Humanizm
Zagadki umysłu. Możliwe, że Twój przyjaciel to zombie
12 października 2024
Dramat niewolnic seksualnych z okresu II wojny światowej może zmienić sytuację ofiar przemocy seksualnej w toczących się obecnie konfliktach. Ważne, by ich historia przypominała, że taka zbrodnia nie może pozostać bez reakcji. To kwestia godności ofiar i praw człowieka – mówi japoński fotograf Tsukasa Yajima
Japoński fotograf Tsukasa Yajima* postanowił opowiedzieć historię Koreanek, które podczas II wojny światowej były niewolnicami seksualnymi japońskiej armii, eufemistycznie określanymi jako „kobiety do towarzystwa” (jap. ianfu). Według historyków ofiarą haniebnego procederu padło kilkaset tysięcy kobiet z Chin, Filipin, Korei czy Tajwanu. Wiele z nich bało się mówić o tym, co je spotkało – pierwsze relacje ocalałych do opinii publicznej dotarły dopiero w latach 90. Wtedy też część kobiet wystąpiła o odszkodowania, część roszczeń została spełniona, a z ust japońskiego premiera Tomiichi Murayamy w 1994 r. oficjalnie padło słowo „przepraszam”. Wojenne piekło Koreanek nadal pozostaje jednak źródłem wielu kontrowersji. Tsukasa Yajima pracuje dla House of Sharing („Dom Dzielenia się”), instytucji opiekuńczej w Seulu, w której mieszkają kobiety.
EWA DRYJAŃSKA: Co skłoniło cię do zaangażowania się w upamiętnienie dramatu koreańskich niewolnic seksualnych?
TSUKASA YAJIMA*: W czasach szkolnych w Japonii nie miałem szansy na zapoznanie się z tym wątkiem historii. System edukacji do tej pory skupia się na upamiętnieniu narodu jako ofiar wojny – zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, nalotów bombowych na Tokio i cierpień, które sprowadziła na obywateli polityka wojskowego rządu. Niezliczone wspomnienia japońskich żołnierzy zdają się opisywać ich jako ofiary epoki, podczas gdy w ogóle nie odnoszą się one do popełnionych przez nich zbrodni wojennych – masakr cywilów, przemocy seksualnej wobec kobiet, tortur i morderstw dokonanych na jeńcach wojennych.
Było mi trudno uzyskać informację nawet od własnej rodziny. Mój dziadek podczas wojny służył w Chinach. Często prosiłem go, by opowiedział mi o swoich doświadczeniach. Niestety, nie usłyszałem nic o kwestii traktowania cywilów. Postanowiłem zatem odwiedzić miejsca zbrodni wojennych, by dowiedzieć się więcej o ciemnych kartach historii Japonii.
Historia niewolnic seksualnych japońskiej armii zainteresowała mnie, kiedy studiowałem historię na uniwersytecie w Tokio w latach 90., dokładnie w czasie, gdy koreańska ocalała – Hak-Soon Kim – dała publicznie świadectwo w sierpniu 1991 r. Moje zainteresowanie feminizmem i gender też naturalnie pchnęło mnie do tego tematu. Dodatkowo co jakiś czas słyszałem o zbrodniach wojennych japońskiej armii od studentów z Korei, Tajwanu, Chin i krajów Azji Południowo-Wschodniej. Spotkanie tych osób, moich przyjaciół, wywarło ogromny wpływ na moje życie. Często zadaję sobie pytanie: „Czy gdybym nie spędził czasu z tymi ludźmi, dzisiaj byłbym nacjonalistą bez żadnej wiedzy na temat historii…?”.
Po ukończeniu studiów rozpocząłem karierę fotografa. Miałem okazję odwiedzić House of Sharing, biorąc udział w warsztacie dotyczącym kwestii historycznych w relacjach koreańsko-japońskich. W 2003 r. przeprowadziłem się do Korei i rozpocząłem pracę w Domu, gdzie przez trzy lata mieszkałem z ocalałymi i gdzie zrealizowałem fotograficzny projekt „Kobiety do towarzystwa” składający się z ich fotografii.
W 2006 r. zamieszkałem w Berlinie, gdzie również realizowałem różne związane z tym projekty. Po 13-letnim pobycie w Niemczech wróciłem do Korei, by znowu pracować dla House of Sharing.
Przewodniczysz Międzynarodowej Grupie Domu Dzielenia się. Jaka jest twoja motywacja do bycia głosem tych kobiet?
Sprawa ta wiąże się z wieloma kwestiami – procesem dekolonizacji, wysiłkiem na rzecz praw kobiet, porozumieniami politycznymi i upamiętnieniem historycznych wydarzeń poprzez kulturę pamięci. Moim celem jest przygotowanie ścieżki, która zaprowadzi ludzi do dramatu „kobiet do towarzystwa” i umożliwi wyciągnięcie wniosków poprzez poznanie historii, tak jak ma to miejsce w przypadku Holokaustu.
Koreanki są najbardziej znaną grupą, która padła ofiarą niewolnictwa seksualnego ze strony japońskiej armii. Ale były też Chinki, Tajwanki, Filipinki, Holenderki… Były również japońskie „ochotniczki”. Czy one również otrzymały pomoc? Czy także one mogłyby zamieszkać w Domu?
Z tego co mi wiadomo, obecnie jedynie obywatelki Korei Południowej i Tajwanu mają zapewnioną pomoc ze strony swoich państw. Kobiety w innych krajach, włączając w to Japonki – które nie zawsze były „ochotniczkami” – w ogóle nie mają wsparcia ze strony władz. Byłoby dobrze, gdyby Dom mógł przyjmować nie tylko Koreanki, ale również ocalałe z innych krajów Azji. Niestety, pomieści on tylko 10 mieszkanek, więc taki scenariusz jest nierealistyczny.
Uważam, że Japonia powinna wziąć na siebie odpowiedzialność za zaopiekowanie się wszystkimi żyjącymi ocalałymi, bez wykluczania którejkolwiek z nich na podstawie narodowości.
W jaki sposób utworzenie Domu zmieniło sytuację kobiet, które w nim zamieszkały?
Dom, założony w 1992 r. w Seulu, oferuje wiele zajęć, takich jak kurs malowania, kurs języka koreańskiego, kursy tańca i śpiewu czy wycieczki. W 1998 r., po otwarciu Muzeum Niewolnictwa Seksualnego Japońskiego Wojska w Daegu, część mieszkanek zaczęła spotykać się z odwiedzającymi, zarówno z kraju, jak i z zagranicy, opowiadając im o swoim doświadczeniu jako ocalałych. Dzięki temu mogły bezpośrednio apelować o wsparcie dla walki o sprawiedliwość dla pokrzywdzonych. W ten sposób starały się stworzyć kanały komunikacji, tak by społeczeństwo obywatelskie mogło poznać tragiczną historię ianfu.
Która historia lub szczegół najbardziej utkwił w twojej pamięci?
Mam niezliczoną liczbę wspomnień dotyczącą ocalałych. Zgromadziłem je, mieszkając z nimi w Domu w sumie przez cztery lata, dlatego trudno jest mi wybrać jedną. Mogę powiedzieć, że one, tak samo jak my, są tylko ludźmi. Będąc jednym z mieszkańców, mogłem obserwować je z bliska i doświadczyłem wiele rzeczy niedostępnych dla osób z zewnątrz. Dom jest wielką rodziną.
Jakie są oczekiwania ofiar wobec Japonii, koreańskich władz oraz kolejnych pokoleń?
Żądania wobec Japonii obejmują przyznanie, że kobiety zostały zmuszone siłą do bycia niewolnicami seksualnymi przez japońską armię; oficjalne przeprosiny; ujawnienie całej prawdy o zbrodniach; prawnie usankcjonowane odszkodowania dla ocalałych; wzniesienie pomnika dla ofiar; właściwe opisanie zbrodni w podręcznikach do historii; ukaranie winnych.
Jak do tej pory żadne z tych siedmiu żądań nie zostało spełnione przez japońskie władze. Niektórzy byli premierzy Japonii oficjalnie lub nieoficjalnie przeprosili ocalałe, ale jedynie za ból i „trudności”, których musiały doświadczyć w czasie wojny, ale większość z nich nie uznała, że kobiety były ofiarami przemocy. Jedynie przeprosiny z jednoznacznym przyznaniem, że zastosowano wobec nich przemoc, oznaczają prawdziwe „oficjalne” przeprosiny, które ocalałe mogłyby w końcu zaakceptować.
Ocalałe nie są zadowolone również z działań swojego rządu. Niezadowolenie wywołuje przede wszystkim porozumienie zawarte między rządami Korei Południowej i Japonii w grudniu 2015 r. 93-letnia mieszkanka Domu Okseon Lee skrytykowała ówczesny rząd za nieskonsultowanie treści dokumentu z ofiarami przed jego oficjalnym ogłoszeniem. Do dziś powtarza: „To, co prezydent Park zrobiła z japońskim rządem, to tak jakby powiedziała »Premierze Abe, nie musi pan już przepraszać po podpisaniu tej umowy! Wszystko już w porządku«. To, co zrobiła, to absurd!”
Teraz Okseon Lee deklaruje, że chce ufać prezydentowi Mun Dze Inowi, który stwierdził, że porozumienie z 2015 r. nie może być politycznie wystarczającym rozwiązaniem kwestii ocalałych, i zasugerował, że japoński rząd powinien spontanicznie zrobić coś, dzięki czemu doznają one ulgi. Dodatkowo rozwiązał Fundację Pojednania i Uzdrowienia, utworzoną na mocy umowy, za pośrednictwem której wypłacano pewne sumy pieniędzy tym ocalałym, które chciały je otrzymać. Środki te nie miały jednak charakteru usankcjonowanych prawnie odszkodowań.
Obecnie jedynie dwie z sześciu mieszkanek Domu są w stanie spotykać się z odwiedzającymi. Obie kończą swoją opowieść przesłaniem do gości, że rzeczy, które przytrafiły im się w przeszłości, nie mogą się powtórzyć, i że młode pokolenie musi pracować, by zrealizować ten cel.
Część japońskiego społeczeństwa, do której należą też niektórzy wpływowi politycy, zaprzecza odpowiedzialności kraju za zbrodnie wojenne. Czy ci ludzie uważają, że zdradziłeś swoją ojczyznę?
Mój ojciec jest tutaj dobrym przykładem. Jest nacjonalistą, zwolennikiem instytucji cesarza, zaprzecza udokumentowanym wydarzeniom. Według niego ianfu były kobietami, które z jakichś powodów chciały zarobić i „spontanicznie” stały się prostytutkami, więc – w jego opinii – Japonia w ogóle nie jest za to odpowiedzialna. Również jeden z moich kuzynów nazwał mnie „zdrajcą”, gdy przypadkiem spotkaliśmy się na ulicy. Ale w ogóle nie obchodzi mnie to, co o mnie myślą ani jak mnie nazywają. Wolałbym poświęcić czas i energię na upowszechnianie prawdziwej historii ocalałych nie tylko w Japonii, lecz także w innych państwach. Opowiadanie tej historii jest jednym z ich życzeń, pragną, by dzieło to było realizowane także po ich śmierci.
Z jednej strony Japonii zarzuca się, że nie zrozumiała swoich błędów z przeszłości, ale z drugiej pojawiają się oskarżenia, że kraje, które doświadczyły japońskiej okupacji, także traktują ofiary w instrumentalny sposób. Osoby przytaczające taki argument odwołują się do faktu, że w czasie wojny koreańskiej również istniał system zmuszający Koreanki do relacji seksualnych z amerykańskimi i koreańskimi żołnierzami.
Mam na ten temat jednoznaczną opinię – Japonia powinna zmierzyć się z własnymi problemami, które jedynie sama może rozwiązać, tak jak i Korea powinna zmierzyć się ze swoją przeszłością. Ale nie można wykorzystywać przypadków instrumentalizacji do wyrzekania się własnej odpowiedzialności. Każdy powinien odnieść się do głosu ofiar we właściwy sposób. Często słyszę opinie z Japonii: „Dlaczego tylko Japonia? Koreańczycy też tak robili!”. Takie głosy dochodzą nie tylko ze strony rewizjonistów, lecz także polityków lewicy. Obawiam się, że świadomie czy też nieświadomie zinternalizowany nacjonalizm i patriotyzm lewicy mogą być pośrednim poparciem dla stanowiska japońskiego rządu dotyczącego „kobiet do towarzystwa”.
Dla niektórych kwestia ianfu może być jedynie sprawą historyczną dotyczącą tylko krajów bezpośrednio zaangażowanych. Czy można jednak tę kwestię odnieść do obecnych i przyszłych wydarzeń? Czy może ona zmienić sytuację ofiar przemocy seksualnej w toczących się obecnie konfliktach?
Tak. Rada Koreańska – koreańska organizacja pozarządowa zajmująca się kwestią „pocieszycielek” od lat 90. – zaczęła zajmować się kobietami, które padły ofiarą przemocy seksualnej ze strony koreańskiego wojska w czasie wojny wietnamskiej i wojny domowej w Kongo. Problematyka ianfu może być pomocna także dla badaczy zbrodni III Rzeszy w badaniach nad przymusową prostytucją w nazistowskich obozach koncentracyjnych.
Ważne, by dramat „kobiet do towarzystwa” nieustannie pokazywał, że przemoc seksualna wobec kobiet, a także mężczyzn, w czasie wojny jest zbrodnią i nie może zostać pominięta ani pozostać bez odpowiedzi. Czasem w Japonii „głosy sumienia” mówią o konieczności zaakceptowania ciemnych kart historii i pracowania na rzecz poprawy reputacji naszego kraju na arenie międzynarodowej. Za każdym razem, gdy słyszę takie słowa, czuję żal. Według mnie poprawa narodowej reputacji nie może być głównym celem rozwiązywania spornych kwestii historycznych.
Uregulowanie sprawy ocalałych powinno być ważne ze względu na godność ofiar i prawa człowieka. Właściwe rozwiązanie problemów historycznych przyczyniłoby się także do wzmocnienia demokracji w Japonii. Wielu rewizjonistów to potomkowie imperialistów i zbrodniarzy wojennych lub odpowiedzialnych za zbrodnie popełnione na narodzie japońskim. Domaganie się wzięcia odpowiedzialności za sprawę niewolnic seksualnych jest także apelem o pociągnięcie takich osób do odpowiedzialności za zbrodnie popełnione podczas wojny.
*Tsukasa Yajima – Pracował jako fotograf dla jednego z największych japońskich dzienników „Asahi Shimbun”. W latach 2003–2006 zrealizował projekt fotograficzny Comfort Women dla House of Sharing. Kolejne 13 lat pracował jako freelancer w Berlinie. Od 2019 r. ponownie pracuje w Domu Dzielenia się, kierując jego działem międzynarodowym. Zdobywca nagród Days Japan International Photojournalism Award 2004 i nagrody fotograficznej Fundacji EVZ za rok 2010.