Nauka
Dobrej nocy. Naukowcy odkryli, jak sny pobudzają kreatywność
22 listopada 2024
Wybory prezydenckie i parlamentarne wstrząsnęły Ukrainą. Nowi przywódcy, którzy zmietli starą klasę polityczną, muszą pokazać, że zasłużyli na masowe poparcie
W kwietniu prezydentem został polityczny nowicjusz Wołodymyr Zełenski – aktor, który wcześniej grał rolę prezydenta w satyrycznym serialu „Sługa Narodu”. W przyspieszonych wyborach parlamentarnych, które odbyły się 21 lipca, jego partia Sługa Narodu jako pierwsza w historii Ukraina zdobyła samodzielną większość parlamentarną. Pod koniec sierpnia ma zostać ogłoszony skład rządu. Jak do tej pory nie ma wielu konkretów, kto może się w nim znaleźć, a przede wszystkim, jaką politykę będzie prowadził.
Zełenski i jego partia cały czas korzystają z przywileju bycia nowymi – nie proponują konkretnych rozwiązań, unikają zajmowania zdecydowanych stanowisk, tylko wysyłają bardzo ogólne komunikaty tak, by zadowolić swój podzielony elektorat. Miesiąc miodowy nie potrwa jednak długo. Pełnia władzy oznacza, że każde potknięcie będzie zapisywane na ich konto. Przez różne pomyłki poparcie może zniknąć tak szybko, jak się pojawiło.
Jeśli Zełenski i Sługa Narodu nie wykażą deklarowanej woli politycznej, a Ukraińcy zobaczą, że nie są przeprowadzane gruntowne reformy, to – jak pokazuje historia – przy okazji następnych wyborów Sługa Narodu będzie mogła mieć problemy ze zdobyciem dwucyfrowego rezultatu.
Partia prezydenta Zełenskiego zdobyła ponad połowę mandatów do Rady Najwyższej, parlamentu. Zasiądzie w niej 254 deputowanych ze Sługi Narodu.
Łączna liczba mandatów wynosi teoretycznie 450. Ale z powodu aneksji Krymu przez Rosję i utraty kontroli nad częścią Donbasu, gdzie od 2014 r. toczy się wojna ze wspieranymi przez Rosję separatystami, wybieranych jest tylko 424 deputowanych.
Największym sukcesem prezydenckiej partii były okręgi jednomandatowe. Przed wyborami powszechnie uważano je za źródło problemów dla w większości nikomu nieznanych kandydatów Sługi Narodu, którzy musieli stanąć przeciwko dobrze ugruntowanym politykom. Na Ukrainie wybory odbywają się w systemie mieszanym. 225 parlamentarzystów wybieranych jest z ogólnokrajowych list partyjnych, a 199 z okręgów jednomandatowych. Obawy jednak okazały się niesłuszne, bo w okręgach jednomandatowych aż 130 mandatów przypadło Słudze Narodu. O sześć więcej niż z listy, na którą głosowało 43,16 proc. wyborców (to też najwyższe poparcie w historii niepodległej Ukrainy, czyli od 1991 r.).
Mychajło Minakow jest filozofem polityki i kierownikiem programu badawczego poświęconego Ukrainie w amerykańskim Instytucie Kennana. Zwraca uwagę na ironię losu: to otoczenie byłego prezydenta Petra Poroszenki nie chciało znieść okręgów jednomandatowych. Zełenski zaproponował zmianę do ustawy o wyborach, ale parlament mijającej kadencji nie wniósł jej nawet pod głosowanie.
Solidarność Europejska, partia Poroszenki, otrzymała tylko dwa mandaty w okręgach jednomandatowych. Łącznie zdobyła ich 25 i czwarte miejsce w wyborach. Poza Sługą Narodu, Europejską Solidarność wyprzedziły też prorosyjska Platforma Opozycyjna – Za Życie (43 mandaty) i Batkiwszczyna (26) byłej premier Julii Tymoszenko. Partia Poroszenki wyprzedziła tylko Hołos (20), założoną przez wokalistę zespołu Okean Elzy Swiatosława Wakarczuka.
„W taki sposób sami sobie wymierzyli karę” – dodaje Minakow.
Tym samym doszło do największej w historii zmiany składu parlamentu w historii Ukrainy. Społeczeństwo zmęczone i rozczarowane obietnicami starych polityków zdecydowało wybrać się nowych, nawet jeśli nie było o nich nic wiadomo. Minakowowi przypomina to powieść Roberta Musila Człowiek bez właściwości.
„Większość – nie mówię, że wszyscy – to ludzie, o których nie można powiedzieć nic dobrego ani nic złego” – zauważa Minakow. „Mogliśmy spodziewać się, kto przyjdzie w rezultacie wyborów w 1990 czy 2004 r., ale bardzo trudno stwierdzić, kim są ci ludzie”.
Sługa Narodu prowadziła selekcję kandydatów. Nie brali nikogo, kto był deputowanym.
„Do osób, które znalazły się na liście Sługi Narodu, nie było żadnych zastrzeżeń” – mówi Minakow. „To tak bardzo szarzy i nieznani ludzie, że nie było ich za co krytykować”.
Niemal 80 proc. deputowanych nowej kadencji zasiada w parlamencie po raz pierwszy. Minakow podkreśla jednak, że na Ukrainie każde wybory do parlamentu wprowadzały więcej niż połowę nowych parlamentarzystów.
Jak pisze dziennikarka kanału Hromadske Anastasija Bławatnik, tylko 8,5 proc. z nich ma doświadczenie przy pracy z ustawami (było prawnikami lub adwokatami). Taka sama liczba nowych deputowanych jest zarejestrowana jako bezrobotni. 6,5 proc. pracuje w sektorze oświaty. 5,5 proc. działała we władzach samorządowych, a 5 proc. to pracownicy mediów i blogerzy. Do parlamentu dostali się też celebryci, jak m.in. wspomniany Wakarczuk.
Na Ukrainie pojawiły się nawet opinie, że doszło do wyborczego Majdanu (nawiązania do kijowskich protestów z lat 2004 i 2013, w rezultacie których dochodziło do zmian władzy). Minakow jednak uważa, że to niewłaściwa teoria.
„Najlepsza definicja Majdanu to walka o konstytucyjne wartości przy użyciu niekonstytucyjnych metod czy będących na granicy. W tym przypadku wykorzystano konstytucję” – twierdzi Minakow.
Uważa, że to szansa na wyrwanie się z cyklu, który Ukraina przeszła dwukrotnie – rewolucyjnej zmiany, modernizacji, jej wyczerpywania się i dezorientacji społeczeństwa, która prowadzi do kolejnej próby rewolucyjnej.
Jak mówi politolog Wołodymyr Fesenko, kluczowe będzie nie tyle pojawienie się nowych twarzy, ile rządy jednej partii. Problemem jest jednak to, że Sługa Narodu nie ma konkretnego programu, więc trudno spodziewać się ich najbliższych kroków.
„Wątpię, by zmieniła się polityka zagraniczna” – twierdzi Fesenko. „Jeśli chodzi o zmiany w polityce wewnętrznej, one będą, ale trudno przewidzieć, jakie dokładnie”.
Dlatego, że propozycje padające z otoczenia Zełenskiego wciąż są dosyć ogólnymi ideami, takimi jak walka z korupcją, reform sądownictwa czy gospodarki. Wiele z pomysłów dotyczy usprawnienia niewydolnych instytucji państwowych. Są to wszystko raczej techniczne rozwiązania, które wpłyną na pracę parlamentu czy uporządkują prawo (np. ustawa o impeachmencie). Flagowym przykładem jest promowany przez prezydenta program „Kraj w smartfonie”, który wraz z zakrojoną na szeroką skalą digitalizacją ma zrewolucjonizować korzystanie z usług publicznych, kontakt z urzędnikami, a także umożliwić głosowania przez internet. To wszystko przynajmniej na oficjalnym poziomie pozostaje w fazie konceptualnej.
Wybory były zapewne przetarciem szlaków. Partia Sługa Narodu na początku kampanii uruchomiła system ocen kandydatów. Na stronie można było dać kciuk do góry lub do dołu każdemu ubiegającemu się o mandat deputowanego Rady Najwyższej.
„Szybko okazało się, że w głosowaniu biorą udział nie tylko zwolennicy partii, ale też przeciwnicy. Niektóre z osób, z których partia Zełenskiego nie chciała rezygnować, dostało dużo negatywnych ocen. Wreszcie zrezygnowali z systemu oceniania” – wyjaśnia Fesenko.
Innym pomysłem jest aplikacja Sługa Narodu, która umożliwia wysyłanie listów do deputowanych tej partii w swoim okręgu. Ma to zbliżyć wyborców do polityków i vice versa. Zarejestrowało się w niej ponad 36 tys. użytkowników. Poruszane kwestie dotyczą głównie spraw lokalnych, jak transport miejski, infrastruktura czy problemy z korupcją.
Chociaż program digitalizacji wydaje się mieć szerokie grono zwolenników, to wiąże się on z wieloma problemami, których nowa władza nie porusza – przynajmniej – publicznie. Na przykład jak włączyć do niego emerytów, którzy rzadko kiedy mają smartfony i nie potrafią się nim zręcznie posługiwać.
Jeszcze bardziej problematyczny wydaje się inny sztandarowy projekt – demokracja bezpośrednia. Zełenski i Sługa Narodu chcą wprowadzać rządy za pomocą referendów, powołując się na model szwajcarski, ale jednocześnie wydają się nie zwracać uwagi na doświadczenia brexitu.
„Mam wrażenie, że czasami idea demokracji bezpośredniej jest traktowana przez Zełenskiego i jego otoczenie w taki naiwno-romantyczny sposób” – twierdzi Fesenko.
Skutki mogą być bowiem nieoczekiwane. Tuż po zaprzysiężeniu Zełenskiego pojawiła się elektroniczna petycja na stronie prezydenta Ukrainy. To mechanizm wprowadzony przez Poroszenkę w 2015 r. Jeśli poprze ją nie mniej niż 25 tys. osób, to musi zostać ona rozpatrzona przez władze. Ta petycja była skierowana do prezydenta. Wzywała Zełenskiego, by podał się do dymisji. Zebrała potrzebne poparcie w niecałą dobę. Był to rekord od wprowadzenia elektronicznych petycji. Zełenski odpowiedział na nią i argumentował, że zgodnie z konstytucją nie ma powodów do rezygnacji.
Fesenko zaznacza, że mechanizm referendów może zostać bardzo łatwo wykorzystany do polaryzacji społeczeństwa, a skutki mogą być niespodziewane. Wiele zależy od stawianych pytań i podejmowanych kwestii, ale też od tego, jak rozłoży się dla niej poparcie (wyniki bliskie remisu na pewno będą wywoływały kontrowersje). Nastroje społeczne łatwo mogą rozpalić kwestie dotyczące statusu języka rosyjskiego albo uregulowania wojny w Donbasie, gdzie od 2014 r. zginęło 13 tys. osób, a ponad 30 tys. raniono.
Na rozwiązanie tych wątpliwości nie zostało nowej władzy tak dużo czasu. Według Fesenki do pierwszych problemów i spadków poparcia może dojść przed końcem roku. To z powodu sezonu grzewczego i wysokich opłat za gaz, wodę i elektryczność.
„To będzie dla nich duże wyzwanie” – twierdzi Fesenko. „Wewnątrz otoczenia Zełenskiego nie ma konsensusu w sprawie wielu kwestii”.
Czy nowa władza poradzi sobie z tymi problemami, a przede wszystkim jak będzie chciała je rozwiązać? Wciąż pozostaje to zagadką. Ukraińcy pokładają wielkie nadzieje w Zełenskim i jego partii, ale to szybko może się zmienić.
„Wysokie poparcie szybko znika. W naszej historii dotyczyło to wszystkich prezydentów bez wyjątku” – mówi Fesenko. „Zaczynali je tracić w ciągu pół roku od wybrania na posadę prezydenta. Po roku spadki były już znaczące”.
Minakow jednak podkreśla, że nowa władza deklaruje wolę polityczną do przeprowadzenia zmian. Dlatego jest gotowy dać im kredyt zaufania na rok i poczekać na rezultaty ich działań.
„Partia Sługa Narodu obiecuje, że będzie trzymała się z dala od politycznej korupcji, więc sprawdźmy to” – mówi. Dotrzymanie tej akurat obietnicy byłoby – jak poucza historia 28 lat niepodległej Ukrainy – niesamowitym osiągnięciem.