Nauka
Starzenie mięśni spowalnia regenerację. Uczeni wyjaśniają przyczyny
26 grudnia 2024
Wymuszone przeniesienie Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego z Budapesztu do Wiednia to smutne wydarzenie, jeśli chodzi o prawa obywatelskie. To pierwszy tego typu przypadek w UE i nie można zakładać, że nie dojdzie do powtórki
Inauguracja nowego kampusu Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (Central European University, CEU) w Wiedniu odbyła się 15 listopada. Dokładnie w tym samym dniu węgierski rząd pod przewodnictwem Viktora Orbána otworzył kolejny stadion sportowy w Budapeszcie.
Zgodnie z przewidywaniami węgierskie media skupiły się na tym drugim wydarzeniu i zignorowały sprawę przeniesienia CEU, jednego z wiodących uniwersytetów w europejskich i światowych rankingach. Sprawę przemilczała także większość przywódców państw Unii Europejskiej. To przygnębiające, bo to pierwszy europejski „uniwersytet na wygnaniu”, który został otwarty w stolicy innego unijnego państwa.
Zupełnie inaczej zachował się burmistrz Wiednia Michael Ludwig, który podkreślił znaczenie tego wydarzenia. „Dwa lata temu wszyscy byliśmy świadkami czegoś, co wydawało nam się całkowicie nie do pomyślenia i co w zasadzie nie powinno w ogóle mieć miejsca w zjednoczonej Europie. Stwierdzono bowiem, że placówka naukowa nie jest już mile widziana w stolicy Węgier” – oświadczył. Ale słowa Ludwiga przeszły właściwie bez echa.
Pamiętajmy jednak, że wszystkie znaczące podmioty polityczne w UE – w taki czy inny sposób – wyraziły swoją solidarność z Uniwersytetem Środkowoeuropejskim. „Mam poparcie w Waszyngtonie. Mam wsparcie w Berlinie, w Budapeszcie, (…), w Monachium. Najwyższy czas otrzymać także wsparcie w Brukseli” – mówił rektor CEU Michael Ignatieff w trakcie wystąpienia w Parlamencie Europejskim w kwietniu 2017 r.
Owszem Ignatieff otrzymał wsparcie, przynajmniej na samym początku. W grudniu 2017 r. Komisja Europejska pozwała Węgry do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ECJ) za wdrożenie tzw. prawa CEU, zgodnie z którym uniwersytet został zmuszony do zamknięcia swoich bram i opuszczenia kraju. Dziennik „Guardian” informował wówczas, że „Bruksela nasila swoją walkę w obronie demokratycznych wartości w Europie Środkowej”.
W marcu 2019 r. Europejska Partia Ludowa (EPP), największa grupa polityczna w Parlamencie Europejskim, zawiesiła w prawach członka Fidesz – partię premiera Orbána. Owszem decyzja wynikała głównie z kampanii plakatowej wymierzonej w przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera, a nie z powodu ataków na wolność nauki. Jednak EPP zażądała od węgierskich władz wyjaśnień także w związku z sytuacją Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego.
Jednak ostatecznie rząd węgierski nie „wyjaśnił” pozycji uniwersytetu w krajowym systemie prawnym. Co gorsza, poprzez wypchnięcie uczelni poza granice kraju Orbán stworzył precedens dla innych przywódców państw UE o podobnych poglądach. Pięć dni po tym jak CEU zainaugurował otwarcie kampusu w Wiedniu, Węgry i Polska zawetowały europejską rezolucję przewidującą sporządzanie przez Komisję Europejską rocznego raportu dotyczącego stanu praworządności w krajach Unii Europejskiej.
Usunięcie Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego z Węgier uwypukla dwie rzeczywistości w Unii Europejskiej. Po pierwsze, pomimo katastrofalnej próby podjętej przez brytyjskich konserwatystów w celu przywrócenia „suwerenności” w drodze brexitu i porażki nieco łagodniejszych partii optujących za „suwerennością” w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, rządy w Polsce i na Węgrzech nadal stoją pod populistyczno-narodową flagą. Dla nich nie liczą się swobody gospodarcze bronione przez Komisję i Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, lecz raczej wolność rządów w zakresie naruszania unijnych przepisów.
W rzeczywistości nękanie CEU przez rząd Orbána jest po prostu jednym z wielu ataków na wolności i polityczne prawa obywateli Węgier. Brak zdolności instytucji Unii Europejskiej do zatrzymania ataków Orbána na niezawisłość sądów oraz na wolność nauki i mediów pokazuje instytucjonalny brak równowagi w ramach Wspólnoty.
Unia Europejska może zastosować sankcje wobec państw członkowskich za ograniczanie swobód gospodarczych, ma także uprawnienia umożliwiające nałożenie wymogów finansowych i ekonomicznych na państwa członkowskie, większe aniżeli posiadają amerykańskie władze federalne w stosunku do 50 stanów. Unia może na przykład ograniczyć zakres podejmowania demokratycznych decyzji odnośnie do kwestii budżetowych przez państwa członkowskie, może także ograniczyć prawo do strajku.
Jednak Unia Europejska posiada zdecydowanie mniej władzy, by bronić praw innych, niż pozagospodarcze. Znawca prawa Dimitry Kochenov, twierdzi, że „demokracja” Unii Europejskiej – choć tak wychwalana w tekstach prawnych – jest „raczej kruchą fasadą czegoś innego, chroniącą (unijny – przyp. red.) rynek przed obywatelami, a nie obywateli przed rynkiem”.
To, co spotkało CEU, wraz z innymi przykładami naruszania praw obywatelskich przez węgierski rząd, pokazuje brak woli europejskich polityków w zakresie powstrzymywania autokratów podobnych do Orbána. Członkowie EPP mogą potępiać Orbána i rewitalizację pojęcia suwerenności w jego wydaniu, w stylu z czasów sowieckich. Jednak, jak stwierdza R. Daniel Kelemen z Uniwersytetu Rutgersa, korzyści z głosów, których Orbán dostarcza EPP, zdecydowanie przewyższają koszty związane z utratą reputacji, które mogą być skutkiem dalszego popierania węgierskiego premiera.
Co więcej, obrona Viktora Orbána wynikająca z zakulisowych negocjacji między rządami krajowymi służy interesom bardziej konserwatywnych sił bloku. Orbán obawia się, że podążanie w kierunku wspólnej polityki europejskiej, uwzględniającej wzmocnienie praworządności i uprawnień Parlamentu Europejskiego, mogłoby skutkować ochroną przez UE większej ilości praw obywateli, w ten sposób pozbawiając go części możliwych działań na poziomie unijnym.
Dla europejskich konserwatystów, z których większość skupiona jest w EPP, jakikolwiek krok w kierunku federalizmu jest równią pochyłą w kierunku „unii transferowej”. Obawiają się, że państwa członkowskie UE, które dzielą się już przecież swoją suwerennością w kwestiach gospodarczych, mogą zostać wezwane do kolejnego „transferu” – do podzielenia się ryzykiem związanym z utrzymaniem rynku europejskiego liczącego 500 mln osób. Ataki Orbána na Brukselę mogą być uciążliwe, ale jego niechęć względem „Stanów Zjednoczonych Europy” pomaga ożywić sprawę suwerenności
i wzmocnić dominującą pozycję europejskich konserwatystów.
Wymuszone przeniesienie Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego do Wiednia jest smutnym i zarazem niebezpiecznym wydarzeniem. Jeśli Unia Europejska nie zacznie przeciwstawiać się autokratom takim jak Orbán i nie ochroni skuteczniej praw obywatelskich, nie będzie to jedyny taki przypadek.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org