Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Podczas otwarcia wystawy w rodzinnym mieście – Belgradzie – Abramović wyglądała na zestresowaną. Po serbsku mówiła powoli. Tłumaczyła dziennikarzom, że dawno nie używała tego języka, ale stara się go odświeżyć. „44 lata nie byłam w tej okolicy. To sporo czasu” – stwierdziła
Podczas otwarcia wystawy w rodzinnym mieście – Belgradzie – Abramović wyglądała na zestresowaną. To zupełnie inaczej niż prezentowała się kilka miesięcy wcześniej podczas wernisażu w Toruniu. Wówczas promieniała. Teraz mówiła po serbsku powoli. Tłumaczyła dziennikarzom, że dawno nie używała tego języka, ale stara się go odświeżyć. „44 lata nie byłam w tej okolicy. To sporo czasu” – stwierdziła.
Konferencja prasowa, poprzedzająca otwarcie wystawy, odbyła się o wschodzie słońca we wrześniowy, sobotni poranek. Do belgradzkiego muzeum sztuki współczesnej parły tłumy. Premierę dla VIP-ów, sponsorów i urzędników politycznych, w tym premierki Any Brnabić, zorganizowano poprzedniego wieczoru. To właśnie Brnabić zaprosiła najważniejszą performerkę świata do rodzinnej Serbii.
Belgrad jest ostatnim przystankiem w retrospektywnej, artystycznej trasie 72-letniej Abramović. Wystawa Do czysta (ang. The Cleaner) to zbiór ponad stu prac, które wykonała od lat 70. do początków XXI w. Zawiera nagrania jej najsłynniejszych performance’ów, zdjęcia, instalacje i wczesne obrazy. Retrospektywę pokazano wcześniej w sześciu europejskich miastach. Od 2017 r. odwiedziła m.in. Florencję, Toruń, Helsinki.
Serbska prasa pytała, dlaczego Abramović wróciła dopiero teraz, dlaczego na zaproszenie szefowej rządu, dlaczego budżet przeznaczony na wystawę jest tak wysoki, dlaczego artystka, która „krzyczy, myje kości i patrzy na osła”, zarabia miliony?
„Profesjonalny powrót do Belgradu to dla mnie wielka sprawa” – napisała Abramović w liście otwartym opublikowanym w serbskim magazynie „Nedeljnik”. To manifest, w którym artystka wykłada swoje wartości. „Bez publiczności moja sztuka nie istnieje. Tym samym zapraszam was do wspólnego działania” – pisała. Wspominała też swoją młodość w Belgradzie. Od lat jest ona ważnym elementem jej sztuki. Podpisała list – „z miłością, Marina”.
„Pochodzę z mrocznego miejsca. Z powojennej Jugosławii, okresu od połowy lat 40. po połowę 70. Komunistycznej dyktatury pod wodzą marszałka Tity. (…) Nie zapomnę przestrzeni publicznych – malowano je przybrudzoną zielenią, a nieosłonięte żarówki rzucały szaro-sine światło, które jakby zaciemniało widok. (…) Wszelkie działanie rodziło poczucie ucisku i niejasnego przygnębienia. (…) Podobno we wczesnym dzieciństwie nie lubiłam chodzić. Kiedy babcia wybierała się na rynek, sadzała mnie przy kuchennym stole i tam po powrocie znajdowała” – pisze Abramović w swojej biografii Pokonać mur. Wspomnienia (tłum. M. Hermanowska, A. Bernaczyk).
Córka pary partyzantów, Danicy i Vojina, którzy w komunistycznej Jugosławii byli „czerwoną burżuazją”, w domu rodzinnym dostała solidne wykształcenie, w tym lekcje francuskiego i gry na fortepianie. Za to niewiele czułości, zwłaszcza ze strony matki. Abramović studiowała w akademiach sztuk pięknych w Belgradzie i Zagrzebiu, uczestniczyła w protestach studenckich w 1968 r. Swoje pierwsze performance’y wykonała w latach 70. w Studenckim Centrum Kultury w Belgradzie, otoczona grupą młodych, awangardowych artystów. Tam zaczęła przekraczać granice swojego ciała i zaangażowania publiczności w spektakl, m.in. podczas słynnego Rhythm 5. Leżała wewnątrz drewnianej konstrukcji – pięcioramiennej gwiazdy symbolizującej komunizm. Dla Abramović pentagram to także mistyczny znak związany ze starożytnymi wierzeniami. Podczas performance’u straciła przytomność. Dopiero kiedy ogień zaczął zajmować nogi artystki, publiczność zorientowała się i wyniosła Abramović ze środka konstrukcji.
W byłej Jugosławii jej występy spotykały się z oburzeniem wśród społeczeństwa i mediów. Oskarżano ją o obsceniczność i wyśmiewano.
„Gdybym zwracała uwagę na to, co napisano o mnie i sztuce performance’u w latach70., nie wierzę, że w ogóle chciałabym wyjść z domu, a tym bardziej ruszyć dalej. Kilkadziesiąt lat później byłam w stanie pokazać światu, że performance może być częścią sztuki »głównego nurtu«, jest dla niego miejsce w muzeum i wywołuje czystą (…) energię” – napisała w liście otwartym.
To nawiązanie do performance’u z 2010 r. Artystka obecna (ang. The Artist Is Present) zorganizowanego w MoMA, nowojorskim Muzeum Sztuki Współczesnej. Trwał prawie 700 godzin i przyciągnął setki tysięcy ludzi, którzy siadali naprzeciwko trwającej w bezruchu artystki. Od tego momentu coraz częściej postrzegano ją nie jako awangardzistkę, lecz celebrytkę.
W dniu otwarcia wystawy w Belgradzie Abramović patrzyła z okładek niemal wszystkich serbskich gazet, a porozwieszane w mieście billboardy nachalnie ogłaszały jej powrót. Stołeczne środowisko artystyczne zarzuciło jej, że wróciła ku uciesze i aprobacie rządu, który wykorzystuje artystkę do swojej polityki. Władza udaje, że jest otwarta i prozachodnia, m.in. promując jej wystawę i ją współfinansując, ale nie robi tego bezinteresownie. Sztuka Abramović wpisuje się w prowadzoną przez prezydenta Aleksandra Vučica i premierkę Brnabić nacjonalistyczną politykę, w której demonizują jugosłowiański komunizm.
„Patriotyczne sentymenty Mariny stały się bardzo przydatne” – komentuje Kasja Jerlagić, malarka i artystka konceptualna. „Abramović od niedawna wpisuje się w serbską nacjonalistyczną psychozę” – dodaje.
Rząd z kolei traktuje współpracę z Abramović jako sygnał dla młodych artystów. Chce ich przekonać, że mogą szukać wsparcia w krajowych instytucjach kultury, zamiast wyjeżdżać za granicę. „Po zmianie władzy artysta, który był kiedyś znienawidzony, może zostać świętym i sławnym patriotą. Jest często wykorzystywany przez polityków jako instrument do uprawiania propagandy” – podkreśla Jerlagić.
Z powodu remontu Muzeum Sztuki Współczesnej w Belgradzie było zamknięte przez 10 lat. Przyczyn wlekącej się renowacji modernistycznego budynku było wiele. Firma odpowiedzialna za remont zbankrutowała. Po ciągnących się latami przetargach muzeum został ponownie otwarte w 2017 r.
Stałą ekspozycję schowano do magazynu. Muzeum liczy na to, że wystawa, którą zaplanowano na cztery miesiące, przyciągnie 150 tys. osób, czyli więcej niż odwiedziło instytucję w ciągu całego 2018 r. Wystawa kosztowała sporo ponad milion euro, czyli 150 tys. serbskich dinarów. Prawie 80 tys. dinarów zapłacił rząd. „Pokaz Mariny zmieni wszystko” – powiedział dziennikowi „The New York Times” dyrektor muzeum Slobodan Nakarada. Dzięki wystawie instytucja zyska na prestiżu.
Dunja Blazević uznała wystawę za drogi cyrk ze zbędnymi fanfarami. To dawna koleżanka Abramović, ale dzisiaj nie mają ze sobą kontaktu. Blazević jest jedną z najważniejszych postaci świata kultury na Bałkanach. Zasłynęła jako wieloletnia dyrektorka Muzeum Sztuki Współczesnej w Sarajewie. Kierowała jego odbudową po wojnie. W wywiadzie dla Radia Wolna Europa mówiła, że poprzednia dyrektorka belgradzkiego muzeum zapraszała już Abramović. Miano zaoferować jej niższą stawkę niż obecnie. Zgodnie ze słowami Blazević, Abramović stanowczo ją odrzuciła.
Aleksandra Sitkiewicz, która zajmuje się filozofią i teorią sztuki, twierdzi, że artystka zawsze podkreślała swoje pochodzenie, bałkański charakter i przypominała, co ją ukształtowało.
„Fizyczna obecność w Belgradzie tak naprawdę już tego nie wzmocni. Wcześniej wielokrotnie czuła się odrzucona w ojczyźnie – przez skomplikowane relację rodzinne czy odmowę reprezentowania kraju na Biennale w Wenecji w 1997 roku. To poczucie przenosiła na sztukę i swoje stosunki z byłą Jugosławią” – komentuje filozofka.
Sitkiewicz traktuje powrót Abramović jak pogodzenie się z matką. Trudne relacje i niechęć nie niwelują ogromnego przywiązania i szacunku. Świetnie wyraża to mowa, którą artystka wygłosiła w Belgradzie na pogrzebie matki.
„Dla niej całe życie jest swego rodzaju performance’em. Ważnymi motywami są przekraczanie granic, samooczyszczenie i odpodmiotowienie. Do tej pory poprzez sztukę radziła sobie z samą sobą, mężczyznami, rodziną. Teraz może czas na Serbię” – dodaje Sitkiewicz.
Powrót do Belgradu to kolejny etap przepracowania przez Abramović poczucia obowiązku wobec miejsca urodzenia. To pewien paradoks, bo po raz ostatni artysta był coś winny ojczyźnie w czasach komunizmu, a Abramović wiele razy w swojej sztuce przepracowywała zarówno komunizm, jak poczucie obowiązku.
„Niesamowite, jak dobrze Marina wykorzystuje narrację o »mrocznej epoce«, która bardzo dobrze sprzedaje się na Zachodzie. Komunizm w Jugosławii za czasów Tity znacząco różnił się od tego, który znacie z bloku wschodniego” – twierdzi artysta i teoretyk sztuki z Belgradu Vladimir Miladinović. „Moim zdaniem krytyka komunizmu była przełomowa dla jej sztuki” – zaznacza.
Kurator Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym Sadzie Nebojsa Milenković uważa, że belgradzkie środowisko artystyczne nigdy nie wybaczyło Abramović sukcesu, co odbiło się na samej artystce. „Dlatego zbudowała (…) własną, rodzinną mitologię, którą dała zachodnim mediom i rynkowi sztuki” – pisze w komentarzu na Facebooku. „Nie wybaczono jej również zmiany dyskursu artystycznego, kiedy przekształciła radykalną awangardę i marginalizację społeczną w stopniowe komercjalizowanie swojego wizerunku” – dodaje.
Część artystów uważa jednak, że Abramović, konstruując taką mitologię, zwyczajnie kłamie. A jeśli faktycznie mija się z prawdą?
„To bardzo współczesna tendencja, by oceniać sztukę pod względem moralnym. Artysta w ogóle nie musi być dobrą osobą, żeby jego sztuka była wartościowa i przekraczała granice. W sztuce nie chodzi o to, żeby pokazywać jakieś idee, spełniać oczekiwania, pokazywać prawdę albo robić tak, jak się powinno. Chodzi o samą sztukę. Każde wyjście poza tą myśl może trącić propagandą. Nawet jeśli będzie to wyjście czy powrót w dobrej intencji” – uważa Sitkiewicz.
28 września przed muzeum w Belgradzie stanęła ogromna plenerowa scena. Na wykład otwarty Abramović przyszło ponad 5 tys. osób. Nie wyglądała już ani na zestresowaną, ani na swoje 72 lata. Podczas wykładu powtarzała, że artysta musi być obecny przed publicznością całym sobą w określonym momencie i przestrzeni. Wtedy ich wzajemne energie mają szanse się połączyć i wymienić.
Swój ostatni performance Abramović zapowiedziała jako trzy ceremonie pogrzebowe, które mają odbywać się równolegle w trzech miejscach, gdzie żyła najdłużej – Belgradzie, Amsterdamie i Nowym Jorku. Spłoną wtedy trzy ciała, z których jedno będzie prawdziwe. Z jej koncepcji wynika, że nie dowiemy się, gdzie artystka zostanie pochowana.
„To publiczność wykonuje spektakl” – mówiła Abramović ze sceny ustawionej przed belgradzkim muzeum. Nie ona sama, ale reakcje są kluczową częścią jej powrotu i widowiska. Czyli w rozumieniu Abramović, częścią jej sztuki.