Nauka
Topnienie lodowców na Antarktydzie. Wulkany mogą się obudzić
29 grudnia 2024
John Steinbeck (1902–1968 r.), amerykański pisarz i dziennikarz, laureat literackiej Nagrody Nobla w 1962 roku, napisał kiedyś: „Mam ciebie, byś troszczył się o mnie, a ty masz mnie, bym troszczył się o ciebie…” Jego słowa doskonale oddają istotę słowa „troska” w codziennym, praktycznym życiu. Wzajemna troska międzyludzka pokazuje nam znaczenie dobra, które każdy z nas może i powinien wcielać w swoim postępowaniu. Czasami to wcale nie wymaga wiele od człowieka i w wielu sytuacjach jest łatwiejsze, niż mogłoby się wydawać. Tylko trzeba chcieć.
Troska, zatroskanie, troskliwość – to pojęcia, których często używamy na co dzień, warto jednak przyjrzeć się im z bliska: co oznaczają i jak się przejawiają. Troska kojarzy się nam najczęściej z opieką nad kimś, z dbałością o coś, co uważamy za wartościowe i z jakichś powodów dla nas ważne. Takiej postawie towarzyszy czasem stan niepokoju: jeśli na czymś nam zależy, to obawiamy się o przedmiot naszej troski. Rodzic, który kieruje się dobrem swojego dziecka, troszczy się o jego przyszłość i stara się jak najlepiej wprowadzać je w dorosłe życie, równocześnie niepokojąc się czy da sobie ono samo radę. Pracownik, dla którego profesja, którą wykonuje, jest ważna, zabiega o jakość wykonywanych obowiązków i skutki podjętych działań. Przykłady z życia wzięte można mnożyć w nieskończoność, ale w nich wszystkich widać poczucie ważności i istotności, wokół którego skoncentrowana jest nasza dbałość Gdyby jednak chcieć wskazać przedmiot troski, który dotyczy większości ludzkości i w jakiś sposób nas wszystkich jednoczy, to – w najogólniejszym sensie – mogłoby nim być właściwe przeżycie życia. Większość osób żywi bowiem przekonanie, mniej lub bardziej uświadomione, że życie, które dostaliśmy w momencie przyjścia na świat, jest zadaniem i misją do wypełnienia. Łączy nas to, że chcemy jak najlepiej wywiązać się z jego realizacji, a więc w taki sposób zaprojektować daną nam egzystencję, żeby była ona jak najbardziej wartościowa, szczęśliwa, po prostu: dobrze przeżyta. Rzymski poeta Owidiusz (ur. 43 r. p.n.e.) najlepiej oddał ten stan w słowach: „Est mihi cura futuri”, co możemy przetłumaczyć jako „Gnębi mnie troska o przyszłość”.
W jaki jednak sposób podjąć się realizacji tego zadania? Czym kierować się w swoim postępowaniu i podejmowanych codziennie zadaniach, żeby troska o dobre życie została właściwie zrozumiana i spożytkowana? Ilu myślicieli, tyle rad i wskazówek. Jednakże, patrząc z perspektywy humanistycznej, jedna z nich wydaje się szczególnie ważna. Raolo Follerau (1903–1977 r.), francuski podróżnik, pisarz i poeta znany z walki na rzecz trędowatych, stwierdził kiedyś: „Żyć to znaczy pomagać innym. Trzeba się troszczyć o cudze szczęście, by samemu być szczęśliwym”. Jego słowa wyrażają życiową mądrość, która pokazuje zależność mojego szczęścia od szczęścia drugiego człowieka. Czy w naszym codziennym życiu bardziej troszczymy się o siebie samych, czy o dobrostan innych ludzi? A może trafniejsze byłoby pytanie o proporcje, którymi się kierujemy, troszcząc się o swoje życie, a obok mając na uwadze życie innych. Francuski pisarz uświadamia nam, że człowiek skupiony tylko na zabieganiu o swój dobrobyt nigdy tak naprawdę nie osiągnie szczęścia ani poczucia spełnienia. Jesteśmy bowiem stworzeni jako animal sociale (gr. zoon politikon), co w przekonaniu Arystotelesa (384–322 r. p.n.e.) oznaczało, że człowiek jest z natury istotą społeczną, stworzoną do życia we wspólnocie, a więc w relacjach z innymi ludźmi. Jeżeli alienuję się od innych, a moją uwagę cały czas kieruję tylko na siebie, to nigdy nie będę miał poczucia dobrze zagospodarowanego życia. Troska o drugiego człowieka jest tak samo ważna, o ile nie ważniejsza w kreowaniu własnej egzystencji.
Przeczytaj także: Zaufanie jako klucz do prawdziwych relacji międzyludzkich
Wielu ludzi broni się przed taką postawą. Uważają oni, że mają wystarczającą liczbę trosk, zmartwień i problemów z własnym życiem, żeby dodatkowo angażować się w życie innych. Warto wtedy przypomnieć sobie słowa niemieckiego filozofa Arthura Schopenhauera (1788–1860 r.), który twierdził: „Każdy człowiek potrzebuje stale nawet pewnej ilości trosk, cierpień lub biedy, tak jak okręt potrzebuje balastu, by płynąć prosto i równo”. Tymi słowami wskazywał na przydatność, i co więcej, na pozytywny wpływ wywierany na człowieka przez troski i niedogodności, które w pewien sposób równoważą naszą egzystencję, nie pozwalając popaść w samozachwyt działań.
Warto zatem troskać się, a co za tym idzie, troszczyć się nie tylko o siebie, ale i o innych, bo to nam uświadamia, co dla nas jest w życiu ważne. Troska jawi się jako przejaw człowieczeństwa i dążenie do realizacji dobra, subiektywnie przez każdego z nas pojmowanego. O takim relacyjnym i humanistycznym rozumieniu troski pięknie pisał angielski artysta William Blake (1757–1827 r.) w słowach: „Miłość nie pragnie, aby jej dogadzano, ani nie stara się wcale o własną wygodę; lecz troszczy się o dobro innych i buduje Niebo pośród piekielnej rozpaczy”.
Jeśli uznać, że w otaczającym nas świecie zło wygrywa na wielu frontach, to naszym obowiązkiem moralnym jest szerzenie dobra. Przeciwwagą dla nienawiści, jest miłość. Blake pisze o realizacji miłości właśnie pod postacią troski o drugiego człowieka. Czasami naprawdę niewiele do tego trzeba i wcale nie wymaga to od nas wielkiego wysiłku. Zwykła ludzka wrażliwość może objawiać się w banalny sposób: zainteresowaniem, otwartością na rozmowę, gotowością do niesienia pomocy nawet w bardzo prozaicznych sytuacjach. Bardzo często my sami nie mamy świadomości co dla drugiego człowieka może być wsparciem i wyrazem dbałości o jego los. Martin Heidegger (1889–1976 r.), wybitny niemiecki filozof, definiował troskę jako „bycie-przy” (kimś, czymś). Co więcej, opisując ludzką egzystencję, pisał o niej: „Bycie w świecie jest z istoty troską”. Czasami wystarczy pobyć przy kimś, a więc potowarzyszyć mu (nawet w milczeniu), wysłuchać, a nie koniecznie samemu mówić i doradzać. Metafizyczny wyraz troski polega na tym, że człowiek w wielu sytuacjach sam nie wie, że może pomóc i wyrazić swoją życzliwość pod czyimś adresem, nawet nie zdając sobie sprawy, jak niewiele to będzie go kosztować i jakie czasami bywa proste.
Troska jest jednak złożonym zagadnieniem: ma swojego nadawcę i swojego odbiorcę. Co zrobić w sytuacji kiedy jedna strona chce i potrafi ją okazać, a druga nie potrafi jej przyjąć i odrzuca gest dobrej woli? Wielu ludzi błędnie utożsamia okazaną im troskę z litością, uznając tę drugą za wyraz swojej porażki, tudzież słabości. Taka sytuacja rodzi nieporozumienie. Warto sobie uświadomić, że życzliwość względem Innego i obawa o jego stan wyrasta z szacunku wobec drugiego człowieka, który jest dla nas ważny i właśnie dlatego okazujemy mu troskę, bo się martwimy o jego kondycję. Troska bazuje więc na dobrych intencjach i jest konstruktywna, bo powinna prowadzić do wywołania jakiejś zmiany, w postaci choćby refleksji u drugiego człowieka. Litość niekoniecznie jest ugruntowana na tak szlachetnych pobudkach. Często bywa ona zwykłym odruchem, nieprzemyślanym i często bardzo ulotnym. Lituję się nad kimś, bo jest mi go żal, ale nic więcej za tym nie idzie. W wielu sytuacjach litość jest bezproduktywna i bezużyteczna jako czysto emocjonalny odruch. Dlatego też umiejętność docenienia autentycznej troski jest doniosłym zadaniem, na które nie każdego stać. Jeśli zawsze będziemy podejrzliwi względem innych, ufający tylko sobie i budujący mur wobec innych ludzi, przypisując im niekoniecznie czyste intencje, to nigdy nie będziemy umieli docenić doświadczenia troski, jako dobra danego nam za darmo.
Może cię również zainteresować: