Humanizm
Hulaj dusza, piekła nie ma. Zetki, influencerzy i pieniądze
16 listopada 2024
Amerykanie i talibowie podpisali długo wyczekiwane porozumienie pokojowe. To jednak nie koniec wojny w Afganistanie, a zaledwie początek długich i trudnych negocjacji. Wciąż nie wiadomo, jaki będzie ich rezultat
Pomimo ogromnych nadziei szansa na zakończenie wojny w Afganistanie, która pojawiła się w sobotę, jest bardzo niepewna. Niemal od razu po podpisaniu porozumienia pokojowego między Stanami Zjednoczonymi a talibami dalsze negocjacje stanęły pod znakiem zapytania, a po kilku dniach względnego spokoju walki znowu przybierają na sile.
Po 18 miesiącach negocjacji i prawie 20 latach wojny Stany Zjednoczone i talibowie w stolicy Kataru, Dosze, podpisali umowę, która ma być istotnym krokiem na drodze do zaprowadzenia pokoju w Afganistanie. Dokument przewiduje, że USA i pozostałe państwa NATO, w tym Polska, w ciągu 14 miesięcy wycofają swoje wojska z Afganistanu.
Obecnie stacjonuje tam ok. 12 tysięcy amerykańskich żołnierzy. W ciągu 135 dni Amerykanie mają zredukować kontyngent do 8,6 tys. wojskowych, a swoją obecność zbrojną stopniowo mają redukować także inni sojusznicy Waszyngtonu.
Prezydent USA Donald Trump podczas wystąpienia w Białym Domu podkreślił, że Afganistan był „długą i trudną podróżą”. „Nastał czas, byśmy po tych wszystkich latach zabrali naszych ludzi do domu” – dodał.
Jak dotąd, w Afganistanie zginęło 3,5 tys. żołnierzy międzynarodowej koalicji, z czego ponad 2,4 tys. stanowią Amerykanie. Siły międzynarodowe stacjonują tu od czasu inwazji w 2001 r., przeprowadzonej po zamachach terrorystycznych z 11 września zorganizowanych przez Al-Kaidę. Jej przywódca Osama bin Laden przebywał wówczas w Afganistanie, a rządzący krajem talibowie nie zgodzili się wydać go Amerykanom.
W ostatnich latach Waszyngton coraz bardziej angażował się w wynegocjowanie i podpisanie porozumienia. Donaldowi Trumpowi zależało na ogłoszeniu sukcesu przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. Proces pokojowy zapewne będzie prezentowany jako jedno z kluczowych osiągnięć w polityce zagranicznej obecnego prezydenta, oprócz rozbicia tzw. kalifatu Państwa Islamskiego (ISIS) w Iraku i Syrii.
W obu przypadkach sukces może się okazać na wyrost. W Afganistanie proces pokojowy dopiero się rozpoczyna, ale już na samym początku może utknąć w martwym punkcie. Natomiast Państwo Islamskie, które utraciło terytoria nie tylko na Bliskim Wschodzie, lecz także w Afganistanie i innych krajach, wciąż dysponuje tysiącami członków, strukturami i siatką powiązań w wielu miejscach na całym świecie.
Talibowie w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi zobowiązali się, że na kontrolowanych przez nich terytoriach nie będą mogły funkcjonować organizacje ekstremistyczne takie jak Al-Kaida. „Naprawdę wierzę, że talibowie chcą zrobić coś, by pokazać, że nie marnujemy tu wszyscy czasu” – powiedział Trump. „Ale jeśli wydarzą się złe rzeczy, wrócimy z siłą, jakiej nikt nigdy nie widział” – zaznaczył.
Do tej pory rozmowy pokojowe były prowadzone bez udziału afgańskich władz. Talibowie kontrolują obecnie największe terytorium od czasu amerykańskiej interwencji w 2001 r. Społeczność międzynarodowa liczy jednak, że po podpisaniu porozumienia w Dosze rozpocznie się wewnątrzafgański dialog, który doprowadzi do ostatecznego zakończenia konfliktu.
Jednym z punktów zawartej w Katarze umowy jest wymiana więźniów. Przewiduje ona, że talibowie mają wypuścić na wolność tysiąc osób, a afgańskie władze – 5 tys. Zapisy te wywołały jednak sprzeciw Kabulu. Prezydent Afganistanu Aszraf Ghani dzień po spotkaniu w Dosze oświadczył, że jego administracja nie zgadza się na takie warunki.
„Afgański rząd nie zobowiązał się do uwolnienia 5 tys. talibańskich więźniów” – stwierdził Ghani podczas konferencji prasowej w Kabulu. „Podejmowanie tego typu decyzji nie należy do Stanów Zjednoczonych
– ten kraj jest tylko moderatorem rozmów” – dodał.
W rozmowie z CNN Ghani zaznaczył, że Trump nie prosił go o uwolnienie więźniów. Z kolei talibowie, po podpisaniu porozumienia, poinformowali, że dialog z rządem w Kabulu rozpocznie się 10 marca, po tym jak z więzień zostaną wypuszczeni wszyscy bojownicy.
Kolejnym problemem jest porozumienie w sprawie ograniczenia przemocy. Jego rezultaty są jak na razie mieszane. Przyniosło ono wprawdzie pewne uspokojenie sytuacji, ale nie wygasiło wszystkich walk – w starciach od soboty zginęło ponad 20 żołnierzy i kilkunastu cywilów. Pomimo to władze zadeklarowały gotowość deeskalacji aż do całkowitego zawieszenia broni. Talibowie ogłosili jednak, że po upływie tygodnia wznowią działania zbrojne przeciwko siłom rządowym.
Od 2009 r., czyli od czasu gdy ONZ prowadzi statystyki, w Afganistanie zginęło lub odniosło rany ponad 100 tys. cywilów.
Niewykluczone, że porozumienie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i talibami, którego wynegocjowanie zajęło półtora roku, było najprostszym etapem w procesie pokojowym. Choć wielu Afgańczyków z radością wita perspektywę zakończenia wieloletniej wojny, to do podpisanych porozumień trudno podchodzić bez dużej dozy ostrożności.
Nawet jeśli walki ustaną, a międzynarodowe siły wycofają się z Afganistanu, to przyczyną kolejnego konfliktu może się stać kwestia podziału władzy. Talibowie mogą bowiem wycofać się z dialogu, gdy rząd w Kabulu straci zagraniczny parasol ochronny, i spróbować przejąć władzę siłą. A gdyby tak się stało, Afganistan wszedłby w kolejny etap brutalnej wojny.