Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Gdyby klęska żywiołowa lub wojna miały dopaść nas dzisiaj, mam w domu kawę, popcorn i jogurt. Co przyda się najbardziej?
Szwajcarzy poczuli się ostatnio poruszeni, gdy rząd ogłosił, że zastanawia się nad sklasyfikowaniem kawy jako towaru, który nie jest konieczny dla przetrwania gatunku ludzkiego. W ocenie rządzących kofeinowy napój nie ma prawie żadnych kalorii ani składników odżywczych. Państwo zaczęło przechowywać kawę w okresie międzywojennym, w perspektywie ewentualnej klęski i przez lata kontynuowało jej magazynowanie. Zapowiadane zmiany, które miałyby obowiązywać od 2022 r., oznaczałyby, że awaryjnych zapasów kawy wystarczy Szwajcarom tylko na trzy miesiące życia w postapokaliptycznym świecie.
Ale pomijając kwestię kawy, Szwajcaria na awaryjne sytuacje jest jednak całkiem nieźle przygotowana. Od lat magazynuje np. karmę dla zwierząt, cukier czy ryż. Nie należy do NATO, za to od lat buduje schrony, które dla Szwajcarów są niemalże częścią tożsamości. Prawo do schronu jest nawet zagwarantowane w tamtejszej konstytucji, która mówi, że właściciele nowych bloków są zobowiązani do zapewnienia mieszkańcom także i bunkra.
300 tys. schronów zaprojektowano tak, by były w stanie wytrzymać atak jądrowy. Dziś niektóre zostały przekształcone w hipsterskie hotele, wytwórnie sera, rodzinne schowki i piwniczki na wino. Najważniejsze, że mogą pomieścić więcej ludzi, niż Szwajcaria ma obywateli.
Z kolei szwedzki rząd pod koniec ubiegłego roku wydrukował 20-stronicowe ulotki instruujące, jak Szwedzi mają sobie poradzić w perspektywie zagrożenia. Broszurki zachęcają do przygotowywania domowych zapasów wody i jedzenia, pouczają, że higiena jest istotna podczas kryzysu, by zapobiec infekcjom, opisują także różne rodzaje samolotów bojowych, sugerując obywatelom, by rządowe porady potraktowali poważnie.
„Kilka lat temu kampania mogła zostać wyśmiana jako 20-stronicowy przewodnik, finansowany przez podatników dla preppersów, którzy zawsze przygotowują się na koniec świata. W dzisiejszych czasach nie jest już jednak jakąś śmiesznostką” – skomentował dziennik „The Washington Post”.
Preppersi, czyli ludzie przygotowani na kryzysowe sytuacje, zaczynając od braku wody czy gazu na wojnie i klęskach żywiołowych kończąc, nie liczą, że rząd pomoże im w przypadku zagrożenia. „Mamy w mieszkaniu ok. 30 litrów wody niegazowanej w butelkach. To jest minimum na parę dni dla kilku osób. Już nieraz zdarzało się, że przez dzień czy dwa z powodu awarii nie było wody i teraz już nikt nie patrzy na mnie jak na dziwaka” – mówi „Holistic News” preppers z Warszawy, który chce pozostać anonimowy.
„Gdyby zabrakło prądu, mam źródła światła: latarki, zapasowe baterie, naładowany duży powerbank czy nawet akumulator. Jeśli chodzi o jedzenie, to oczywiście zapas konserw, batoniki czy masło orzechowe. Jedną z najważniejszych rzeczy jest plecak, nazywany »plecakiem ucieczkowym«. Mam w nim rzeczy pozwalające na przeżycie, gdybym musiał nagle opuścić dom, np. śpiwór, kurtkę, rację żywnościową, apteczkę” – tłumaczy.
„Świat, w którym żyjemy, jest bardzo kruchy, a znane nam życie może się łatwo rozsypać. Najważniejsza jest sama wiedza, jak postępować w razie katastrofy, a nie sprzęt – na przykład, co można jeść w lesie, jakie jagody czy robaki, a także znajomość topografii, aby orientować się którędy uciec z miasta” – dodaje.
Źródła: Washington Post, Guardian