Nauka
Badania Wenus. Sonda NASA odkryła najnowsze szczegóły
14 listopada 2024
Wojna handlowa między USA i Chinami znowu się nasiliła. Ten gospodarczy roller coaster, nakręcany tweetami Donald Trumpa, trwa już drugi rok. Ryzyko, że na sporze potęg stracimy wszyscy, staje się coraz bardziej realne
Chińczycy zwykli mawiać, że wszystkie interesy z nimi powinny kończyć się zgodnie z modelem win-win, w którym wszyscy odnoszą korzyść. Jeszcze zanim Donald Trump w lipcu 2018 r. otworzył front wojny handlowej, chińskie podejście mogło wydawać się dość naiwne, ale win-win – jak mantrę – powtarzano przy każdej możliwej okazji. Po roku konfliktu i tweetach amerykańskiego prezydenta wydaje się, że czasy retoryki obopólnego zwycięstwa odejdą w zapomnienie. I to na długo.
Politykę administracji Donalda Trumpa można podsumować jedną liczbą – 232. To rozdział ustawy US Trade Expansion Act z 1962 r. Zgodnie z tym pamiętającym jeszcze czasy zimnej wojny prawem Waszyngton może ograniczyć handel z jakimś krajem, jeżeli uzna, że pojawiło się zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.
Za korzystanie z tego mechanizmu odpowiada głównie Robert Lighthizer, przedstawiciel USA ds. handlu, drugi po sekretarzu skarbu Stevenie Mnuchinie kluczowy negocjator w rozmowach z Chińczykami. Obniżeniu napięcia nie służy także retoryka Trumpa, który nie próżnuje i strzela tweetami na lewo i prawo. W jednych ostro krytykuje Chiny, w kolejnych zarzeka się, że z prezydentem Xi Jinpingiem łączą go przyjacielskie relacje, potęgując dodatkowo wrażenie bałaganu.
Co ciekawe, w twitterowej ofensywie obrywa się nie tylko Pekinowi. Przed wylotem na szczyt G7 w Biarritz prezydent USA porównał szefa amerykańskiej Rezerwy Federalnej Jerome’a Powella właśnie do Xi Jinpinga, jako dyżurnego wroga jego administracji.
Paradoksalnie, Trump w ten sposób mógł odkryć swoje karty. Powell jako człowiek odpowiedzialny za wysokość stóp procentowych nie ulega presji i utrzymuje ich obecny poziom. Prezydentowi zależy jednak na ich podwyżce, bo amerykańska gospodarka zwalnia, a on chciałby ponownie nakręcić koniunkturę. Jeżeli ludzie odczują ożywienie gospodarcze, to przecież chętniej zagłosują na niego w wyborach w 2020 r.
Być może właśnie taki jest cel tej wojny handlowej. Na początku kadencji Donalda Trumpa wielu analityków zwracało uwagę na brak jego doświadczenia i jasnej strategii. Na dobra sprawę nie było wiadomo, czego spodziewać się po 45. prezydencie USA. Ale być może jest on jednak bardziej przewidywalny, niż to się wszystkim wydawało.
Załóżmy, że wielka awantura z Chińczykami jest potrzebna Trumpowi do wykreowania strasznego wroga krwiopijcy. Wykorzystuje w tym celu utrzymujący się od lat niekorzystny bilans handlowy, przy okazji atakując swoich poprzedników – nie tylko Obamę i Clintona, ale także Busha. W tej sytuacji podwyższanie ceł ma chronić amerykański rynek. Wyższe cła na chińskie towary uderzają jednak także w amerykańskich importerów i producentów. Żeby ożywić gospodarkę, trzeba też podnosić stopy procentowe, czyli robić to, co blokuje obecnie szef Fed-u. I tak koło się zamyka.
Piotr Kuczyński, analityk finansowy z wieloletnim doświadczeniem, do niedawna główny ekonomista Xeliona, twierdzi, że nadchodzi spore spowolnienie gospodarcze, które może nawet zwiastować recesję. Podstawowe sygnały – jego zdaniem – to bardzo słabe wyniki makroekonomiczne w Niemczech, Francji i we Włoszech oraz zagrożenie wystąpienia recesji technicznej w Niemczech, co oznaczałoby spadek PKB.
Zdaniem ekonomisty zapowiedzią recesji może być także sytuacja na rynku obligacji w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie – inwersja rentowności obligacji dwuletnich, która jest wyższa niż dziesięcioletnich. „Jednak, po pierwsze, taka inwersja często wyprzedza recesję o wiele miesięcy, czasem nawet o dwa lata. Po drugie zaś, niestandardowe działania banków centralnych tak zniekształciły rynek, że rynek obligacji mógł przestać być miernikiem zmian w gospodarce” – zaznacza.
Jak bardzo Donald Trump dba o własnych wyborców pokazało również – według części ekspertów – odwołanie jego wizyty w Polsce. Oficjalnym powodem decyzji w tej sprawie był huragan Dorian. W przeszłości wielokrotnie Trumpowi wypominano przecież lekceważenie tego typu katastrof, a do tego Floryda, jako swing state (stan o zmiennych preferencjach wyborczych – red.) jest szczególnie ważna w perspektywie walki o wybór na druga kadencję.
Kuczyński ostrzega jednak, że wojny handlowe są najpoważniejszym zagrożeniem dla globalnej gospodarki. Trumpa do boju z Chinami cały czas zagrzewają jednak przychylne mu media, które w tych zmaganiach widzą nie tyle konflikt gospodarczy, co ideologiczny. Amerykańska demokracja walczy przecież z komunizmem o chińskiej charakterystyce – jak określany jest system polityczny w Państwie Środka. Ale jeśli Trump zaostrzy wojnę handlową z Pekinem, a do tego wda się w podobny konflikt z Unią Europejską, to recesji w 2020 r. nie unikniemy.
Ryzyko recesji, w związku z narastającym protekcjonizmem, dostrzegają także Chiny. Ostrzeżenie w takim duchu wystosował minister finansów Liu Kun podczas czerwcowego spotkania grupy G20 w Fukuoce w Japonii. Z kolei Huang Yiping, zastępca dziekana Krajowej Szkoły Rozwoju na Uniwersytecie Pekińskim i były członek chińskiego odpowiednika Rady Polityki Pieniężnej, przestrzegł przed agresywnym luzowaniem polityki pieniężnej, ponieważ takie rozwiązania mogłyby nakręcić inflację i bańki spekulacyjne.
Recesję zapowiada też branża technologiczna, bojąc się, że spór dwóch potęg spowoduje dążenie w kierunku dwóch równoległych internetów – amerykańskiego (z którego sami korzystamy) i chińskiego (oferującego dostęp ponad miliardowi użytkowników). Taki kierunek zmian pokazuje także zerwanie współpracy nad produkcją i wykorzystaniem aplikacji przez koncerny Huawei i Google – nowe telefony chińskiego producenta nie będą mogły korzystać z map i wyszukiwarek amerykańskiego giganta.
Separacja może mieć jeszcze poważniejsze następstwa. Chiny są niemal dominującym producentem metali ziem rzadkich (REE), bez których nie ma mowy o nowoczesnej elektronice. Wykorzystuje się je także przy produkcji samochodów hybrydowych, turbin wiatrowych i innych elementów zielonych technologii. Gdy Trump na początku 2019 r. groził kolejnymi podwyżkami ceł, Xi Jinping odwiedził jeden z zakładów produkujących REE, pokazując, że eskalacja wojny handlowej zagrozi także amerykańskim producentom.
W miarę zaostrzania się kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych może dojść do kolejnej eskalacji wojny handlowej z Chinami. Pekin w niełatwej sytuacji zachowuje jednak względny spokój, biorąc pod uwagę możliwość, że po wyborach w listopadzie 2020 r. Donald Trump nie będzie już prezydentem.