Nauka
Chcesz odstawić Ozempic? Eksperci ostrzegają, na co uważać
25 lipca 2025
Obowiązki wykonujesz na autopilocie, a gdy w końcu przychodzi wolne, ogarnia Cię dziwna niemoc. Nie masz siły na nic poza gapieniem się w ekran, choć nawet nie sprawia Ci to przyjemności. To nie lenistwo – to znak, że Twoja nadwyrężona psychika przeszła w tryb awaryjny. Psychologowie nazywają ten stan functional freeze. Skąd się bierze i jak go przełamać?
Piątek po południu. Koniec pracy. Koniec nauki. Przed tobą wolny wieczór, a następnie weekend. Wreszcie możesz wykorzystać czas wolny na swoje ulubione aktywności. Możesz iść na basen. Woda doskonale odpręża wszystkie mięśnie napięte pod wpływem stresu lub zbyt długiego siedzenia w jednej pozycji. Albo umówić się ze znajomymi: do kina, do knajpy, na spacer. Czas spędzony z przyjaciółmi „uwalnia” głowę, przekierowuje nasze myśli poza obszar obowiązków, pozwala uruchomić pozytywne emocje.
Możesz też w spokoju skupić się na swoich pasjach: pograć na instrumencie, który sobie sam kupiłeś do relaksu w wolnych chwilach, albo ugotować coś dobrego na weekendowy obiad. Ale… ogarnia cię niemoc. Czujesz, że nie masz siły na nic. Zalegasz więc na kanapie, najlepiej ze smartfonem w ręku, i scrollujesz. Ewentualnie włączasz kolejny serial, który oglądasz bez rozumienia, bez kojarzenia poprzednich odcinków. Piątkowy wieczór spędzony w tym trybie zamienia się w… cały weekend. To mogą być objawy functional freeze.
Osoby, które doświadczyły tego stanu, dla ukazania jego istoty używają najczęściej określeń: niemoc, letarg, zawieszenie, stagnacja. Niby człowiek żyje. Rano wstaje, idzie do szkoły, do pracy, wykonuje swoje obowiązki, jest w kontakcie z innymi, ale… wszystkie czynności wykonuje w trybie autopilota. Codziennej rutynie nie towarzyszą specjalne emocje, a tym bardziej jakiekolwiek poczucie siły. Jak na lekarstwo tu motywacji, dostrzegania sensu w podejmowanych działaniach. Nie mówiąc już o radości, satysfakcji czy poczuciu spełnienia – praktycznie ich nie ma.
Jak nauczycielka akademicka często obserwuje ten stan u wielu moich studentów. Kiedy pytam ich o opis tego doświadczenia, wypowiadają się w podobnym tonie.
Ania (lat 25, kelnerka): – Łącząc pracę ze studiami, weszłam w którymś momencie w tryb automatycznego wykonywania poleceń. Najpierw od wykładowców, potem od szefowej. Nie chcąc niczego zaniedbywać, nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęło mi brakować sił na pogodzenie wszystkich obowiązków. Niczego nie chciałam odpuścić. Wolny wieczór był już tylko próbą wyłączenia myśli i zresetowania psyche.
Marcin (lat 24, student dwóch kierunków): – Cały czas w trybie online: rejestrowanie całymi godzinami informacji od wykładowców, od znajomych, kombinowanie, jak pogodzić zajęcia na dwóch uczelniach. Cały czas w biegu – między kilkoma budynkami rozrzuconymi po całym mieście. Jedzenie – w pośpiechu. Stanie w korkach – frustracja i zniechęcenie do życia. Czas wolny po całym tygodniu to odreagowanie wszystkich bodźców. Wszystko wtedy zastyga.
Osoby dotknięte functional freeze w czasie wolnym czują się jakby odłączone od świata zewnętrznego. Cisza i spokój stają się dla nich wybawieniem, a mechaniczne wykonywanie czynności sprawia, że mózg odpoczywa, bo nie musi niczego przyswajać, analizować, rejestrować.
Bogdan Loebl, współczesny polski poeta i prozaik, diagnozuje w książce pt. Piekło weszło do raju kondycję współczesnego człowieka. Według Loebla „Zarówno zwierzęta, jak i ludzie żyją na tym świecie w nieustannym poczuciu zagrożenia, bojąc się, że inne zwierzę lub człowiek może ich zranić albo nawet zabić”. Do tego właśnie stanu zagrożenia – w kontekście doświadczenia functional freeze – odwołują się psychologowie, wskazując na mechanizm tak zwanego 3 × F. W sytuacji, którą odbieramy jako zagrożenie i naruszanie naszych granic bezpieczeństwa, komfortu cielesnego, psychicznego czy emocjonalnego, ludzki organizm ma do wyboru trzy rodzaje reakcji. Są to Fight (walka), Flight (ucieczka), Freeze (zamarzanie).
To zachowania atawistyczne i widać je wyraźnie u zwierząt, gdy pojawia się jakieś zagrożenie. Osaczony kot czy pies, pod wpływem narastającego w nim lęku, może rzucić się do walki z przeciwnikiem, może też wybrać ucieczkę (jeśli „oszacuje”, że ma nikłe szanse na wygraną) lub pozostać w bezruchu, zastygnąć w jednej pozycji, udając martwego. Ta ostatnia możliwość to właśnie zastosowanie functional freeze. I z praktycznego punktu widzenia trzecia opcja mogłaby wydawać się korzystna, najmniej forsująca czy obciążająca dla organizmu, uznana nawet za zdolność adaptacyjną, pod warunkiem, że nie przechodzi ona w stan ciągły.
Polecamy: Zmęczeni swoim zmęczeniem. Wypalonym nawet urlop nie pomaga
Obserwacja współczesnego człowieka pokazuje, że chwilowe zamrożenie coraz częściej zamienia się w stan chroniczny. Wśród wielu ludzi narasta poczucie, że są coraz bardziej wykorzystywani zawodowo. Że oczekiwania ze strony bliskich ciągle rosną, a poprzeczki stawiane w związku są stawiane coraz wyżej. Człowiek ma permanentne poczucie bycia zagrożonym, wyzyskiwanym, nierozumianym, eksploatowanym, a w związku z tym – przełącza się na tryb zagrożenia. Coraz bardziej zatraca umiejętność zdroworozsądkowego oszacowania, w jakim stopniu jego przekonania są zgodne z rzeczywistością, a w jakim wynikają z własnych wewnętrznych ograniczeń. Takich jak brak asertywności czy branie nadmiernej odpowiedzialności za innych. Utrzymywanie się na powierzchni wymusza na nim zamrażanie sił, energii, motywacji – żeby przetrwać.
Kot czy pies po odejściu przeciwnika „odmraża się” i wraca do swojego normalnego funkcjonowania. Człowiek dotknięty functional freeze nie potrafi już wyłączyć tego trybu. W wolny wieczór pozostaje więc tylko marazm, trwanie, weekendowy letarg. Jakże trafne w tym kontekście wydają się słowa polskiego poety Zbigniewa Herberta, który pisał: „Wszystkie niebezpieczeństwa, jeżeli człowiek stanie z nimi oko w oko, są mniejsze niż wyobrażone. W przestrzeni emocjonalnej, wbrew prawom geometrii – dystans wyolbrzymia”.
Osoba dotknięta functional freeze ma poczucie odłączenia od doświadczania „tu i teraz”, co uniemożliwia pełne przeżywanie teraźniejszości. To trochę jak obserwowanie swojego życia, ale zza szklanej szyby. Bez brania w nim udziału, bez zaangażowania. I o ile chwilowe wyłączenie się jest dobre, a nawet wskazane, to przeciągane w czasie może grozić apatią, depresją, stopniowym wycofywaniem się z realnego świata na skutek niemożności przeżywania go.
Pogłębiająca się izolacja prowadzi do zamknięcia się w bezpiecznych czterech ścianach. Często idzie w parze z nawarstwiającymi się lękami. Przedłużające się chroniczne zmęczenie, brak satysfakcji i radości z własnych sukcesów, pogłębiające się unikanie bezpośrednich kontaktów z ludźmi, problemy z koncentracją nawet przy najprostszych zadaniach powinny dać do myślenia. Tak reaguje organizm, który jest przeciążony i wchodzi w tryb „odłączania się” od stresogennego otoczenia. Emocjonalne odrętwienie i zamrożenie wszelkich reakcji to ostateczny sygnał, że psychika wybiera functional freeze, żeby się ratować.
Psychologowie podkreślają także znaczenie nieustannie utrzymującego się wewnętrznego niepokoju, który właściwie nie posiada swojego obiektywnego źródła. Jednakże to wewnętrzne napięcie sprawia, że prawdziwy odpoczynek jest niemożliwy. Trudno bowiem nazwać relaksem scrollowanie social mediów, a bardzo często właśnie ta aktywność może być jedyną, na którą jeszcze mamy siły. Niczego relaksującego w rzeczywistości nie wnosi, ale zabija czas, który trzeba tylko przetrwać.
U osób „zamrożonych” łatwo zauważyć minimalizowanie wszelkiej aktywności w czasie wolnym. Stopniowo będzie to także przenosić się na czas pracy czy nauki, co w praktyce oznacza zwiększającą się liczbę spraw nierozwiązanych (odsuwanych na później, na kiedyś). Taka postawa bynajmniej nie musi oznaczać lenistwa, ale właśnie poczucie niemocy, brak jakichkolwiek sił do podejmowania normalnych, codziennych zajęć. W ten sposób organizm stopniowo wyłącza się ze świata realnego, a stąd już prosta droga do depresji.
Zaobserwuj nasz kanał na YouTubie. Kliknij na link i zaznacz „Subskrybuj”.
Współczesny amerykański psycholog William Schutz stwierdza, że „Wraz ze wzrostem [naszej] świadomości wzrasta [nasza] kontrola nad sobą”. Właśnie dlatego w przezwyciężaniu functional freeze najważniejsze jest uświadomienie sobie stanu, w jakim się człowiek znalazł. Bez „zamiatania pod dywan” i bez udawania, że coś samo się rozwiąże. Kontakt z własnymi emocjami i przeżyciami jest tutaj kluczowy. Dopiero dzięki świadomości tego, co się z nami dzieje, a następnie nazwaniem tego, co przeżywamy, możemy próbować wyjść z zamrożenia.
Psychologowie jednogłośnie stwierdzają, że metoda uważności, a więc śledzenia własnych reakcji, jest tutaj niezwykle ważna. Dzięki temu, małymi kroczkami (a nie od razu w trakcie wielkiej rewolucji!), możemy pomóc sami sobie. Ważna jest mobilizacja choćby do drobnych, ale konkretnych aktywności i to najlepiej w interakcji z innymi ludźmi – żeby porzucać swoją wcześniejszą izolację. Spacer (najlepiej na łonie przyrody, a nie po ulicach głośnego miasta) to już drobna zmiana. Rozmowa – najlepiej na żywo, ale można zacząć od telefonicznej – to wyjście ze swojej strefy komfortu do ludzi, którzy często martwią się o nas, chcą pomóc, ale nie mają na to szansy, gdy sami się odcinamy.
Jeśli metoda drobnych kroków nie pomoże, zawsze można sięgnąć po profesjonalną pomoc psychiatry czy psychoterapeuty, który nauczy nas odpowiednich narzędzi, po które warto sięgać w takich sytuacjach. Dzięki temu odzyskamy władzę nad swoim życiem, które stanie się o wiele bardziej przyjemne.
Może Cię zainteresować: Kolejny dzień, kolejny wyścig szczurów. Epiktet uczy, jak żyć lepiej