Humanizm
Byle nie do okopu. Wielu mężczyzn nie chce bronić kraju
19 lutego 2025
Polska na czarnej liście USA w sprawie AI. Co to oznacza? Amerykańskie restrykcje dotyczące sprzedaży chipów AI dotknęły Polskę, ale ominęły naszych sąsiadów z Unii Europejskiej. Czy to jedynie cios wizerunkowy, czy realne zagrożenie dla rozwoju polskiej technologii? O możliwych przyczynach tej decyzji i jej konsekwencjach mówi Aleksandra Wójtowicz, ekspertka od cyfryzacji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Piotr Włoczyk: Tuż przed przekazaniem władzy nowemu prezydentowi administracja Joe Bidena jedną decyzją wzburzyła wielu Polaków. Okazało się, że nasz kraj trafił na listę państw, które obowiązują limity sprzedaży amerykańskich chipów AI. Tymczasem inni nasi partnerzy z UE, np. Niemcy czy Francuzi, nie zostali objęci takimi restrykcjami. To cios gospodarczy czy może bardziej wizerunkowy?
Aleksandra Wójtowicz, ekspertka ds. cyfryzacji: Rozpatrywałabym to przede wszystkim w kategoriach wizerunkowych. Europa została tu podzielona na dwie grupy. A przecież wydawałoby się, że Unia Europejska powinna być potraktowana jako całość. Dlaczego w pierwszej grupie państw, które nie są objęte limitami sprzedaży chipów AI, znalazła się Hiszpania, ale już nie sąsiednia Portugalia czy choćby Polska? Na to pytanie nie znamy odpowiedzi.
Co ciekawe Izrael, bardzo bliski sojusznik USA, także znalazł się w drugiej grupie. To samo dotyczy Arabii Saudyjskiej, innego bliskiego sojusznika USA, która dodatkowo inwestuje miliardy dolarów w amerykańskie projekty AI.
Możemy tu jednak snuć pewne domysły…
Istnieją dwie główne hipotezy. Pierwsza byłaby dla nas bardziej optymistyczna. Być może decyzja zapadła na poziomie urzędniczym i po prostu został tu popełniony błąd. Ustępująca administracja mogła to robić w pośpiechu i ten podział może być czysto arbitralny. Czyli byłoby to do pewnego stopnia dzieło przypadku.
Druga hipoteza zakłada jednak, że wpisanie nas do kategorii państw objętych limitem oznacza, iż nasze systemy bezpieczeństwa nie zostały uznane przez Waszyngton za wystarczająco szczelne. Dlaczego bowiem w ogóle USA podzieliły świat na trzy grupy pod względem dostępu do amerykańskich czipów AI? Chodzi oczywiście o to, by pozostać niekwestionowanym liderem w kwestii AI. Najważniejsza jest tu trzecia kategoria państw, czyli te, do których nie wolno sprzedawać amerykańskich chipów AI – na pierwszym miejscu są tu oczywiście Chiny.
Amerykanie starają się uszczelnić system tak, by te „super chipy”, potrzebne do tworzenia zaawansowanych modeli AI nie przeciekały do Chin. Jeżeli druga hipoteza jest trafna, to Polska może w oczach Amerykanów nie dawać rękojmi bezpieczeństwa?
Tak może być, ale jednak wszystko może się tu jeszcze zmienić. Obecnie trwają bowiem w USA konsultacje wokół tego rozporządzenia i niewykluczone, że podział krajów może zostać zmieniony – widać tu duże starania ze strony państwa polskiego, by znaleźć się w pierwszej kategorii. Od tego jest właśnie okres konsultacji, by różni interesariusze mogli wyrazić swoje uwagi na ten temat.
Warto przeczytać: Nie rozumie, ale wysłucha i porozmawia. AI w chińskim pokoju
Podkreśla pani, że umieszczenie Polski w grupie państw objętych limitem sprzedaży chipów AI jest głównie problemem wizerunkowym, ale patrząc na reakcję polskich władz można dojść do wniosku, że jest to również realny problem gospodarczy, a nawet militarny. Ministerstwo rozwoju podkreśla, że z powodu limitów może ucierpieć rozwój polskich systemów obronnych opartych o sztuczną inteligencję.
W dłuższej perspektywie, jeżeli limit na Polskę byłby utrzymywany w kolejnych latach, a technologia AI zaczęłaby się w naszym kraju bardzo dynamicznie rozwijać, to faktycznie mogłoby to stanowić problem dla naszej gospodarki, a także obronności. Natomiast obecnie w Polsce mamy w użyciu mniej niż 5 tys. bardzo zaawansowanych procesorów, które nazywane są powszechnie „chipami AI”.
I które są bardzo drogie…
Przykładowo procesory Nvidia H800 kosztują ok. 150-200 tys. złotych za sztukę. A nie są to najbardziej zaawansowane procesory, czyli H100 – te są znacznie droższe. Trudno sobie wyobrazić, żebyśmy mogli w ciągu dwóch lat przeskoczyć z 5 tys. do 50 tys. procesorów.
A tak naprawdę ten limit jest jeszcze wyższy, ponieważ na wniosek strony polskiej Amerykanie mogą go podwyższyć dwukrotnie – do 100 tys. sztuk (w ciągu dwóch lat). Tak potężne moce obliczeniowe pozwalałyby nam tworzyć bardzo zaawansowane modele, ale – jak już wspomniałam – na razie nic nie wskazuje na to, abyśmy byli w stanie w naszym kraju wykorzystać w ciągu dwóch lat nawet tę podstawową pulę. I dlatego uważam, że limit to dla Polski przede wszystkim problem wizerunkowy.
Musimy się dobrze zastanowić – jako państwo polskie – co dokładnie chcemy osiągnąć dzięki chipom AI. Jaki chcemy stworzyć model i po co? Jeżeli zamierzamy opracować kolejny generatywny chatbot, jak Chat GPT lub DeepSeek, który będzie asystentem odpowiadającym na pytania, czyli lepszą wyszukiwarką, albo poprawi kod podczas programowania, to takie produkty już są dostępne. AI to wielka technologia, która może mieć ogromne znaczenie – gospodarcze, a także militarne, ale trzeba podchodzić do tego tematu strategicznie, żeby nie dublować już istniejących rozwiązań i nie tracić w związku z tym zasobów.
Decyzja Amerykanów w sprawie sprzedaży chipów AI pokazuje, że USA są bardzo zdeterminowane, by pozostać liderem w tej technologii. Tu akurat nie ma mowy o wolnym handlu.
Jeżeli wczytamy się w tekst tej regulacji, to widzimy, że jej celem jest doprowadzenie do tego, by Ameryka zawsze była co najmniej o rok przed resztą świata. To zarządzenie będzie podlegać rewizjom pod kątem mocy obliczeniowej – bo o to tu chodzi przede wszystkim. Ważna jest nie tyle sama liczba chipów, co moc, która jest potrzebna do stworzenia dobrych modeli sztucznej inteligencji.
Już widzimy, że korzystając z wielu rozwiązań AI będziemy zależni od USA. Przyzwyczailiśmy się do zależności od Ameryki, jeżeli chodzi np. o kwestie wywiadowcze czy kupno zaawansowanego sprzętu wojskowego, ale teraz okazuje się, że podobnie może być w nowym sektorze – AI. To dla nas nowa sytuacja i stąd mogą wynikać różne nerwowe reakcje.
Można sobie jednak wyobrazić, że amerykańskie limity na chipy AI mogą doprowadzić do sytuacji niekorzystnej dla samych USA. Czy nie ma realnego zagrożenia, że część krajów z drugiej grupy może się zbliżyć gospodarczo do Chin, by rozwijać swoje zdolności AI?
Oczywiście, że Waszyngton musi się liczyć z takim zagrożeniem. I jest to realny scenariusz. Myślę jednak, że nie dotyczy on Polski, która jest silnie związana ze Stanami Zjednoczonymi. Natomiast część państw z „drugiej grupy” jak najbardziej może być zainteresowana współpracą z Chinami wobec pojawienia się amerykańskich limitów.
Gorący temat: Zagrożenia sztucznej inteligencji. Model AI modyfikował swój kod
Tym bardziej że Chiny bardzo dynamicznie rozwijają własne zdolności AI. Jeszcze do niedawna wydawało się, że restrykcje USA sprawią, iż Chiny będą miały problem ze stworzeniem efektywnego modelu sztucznej inteligencji. Pierwszy, który wypuścili na rynek był po prostu słaby i potwierdzał, że opanowanie tej technologii nie wychodzi im dobrze. Natomiast DeepSeek, który pojawił się w styczniu jest już bardzo dobry. Nie mamy jednak pewności, czy faktycznie został stworzony za tak niską kwotę, o jakiej mówią sami Chińczycy.
Wiemy bowiem, że Chiny potrafią podchodzić bardzo „kreatywnie” do danych na temat swojej gospodarki, którymi dzielą się ze światem. Chyba nie ma się co dziwić, że 6 milionów dolarów, o których mówi DeepSeek, brzmi w uszach ekspertów od AI podejrzanie optymistycznie?
Oczywiście nie możemy wierzyć na słowo przedstawicielom DeepSeek, którzy twierdzą, że wykorzystali tak niewiele procesorów, natomiast wygląda na to, że użyta przez nich moc obliczeniowa była faktycznie niższa od zasobów, które pochłonęło stworzenie np. Chata GPT. Dodatkowo Chińczycy twierdzą, że korzystali z chipów starszej generacji niż H100 Nvidii, ale jest to trudne do zweryfikowania.
Jeżeli jednak potwierdzi się, że Chińczycy zbudowali swój model za o wiele mniejsze pieniądze niż Amerykanie, to inwestorzy z pewnością wezmą to pod uwagę. Zresztą już teraz spadki na amerykańskiej giełdzie pokazują, że inwestorzy zadają sobie pytania, czy warto wydawać aż tak wielkie pieniądze na tworzenie modeli AI. Może się okazać, że bańka AI jest zbyt napompowana, i duże modele da się tworzyć bardziej efektywnie, czyli po prostu taniej. Chińczycy raczej na pewno użyli słabszych czipów, ale są podejrzenia, że „ściągali” trochę z już istniejących modeli i wykorzystywali moc obliczeniową dostępną w chmurze w zagranicznych centrach danych. W ten sposób część kosztów byłaby ukryta. Nie można też zapomnieć o tym, że w ChRL koszty pracy, również informatyków i programistów, są dużo niższe niż na Zachodzie.
DeepSeek to dla amerykańskich firm z sektora AI zagrożenie, którego USA nie przewidziały. Waszyngton długo był przekonany, że Chiny, choć od lat inwestują w AI ogromne środki, odcięte od amerykańskiego hardware’u same nie stworzą nic dobrego.
Warto przeczytać: AI w pracy to codzienność millenialsów. To oni napędzają rewolucję
Chyba nieprzypadkowo premiera DeepSeek zbiegła się z inauguracją drugiej kadencji Donalda Trumpa?
Też mi się tak wydaje. Donald Trump jest przecież bardzo zainteresowany sztuczną inteligencją.
Świetnie było to widać podczas jego inauguracji – za jego plecami stali miliarderzy, którzy pracują nad takimi projektami.
Trump „podłączył się” pod projekt Stargate, który ma uczynić z Ameryki absolutną potęgę w zakresie AI. Poza tym nowy prezydent anulował rozporządzenie Joe Bidena mocno regulujące rozwój AI, włączając w to kwestie etyczne. Teraz już nie ma mowy o etyce i bezpieczeństwie. Trump mówi jedynie o dominacji i przywództwie amerykańskim w sztucznej inteligencji. Można odnieść wrażenie, że nowy prezydent mówi językiem Muska, przekonując opinię publiczną, że tylko sztuczna inteligencja może zapewnić ludzkości rozwój i dobrobyt. I właśnie na samym początku kadencji Trumpa Chińczycy robią wielką premierę DeepSeek, pokazując światu, że Ameryka wcale nie musi być niekwestionowanym numerem jeden w AI.
Przeczytaj inny tekst Autora: „Sztuczne Słońce” na Ziemi. Ta technologia odmieni świat