Humanizm
Rozmowy z chorymi na demencję są trudne. Polski wynalazek je ułatwi
14 listopada 2024
Pojęcie totalitaryzmu funkcjonuje dopiero od stu lat, jednak systemy polityczne, w których jednostka jest całkowicie podporządkowana państwu, istniały od głębokiej starożytności. Spotykamy je – pod nazwami despotii czy tyranii – m.in. w niewolniczych państwach starożytnego Środkowego Wschodu, w dalekiej Azji czy Afryce. W Europie idee niczym nieograniczonego władcy odnajdujemy w absolutyzmie. Doświadczenie totalitaryzmu obecne jest – choć nie wprost – w rewolucji francuskiej, gdzie pod liberalnymi sloganami kryła się ścisła kontrola i nadzór państwa nad każdym aspektem życia.
Część filozofów dopatruje się korzeni totalitaryzmu u Platona. Rzeczywiście: ateński mędrzec zraził się do demokracji po tym, jak ustrojowe procedury doprowadziły do osądzenia i skazania na śmierć jego nauczyciela – Sokratesa. Ten ostatni poddał się wyrokowi sądu ludowego: nie skorzystał z możliwości ucieczki z miasta i honorowo wypił cykutę. Wedle współczesnych kryteriów, zarzuty postawione Sokratesowi: psucie młodzieży (!) i nieuznawanie bogów uznawanych przez państwo, wydają się kuriozalne i nieadekwatne do kary.
Koncepcja państwa w ujęciu Platona mogłaby posłużyć jako inspiracja dla twórców modelu totalitarnego. Punktując słabości demokracji, w której głos mędrca równy jest głosowi głupca, Ateńczyk postulował przekazanie najwyższej władzy ludziom wszechstronnie wykształconym – filozofom. To im miały podlegać warstwy niższe – strażnicy, dbający o porządek i bezpieczeństwo oraz rzemieślnicy czy robotnicy. Jednostka w państwie Platona zostaje zredukowana do bycia maleńkim trybikiem w machinie państwa.
Co ciekawe, Platon próbował nawet swoje koncepcje wcielić w życie. Zaprzyjaźnił się z władcą Syrakuz na Sycylii – Dionizosem. Ten jednak okazał się niewystarczająco mądry, aby przekazać władzę filozofom, na dodatek często rządził, odwołując się do siły. Platon szybko zrezygnował z eksperymentu i uciekł z powrotem do Aten, gdzie otworzył słynną Akademię.
Od czasów starożytnych obserwujemy nieustanne ścieranie się systemów – mniej lub bardziej – demokratycznych i autorytarnych. Rzym, po rządach monarchów, które przekształciły się w tyranię, stał się republiką (po 509 r. p.n.e.), aby w końcu zostać cesarstwem (po 27 r. n.e.). Ta ostatnia forma rządów przetrwała w Bizancjum ze stolicą w Konstantynopolu aż do jego upadku w 1453 r.
Tymczasem w mocno podupadłej i zdewastowanej przez germańskich barbarzyńców zachodniej Europie odtworzenie silnej, autorytarnej monarchii napotykało na kłopoty (państwo Karola Wielkiego przetrwało ledwie cztery dziesięciolecia, na przełomie VIII i IX w.) – było to związane z ambicjami lokalnych władców. Później, począwszy od XI w., na przeszkodzie w scementowaniu władzy stanęła walka o pierwszeństwo między rzymskim cesarzem a papieżem. Być może właśnie ten ostatni czynnik zapobiegł utrwaleniu się silnego autorytaryzmu, inaczej niż na wschodzie. Nie bez powodu w języku potocznym słowo „Bizancjum” kojarzy się z mocno scentralizowanymi i skrajnie zbiurokratyzowanymi rządami. Część politologów właśnie we wschodnich systemach sprawowania władzy doszukuje się korzeni totalitaryzmu.
Średniowiecze – wbrew pozorom – było epoką, w której tzw. drabina feudalna nie pozwalała na wprowadzenie silnej scentralizowanej władzy. Zgodnie z obowiązującą zasadą „wasal mojego wasala nie jest moim wasalem”, senior zarządzał tylko tymi, którzy byli o szczebel niżej, nie mógł zaś wydawać poleceń jeszcze niższym podwładnym. Poszczególne stany żyły „w swoich światach”, w znacznym stopniu oddzielonych od siebie i funkcjonujących równolegle. Dopiero rozpowszechnienie druku po połowie XV w. spowodowało większy przepływ informacji i… w ten sposób umożliwiło sprawniejsze zarządzanie poddanymi. Stworzyło to grunt pod monarchie absolutne.
Zobacz też:
Rzecznikami absolutyzmu było wielu XVIII-wiecznych filozofów, np. Anglik Thomas Hobbes twierdził, że w celu zapobieżenia chaosowi i wojnom należy wprowadzić silną władzę centralną. W konsekwencji wiele państw zachodnich zmieniało ustrój na monarchię absolutną. Cechą tego systemu było m.in. rozbudowanie armii zawodowej, policji i aparatu biurokratycznego, skupienie władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej w jednych rękach, ograniczenie praw obywatelskich (cenzura, wszechobecne szpiegostwo), protekcjonizm gospodarczy i podporządkowanie rozwoju ekonomicznego celom politycznym.
Podobieństwa do XX-wiecznych totalitaryzmów są tu aż nadto widoczne! Rządzący absolutystycznie Francją przez 72 lata „Król-Słońce” Ludwik XIV mawiał: „Państwo to ja”. Dla porównania: dwa i pół wieku później włoski dyktator Benito Mussolini stwierdził: „Wszystko dla państwa, nic przeciw państwu, nic poza państwem”. Jego niemiecki sojusznik – Adolf Hitler – jeszcze pozostając w opozycji do rządzących, w 1930 r. zapowiadał dyktaturę, mówiąc: „Jeśli dojdziemy do władzy, to utrzymamy ją z bożą pomocą; nie damy jej sobie odebrać”. Z kolei komunistyczny zbrodniarz – Józef Stalin napawał się swoim przywództwem, przyznając otwarcie: „Ponieważ władza jest tylko w moich rękach, to ja wystawiam ludziom oceny”.
Wprawdzie wiele założeń, leżących u podstaw systemów totalitarnych, obecnych było w poprzednich epokach, ale widoczne są też różnice. Można je uchwycić, obserwując ewolucję myśli oświeceniowej i szczytnych haseł rewolucji francuskiej. O ile bowiem oświecenie w Stanach Zjednoczonych, odrzucając zastaną rzeczywistość, budowało podwaliny Nowego Świata na zasadach liberalnych, to w Europie, nad Sekwaną przybrało wymiar totalny. Nadchodzący ład miał zmieść stary porządek, a metody jego wprowadzania przez francuskich myślicieli błyskawicznie się radykalizowały. Liberalny konstytucjonalizm rewolucjoniści zastąpili jakobińskim terrorem. Symbolem człowieka dla ludu stała się… gilotyna. Mamy tu zatem do czynienia z pozornie republikańskimi, wolnościowymi hasłami, których realizacja doprowadziła do eskalacji przemocy. Paradoksalnie: porządek po rozgrzanej (dosłownie) do czerwoności rewolucji zaprowadził późniejszy cesarz – Napoleon. Jego rządy to okres jawnego absolutyzmu.
Dwudziestowieczny totalitaryzm częściowo zrodził się z buntu przeciw XIX-wiecznemu, pozornie trwałemu porządkowi. Z upadłych, niemieckojęzycznych europejskich potęg wyłoniły się państwa narodowe, nieznacznie powiększyło się terytorialnie Królestwo Włoch, w miejsce upadłego imperium rosyjskiego powstał się Związek Sowiecki. Ów nowy światowy porządek nosił w sobie zarzewia konfliktów, które sprzyjały rozwojowi systemów autorytarnych jak komunizm lub prowadziły do powstawania nowych – jak faszyzm i nazizm.
Samo pojęcie „totalitaryzm” pojawiło się w 1923 r. we włoskiej publicystyce – jego autorem był liberalny polityk i dziennikarz – Giovanni Amendola. Miało ono pejoratywny wydźwięk i zastosowane zostało do opisania pojawiających się koncepcji faszystowskich. Kilka lat później słowo „totalitaryzm” przyswoili ideolodzy tego systemu z Benito Mussolinim na czele, próbując mu nadać znaczenie pozytywne. Tymczasem Amendola został dotkliwie pobity przez milicję faszystowską – tzw. Czarne Koszule i zmarł od odniesionych obrażeń.
Co mogło być pozytywnego w totalitaryzmie? Jeśli się przyjrzeć hasłom głoszonym przez włoskich faszystów w kontekście epoki, zapominając o zbrodniach, do jakich ten system doprowadził, można zrozumieć, że w latach 20. i 30. XX w. trafiały na podatny grunt. Mussolini narzucił oficjalną, obowiązująca wszystkich państwową ideologię. Głosił radykalne zerwanie z przeszłością, permanentną rewolucję i „wykuwanie” nowego człowieka. Aby odciąć obywateli od złego wpływu niewłaściwych (np. liberalnych) ideologii wprowadził cenzurę i centralnie kierowaną propagandę. Rządziła jedynie słuszna partia – posługując się różnymi metodami, np. tajną policją podporządkowywała sobie społeczeństwo, potęgując terror. Aby utrzymać jedność narodową, zdefiniowano wrogów wewnętrznych i zewnętrznych, których na wszelkie sposoby zwalczano. W sztuce i architekturze preferowano monumentalizm, połączony z wrogością do nowatorskich form (uznawano je za zdegenerowane), wybiórczo korzystając z tradycji.
Po tragedii I wojny postulaty jedności narodowej, porządku czy silnej władzy były dobrze odbierane, zwłaszcza w środowiskach prawicowych i konserwatywnych. Ten korzystny odbiór wzmocnił jeszcze światowy kryzys gospodarczy 1929 r., który uznano za klęskę wolnego rynku i w konsekwencji poszukiwano ratunku we wzmocnieniu roli państwa.
W Polsce fascynacji faszyzmem nie kryli nie tylko naukowcy, np. prawnicy: Władysław Jabłonowski, Emil Stanisław Rapaport czy Roman Rybarski, ale też przedstawiciele Kościoła katolickiego. W piśmie „Ateneum Kapłańskie”, którego redaktorem naczelnym był w latach 30. ubiegłego wieku ks. Stefan Wyszyński, powojenny prymas, możemy przeczytać, m.in., że „rasizm kryje w sobie pewne zdrowe myśli, które dotychczas znane były tylko w szczupłym gronie lekarzy i biologów; dziś przyszedł czas na ich rehabilitację”, „trudno nie przyznać słuszności twierdzeniom Hitlera, że Żyd pozostał obcym ciałem w organizmie narodów europejskich”, „dzisiejsza III Rzesza podjęła tytaniczną próbę realizacji wielkiej idei, która ma przynieść odrodzenie ludzkości”, „zasady wychowawcze nacjonalizmu niemieckiego są wzorcem dla innych narodów; w nacjonalizmie odbija się dusza Niemiec”. Pierwsze trzy cytaty pochodzą z artykułów ks. Józefa Pastuszki (profesora KUL), ostatni – z tekstu ks. Pawła Trochowicza. Należy jednak przyznać, że gdy skrajna forma faszyzmu – niemiecki nazizm ujawnił swoje zbrodnicze oblicze, niedawni pochlebcy tego ustroju przeszli na pozycje krytyczne, a z czasem wrogie.
Oprócz włoskiego faszyzmu, na drugim końcu Europy, w Rosji, po rewolucjach 1917 r. rozwijał się inny totalitarny ustrój – komunizm. I znowu – podobnie jak w przypadku faszyzmu – idee głoszone przez bolszewików na pierwszy rzut oka mogły wydawać się atrakcyjne. Władza w rękach klasy robotniczej i chłopów, upaństwowienie środków produkcji, równość, powszechna edukacja, likwidacja bezrobocia – te hasła uwiodły część zachodnich intelektualistów. „Widziałem (sowiecką) przyszłość i to działa” – pisał na początku lat 20. XX wieku zachwycony amerykański dziennikarz Lincoln Steffens, dodając, że „Rosja zwycięży i zbawi świat”. Jego rodak – John Reed napisał wychwalającą bolszewizm książkę „Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem” – w uznaniu jego zasług dla propagowania komunizmu został pochowany pod murami Kremla. Autorką jednych z najbardziej kuriozalnych opinii była wdowa po Reedzie – Louise Bryant, która pisała tak o szefie sowieckiej bezpieki: „Obowiązkiem Dzierżyńskiego było szybkie i humanitarne pozbywanie się więźniów; wykonywał on tę surową powinność prędko i sprawnie, za co nawet sami skazańcy musieli być mu wdzięczni”. Sami rosyjscy rewolucjoniści odnosili się do zmanipulowanych propagandą piewców komunizmu z nieukrywaną pogardą. Włodzimierz Lenin nazywał ich „pożytecznymi idiotami”.
W rzeczywistości komunizm przyniósł głównie terror i cierpienia. W totalitarnym państwie z planową gospodarką niepodzielnie rządził dyktator – po Leninie został nim Józef Stalin. Władza należała do partii bolszewickiej, nie istniała opozycja, ścisła cenzura dbała o dominujący przekaz ideologiczny, ludność zmuszano do katorżniczej pracy, a tych, którzy nie chcieli się podporządkować, zsyłano do obozów (łagrów). Gospodarka była niewydolna, edukacja stała na niskim poziomie, podobnie jak poziom życia. Po siedmiu dekadach komunizm upadł – pozostawiając według wyliczeń historyków blisko sto milionów ofiar! To największa skala zbrodni w historii ludzkości. Liczba ofiar niemieckiego nazizmu jest kilkukrotnie niższa, choć należy pamiętać, że Hitler był u władzy „jedynie” 12 lat.
Przeczytaj także:
Oprócz podobieństw między tyraniami i dyktaturami z przeszłości a współczesnymi totalitaryzmami wyodrębnić można też cechy typowe tylko dla tych ostatnich. Badaczka tej problematyki – Hannah Arendt zauważa, że XX-wieczny terror „stosowany jest nie jako środek niszczenia i zastraszania oponentów, lecz jako narzędzie rządzenia doskonale posłusznymi masami ludzkimi”. Terror ten „uderza niesprowokowany, a jego ofiary są niewinne nawet z punktu widzenia prześladowców”. Tak działo się w hitlerowskich Niemczech, gdzie pełnię prześladowań skierowano przeciwko Żydom, czyli ludziom o pewnych cechach, niezależnie od ich zachowania. W sowieckiej Rosji zastosowano jeszcze większą perfidię, gdyż arbitralności terroru nie ograniczały żadne podziały rasowe – dotyczył on wszystkich, bez wyjątku.
Według brytyjskiego lewicowego, ale antykomunistycznego pisarza – George’a Orwella różnica między tradycyjną dyktaturą a totalitaryzmem ujawnia się, gdy zestawimy ich zasady: „Przykazanie dawnych despotów głosiło: »Nie będziesz słuchał innego«. W totalitaryzmie przekształciło się w: »Będziesz słuchał nas«. Nasze przykazanie brzmi: »Słuchasz nas«”. Zasadą starych despotyzmów było więc: „nie wolno”, zaś zasadą totalitaryzmu jest: „musisz”. Warto przy tym zauważyć, że o ile w przeszłości, np. w feudalizmie nadanie przywileju realnie poszerzało sferę wolności człowieka, znosząc pewne ograniczenia, to w totalitaryzmie teoretycznie aktami konstytucyjnymi przyznawano wiele praw, w rzeczywistości ograniczając ludzką wolność.
O ile w Europie Zachodniej totalitaryzm dość trwale załamał się wraz z upadkiem nazizmu, to – jak pokazują wydarzenia ostatnich – tego typu myślenie ma się całkiem dobrze. Politycznym przykładem jest agresja Rosji na Ukrainę. Totalitarny porządek zakorzenił się w umysłach Rosjan tak silnie, że aprobują oni w większości antydemokratyczne, antyliberalne i agresywne poczynania władz. Ma to też swoje podłoże ideologiczne, np. w neoimperialistycznych teoriach Aleksandra Dugina, który buduje mit silnie rządzonego państwa euroazjatyckiego. Odwołuje się przy tym jednocześnie do tak sprzecznych nurtów jak konserwatyzm i bolszewizm, satanizm i prawosławie, rewolucjonizm i tradycjonalizm. Dugin nie kryje, że celem Rosji jest odbudowa imperium Euroazji. Bez wątpienia popycha on do zbrodniczych działań samego Putina.
Z drugiej strony społeczeństwa zachodnie, choć wolne od politycznych dyktatur, coraz częściej ulegają iluzji bezkrytycznych ideologii, które dominują w przestrzeni publicznej. Niektórzy popadają w przesadę politycznej poprawności, nie dopuszczając do otwartej dyskusji – skrajnym tego przykładem jest cenzurowanie internetu np. w niektórych mediach społecznościowych. Inni – z powodu braku dostępu do szerokiego spektrum informacji powielają zmanipulowany przekaz. Padają ofiarą nie tylko dyktatu wielkich światowych korporacji, ale też wpływowych ponadnarodowych instytucji, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy, Międzynarodowa Organizacja Zdrowia, Organizacja Narodów Zjednoczonych itd.
Jak to się dzieje, że w epoce szerokiego przepływu informacji część ludzi łatwo ulega wpływom dyktatorów czy organizacji głoszących poglądy totalitarne? Czy tragedie komunizmu i nazizmu poszły w zapomnienie? Odpowiedzi należy szukać w naturze człowieka. Totalitaryzm opiera się na ludzkim braku zaufania do zastanych instytucji i swoistym resentymencie. Taka postawa znajduje zrozumienie – szczególnie wśród ludzi słabiej wykształconych, zamkniętych w swoich społecznościach, niepewnych swojej wartości i podejrzliwych wobec obcych. „Doskonała ideologia totalitarna to pseudonauka, która uzasadnia i wzmacnia resentyment oraz kwestionuje i odrzuca wszelkie konkurencyjne roszczenia do legitymizacji, a także obdarza silnym przekonaniem o intelektualnej wyższości i prawie do rządzenia tych, którym nie w pełni się powiodło” – pisał brytyjski współczesny filozof Roger Vernon Scruton.
Na gruncie psychologii społecznej powyższe zjawisko tłumaczył Erich Fromm. Twierdził, że nazizm – a szerzej totalitaryzm zrodził się z ludzkiego lęku przed wolnością, dostępną dla każdego. Ludzie czuli się bezpieczniej, gdy opiekę nad nimi przejmowali inni – w tym wypadku państwo. A wszak potrzeba bezpieczeństwa to wedle Abrahama Maslowa jedna z pierwszorzędnych potrzeb ludzkich. Zatem totalitaryzm nie zginie, dopóki dla części z nas sposobem na przetrwanie będzie „ucieczka od wolności”.
Może cię również zainteresować: