Nauka
Uczenie się wymaga synergii. Tak wpływa na nie dopamina i serotonina
03 grudnia 2024
Luna potrzebowała natychmiastowego zabiegu. Jej stan był na tyle dramatyczny, że po ustaleniu tożsamości mężczyzny szybko wytyczono mu proces
Kilka wyroków w sprawach poszkodowanych czworonogów z ostatnich lat umocniło prawodawstwo na rzecz zwierząt. W maju włoskie media żyły finałem rozprawy 42-letniego właściciela psa z Modeny, oskarżonego o znęcanie się nad zwierzętami. Mężczyzna odmawiał leczenia suczki Luny, mimo wyraźnego owrzodzenia ciała zwierzęcia.
Właściciel był kilkakrotnie upominany przez sąsiadów, ale mimo to nie zdecydował się zabrać psa do weterynarza i zapewnić mu odpowiedniego leczenia lub bezbolesnej śmierci. Ostatecznie błąkającą się suczkę znaleźli ochotnicy z modeńskiego schroniska dla zwierząt. O sprawie poinformowali policję. Luna potrzebowała natychmiastowego zabiegu. Jej stan był na tyle dramatyczny, że po ustaleniu tożsamości mężczyzny szybko wytyczono mu proces.
Boloński sąd administracyjny orzekł, że brak kuracji doprowadził do poważnych cierpień Luny. Najważniejszym ustaleniem sądu niższej instancji było określenie bezczynności właściciela psa jako „umyślnego zaniedbania”. To właśnie kwestię umyślności podważał obrońca oskarżonego, twierdząc, że właściciel nie chciał, by Lunie stała się krzywda.
Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Ten podtrzymał wyrok bolońskiego sądu i wymierzył właścicielowi karę grzywny o rekordowej wysokości – 10 tys. euro za odmowę leczenia psa.
Jak wynika z relacji lokalnego wydania dziennika „Corriere della Sera”, w uzasadnieniu sąd podkreślił, że właściciel nie może zapominać o leczeniu psa, bo jest to forma przemocy wobec zwierząt, za którą grożą przewidziane sankcje.
We Włoszech obowiązuje przepis zabraniający porzucenia zwierzęcia, gdy narażone jest ono na „ciężkie cierpienia”. Najwyższą karą w obliczu takiej sytuacji jest właśnie 10 tys. euro.
Oprócz sporej grzywny właściciel Luny będzie musiał zapłacić 2,5 tys. euro na rzecz stowarzyszenia obrońców praw zwierząt.
To nie pierwszy raz, gdy włoski sąd staje po stronie „braci mniejszych”. W 2017 r. wykładowczyni rzymskiego uniwersytetu La Sapienza wygrała sprawę z pracodawcą. Gdy jej pies zachorował, uczelnia odmówiła kobiecie urlopu z powodu „poważnych lub rodzinnych powodów”.
Sędzia uznał wtedy, że uniwersytet powinien to zrobić, gdyż pies jest pewnego rodzaju członkiem rodziny. Poza tym, zostawienie 12-letniej Cuccioli bez opieki naraziłoby ją na cierpienie – za co grozi wspomniana grzywna 10 tys. euro.
Podobne przepisy przydałyby się w Polsce, gdzie prawo nie nakłada na właścicieli czworonogów ustawowego przymusu leczenia zwierzęcia w przypadku choroby. Polscy obrońcy ich praw operują jedynie „zakazem znęcania się nad zwierzętami” wynikającym z ustawy.
Zawarte w niej zapisy informują, że zwierzę, które doznało znęcania, może być czasowo odebrane właścicielowi lub opiekunowi na podstawie decyzji wójta (burmistrza, prezydenta miasta), właściwego ze względu na miejsce pobytu zwierzęcia. Wójt następnie, w przypadku zwierząt domowych, przekazuje je do schroniska, w przypadku zwierząt gospodarskich zaś, wskazanemu przez siebie gospodarstwu rolnemu.
Ustawodawca w definicji „znęcania się” nie umieścił „odmowy leczenia”, choć uznaje za znęcanie się m.in. porzucenie, bicie, a także zaniedbywanie zwierzęcia.
Źródła: Corriere della Sera, Guardian, PAP