Kultura
Cavatina Guitar Festival w Bielsku-Białej. Na scenie Rogucki i Smolik
20 maja 2025
Ile zastosowań ma spinacz? To pytanie, które może paść na warsztatach z kreatywności, nie tylko dla pracowników korporacyjnych. Grupka dorosłych ludzi siedzi w kręgu, wpatrując się w kawałek drutu. Trener zachęca do „otwierania głowy” i „generowania pomysłów”. Tylko czy naprawdę da się nauczyć kreatywności z prezentacji w PowerPoincie?
Na ścianie sali konferencyjnej widnieje hasło: „Think outside the box!” („Myśl nieszablonowo”). Dwunastu pracowników pewnej warszawskiej korporacji siedzi w półokręgu, każdy uzbrojony w kolorowe karteczki samoprzylepne. Prowadząca warsztat entuzjastycznie rozdaje markery i poleca: „W pięć minut wypiszcie jak najwięcej zastosowań dla zwykłego spinacza biurowego!”. Niektórzy rzucają pomysły jak z rękawa: „kolczyki, wykałaczka do zamka, antena do telefonu…”. Inni kręcą głowami z rezygnacją. To szkolenie z kreatywności, jedno z tych zajęć, które od paru lat szturmem wdzierają się do firm i szkół. Przy założeniu, że każdy uczestnik szkolenia po jego ukończeniu ma stać się bardziej twórczy.
Ale czy faktycznie można nauczyć się kreatywności na zawołanie? Czy da się systematycznie wpoić iskierkę geniuszu, tak jak tabliczkę mnożenia lub zasady gramatyki? To pytania, które zadają sobie nie tylko znużeni pracownicy podczas korporacyjnych warsztatów. Od lat edukatorzy i psychologowie spierają się, czy kreatywność jest cechą wrodzoną, czy umiejętnością do wyćwiczenia.
Wielu badaczy twierdzi, że rodzimy się z ogromnym potencjałem kreatywności, który z czasem gaśnie. Na poparcie tej tezy często przytacza się słynny eksperyment dr. George’a Landa. W latach 60. Land opracował test kreatywnego myślenia dla NASA, a następnie zastosował go na grupie 1,6 tys. dzieci. Wyniki były zdumiewające. Okazało się, że aż 98 proc. badanych pięciolatków osiągało wynik świadczący o wysokiej kreatywności, jednak ten odsetek dramatycznie malał z wiekiem. U dziesięciolatków wynosił już tylko 30 proc., a piętnastolatków 12 proc. Z kolei w grupie osób dorosłych zaledwie 2 proc. Innymi słowy, niemal wszystkie małe dzieci myślą nieszablonowo, lecz dorastając, większość z nas traci tę wrodzoną twórczą iskierkę.
George Land konkludował, że kreatywności można się co najwyżej oduczyć – poprzez wtłaczanie w sztywne ramy społeczne i edukacyjne. Podobnie ujął to znany ekspert edukacji sir Ken Robinson, który w głośnym wystąpieniu TED Do Schools Kill Creativity? (2006), w Monterey w Kalifornii, przestrzegł: „Z całego serca wierzę, że to nie tak, że dorastamy do bycia kreatywnymi. My z kreatywności wyrastamy – czy raczej edukacja z nas ją wyrugowuje”. W szkołach, gdzie nagradza się jedną prawidłową odpowiedź, a błąd traktuje jak porażkę, wyobraźnia bywa gaszona. „Wychowujemy ludzi tak, by zatracali swoje twórcze zdolności” – mówił Robinson, wskazując, że system oświaty często zabija odwagę do nieszablonowego myślenia.
Polecamy: Ludzie kalkulatory. Wyjątkowy dar jest ich przekleństwem
Czy możliwe jest rzetelne zmierzenie kreatywności? To pytanie prowokuje do głębszego namysłu nad samą naturą twórczości. Kreatywność nie jest liczbą, którą można wpisać w tabelę, ani zjawiskiem, które łatwo da się zamknąć w formule testowej. To raczej rodzaj wewnętrznego ruchu – nieuchwytnego błysku, który pojawia się w umyśle, gdy łączymy ze sobą rzeczy pozornie odległe, gdy myślimy inaczej niż zwykle lub przekraczamy schematy.
Psychologia i edukacja od lat próbują mierzyć kreatywność za pomocą rozmaitych narzędzi – testów Torrance’a, skojarzeń, użycia przedmiotów w nietypowy sposób, ocen eksperckich czy kwestionariuszy samoopisowych. Każde z tych narzędzi daję tylko jakąś przybliżoną, cząstkową odpowiedź. Test może wykazać, że ktoś potrafi wymyślić 20 zastosowań dla spinacza biurowego, ale czy to dowód prawdziwej kreatywności? A może to raczej sprawność słowna, zdolność do szybkiego kojarzenia i dostosowania się do reguł gry?
Przeczytaj także: Czym wyróżniają się ludzie z wysokim IQ? Poznaj 7 nietypowych zachowań geniuszy
Wróćmy do sali warsztatowej z początku opowieści – takie zajęcia istnieją po coś. Treningi kreatywności są coraz bardziej popularne. Organizują je zarówno firmy, którym zależy na bardziej innowacyjnych pracownikach, jak i szkoły czy uczelnie, które próbują przygotować młodych ludzi do „gospodarki kreatywnej”. Uczestnicy biorą udział w sesjach burzy mózgów, rozwiązują zagadki na myślenie lateralne według Edwarda de Bono, bawią się metodą SCAMPER (substitute, combine, adapt, modify, put to other use, eliminate, reverse – zastąpić, połączyć, dostosować, zmodyfikować, użyć w inny sposób, wyeliminować, odwrócić). Wszystko po to, by nauczyć się myśleć nieszablonowo. Często zachęca się ich również do relaksu i zabawy. Instruktorzy przypominają, że najlepsze pomysły przychodzą pod prysznicem lub na spacerze, gdy umysł błądzi swobodnie. W trakcie programów treningowych podsuwa się też różnorodne ćwiczenia – od rysowania z zamkniętymi oczami, przez improwizację teatralną, po wymyślanie alternatywnych zakończeń znanych bajek. Wszystko to brzmi obiecująco, ale czy działa?
Polecamy wystąpienie Dawida Łasińskiego (Pana Belfra) w trakcie HOLISTIC TALK EDU K’IDS
Nauka stara się zmierzyć efekty takich działań. Już w 2004 roku opublikowano obszerną metaanalizę 70 badań nad nauczaniem kreatywności, która wykazała, że dobrze zaprojektowane programy szkoleniowe potrafią istotnie zwiększyć kreatywność uczestników. Innymi słowy, istnieją dowody, że kreatywności można (ponownie) się nauczyć, przynajmniej do pewnego stopnia, jeśli zastosuje się odpowiednie metody. Trenerzy kreatywności przytaczają historie „nawróconych” umysłów ścisłych, ludzi, którzy po szkoleniu odkryli w sobie artystę, albo zespołów inżynierów, którym warsztat design thinking pomógł wynaleźć nowe usprawnienie produktu. W codziennym życiu również wielu z nas obserwuje u siebie przebłyski pomysłowości, gdy ćwiczymy tę „mentalną muskulaturę”.
Okazuje się jednak, że efekty takich interwencji są trudne do utrzymania i zmierzenia. Najnowsze badania każą ostrożnie patrzeć na wcześniejsze entuzjastyczne wyniki. W 2024 roku ukazała się ponowna analiza kilkudziesięciu lat badań, obejmująca aż 169 eksperymentów z treningami kreatywności. W badaniu z Psychological Bulletin pt. The Impact of Creativity Training on Creative Performance: A Meta-Analytic Review and Critical Evaluation of 5 Decades of Creativity Training Studies naukowcy Ut Na Sio i Hugues Lortie-Forgues stwierdzają pewną poprawę. Średnio o pół odchylenia standardowego w testach twórczego myślenia. Ale po uwzględnieniu efektu publikacji (faktu, że chętniej publikuje się te pozytywne rezultaty) realny efekt okazał się znacznie mniejszy, rzędu zaledwie 0,3 odchylenia standardowego.
Co więcej, wielu programom zarzucono słabości metodologiczne i brak długofalowych rezultatów. Uczenie kreatywności daje więc umiarkowane korzyści, a literatura naukowa może je przeceniać. Psychologowie podkreślają też, że transfer kreatywności bywa ograniczony – ktoś może nauczyć się generować pomysły na szkoleniu, ale w pracy nadal wpada w stare rutyny, jeśli środowisko go nie wspiera.
– Z badań płyną dwa wnioski – tłumaczy Joanna Michalska, psycholożka poznawcza, którą pytam o opinię. – Po pierwsze, pewne techniki faktycznie pomagają ludziom myśleć bardziej różnorodnie. W bezpiecznych warunkach burzy mózgów zaczną generować więcej pomysłów niż zwykle. Ale po drugie, nie ma gwarancji, że staną się przez to prawdziwie kreatywni na co dzień. To tak nie działa, że w tydzień zrobimy z każdego drugiego Einsteina.
Prof. John Sweller, australijski autorytet w dziedzinie psychologii uczenia, uważa podobnie. Ogólnego, uniwersalnego „kreatywnego myślenia” nie da się wyłożyć na lekcji. Jest ono raczej produktem ewolucji naszego mózgu niż zbiorem świadomie stosowanych reguł. Zdaniem eksperta wszyscy ludzie w pewnym stopniu myślą kreatywnie i jest to coś naturalnego. Różnice wynikają głównie z wiedzy i doświadczeń, na bazie których umysł może tworzyć nowe kombinacje. „Aby pobudzić kreatywność uczniów, nauczyciel powinien raczej budować bogatą bazę wiedzy i doświadczeń. Wtedy bowiem twórcze myślenie pojawi się niejako samo z siebie” – pisze Sweller w eseju Some Critical Thoughts about Critical and Creative Thinking (2022). Zwraca uwagę, że choć idea nauczania kreatywności jest modna, brakuje twardych dowodów z eksperymentów na to, że specjalne lekcje czynią uczniów bardziej kreatywnymi w dłuższej perspektywie. Zamiast tego powinniśmy stawiać na przekazywanie różnorodnej wiedzy, otwieranie umysłów i zachęcanie do samodzielnego rozwiązywania realnych problemów. Wtedy kreatywność „zaskoczy” sama.
I tak wracamy do sali z kolorowymi karteczkami, w której spinacz przeobraża się w kolczyk, wykałaczkę czy antenę do telefonu. Czy to już kreatywność, czy tylko zręczne wykonywanie polecenia? Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne – twórcze myślenie nie włącza się przyciskiem ani nie rodzi z listy zadań. Wymaga czasu, przestrzeni, odwagi do błądzenia – i fundamentu w postaci wiedzy, na której można budować nowe światy.
A może największym paradoksem jest to, że im bardziej próbujemy nauczyć kreatywności, tym bardziej ją oswajamy, porządkujemy. I tym mniej miejsca zostawiamy na to, co naprawdę zaskakujące?
Może Cię zainteresować: Mózg czasem blokuje pomysły. Mały trik wystarczy, by to odwrócić