Humanizm
Pomoc niewidomym z echolokacją. Tak dźwięk wspiera orientację
13 listopada 2024
Wenecja po raz kolejny znalazła się pod wodą. Wszystko dlatego, że od kilkudziesięciu lat władze nie potrafią zabezpieczyć mieszkańców przed coraz bardziej gwałtownymi pływami Adriatyku
To była druga największa acqua alta (z wł. „wysoka woda”) w historii Wenecji. Pierwsza, ta z 1966 roku, miała 194 cm wysokości. Tegoroczna – 187 cm. Podczas powodzi w ostatnich dniach zginęły dwie osoby. Straty wyceniane są na 1 mld euro. Prawie całe miasto znalazło się pod wodą – zalane zostały sklepy, kościoły, restauracje, mieszkania na parterze. Część mieszkańców została odcięta od prądu, w budynkach wysiadło ogrzewanie. Od wtorku nie działają szkoły, a przez kilka dni nie było gdzie zrobić zakupów. Teraz wszystko powoli wraca do normy.
„Ale to nie jest tak, że fala przyszła i zaraz sobie pójdzie, będzie można posprzątać i jakoś wrócić do codziennego życia. Pływy na Adriatyku mają rytm dobowy. W tej chwili mamy odpływ, ale spodziewamy się, że jutro woda osiągnie wysokość 160 cm. Problem z przypływem zalewającym Wenecję możemy mieć jeszcze przez cały listopad” – mówi Sebastiano Giorgi, wenecjanin i redaktor naczelny polsko-włoskiej „Gazzetta Italia”.
Powodzie w Wenecji to jesienią norma, ale z roku na rok ich częstotliwość wzrasta, a pływy mają bardziej gwałtowny charakter. „Jest to spowodowane m.in. budową podwodnej tamy, która trwa już od wielu lat. Prace nad nią wpłynęły na morfologię kanałów weneckich i teraz woda szybciej podchodzi pod miasto. Skraca się więc czas, w jakim mieszkańcy mogą zareagować w takim przypadku jak mamy teraz” – mówi Sebastiano. Projekt podwodnych zapór, które mają oddzielać Zatokę Wenecką od Morza Adriatyckiego, powstał w latach 80. Nazwano go MOSE, czyli Mojżesz, bo tak jak starotestamentowy prorok system 78 ruchomych zapór miał zatrzymywać fale morskie napierające na miasto.
Projekt zatwierdzono jednak dopiero w 1992 r., a prace wystartowały ponad dekadę później, w 2003. Budowa miała trwać ok. 13 lat. Niestety nie obyło się bez skandali. W 2014 aresztowano 35 osób pod zarzutem korupcji w związku z budową systemu (w tym burmistrza Wenecji, Giorgiego Orsoniego, który miał przyjmować pieniądze na kampanię wyborczą od wykonawcy projektu, firmy Consorzio Venezia Nuova). Budowa znowu się opóźniła. Władze miasta są przekonane, że gdyby MOSE działał, nie doszłoby do tragedii. Kilka dni temu premier Włoch Giuseppe Conte zapowiedział, że system zapór zostanie oddany do użytku w 2021 r.
„To jest projekt eksperymentalny. System zapór został tak skonstruowany, że mają one być podnoszone do góry, gdy istnieje niebezpieczeństwo zalania miasta. Ale nie wiadomo, czy po tylu latach to wszystko zadziała, bo znajdujące się pod wodą zapory zaczynają ulegać korozji” – zaznacza redaktor naczelny „Gazzetta Italia”. Jak dotąd na budowę MOSE wydano ponad 5,5 mld euro, a koszty eksploatacji mają wynosić 100 mln rocznie.
Woda wdarła się do bazyliki św. Marka, zalanych jest kilkadziesiąt kościołów, a także m.in. zabytkowe Galeria Akademii i Pałac Dożów. Na zdjęciach z minionego tygodnia można zobaczyć, jak dziewczynka w ratunkowej kamizelce i ze świecą dymną w dłoni – weneckie dzieło Banksy’ego poświęcone uchodźcom – stoi niemal do pasa zanurzona w wodzie.
„Wszyscy mówią o bazylice św. Marka. Oczywiście, wielka szkoda, bo to piękny zabytek. Ale my mieszkamy w tym mieście. Są ludzie, którym zalało mieszkania. Pralka, lodówka, meble – to wszystko jest do wyrzucenia” – mówi Sebastiano Giorgi. „Chcemy normalnie zrobić zakupy i posłać dzieci do szkoły. Mam nadzieję, że świat w końcu zrozumie, że Wenecja musi zostać uratowana cała, jako miasto, a nie jako zabytek. Nie ma sensu ratować zabytków, jeśli ludzie nie będą mogli tu normalnie mieszkać” – dodaje.
Ofiarom powodzi pomagają między innymi młodzi ludzie z organizacji Venice Calls, która powstała w 2018 roku. Do akcji dołączają też studenci z innych włoskich miast. Nazywają ich „anioły acqua alta”. „Wystarczy się do nich odezwać. Pomagają starszym ludziom wynosić z zalanych mieszkań to, co jeszcze się do czegoś nadaje, włączają się w prace porządkowe. To bardzo piękna akcja ludzi, którzy kochają Wenecję” – podkreśla Sebastiano Giorgi.
Wenecjanie nie kryją, że winą za powódź obarczają władze miasta i kraju, które zbyt opieszale podejmują kroki, by zapobiec cyklicznym powodziom. „My możemy wrócić do normalnego życia, wrócić do pracy i do szkół, ale nie chcemy już więcej udawać, że nic się nie stało. Potrzebujemy deklaracji, że nasze miasto zostanie uratowane” – ciągnie Sebastiano Giorgi. „Kiedy miałem pięć, sześć lat, pomagałem mojej mamie ratować rzeczy ze sklepu, bo przyszła wielka woda. Teraz, 40 lat później mamy taką samą sytuację” – skarży się.
Burmistrz Wenecji Luigi Brugnaro źródła powodzi dopatruje się w zmianach klimatu. Na Facebooka wrzucił zdjęcia z sali, w której kilka minut przed nadejściem przypływu rada miasta głosami prawicowej większości (czyli partii Ligi Północnej, Braci Włochów i Forza Italia) odrzuciła projekt mający na celu przeciwdziałanie zmianom klimatycznym. Brugnaro twierdzi, że w budżecie nie wydzielono środków na żadne konkretne działania – nie usunięto z centrum autobusów diesla, nie zredukowano użycia plastiku. Za taki stan rzeczy wini Lukę Zaię, prezydenta regionu Veneto i członka Ligi Północnej.
Roberto Ciambetti, należący do Ligi szef rady miasta (który podobnie jak Brugnano zamieścił nagranie), odpowiada na zarzuty wobec Zai. Twierdzi, że przez ostatnie lata wydano 965 milionów euro na walkę z zanieczyszczeniem powietrza, które jest ważnym czynnikiem w zmianach klimatu.
Luigi Di Maio, szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zapowiedział, że wyśle listy do włoskich ambasad na świecie z prośbą o zorganizowanie zbiórek pieniędzy na rzecz Wenecji. Otwarte też zostało konto, na które można wpłacać datki dla ofiar powodzi.
„Wenecja jest stolicą kultury, skarbem Europy. Oczekujemy, że władze Włoch i Unii Europejskiej przestaną postrzegać ją jako miasto turystów, a zobaczą ją jako miasto należące do mieszkańców, do nas, wenecjan” – mówi Sebastiano Giorgi.
A na pytanie, czy tragedia, która się wydarzyła, zmobilizuje Europejczyków w podobnym stopniu jak niedawny pożar katedry Notre Dame, odpowiada: „Jesteśmy miastem o międzynarodowej sławie, miastem artystów, malarzy, poetów. Mamy tu muzeum Peggy Guggenheim, mamy biennale sztuki, na którym swoje pawilony wystawiają kraje od Nowej Zelandii przez Polskę po Stany Zjednoczone. Cały świat powinien teraz zapytać włoski rząd, co zamierza zrobić, by uratować Wenecję”.