Nauka
Bezpieczna stymulacja mózgu. Rewolucja w neurologii
04 grudnia 2024
Przeżywająca dynamiczny rozwój Indonezja wyrasta na lidera południowo-wschodniej Azji. „Tysiąc przyjaciół, zero wrogów” – to dewiza, która przyświeca przywódcom kraju położonego na przecięciu szlaków łączących Europę i Daleki Wschód. „Archipelag tysięcy wysp” ma coraz większe ambicje
Życie w Dżakarcie, stolicy Indonezji, staje się coraz trudniejsze. Druga największa aglomeracja świata, zamieszkana przez prawie 32 mln osób, cierpi z powodu przeludnienia i zanieczyszczenia. Najbardziej niepokoi jednak podnoszenie się poziomu Morza Jawajskiego, podtapiającego miasto. W rezultacie teren coraz bardziej się zapada, a osłabione fundamenty grożą zawaleniem wielu konstrukcji. Zagrożenie potęguje fakt, że jest to region podatny na trzęsienia ziemi. Eksperci z Instytutu Technologii w Bandungu szacują, że do 2050 r. pod wodą może znaleźć się nawet jedna trzecia Dżakarty.
W związku z tym prezydent Joko Widodo podjął decyzję o budowie nowej stolicy, która w ciągu 10 lat ma powstać w regionie Kalimantan we wschodniej części wyspy Borneo. Na razie nie wiadomo, jak nazwane zostanie nowe miasto, znane są za to szacunkowe koszty jego budowy. Według prognoz wyniosą one, bagatela, 34 mld dolarów. Charakter inwestycji sprawił, że na czele komisji nadzorującej budowę i mającej przyciągnąć inwestorów znalazł się następca tronu emira Abu Zabi, książę Muhammad ibn Zajid Al Nahajjan. Doradzać mają mu japoński miliarder Masayoshi Son i były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair.
Budowa nowej stolicy to symbol przemian ostatnich 20 lat. Po obaleniu w 1998 r. krwawej dyktatury gen. Suharto kraj tonął w długach zaciągniętych przez skorumpowany reżim. Potrzebne były głębokie reformy społeczne, polityczne i gospodarcze, które umożliwiły transformację państwa w jedną z najbardziej zdecentralizowanych demokracji w Azji. Kolejne rządy konsekwentnie budowały wizerunek przewidywalnego i stabilnego partnera, który hołduje zasadom umiarkowanego islamu i „jedności w różnorodności” (Bhinneka Tunggal Ika), koncepcji odnoszącej się do skomplikowanej struktury etnicznej i wyznaniowej społeczeństwa.
Transformacja ustrojowa pozwoliła na odbudowę gospodarki, poprawę stanu finansów publicznych i obniżenie bezrobocia. Dziś Indonezja jest członkiem prestiżowej grupy G20 i siódmą gospodarką świata pod względem PKB liczonego według parytetu siły nabywczej. Dla dalszego rozwoju państwa składającego się z 17 tys. wysp, rozrzuconych na obszarze większym niż Unia Europejska, kluczowe znaczenie ma infrastruktura. Dlatego też uruchomiono zakrojony na szeroką skalę program budowy i modernizacji dróg, portów, lotnisk, linii kolejowych i elektrowni, który pochłonie setki miliardów dolarów.
Ambicją prezydenta Widodo jest uczynienie z Indonezji, położonej na przecięciu szlaków łączących Europę i Daleki Wschód, światowego centrum transportu morskiego. W ramach tych działań wprowadzono m. in. ułatwienia dla działalności biznesowej. Działania te przełożyły się na imponujący wzrost gospodarczy, który w ostatnich latach wynosił średnio 5 proc. rocznie.
Indonezja ze swoim potencjałem gospodarczym i ludnościowym (265 mln osób, co stanowi prawie połowę ludności Azji Południowo-Wschodniej) ma naturalne predyspozycje do odgrywania roli regionalnego hegemona. Jak jednak zaznacza dr Andrzej Anders z Instytutu Boyma, mocarstwowość ta ma charakter warunkowy. „Jest to najsilniejszy kraj w regionie, ale niemogący się równać z Chinami czy Stanami Zjednoczonymi. Stąd pozycja Indonezji zależy od umiejętności balansowania pomiędzy oboma mocarstwami, tak aby nie stać się zależnym od żadnego z nich” – tłumaczy.
Nie oznacza to jednak uległości. Choć Państwo Środka jest największym partnerem handlowym Indonezji, musi się liczyć z twardą postawą Dżakarty, która z ostrożnością podchodzi do chińskiej inicjatywy Pasa i Szlaku oraz otwarcie sprzeciwia się siłowym działaniom Pekinu na Morzu Południowochińskim. W ostatnim czasie rosnąca presja chińskich jednostek, regularnie naruszających indonezyjskie wody terytorialne w rejonie wysp Natuna, skłoniły Dżakartę do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków. Rozbudowywany jest potencjał marynarki wojennej, a w planach jest też budowa bazy wojskowej na południu bogatego w surowce naturalne archipelagu.
Mimo to Indonezja nie dąży do konfrontacji. Wręcz przeciwnie, w polityce międzynarodowej raczej postępuje wedle tradycyjnej zasady „tysiąca przyjaciół i zera wrogów”. Indonezji znacznie bliżej do roli lidera regionu, za którym podążają inne państwa, niż do roli hegemona występującego w stosunkach międzynarodowych z pozycji siły.
Początki takiej polityki sięgają czasów odzyskania niepodległości w 1945 r. Ówczesny prezydent Sukarno był jednym z liderów antykolonializmu. To właśnie w indonezyjskim Bandungu w 1955 r. odbyła się konferencja, która zapoczątkowała powstanie Ruchu Państw Niezaangażowanych.
Andrzej Anders zwraca uwagę, że kraj odgrywał istotną rolę w regionie także po przeorientowaniu polityki zagranicznej na korzyść Zachodu. „W moim odczuciu Indonezja była kluczowa dla funkcjonowania Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) jako instytucji stabilizującej region” – ocenia. Wycofanie się Dżakarty z aktywnej polityki zagranicznej w okresie transformacji ustrojowej zapoczątkowanej w 1998 r. doprowadziło do kryzysu przywództwa w organizacji.
Indonezja odzyskuje teraz utracone wpływy i promuje własną wizję kooperacji państw Indo-Pacyfiku. „Ambicje te zostały wyartykułowane w założeniach polityki zagranicznej po 2009 r. Interesujące jest to, że zapis nie dotyczył tego, kim chce być Indonezja, ale kim nie chce być. Zapisano bowiem, że celem jest wzrost znaczenia państwa, ale tak, by nie zostać sklasyfikowanym jako regionalny hegemon” – mówi dr Anna Grzywacz, analityczka ds. Indonezji w Instytucie Boyma. Tym samym, zgodnie z wizją obecnego prezydenta Widodo, Indonezja ma być „średnią potęgą”, wspierającą stabilność regionu poprzez instytucje, kontakty dyplomatyczne oraz pokojowe rozwiązywanie sporów.
Należy jednak pamiętać, że Indonezja – pomimo dobrych wskaźników ekonomicznych – nadal jest państwem na dorobku, które boryka się z mnóstwem problemów. Skala gospodarki nie przekłada się na dobrobyt obywateli, których przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosi ok. 2 miliony rupii indonezyjskich (ok. 500 zł). Z danych UNICEF wynika, że 50 mln osób nie ma dostępu do podstawowych usług sanitarnych.
Szybki rozwój gospodarczy wiąże się też z dewastacją środowiska naturalnego. Lasy są wycinane pod uprawy, kopalnie i przekształcane w tereny budowlane, co zmniejsza ilość wody pitnej, do której dostępu już teraz nie ma 12 proc. gospodarstw domowych. Na budowę nowej stolicy Indonezji należy zatem spojrzeć z dwóch stron – jest to bowiem dowód na rosnącą pozycję kraju, ale należy też pamięć, że dynamiczny rozwój ma poważne konsekwencje dla środowiska.
Wciąż nierozwiązany pozostaje problem islamskiego terroryzmu. Zamachy bombowe w miastach Surabaya i Sidoarjo w 2018 r., czy wcześniej w Dżakarcie i na Bali, sprawiły że zwalczanie fundamentalistycznych ugrupowań stało się jednym z priorytetów indonezyjskich władz. Pochłania to cenne zasoby, które mogłyby zostać wykorzystywane do dalszego wzmacniania pozycji międzynarodowej.
Niepokój budzi także fakt, że Indonezja ostatnio zaczęła schodzić z demokratycznej ścieżki. Coraz większy wpływ na krajową politykę zyskuje wojsko, ograniczana jest wolność słowa, coraz wyraźniej narastają podziały na tle religijnym i etnicznym. Przewodnictwo Indonezji w ramach ASEAN jest niezwykle potrzebne, zwłaszcza w obliczu chińskiej ekspansji na Morzu Południowochińskim. Jeśli Dżakarta ma ambicje, by stać się liderem regionu, zdolnym do rozwiązywania sporów zgodnie z prawem międzynarodowym, należy od niej oczekiwać także poszanowania określonych zasad na własnym podwórku.