierobów!”. Śledząc uważnie tego typu hasła, łatwo zauważyć, że bardzo często w samym tekście brakuje konkretnych dowodów lub badań z wiarygodnego źródła. Często są to jedynie zdania wyrwane z kontekstu lub cytaty używane w prowokacyjny sposób, żeby wywołać u odbiorcy pożądaną reakcję emocjonalną. Wtedy taki artykuł, czasopismo, portal itp. na pewno łatwiej zostanie zapamiętany.
Inną cechą rage baitu są często przesadzone nagłówki (clickbait). Możemy wtedy w nich znaleźć na przykład obietnicę sensacji, którą trudno zweryfikować lub pytania retoryczne mające na celu wzbudzić nasz niepokój. „Czy to już koniec wolności słowa? Właśnie przegłosowano!”. Taka celowa prowokacja lub czasem ironia bez doprecyzowania ma sprawiać wrażenie żartu, ale ze względu na brak kontekstu czytelnicy traktują to na serio.
Przeczytaj też: Ja wiem lepiej. Jak krótkie treści (nie) robią z nas ekspertów
Jak mawiają filozofowie: „to zależy”. Od czego? Od kontekstu, od intencji nadawcy oraz potencjalnych konsekwencji. Zazwyczaj badacze wskazują jednak na wątpliwości etyczne związane z używaniem takiej techniki. Wszak w zamyśle służy do manipulacji emocjami. Dla wielu celebrytów, dziennikarzy czy polityków stosowanie tego środka jest chlebem powszednim. Warto jednak mieć świadomość, że często prowadzić to może do dezinformacji i upraszczania przekazu. Chodzi przecież w pierwszej kolejności o efekt. Wyższość formy nad treścią, a właściwie: wyższość wrażenia, które zostanie zapamiętane i przykuje uwagę wyborcy, fana, czytelnika.
Stosowanie takiej techniki w sieci ma na celu doprowadzenie do dalszego „klikania” lub „lajkowania”, a co za tym idzie – zwiększanie popularności hasła, postu, filmiku. W rezultacie zaś zdobywanie kolejnych obserwujących. Tego typu strategia jest już powszechnie stosowana w mediach społecznościowych, co niestety zubaża używany tam język, bo w większości przypadków wypowiedzi są zredukowane do krótkich i szybkich komunikatów kosztem merytorycznej dyskusji na argumenty. Chodzi o to, żeby jak najszybciej zareagować pod wpływem obudzonych emocji, a nie o poziom i rodzaj tej reakcji.
Można uznać, że w pewnych sytuacjach – przy świadomym i odpowiedzialnym zastosowaniu – rage bait może posłużyć do zwrócenia uwagi na ważne tematy. Za przykład mogą tu posłużyć satyra polityczna, artystyczna prowokacja lub kampania społeczna. Przejaskrawienie, groteska i wyolbrzymienie odwołujące się do emocji odbiorcy mogą wówczas pełnić ważną rolę w kształtowaniu świadomości i budzeniu wrażliwości, a także obnażaniu absurdów systemu. Na takiej zasadzie skonstruowany jest animowany serial South Park – krzywe zwierciadło naszej rzeczywistości, w którym przerysowane są zarówno postacie, jak i ich poglądy, a obśmiewani w zasadzie wszyscy, bez uznawania jakiegokolwiek tabu. Podobne zabiegi można napotkać w aktywistycznych kampaniach ukazujących bezduszność hodowców zwierząt futerkowych. Użycie hiperboli w relacji z brutalnego zatrzymania osoby podejrzanej może także pełnić pozytywną rolę, skłaniać obywatela do zadawania pytań.
Musi być jednak spełniony warunek kluczowy. Niezbędne jest jasne sprecyzowanie celu, w jakim rage bait właśnie został zastosowany. W wymienionych powyżej przypadkach nie chodzi bowiem o wywołanie taniej sensacji lub szczucie na konkretne osoby, ale o naświetlenie problemu. Przy innych założeniach łatwo przekroczyć granice etyczne i spowodować efekt odwrotny od zamierzonego: hejt, agresję, chaos informacyjny. Rage bait może być więc użyteczny, ale tylko wtedy, jeśli emocje służą wyższemu celowi. Takim celem mogą i powinny być zmiana społeczna, edukacja lub ujawnienie prawdy. Ta technika musi być stosowana w poczuciu dużej odpowiedzialności za język i obraz, którym się posługujemy, a także za potencjalne konsekwencje eskalowania emocji.
To się czyta: Szymon Pękala: bliskość online jest złudna. Internet nas oddala od siebie
Warto więc na koniec podkreślić, że jako odbiorcy danych mamy do dyspozycji także myślenie, a szczególnie: myślenie krytyczne. Ono okazuje się najlepszym środkiem i filtrem, gdy dochodzi do nagromadzenia informacji i wzburzenia emocji. W sytuacjach wątpliwych etycznie to właśnie krytyczne myślenie stanowić może najbardziej sprawną ochronę przed techniką rage bait, ponieważ pomaga odróżnić manipulację emocjonalną od uczciwego i rzetelnego przekazywania informacji. Zanim więc ulegniesz impulsowi po przeczytaniu nagłówka lub wyłapaniu komunikatu w filmiku, zatrzymaj się na chwilę. Poczekaj, aż emocje opadną. Zastanów się wtedy, czy właśnie nie stałeś się ofiarą łowienia w sieci. Krytyczna analiza i chłodne podejście pomogą Ci utrzymać dystans wobec treści, które właśnie doprowadziły Cię do stanu wrzenia. Sam musisz ocenić, czy warto ulegać takim nastrojom.
Może Cię też zainteresować: Fake newsy sieją chaos. Naukowcy mają „szczepionkę” na dezinformacje